W lipcu wydawało się, że to już koniec. Nawet kibice Ruchu Chorzów domagali się upadku spółki akcyjnej, by potem zacząć od nowa, choćby od B klasy. A jednak dziś Ruch trwa nadal. Jak do tego doszło? Kto doprowadził do kłopotów klubu, która legenda straciła najwięcej, a kto podał Ruchowi rękę w najtrudniejszym momencie w historii? Zapraszamy na rozmowę z osobami, które znają sytuację od podszewki.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Latem Ruch był na krawędzi i nie chcieli ratować go nawet kibice, którzy ogłosili bojkot i domagali się upadku. Dziś jednak Ruch nadal żyje i nieźle radzi sobie w III lidze. Co w lipcu siedziało w waszych głowach?
Grzegorz Joszko*: – Chciałem, żeby to się zaczęło od nowa, bo byłem przekonany, że z obecnymi akcjonariuszami nie da się tego uratować. Z perspektywy czasu powiem jednak, że to była mylna opcja. Akcjonariusze pokazali, a przynajmniej jeden z nich, że jest zdeterminowany, by to utrzymać.
– Zdzisław Bik?
GJ: – Tak. Wie, że nigdy nie odzyska zainwestowanych środków, ale był bardzo zdeterminowany, by wyjść z tej sytuacji. Ciągle z nami rozmawiał i przekonaliśmy się, że co obieca, to zrobi.
Roman Herman**: – W trakcie tych spotkań przebyliśmy bardzo długą drogę. Na początku wszystkie nasze postulaty były odrzucane. Chcecie wejść do rady nadzorczej? Obejmijcie pakiet akcji. Prezes? Prezesa wybiera rada nadzorcza, nie macie na to wpływu. Trener? Trenera wybiera przecież prezes czy akcjonariusze, wy nie macie nic do powiedzenia. Był kompletny brak zaufania do strony kibicowskiej. Potem się poznaliśmy i dziś możemy powiedzieć, że ufamy sobie i stosunki są bardzo poprawne. Do pana Bika przekonała nas jego słowność. W tej chwili w Ruchu jest trener, którego nie wybraliśmy, ale położyliśmy jego CV na stole i dziś okazuje się, że to był dobry trop. Mamy swojego człowieka w radzie nadzorczej. Mamy prezesa, którego akceptujemy i wspieramy jak tylko się da. Małymi krokami idziemy do przodu.
GJ: – Na początku roku przedstawiliśmy mnóstwo pomysłów, które teraz – choć nie zawsze naszymi rękami – są wprowadzane w życie.
RH: – 1,5 roku temu przedstawiliśmy dekalog z punktami, które powinny się wydarzyć, by Ruch wyszedł na prostą. Od tego czasu zorganizowaliśmy mnóstwo przedsięwzięć. Z pomocą miasta zorganizowaliśmy chorzowską ligę żaka, w której biorą udział wszystkie chorzowskie szkółki piłkarskie. Miasto wydatnie włączyło się też do programu "Sportowy Chorzów" w ramach którego aktywizujemy dzieci ze wszystkich dzielnic. W programie wzięło udział 6 tysięcy dzieci. Zorganizowaliśmy też akcję "Wszyscy gramy dla Ruchu", do której włączyły się wszystkie chorzowskie szkółki. To bardzo ważne, bo w ostatnich latach w Ruchu zapanowało przekonanie, że temu klubowi wszystko się należy. Trzeba zmienić ten sposób myślenia. Ruch musi być partnerem dla tych szkółek, a nie tylko wymagać i żądać. W ramach akcji na Mikołajki rozdaliśmy prawie tysiąc prezentów. Staramy się na różne sposoby ocieplać wizerunek Ruchu. Nasze dwa projekty wygrały w budżecie obywatelskim, jeden z nich obejmuje obchody stulecia Ruchu.
– Ze złotym herbem.
GJ: – To też inicjatywa kibiców, a całość sfinansowało stowarzyszenie "Wielki Ruch". Wyprodukowaliśmy herb i całość przekazaliśmy nieodpłatnie klubowi. Stowarzyszenie, od momentu zakończenia bojkotu, przekazało produkty dla klubu w kwocie prawie 40 tysięcy złotych, z których kupiliśmy m.in. nowy sprzęt sportowy.
