Uparty wobec gór, życzliwy wobec ludzi. Dokonał w Himalajach wielkich rzeczy, chociaż na początku drogi nikt na niego nie stawiał. Drugi, po Reinholdzie Messnerze, zdobywca wszystkich ośmiotysięczników. Przez przyjaciół nazywany "Jurkiem" albo… "Majorem Golonko" (przez słabość do tego przysmaku). Jego himalajska epopeja rozpoczęła się i zakończyła na Lhotse. Mijaja 33 lata od śmierci jednego z najwybitniejszych himalaistów w historii.
21 sierpnia 1989 roku. Na lotnisku Okęcie tłum podróżnych. Wśród nich Jerzy Kukuczka. Zdobywca wszystkich, czternastu ośmiotysięczników. "Był numerem jeden w światowym himalaizmie w latach 80." – mówił o nim Andrzej Paczkowski, wieloletni prezes Polskiego Związku Alpinizmu. Kukuczka skompletował dwa lata wcześniej Koronę Himalajów i Karakorum i mógłby dyskontować sukces. Odwiedzać szkoły, zakłady pracy, przecinać wstęgi i otwierać nowe osiedla na Śląsku. Spędzać więcej czasu z rodziną. Albo wzorem Reinholda Messnera, pierwszego zdobywcy wszystkich ośmiotysięczników, planować kolejne wyprawy już tylko w roli kierownika. Nie potrafił. "Dlaczego kończyć, skoro tak dobrze idzie?" – pytał z uśmiechem przed ostatnią, zakończoną tragicznie, wyprawą.
Andrzej Zawada: – Jurek, za chwilę odlatujesz do Nepalu na swoją kolejną, wielką wyprawę. Powiedz mi, tym razem to południowa ściana Lhotse. Dlaczego akurat tam się wybierasz?
Jerzy Kukuczka: – Z Lhotse spotkałem się po raz pierwszy w 1979 roku. Był to mój pierwszy ośmiotysięcznik. Wtedy zdobywałem go drogą normalną. Ale już wtedy wiele się mówiło o południowej ścianie. Dlaczego Lhotse i dlaczego południowa ściana? Bo jest do tej pory niezdobyta. Mimo wielokrotnych prób.
– To będzie ósma próba...
– Ósma poważna. Ale było ich wiele. W zasadzie co roku są próby "zrobienia" tej ściany. Od 1975. Najsłynniejsze nazwiska, najsłynniejsze gwiazdy himalaizmu... Najbardziej zaawansowana była ósma próba. Ja też chcę się zmierzyć z tą ścianą.
– Trzy razy próbowali Polacy.
– Tak, teraz będzie czwarty raz. Ściana ma 3,5 kilometra, a Lhotse – 8511 metrów. W czym tkwi cała trudność góry? W tym, że największe trudności techniczne są powyżej 8000 metrów. Czyli tam, gdzie na innych górach teren już zaczyna się kłaść. Tlenu jest najmniej, a trzeba włożyć największy wysiłek we wspinanie. Ta ściana mnie pociąga. Po prostu przychodzi moment, gdy człowiek ma dość cywilizacji, miasta i jedzie w góry. Czasami są to góry trochę bliższe – Tatry i Alpy. Ja ostatnio jeżdżę w Himalaje…
Bardzo chciałbym zdobyć tę górę, bardzo chciałbym zdobyć tę ścianę, bo w końcu Lhotse jest moim pierwszym ośmiotysięcznikiem, na którym stanąłem. Już raz byłem na południowej ścianie, doszedłem do wysokości 8100 metrów. Niestety, na drodze stanęła bariera skalna, bardzo trudna technicznie.
– Słuchaj, zdobyłeś już 14 ośmiotysięczników. W swoim życiu nie każdy alpinista może się czymś takim pochwalić. Jest tylko dwóch na świecie: Messner i ty. W zasadzie mógłbyś na tym zakończyć swoją karierę. Powiedz mi, dlaczego znów wybierasz się na tak trudną górę, na południową ścianę Lhotse?
– A dlaczego kończyć, skoro tak dobrze idzie?
– Masz rację.