📷 Zdjęcia z dzisiejszej konferencji poświęconej obchodom 100-lecia @ruchchorzow1920 ⬇️https://t.co/FG4mbWrqoB pic.twitter.com/JO5pfxT1QH
— Tomasz Stefanik (@tomasz_stefanik) December 5, 2019
– No dobrze, z punktu widzenia kibiców, wszystko teraz wygląda świetnie. Macie swojego przedstawiciela w radzie nadzorczej, prezes otrzymał "zielone światło", trener jest z waszego polecenia. W takim momencie zapala mi się lampka alarmowa. Niedawno w Wiśle Kraków też pojawili się ludzie namaszczeni przez kibiców, a potem ich koledzy chcieli mieć z tego tytułu określone korzyści, co skończyło się nieomal upadkiem klubu. Dlaczego mam wierzyć, że w Ruchu będzie inaczej?
RH: – Można odnieść takie wrażenie, ale jest mylne, bo sytuacja jest całkowicie odmienna. Ruch jest spółką akcyjną, więc my jako kibice – nie mający pakietu akcji – nie mamy żadnego głosu. Nasz głos jest bardziej doradczy. Akcjonariusze umożliwili nam, by nasz człowiek znalazł się w radzie nadzorczej (Marcin Stokłosa – przyp. red.), ale jego głos też jest doradczy. Jest to były piłkarz, który musiał przestać grać z powodu kontuzji, ale zna się na sporcie i dziś jest łącznikiem między kibicami a zarządem. Nie jesteśmy w stanie przejąć klubu czy terenów i nawet nie chcemy tego robić. Wszystko robimy charytatywnie. Wygraliśmy budżet obywatelski, czyli miejskie środki, które wspomogą klubu w organizacji obchodów 100-lecia. Sytuacja Ruchu i Wisły jest podobna, bo w ostatnim czasie wielu kibiców obu klubów trafiło do aresztu i te dwa zasłużone kluby borykają się z problemami finansowymi i o tym można przeczytać w prasie czy zobaczyć w telewizji. W mediach sprzedaje się tylko zło, a nikt nie pisze o dobrych akcjach, co stanowi pewnie 95 procent. Do chorzowskich szpitali kibice Ruchu zawieźli ostatnio 400 paczek, wspieramy liczne akcje charytatywne, domy dziecka, czy pojedyncze osoby, organizujemy festyny i zawody dla dzieci. Na stadionie Ruchu funkcjonuje największy w Polsce sektor rodzinny
– Jak duży jest ten sektor?
RH: – Regularnie przychodzi tam 1100 osób. Specyfika stadionu Ruchu jest taka, że można go obejść dookoła z wyjątkiem tego jednego sektora. Wcześniej chodzili tam seniorzy i sektor z reguły świecił pustkami. Teraz pęka w szwach. Dzieci dostają gadżety, mają swoje dzienniczki, do których zbierają pieczątki potwierdzające obecność na meczu. O tym się nie pisze, a ten sektor rodzinny powstał od zera. Jako jedyny klub organizujemy profesjonalne wycieczki dzieci na mecze wyjazdowe. Dzisiaj wszyscy chwalimy się tym sektorem i wiele osób angażuje się bezinteresownie w pomoc. Natomiast trzeba pamiętać, że to akcja wymyślona przez jednego człowieka Szymona Michałka. Mam trochę żal do miasta, że pozytywne akcje nie są eksponowane. Niestety, dobro się nie sprzedaje, ale mam nadzieję, że to się zmieni gdyż miasto bezpośrednio lub pośrednio angażuje się w szereg tych pozytywnych akcji.
👧👦 Serdecznie zapraszamy wszystkie bajtle wraz z rodzicami na sektor rodzinny na stadionie przy Cichej. Podczas meczu z @RozwojKatowice czekać będzie na Was sporo atrakcji!
— Ruch Chorzów (@ruchchorzow1920) March 23, 2019
➡️ https://t.co/XB70vjeor1 pic.twitter.com/eSZhk9aU5U
– Niekoniecznie się dziwie postawie miasta, bo kibice Ruchu to nie tylko Mikołajki i paczki dla dzieci ze szpitala. Niedawno skruszeni członkowie Psycho Fans zeznali, że kibice jeżdżący na mecze Ruchu nieświadomie składali się na działalność tej bojówki. Twierdzą także, że przed "ustawkami" nieodpłatnie ćwiczyli w sali klubu "Spartan", którego jest pan prezesem.
RH: – Nie znam szczegółów sprawy i nie wiem czy tak naprawdę był. Mogę odnieść się tylko do sytuacji klubu i stanowczo zaprzeczyć, aby takie praktyki miały u nas miejsce. Jeżeli ktoś chce trenować, przychodzi na trening zgodnie z grafikiem. Przy tej całej sprawie sam oberwałem rykoszetem. Dwa lata temu wygraliśmy budżet obywatelski na remont hali, w której prowadzimy szereg zajęć. Może na nie przyjść każdy z ulicy, nie sprawdzamy nikogo, zresztą nie możemy tego robić. Przychodzili do nas też kibice, sam jestem kibicem i chodzę na mecze od 30 lat. Nie odżegnuję się od znajomości z tymi osobami, ich postawę na treningu oceniam jako wzór do naśladowania, ale nasz wpływ na to, co robią poza matą jest zerowy. Nie interesuje nas, co ta osoba robi po wyjściu z sali. Czy jest lekarzem, prawnikiem, czy dziennikarzem nie ma dla nas żadnego znaczenia.
GJ: – Od kilku miesięcy w Ruchu jest coś, czego nie było nigdy wcześniej. Pełna transparentność dla kibiców. Dla osób, które nie uczestniczyły w rozmowach z klubem były organizowane specjalne spotkania informacyjne. Każdy mógł się na nich pojawić.
RH: – Każdy mógł się wypowiedzieć na temat przyszłości klubu. Część fanów była za tym, by Ruch rozpoczynał od zera. Inni, po wysłuchaniu argumentów "za" i "przeciw", byli przeciwnego zdania.
GJ: – W końcu odbyło się głosowanie i podjęliśmy decyzję o zawieszeniu bojkotu, ale nie było jednomyślności. Część nadal chciała nowego otwarcia, łącznie ze startem od B klasy.
RH: – Każdy mógł się wypowiedzieć, a na spotkaniach widzieliśmy praktycznie wszystkich – od leciwych kibiców do rodzin z małymi dziećmi. Na koniec znaczna większość była za odwieszeniem bojkotu, dania sobie szansy do końca roku. Pracuję w branży finansowej, Szymon Michalak też, więc zrobiliśmy analizy. Co się musi wydarzyć, by ten klub funkcjonował w odpowiedni sposób. Włączyliśmy się w restrukturyzację klubu. Nasi przedstawiciele mają doświadczenie od strony kontraktów piłkarskich. Wiedzą, ile zarabia się w klubach na poziomie III ligi.
– Mniej niż w Ruchu. Tomasz Foszmańczyk już się zgodził na zmianę i przedłużył kontrakt na gorszych warunkach.
RH: – Tak. ″Fosa″ wie, jakie są zarobki w tej lidze. Jest bardzo doświadczonym zawodnikiem, wszyscy mamy nadzieję, że zostanie tu do końca kariery. Za jego przykładem pewnie pójdą inni. Chcemy, by Ruch znów był oparty na wychowankach i ludziach ze Śląska. Ktoś spoza Śląska nie czuje tego klimatu, a on jest bardzo specyficzny. Ruch ma bardzo wymagających kibiców. Presja jest cały czas.
– Nawet teraz?
RH: – Tak. Staramy się bardzo mocno wspierać piłkarzy, ale nie możemy dopuścić do zagłaskania. Wymagamy, dlatego pierwszym warunkiem, który musiał być zrealizowany, abyśmy mogli zawiesić bojkot było spłacenie piłkarzy do zera i to zostało zrobione. Zbiliśmy dzięki temu argument "ale mi nie płacą". To było dla nas bardzo ważne i piłkarze są zadowoleni. Pewnie teraz Ruch należy do krajowej czołówki pod względem regularności wypłat. Oprócz spłaty piłkarzy postawiliśmy dwanaście innych warunków i większość jest już zrealizowana lub jest w toku. Najważniejsze będą końcówka grudnia i styczeń, bo losy klubu nadal się ważą. Są dwa tematy, dwie główne pożyczki od udziałowców.
– Dwa razy po dwa miliony.
RH: – Tak. Pan Bik deklaruje, że skonwertuje tę pożyczkę na akcję. Miasto deklarowało to samo. Teraz wiemy, że ją prolongowało do końca października przyszłego roku. Patrząc z boku zastanawiamy się, czy jest tu jakieś drugie dno. Trochę to śmieszne, bo pan Bik mówi, że skonwertuje pożyczkę jak to zrobi miasto, a miasto mówi: my skonwertujemy, jak zrobi to pan Bik.
GJ: – Pan Bik ma zdecydowanie więcej do stracenia. Jeśli on to zrobi, a miasto nie, to nie dość, że skonwertował swoją pożyczkę to jeszcze będzie musiał oddać miastu, bo jest ona udzielona pod zastaw jego nieruchomości.
– W toku jest jeszcze postępowanie układowe.