– Nigdy nie określałem czasu, kiedy mam kończyć karierę. Nie wyobrażam sobie nagłego zerwania z górami. Góry nadal mnie bawią. Nadal pociąga mnie wyczyn sportowy, a przede wszystkim nieprzetarte szlaki. W Himalajach jest jeszcze wiele problemów sportowych, które można rozwiązać.
W 1989 roku Kukuczka był wielką postacią światowego himalaizmu, ale jeszcze dekadę wcześniej nikt nie stawiał, że dokona w najwyższych górach rzeczy tak niezwykłych. Że będzie walczył z Messnerem o Koronę Himalajów i Karakorum. Że większość wejść będzie miała miejsce albo zimą, albo nowymi drogami. Długo musiał czekać na pierwszy wyjazd i pierwsze wejście na ośmiotysięcznik. Gdy 4 października 1979 roku stanął na szczycie Lhotse, Messner miał już siedem udanych ataków (w tym dwukrotnie na Nanga Parbat). Wanda Rutkiewicz mogła się z kolei pochwalić, że jako pierwsza Polka i trzecia kobieta zdobyła Mount Everest, a koledzy Kukuczki – pod kierownictwem Andrzeja Zawady – szykowali się do zimowej wyprawy na najwyższą górę świata.
Himalaje wymarzone, ale zamknięte
Do Kukuczki w latach 70. przylgnęła opinia, że nie radzi sobie na dużych wysokościach. Podczas wyprawy na Alaskę, doznał poważnych odmrożeń. Zanim zdążył wrócić do kraju, w środowisku alpinistów już krążyły plotki, że jest słaby, że zawiódł, że konieczna będzie amputacja stopy (ostatecznie skończyło się "tylko" odcięciem dużego palca). Gdy wrócił do zdrowia omijały go zaproszenia na polskie wyprawy w Himalaje. Zrozumiał, że musi sam utorować sobie drogę. Udało mu się to częściowo podczas wyjazdów w Alpy oraz Hindukusz. Mimo wszystko na pierwszy ośmiotysięcznik musiał czekać aż do 1979 roku.
"Wyprawa na Lhotse... Proponując mi w niej udział Klub Gliwicki jakby przymykał oczy na wszystkie moje dotychczasowe problemy w górach wysokich. To przecież właśnie Adam Bilczewski czy Janusz Baranek najlepiej wiedzieli o tym, że na Alasce nie bardzo się sprawdziłem, bo "sieknęła" mnie tam choroba wysokościowa już na pięciu tysiącach metrów. Wiedzą, bo byli przy tym. A jednak pamiętali o mnie" – wspominał Kukuczka w książce "Mój pionowy świat, czyli 14x8000 metrów".
Po zdobyciu Lhotse otworzyły się przed nim wreszcie drzwi. Szybko. Już następnego dnia po powrocie do kraju zadzwonił Andrzej Zawada, aby dołączył do zimowej wyprawy na Mount Everest. To polski pomysł. Skoro nasi alpiniści nie mogli uczestniczyć w latach 50. i 60. w pierwszych wejściach na ośmiotysięczniki, to muszą się zapisać w historii w inny sposób. Dokonać wejść zimą, gdy jest jeszcze trudniej – panują niskie temperatury, wieje mocniejszy wiatr i nawet warunki w bazie, miejscu odpoczynku, są mało komfortowe. Z powodu zbliżających się narodzin syna musiał odmówić, ale zostawił sobie furtkę na wypadek, gdyby do skutku doszła letnia wyprawa. I rzeczywiście, w maju 1980 roku staje na szczycie Everestu. Ale chociaż wchodzi nową drogą, to ten wyczyn nie ma szans się przebić. Wszyscy żyją jeszcze sukcesem Krzysztofa Wielickiego i Leszka Cichego, pierwszych zimowych zdobywców Everestu. "Blado" wypada też na tle Messnera, który w sierpniu zaatakował górę solo.
Ten moment wisiał nade mną cały czas. Wiedziałem przecież, że Reinhold jest na Makalu, że ma zezwolenie na Lhotse. (...) Czekałem na tę wiadomość, ale teraz, kiedy nadeszła, mimo wszystko robi mi się smutno. Jednak on jest tym pierwszym. Równocześnie odczuwam w sobie odcień pewnej ulgi. Wreszcie ta wrzawa wokół naszego wyścigu się skończyła.