RH: – W tej chwili jest w trakcie rozpatrywania. Został złożony wniosek do sądu o obniżenie raty tego postępowania. Obecnie rata wynosi około 412 tysięcy złotych. Z naszej wiedzy wynika, że klub poprosił o redukcję do 300 tysięcy, co przyniesie ulgę, ale też wydłuży okres spłaty tego postępowania. Wydaje mi się, że sąd nie powinien tu widzieć problemu, skoro wniosek złożyli nasi akcjonariusze, a to właśnie oni są w większości wierzycielami w tym postępowaniu. Rata układowa ma być spłacana od lata przyszłego roku, więc klub ma pół roku na wyprostowanie pewnych rzeczy, by przy wejściu w nowym sezonie zyskać płynność finansową. Na przyszły rok miasto deklaruje dwa miliony, pan Bik zdeklarował milion. Trzeci udziałowiec, pan Kurczyk powiedział, że weźmie na siebie całą obsługę prawną i medyczną. Ktoś powie, że brak tu równowagi, ale każdy zdeklarował się na swoje możliwości.
– A czemu Ruch nie przeprowadził zapowiadanej na wrzesień akcji crowdfundingowej? Był plan, by iść drogą Wisły Kraków.
RH: – Chorzów to nie Kraków. W Krakowie i okolicach mieszka więcej zamożnych ludzi. Osobiście mam żal do ludzi związanych z Ruchem, dawnych gwiazd tego klubu. Na myśl zawsze nasuwa mi się osoba pana Antoniego Piechniczka. Ci ludzie nie włączyli się w ogóle do akcji ratowania tego klubu.
GJ: – Widziałeś gdzieś, aby w mediach o sytuacji Ruchu mówił ktoś inny niż kibice lub pracownicy? O losy klubu walczyli kibice wspólnie z akcjonariuszami, a tamci ludzie związani z Ruchem gdzieś się schowali.
– A może po prostu byli skołowani, bo przecież część kibiców uważała, że lepiej, by Ruch upadł?
RH: – Tak, ale nikt nie podjął jakiejkolwiek próby pomocy. Nie mówię o finansach, ale o tym, by być przy klubie w trudnych chwilach. W Wiśle to się udało. W akcje ratowania klubu włączył się Jakub Błaszczykowski. My na dziś nie mamy takiej gwiazdy, ale mamy wielu znamienitych piłkarzy, którzy grali w Ruchu i nadal są znani. Nikt z nich nie powiedział głośno o tym, że Ruch upada. Nikt nie przyjechał do Chorzowa, by się spotkać, porozmawiać, udzielić słownego wsparcia. Nie zrobili absolutnie nic i mamy do nich żal.
GJ: – Przecież ten ktoś mógł być przeciwny działaniom kibiców, ale mógł wesprzeć klub. Obojętne po której stornie by się opowiedział, to przynajmniej pojawiłby się w całej tej historii. A tu nic.
RH: – Mówienie, że nie wiedzieli, z kim się skontaktować brzmi niepoważnie. Odnalezienie naszego stowarzyszenia nie jest trudne. Stowarzyszenie wsparło też certyfikację Akademii Piłkarskiej, bo dzięki tym środkom klub kupił m.in. bramki. Nikt nie mówi też o tym, że zapewne kibice nie mogliby wejść na pierwszy mecz po bojkocie, gdybyśmy nie kupili komputerów. W innym wypadku nie dałoby się prowadzić sprzedaży biletów.
GJ: – Sytuacja, w której się znaleźliśmy scementowała też nasze środowisko, czego efektem mnóstwo akcji. Po raz pierwszy w historii to kibice zaprojektowali, wydrukowali i rozpowszechniali plakaty meczowe. Na pierwszym meczu frekwencja była jeszcze taka sobie, ale na trzech kolejnych publiczność była wyższa niż na niektórych meczach w Ekstraklasie.
RH: – Średnia widownia w tych meczach lokuje nas w pierwszej połówce Ekstraklasy. Przed nami kolejne cele i wyzwania, aby klub wrócił tam gdzie jego miejsce.
GJ: – Bojkot pokazał jaka jest różnica między klubem z kibicami a klubem bez kibiców. Powrót kibiców z pewnością nakręcił piłkarzy. Patrząc na zaangażowanie piłkarzy przypominał mi się Ruch z dawnych lat. Przez ostatnie trzy, cztery lata takiej walki nie widziałem. Na meczu z Polonią Bytom stadion pękał w szwach, a tysiąc osób wykupiło transmisję internetową.
– Krzysztof Warzycha też nie powiedział głośno, że jego Ruch upada. Jeśli jego nazwisko przewijało się w tej sprawie to tylko za sprawą długu, jaki klub miał wobec niego. To oczywiste, że te pieniądze mu się należały, ale czy takim zachowaniem nie stracił czegoś więcej?
RH: – Gucio Warzycha był zawsze ikoną tego klubu, a w trakcie tej akcji rozmienił się na drobne. Chciał ratować klub jako trener. Podpisał kontrakt i zgadzam się z tym, że klub ma wtedy obowiązek wywiązać się z umowy. Ale on powiedział, że dla dobra klubu zrzeka się wynagrodzenia za pozostałe trzy miesiące, po czym – za czyjąś namową – idzie do PZPN i żali się, że nie dostał tych pieniędzy.
GJ: – Pamiętam ostatnie mistrzostwo Ruchu, Warzycha był wtedy moim idolem. Bardzo się cieszyłem, gdy mogłem usiąść obok niego na premierze książki, ale dziś jest dla mnie nikim. To człowiek, który już nigdy więcej nie powinien pojawić się w Chorzowie. Może to brzmi strasznie, ale takie są odczucia kibiców. Szczególnie tych, którzy pamiętają go z boiska.
– A nie było też tak, że był skołowany? Mógł pomyśleć: "kibice chcą upadku klubu to im pomogę".
GJ: – Ale przecież on w tej całej sytuacji ani razu nie zabrał głosu. To jak tu mówić o jakiejkolwiek woli pomocy?
– To jeszcze raz pozwolę sobie wrócić do Wisły, bo kłopoty tych klubów zbiegły się w czasie. Upadek Białej Gwiazdy był sprawą bardzo głośną, tymczasem Ruch umierał po cichu. Polska odwracała wzrok. Nie bolało was to?
GJ: – O Ruchu dość przypadkowo zaczęli mówić komentatorzy Tour de Pologne. Trasa wyścigu wiodła m.in. przez Nikisz (Nikiszowiec to dzielnica Katowic – przyp. aut.) czy Rudę Śląską, a więc niebieskie miasta. Komentatorzy wypowiadali się o Ruchu bardzo ciepło, bo zobaczyli m.in. napisy na dachach domów "Ruch nigdy nie zginie". I znów o Ruchu mówiono tylko dzięki kibicom. Odczuwaliśmy to, że w trakcie bojkotu niewiele się działo. Stadion świecił pustkami. Dziennikarzy pojawiało się dwóch, może trzech, dawni piłkarze się nie odzywali. Nastąpiła cisza. Ruch umierał po cichu. Skończyłoby się tym, że nie tylko byśmy umarli, ale też nikt by się tym specjalnie nie przejął. Oprócz nas, kibiców Ruchu. To było mocno odczuwalne, często o tym rozmawialiśmy.
RH: – Pan Bik powiedział nam kiedyś takie ciekawe zdanie. Że wszyscy odradzali mu rozmowę z kibicami – byli działacze Ruchu czy przedstawiciele miasta. Wydaję mi się z perspektywy czasu, że Pan Bik jest z tych rozmów bardzo zadowolony. Zauważył, że jesteśmy normalnymi ludźmi.
– Niestety, nie można tego powiedzieć o wszystkich kibicach.
RH: – Oczywiście! Mówimy teraz o ludziach, którzy siadali do tych rozmów. Jesteśmy ludźmi wykształconymi, pracujemy w międzynarodowych korporacjach lub kooperujemy w swojej pracy z dużymi firmami. Nie można nas zbyć mówiąc "jakoś to będzie". Zadawaliśmy konkretne pytania i oczekiwaliśmy konkretnych odpowiedzi. Pytaliśmy o finanse, o rachunek zysków i strat, bo umiemy to czytać. Pytaliśmy, co z czego wynika. Dostaliśmy wszystkie odpowiedzi i zaproponowaliśmy konkretne rozwiązania. Zrobiliśmy prezentację, na którą zaprosiliśmy akcjonariuszy i pokazaliśmy, jak widzimy odbudowę tego klubu. Co trzeba zrobić, by Ruch wyszedł na prostą. Założyliśmy nawet taki plan, może to śmiesznie brzmi, "Dziesięć lat do ekstraklasy". Jak scalić chorzowskie środowisko? Jak pozyskiwać sponsorów? Ja robię to w mojej pracy i pokazałem proste metody, jak przyciągać biznes do klubu. Przez lata doszło do dziwnej sytuacji, w której Ruch w swoim mieście stał się klubem trochę niechcianym.
– Z pewnością wpływ na to miał fakt, że od lat już Ruch jest kojarzony głównie z aferami i kłopotami finansowymi.
RH: – O Ruchu od lat pisało się źle. Tegoroczny kryzys to nie jest wynik ostatnich dwóch, trzech lat. To się ciągnie za nami z trzydzieści lat. Przekształcenie ze stowarzyszenia w nowe stowarzyszenie, potem w spółkę akcyjną… Jak spojrzymy na historię to największą winę ponoszą tutaj Dariusz Smagorowicz i Janusz Paterman.