Ośmiotysięcznik wart... sześć kominów
Włoch, według polskich himalaistów, miał łatwiej. Mógł liczyć na wsparcie sponsorów (gotówka i lepszej jakości sprzęt), nie miał też żadnych przeszkód formalnych w zdobyciu paszportu i podróżowaniu po świecie. A Kukuczka na każdą wyprawę musiał zapracować. Najbardziej dochodowe okazało się malowanie kominów. Głównie na Śląsku. Średnio każdy wyjazd w wysokie góry kosztował milion złotych. By go uzbierać, trzeba było pomalować 5-6 kominów. Gdy Messner któregoś razu poskarżył się w wywiadzie, że Polacy mogą liczyć na dotacje państwowe, a on nie, Kukuczka pokazał przed kamerą spracowane ręce mówiąc, że tak zarabia na Himalaje...
Chyba nikt nie wskaże, kto wymyślił wyścig Kukuczki i Messnera po Koronę Himalajów i Karakorum, ani kiedy się zaczął. Zwłaszcza, że Włoch porzucił w pewnym momencie zdobywanie kolejnych ośmiotysięczników na rzecz Korony Ziemi (najwyższe szczyty wszystkich kontynentów). Kilka razy spotkali się w górach. Choćby latem 1982 roku, gdy Kukuczka i Wojciech Kurtyka schodzili po zdobyciu Broad Peaku ("nielegalnie", bo bez pozwolenia), a Messner był w drodze na szczyt. Oczywiście żaden z nich nigdy nie przyznał, że rywalizują. Twierdzili, że to wymysł mediów. Tyle oficjalnie, bo w 1984 roku "wyścig" wyraźnie przyspieszył. Kukuczka potrzebował niewiele ponad pół roku, aby w 1985 roku stanąć na szczytach trzech ośmiotysięczników! Przez moment uwierzył, że może być numerem jeden. Krótko. Rok później Messner zdobył Lhotse i zamknął projekt "Korona Himalajów i Karakorum". To był jego ostatni krok na szczycie ośmiotysięcznika – taką obietnicę złożył matce.
"Nie jesteś drugi, jesteś wielki"
Wiadomość o sukcesie Messnera dotarła do Kukuczki w bazie pod Manaslu – 12. ośmiotysięczniku, który próbował zdobyć. Od kilku tygodni walczył uparcie z górą, ale przegrywał z powodu niesprzyjającej pogody. "Ten moment wisiał nade mną cały czas. Wiedziałem przecież, że Reinhold jest na Makalu, że ma zezwolenie na Lhotse. Wiedziałem, że nie będzie miał żadnych problemów z przenoszeniem się, bo w takich sytuacjach korzysta z helikoptera. (...) Czekałem na tę wiadomość, ale teraz, kiedy nadeszła, mimo wszystko robi mi się smutno. Jednak on jest tym pierwszym. Równocześnie odczuwam w sobie odcień pewnej ulgi. Wreszcie ta wrzawa wokół naszego wyścigu się skończyła" – napisał Kukuczka w pamiętniku ("Mój pionowy świat, czyli 14x8000 metrów"). W tym momencie mógłby odpuścić, zwolnić, ale to nie w jego stylu. Dwanaście miesięcy później też mógł się pochwalić kompletem ośmiotysięczników. Messner wysłał telegram: "Nie jesteś drugi, jesteś wielki".
Wyścig na południową ścianę Lhotse
Myliłby się ten, który twierdziłby, że to zakończyło ich rywalizację. Chęć pokazania, kto jest lepszy, kto jest prawdziwym numerem jeden z Himalajach, wróciła w 1989 roku. Miejscem rywalizacji miało być Lhotse, pierwszy ośmiotysięcznik Kukuczki i ostatni Messnera, a dokładnie południowa ściana.
Kukuczka już raz próbował. W 1985 roku, po ekspresowym zdobyciu trzech ośmiotysięczników, zdecydował się na jeszcze jedną wyprawę, wspólnie m.in. z Arturem Hajzerem i Krzysztofem Wielickim. Celem była południowa ściana Lhotse. Pierwsze wrażenie himalaistów na jej widok? Zwykle albo przekleństwo, albo niemy podziw jak u dziecka. Próbowało wcześniej wielu, ale bez sukcesu. Polakom też się nie udało. Poddali się na wysokości 8100 metrów. Kukuczka nie obraził się, tylko odłożył marzenia na później.
Lhotse pojawi się znów w jego życiu cztery lata później. Głównie za sprawą Messnera. Włoch, już nie jako wspinacz, ale lider, zorganizował wyprawę, która miała rozwiązać jeden z "największych problemów himalaizmu". Zaprosił największe światowe sławy. Najlepszych z najlepszych. Kukuczka wydawał się naturalnym wyborem. Zabrakło jednak dla niego miejsca. "Nie pomyślałem o nim. To była prywatna ekspedycja, mogłem zaprosić, kogo chciałem" – tłumaczył Messner ("Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście"). Zamiast niego Włoch zaprosił Wielickiego, który mógł sobie wybrać partnera. "Dla mnie naturalnym kandydatem był Artur (Hajzer), z którym najwyżej doszedłem w 1987 roku" – wyjaśnił po latach w wywiadzie-rzece "Mój wybór".
Pokonać Messnera
Międzynarodowe sławy himalaizmu szybko rzuciły "biały ręcznik". Było mnóstwo pomysłów, jak pokonać południową ścianę, ale brakowało "determinacji zespołu, który miałby wspólnie osiągnąć cel, bo każdy ciągnął w swoją stronę" (Krzysztof Wielicki "Mój wybór"). Reakcja Kukuczki na niepowodzenie wyprawy Messnera była natychmiastowa – jeszcze w tym samym roku chce zaatakować południową ścianę Lhotse. Tylko z kim...
W Polsce nikt nie miał głowy do takiej wyprawy. Środowisko żyło tragedią u podnóża Mount Everestu. Po zdobyciu góry, podczas zejścia do bazy, lawina porwała "kwiat polskiego himalaizmu". Zginęli Zygmunt Andrzej Heinrich, Wacław Otręba, Mirosław Dąsal i Mirosław Gardzielewski. Następnego dnia, wskutek obrażeń, zmarł jeszcze Eugeniusz Chrobak. Ocalał jedynie Andrzej Marciniak, który przez kilka dni czekał na pomoc. Brawurową akcję ratunkową zorganizował Hajzer. Brawurową, bo sprawa otarła się o Króla Nepalu i władze Chin. Marciniaka udało się uratować.
Kto miał w tej sytuacji głowę i serce, aby dołączyć do Kukuczki? Hajzer był zmęczony akcją ratunkową pod Everestem i trzema nieudanymi próbami na południowej ściany Lhotse. Gdy odmawiali kolejni partnerzy, Kukuczka zaczął się zastanawiać, czy nie odłożyć ambitnych planów. "Wszelkie racjonalne przesłanki mówiły to samo: spokojnie, zrób wyprawę na drugi rok. Czułem jednak, że muszę to zrobić teraz" – napisał w pamiętniku.
Dlaczego Lhotse? Mi nie wystarczy tylko być w górach (…) Deptanie po starych szlakach nigdy mnie nie bawiło. Dlatego zawsze szukałem czegoś nowego, zawsze pociągało mnie to nieznane.
"Jak mogłeś pozwolić, żeby on odpadł od tej ściany?!"
Na wyjazd namówił między innymi Ryszarda Pawłowskiego. Już pod ścianą Lhotse rezygnowali kolejni uczestnicy. Ale Pawłowski został i z Kukuczką miał zaatakować szczyt. Wszystko układało się po ich myśli. Pogoda, rozpoznanie góry… Wydawało się, że jeden z "największych problemów himalaizmu" zostanie zdjęty z porządku dnia. "Jurek prowadził (...) W pewnym momencie się poślizgnął. (...) Kiedy przelatywał koło mnie, wiedziałem, że tragedia jest nieunikniona. Jedyne, co mogłem zrobić, to skulić się w sobie i czekać na szarpnięcie. Ale go nie poczułem. To był długi lot, (...), i lina musiała urwać się na skalnej krawędzi" – wspominał po latach Pawłowski ("Ryszard Pawłowski. 40 lat w górach. Wywiad-rzeka"). W taki sposób, 24 października 1989 roku, zginął Jerzy Kukuczka. Na Lhotse zaczęła się jego himalajska epopeja i po dekadzie się tam zakończyła.