GJ: – Przy czym ich wina nie jest współmierna. Większą ponosi ten pierwszy, który znalazł miejsce na grób, kupił łopatę, wykopał dziurę, kupił trumnę i wsadził tam klub. Liczyliśmy, że Paterman wyciągnie nas z tej trumny, a on nie tylko pogłębił dziurę, ale też zasypał ten grób. Ale po co mówić o człowieku, który z ambony opowiadał kłamstwa? Mam nadzieję, że ta osoba nigdy więcej się w Ruchu nie pojawi. Zamiast ratować udeptała ten grób.
RH: – Mamy nadzieję na większe zaangażowanie miasta, które obecnie zupełnie nie wykorzystuje marki Ruchu. Przecież Ruch wciąż jest najbardziej utytułowanym klubem w Polsce!
– Czyja determinacja doprowadziła do tego, że w październiku wróciliście na stadion?
RH: – To był czas ciągłych spotkań w których uczestniczyli pan Aleksander Kurczyk, który ma najwięcej udziałów, pan Bik i miasto w różnych osobach, raz był to prezydent Chorzowa pan Andrzej Kotala, innym razem pan Michalik. W trakcie tych rozmów spełniono część naszych oczekiwań, więc mogliśmy wrócić na stadion.
– Jednym z nich było odejście Jan Chrapka ze stanowiska prezesa.
RH: – Tak. Chcieliśmy, żeby nie był prezesem. Później pojawił się w radzie nadzorczej.
– Co mieliście przeciwko niemu? I skąd przekonanie, że to kibice powinni decydować, kto jest prezesem?
GJ: – Jeśli ktoś jest odpowiedzialny za kolejne spadki klubu i uważa, że wszystko jest w porządku, jeśli sypią się finanse klubu, rosną zobowiązania wobec piłkarzy i pracowników, sportowo też jest bardzo źle to znaczy, że ktoś się nie nadaje na to stanowisko.
RH: – Finanse się nie zgadzają. Klub żyje ponad stan, piłkarze mają horrendalne kontrakty, sportowo wygląda to kiepsko, do tego nietrafione transfery, nietrafieni doradcy zatrudniani w klubie mimo braku kompetencji. Nie może być naszej zgody na takie rzeczy. Nie narzucaliśmy, kto ma być prezesem, ale domagaliśmy się dymisji pana Chrapka, bo on nie widział problemu. Kilkuletnia degrengolada, coroczny spadek z ostatniego miejsca w tabeli, a prezes nie widzi nic złego, to coś jest nie tak. Każdy normalny człowiek w takiej sytuacji powinien mieć trochę honoru i podać się do dymisji. Nowego prezesa wybrali akcjonariusze. Kandydatów było kilku, bo był to otwarty konkurs. Zgłosiło się chyba siedmiu ludzi, kandydatem z ramienia kibiców był Szymon Michałek, który niestety na finiszu rozmów nie dogadał się z akcjonariuszami. Na pokładzie pozostał tylko Marcin Waszczuk, wybrany przez akcjonariuszy. Nie negowaliśmy tego wyboru, potem Waszczuk został odwołany przez akcjonariuszy, a na stanowisko prezesa wybrali pana Seweryna Siemianowskiego. Nie został wskazany przez kibiców, wskazała go strona miasta, a my zaakceptowaliśmy ten wybór.
– Czyli w trakcie bojkotu przedstawiliście swoje oczekiwania, a potem staliście z boku i czekaliście aż akcjonariusze dotrą się między sobą?
RH: – Trudno to nazwać staniem z boku. Za nami mnóstwo spotkań liczonych w setkach godzin. Z naszego punktu widzenia problem nie stał po stronie kibiców, ale po stronie akcjonariuszy. Wyglądało na to, że oni mają jakiś wewnętrzny konflikt i nie potrafią się dogadać w pewnych kwestiach. Mamy wrażenie, że kłócą się nie o Ruch, a o coś innego. Ruch dostawał tutaj rykoszetem.
GJ: – Z boku tak to może wyglądać, że kibice chcą decydować, ale nie pamiętam byśmy postawili coś na ostrzu noża.
– Przecież wielokrotnie domagaliście się zmian władz klubu.
GJ: – Ale to jest tak naturalne. Gdybym ja był właścicielem firmy i miał prezesa, który skłóca środowisko, niewłaściwie zarządza finansami, odnosi same porażki to co robię? Zwalniam taką osobę z pracy.