* * *
Od tragedii minęły 33 lata, a Pawłowski – podobnie jak pierwszego dnia po zejściu do bazy – musi wciąż odpowiadać na pytania-zarzuty. Czy pękła lina, czy to może on ją odciął w obawie, że spadający Kukuczka pociągnie go ze sobą? Jeśli lina rzeczywiście pękła, to gdzie są jej strzępy? Pawłowski tłumaczył, że ją wyrzucił, bo na wysokości 8300 metrów nie spodziewał się, że skrawek liny może mu się do czegoś przydać…
W takie wyjaśnienia nie wszyscy chcieli i chcą uwierzyć. Choćby Artur Hajzer, który towarzyszył Kukuczce w wielu wyprawach w latach 80. "Nie zaakceptowałem i nie zgadzałem się na śmierć Jurka Kukuczki" – pisał krótko po śmierci himalajskiego mentora w książce "Atak rozpaczy". Jeszcze większy żal przebija w jego słowach w filmie "Jurek". "Ryśku Pawłowski, partnerze Kukuczki, jak mogłeś pozwolić, żeby on odpadł od tej ściany?!" – mówił ze łzami w oczach do kamery.
To nie pierwszy i niestety ostatni raz, gdy śmierć w górach niesie ze sobą żal i pretensje. To samo przeżywał Kukuczka, gdy z jego wypraw nie wracali koledzy – Andrzej Czok (Kanczendzonga) i Tadeusz Piotrowski (K2). To samo przeżywali zimowi zdobywcy Broad Peaku wiele lat później. Nie uniknął atmosfery podejrzliwości również Hajzer, który był pomysłodawcą powrotu Polaków w Himalaje i wejść na niezdobyte jeszcze zimą ośmiotysięczniki. Mimo że został wtedy w kraju, musiał odpowiadać na zarzuty, dlaczego Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zginęli podczas zejścia ze szczytu.
W przypadku Kukuczki żałoba trwa już ponad 30 lat. Może więc warto posłuchać tego, z którym Kukuczka walczył o palmę pierwszeństwa w Himalajach? Messner w filmie "Jurek" tak skomentował oskarżenia pod adresem Pawłowskiego: "W naszym przypadku, umieramy w miejscach daleko stąd, jak Księżyc. Dlatego ludzie zaczynają snuć swoje domysły. Wszystko jest wtedy możliwe. Ale z pewnością nikt nie pozbawił życia Jerzego Kukuczki. On po prostu spadł. Tam nie było niczyjego błędu. Takie są fakty."
* – południowa ściana Lhotse została pokonana do tej pory tylko raz. Blisko rok po śmierci Kukuczki dokonali tego himalaiści z ZSRR: Siergiej Bierszow i Władimir Karatajew.
Bibliografia:
Bernadette McDonald "Ucieczka na szczyt. Rutkewicz, Wielicki, Kurtyka, Kukuczka". Warszawa: Agora SA, 2012.
Piotr Drożdż "Ryszard Pawłowski. 40 lat w górach. Wywiad-rzeka". Kraków: Góry Books, 2013.
Piotr Drożdż "Krzysztof Wielicki. Mój wybór. Wywiad-rzeka. Tom 1". Kraków: Góry Brooks, 2014.
Artur Hajzer "Atak Rozpaczy". Warszawa: Wydawnictwo Annapurna, 2012.
Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski "Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście". Warszawa: Agora SA, 2016.
Jerzy Kukuczka "Na szczytach świata". Katowice: Fundacja "Wielki człowiek", 2013.
Jerzy Kukuczka "Mój pionowy świat, czyli 14x8000 metrów". Warszawa: Sport i Turystyka, 1995.