RH: – Pan Chrapek poległ na niwie sportowej. Nie neguję jego kompetencji finansowych, bo wiemy, że jest poważanym finansistą i zna się na swojej pracy i zgadzaliśmy się nawet na to, by pozostał w klubie w innej roli i by nadal zarządzał finansami. Przesuniecie pana Chrapka do rady nadzorczej odebraliśmy jako policzek, potem on sam zrezygnował.
– Pod naciskami kibiców? Mógł obawiać się o swoje bezpieczeństwo?
RH: – Oczywiście, że nie. Tak jak mówiłem, jesteśmy poważnymi ludźmi, bojkot i to co było z nim związane, działo się zgodnie z literą prawa. Nigdy nie padały groźby. Proszę spytać drugą stronę. Jesteśmy dalecy od stosowania nacisku, przemocy. Chcemy, by w klubie było normalnie i transparentnie.
– Mówicie o sobie, ale nie jesteście w stanie wziąć odpowiedzialności za wszystkich.
GJ: – Oczywiście, nie można wziąć odpowiedzialności zbiorowej. Ale osoby, które rozmawiały z klubem to ludzie w pełni transparentni. My to firmujemy swoimi nazwiskami, swoimi twarzami. Ja prowadzę działalność od wielu lat, współpracuję z poważnymi firmami i nie wyobrażam sobie, bym teraz miał popsuć mój wizerunek.
– Za wami szalony okres. Ciągłe życie w niepewności, mnóstwo rozmów. Dla tak zaangażowanego kibica musiało to być bardzo męczące.
GJ: – To był bardzo trudny moment, męczący psychicznie, bo musieliśmy znaleźć czas na pomoc klubowi pomiędzy rodziną a pracą. Wiedzieliśmy, że ten efekt medialny nie do końca się spełnił to też musieliśmy skorygować swoje cele. W trakcie jednego ze spotkań byłem już strasznie poirytowany. Pan Waszczuk zorganizował spotkanie, na którym pojawili się akcjonariusze, piłkarze, sztab trenerski, pracownicy, akademia i środowiska kibicowskie. Okrągły stół. Waszczuk pytał piłkarzy, by powiedzieli, jak się czują w klubie. Pan Kurczyk nawiązywał do tradycji, mówił, co zrobiłby mój dziadek. Strasznie mnie to irytowało. Na mnie takie działania psychotechniczne nie działają, zresztą sam szkolę z tej metody. Ci biedni piłkarze musieli mówić o swoich problemach. Żenujące.
RH: – Jesteśmy na poziomie III ligi, a w Ruchu wciąż funkcjonują układy, układziki z czasów PRL. To jest główny problem tego klubu, bo wszyscy traktują go po macoszemu. Zrobiliśmy swoje śledztwo, by zrozumieć, z czego to wynika. Takich układów w tym klubie jest mnóstwo. Odkryliśmy różne zależności, których nie chciałbym na razie wyciągać na światło dzienne, ale stwierdziliśmy, że nie może już być czegoś takiego, bo ten klub nigdy nie wyjdzie na prostą. Jako kibice zdeklarowaliśmy się, że na sezon przyprowadzimy dziesięć podmiotów, które w jakiś sposób będą wspierać klub i to się dzieje. Pomogliśmy w pozyskaniu środków z promocji miasta, a i sam bojkot odniósł niezły skutek. Taka akcja drugi raz by się nie udała, bo wtedy wszyscy poczuliśmy, że jesteśmy na krawędzi.
RH: – W styczniu przed nami trudny moment, bo daliśmy sobie czas do końca roku. Po Nowym Roku musimy usiąść z akcjonariuszami i zrobić podsumowanie tego, co się wydarzyło. Pewne rzeczy się przeciągają, nie będzie to łatwy okres. Wszystko może być na dobrej drodze, ale możemy też wrócić do punktu wyjścia.
– W międzyczasie dowiedzieliście się, że nowy stadion dla Ruchu jednak nie powstanie.
RH: – To jest ciężki temat. Taki klub jak Ruch zasługuje na nowy stadion, bo bez niego pewnego progu nie przekroczymy. Wszędzie, gdzie wybudowano nowy stadion frekwencja poszła w górę. Rozumiem trudną sytuację samorządu, bo w tej chwili trudno oszacować, jakie zmiany w budżecie miasta spowoduje zmiana ustawy o podatku dochodowym. Taki Chorzów nie wie, czy będzie 30 mln na plusie czy 30 mln na minusie. Z ekonomicznego punktu widzenia rozumiem tę decyzję. Ale rozumiem też żal, rozgoryczenie i wściekłość kibiców bo to już kolejny raz odkładana inwestycja w czasie.
GJ: – Po ogłoszeniu, że stadionu nie będzie wielu kibiców odniosło wrażenie, że miasto się obraziło.
– Miasto czy prezydent?
GJ: – Prezydent. Ktoś na forum napisał fajne zdanie: ″Obrazili się, bo domagamy się stadionu, który prezydent sam nam obiecał″.
– A więc co dalej z Ruchem?
GJ: – W przyszłym roku obchodzimy stulecie. Liczymy, że będzie to bardzo atrakcyjny moment. Wygraliśmy budżet obywatelski i mamy do wydania 220 tysięcy złotych, a stowarzyszenie jeszcze się dołoży. Szykuje się fajny rok. Jest taka światowa organizacja, która dokonuje koloru na dany rok. Kolorem roku 2020 będzie kolor niebieski. Staram się oceniać sprawy realnie. Czasami mam pesymistyczne spojrzenie, to tym razem mam dziwne wrażenie, że 2020 będzie dla nas udany.
– Na pewno nie wypada upaść na stulecie.
GJ: – Tak to widzę. Moja praca polega na ocenianiu ryzyka pewnych kroków i przewidywaniu konsekwencji. Oczywiście, mogę się mylić, ale jestem optymistą.
RH: – Jest mnóstwo pozytywnych sygnałów. Mam wrażenie, że środowisko kibicowskie się otworzyło na siebie, jest dużo ludzi chętnych do pomocy. Mnóstwo ludzi zaangażowało się w proces ratowania klubu. Nagle przychodzi rodzic i mówi, że ma firmę transportową, więc może wozić dzieci na mecze. Inny ma samochód dostawczy, więc przewozi bramki. To małe rzeczy, ale dla społeczności chorzowskiej są duże.
GJ: – My się cieszymy małymi rzeczami, bo tylko w ten sposób dojdziemy do czegoś większego. Pewnych kwestii, przy tylu błędach popełnionych w przeszłości, nie da się rozwiązać w ciągu kilku tygodni. Odnoszę zresztą wrażenie, że niektórzy nie docenili pracy, którą wykonała grupa kibiców, która zaangażowała się w odbudowę klubu. Ogromny szacunek również dla tych prawie 800 osób, które zapisało się do Stowarzyszenia "Wielki Ruch" w tym roku. I skoro mówiliśmy o byłych niegrających piłkarzach negatywnie, to tutaj muszę podziękować wielu z tych, którzy zostali członkami stowarzyszenia. Nie wypowiedzieli się wprost, ale samo przysłanie deklaracji pokazało, że mają ten klub w sercu. Wszyscy nadal są czynnymi piłkarzami. Kolejna sprawa, to aplikacja Ruchu Chorzów na telefony. Wystartowała kilka dni temu i powoli nakręcamy się wszyscy wzajemnie na jej promowanie, bo widzimy w niej ogromny potencjał. Tutaj ogromna zasługa po stronie Tomka, Sebastiana i całej ich ekipy za to odpowiedzialnej.
– Grzesiek, ty ostatnio natrafiłeś na ciekawe odkrycia. Najpierw w piwnicy jednego z bloków odnalazłeś archiwum Ruchu, a niedawno w klubie kasety wideo z lat 70.
GJ: – To są dwa różne tematy, a tylko ja jestem wspólnym elementem. Te odkrycia to efekt szczęścia i zmysłu do poszukiwań, ale nic by się nie udało bez pomocy innych kibiców.
Kasety to najświeższa sprawa. Porzucone na poddaszu w klubie, zapomniane przez wszystkich. Zaangażowałem się, by to odświeżyć, odzyskać, sprawdzić, co tam jest nagrane. Jestem tymi kasetami zachwycony. Głównie dlatego, że lata 70. dla Ruchu były bardzo udane, a do dziś mamy tylko nagranie meczu z Saint-Etienne. Jeśli byłyby to nagrania meczów, treningów to nie może być nic piękniejszego. Stworzenie z tych kaset filmu na stulecie byłoby czymś wspaniałym. Zresztą podobnie sprawa ma się ze znalezionym archiwum, ciągle badamy dokumenty i zdjęcia. Powstała grupa historyków, która się tym zajmuje. Mam nadzieję, że najcenniejsze archiwa znajdą się na wystawie z okazji 100-lecia.
* Grzegorz Joszko – członek zarządu Stowarzyszenia Kibiców Ruchu "Wielki Ruch". Autor książki "Niebieskie Majstry".
** Roman Herman – członek Stowarzyszenia Kibiców Ruchu "Wielki Ruch".
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (964 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.