| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia Warszawa zakończyła przygotowania w Turcji. – Nie robimy już kilometrów biegając dookoła boiska – przyznał Aleksandar Vuković, trener wicemistrzów Polski. Szkoleniowiec odniósł się też do transferów ("klub powinien jak najwięcej zarabiać, a jak najmniej wydawać") i... psychologa w klubie ("psycholog jest najbardziej potrzebny trenerowi").
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Okres przygotowawczy często był czasem testowania nowych rozwiązań. Romeo Jozak testował kilka systemów w kilka tygodni. Dean Klafurić sprawdzał latem ustawienie 3-5-2. Ricardo Sa Pinto starał się zrobić z Michała Kucharczyka obrońcę. Legia w Belek postawiła na szlifowanie tego, czego nauczyła się w poprzednich miesiącach?
Aleksandar Vuković: – Gdybyśmy nie próbowali pielęgnować i doskonalić tego, co już było, to zaczęlibyśmy sobie przeczyć. W Leogang zaczęliśmy pracę od podstaw. Nie było tyle czasu, by wszystko wypracować i perfekcyjnie dopracować. W trakcie rundy są mecze, wyjazdy i nie ma wielu okazji, by rozwijać jakość zespołu. Teraz mamy funkcjonującą drużynę, która może stawać się lepsza. Daleki jestem od zdania, że wszystko działa perfekcyjnie, ale dążymy do tego, by było blisko ideału. Dla mnie to jedyna droga. Nie można co chwilę zmieniać koncepcji, ani wymyślać nowych rozwiązań. Dostosowaliśmy wybory do zawodników, których mamy w kadrze.
– Legia zdecydowała się na najdłuższe zgrupowanie w PKO Ekstraklasie. Skąd taki wybór?
– Zdecydowaliśmy się na spędzenie osiemnastu dni na zgrupowaniu. Nie chcieliśmy tracić czasu na przerywniki. Postawiliśmy na optymalne rozwiązanie, na które nie można narzekać. Bez problemów mogliśmy realizować plan treningowy. Pogoda nam dopisała, nie musieliśmy zmieniać praktycznie żadnych planów. Zawodnicy szybko wskakują na poziom bliski optymalnemu. Kiedyś było niewyobrażalne, by dziesięć dni po starcie treningów, zawodnicy rozegrali 90 minut. Teraz już tak było, a to wszystko możliwe ze względu na przerwę po rundzie, którą trudno nazwać długo. W trakcie urlopów piłkarze też musieli wykonać pewną pracę. W okresie przygotowawczym możemy skupić się nad kwestiami boiskowymi, które są najważniejsze. Kwestie motoryczne też wchodzą w grę, ale polskie drużyny są w tym aspekcie na podobnym poziomie. Trzeba wypracowywać przewagę w innych aspektach. Myślę tu o jakości gry czy automatyzmach. To może robić różnicę w Ekstraklasie.
– Pozytywem obozu w Belek był fakt, że omijały was problemy zdrowotne? Kante miał lekki uraz, Mosór miał problemy przeciążeniowe, a Wszołek wypadł z gry przez anginę.
– Fakt. To duży plus okresu przygotowawczego. Nie robimy już kilometrów biegając dookoła boiska, ale pracujemy bardzo intensywnie. Wiele ćwiczeń opiera się na zrywach, zwrotach i kwestiach przyśpieszenia. To momenty, w których niektórzy mogą doznać urazu. Duży plus należy się sztabowi medycznemu i specom od przygotowania fizycznego na czele z Łukaszem Bortnikiem. Prewencja i przygotowanie do zajęć sprawiają, że możemy regularnie korzystać z większości zawodników. Pawła Wszołka dopadła choroba, ale to maszyna, która z powrotem zaczęła funkcjonować. Jose Kante nie oszczędza się w żadnej sekundzie, wypadł na chwilę, ale wraca.
– W trakcie obozu przykładaliście dużo uwagi do szybkości akcji, gdy na jeden-dwa kontakty.
– Piłka nożna wymaga tego, by zaskoczyć przeciwnika. Automatyzmy i zachowania drużyny są ważne, gdy nie mamy piłki czy też gdy trzeba funkcjonować pod własnym polem karnym lub działać w środkowej strefie boiska. Do tego dochodzi też element pressingu. Nad tym wszystkim trzeba pracować, bo nic nie stworzy się samo. Pracujemy nad odpowiednim funkcjonowaniu. Gra kombinacyjna jest determinowana przez zawodników. Można zawsze stosować ten sam system, ale ostateczny wygląd zależny jest od typu graczy przebywających na murawie. Mamy zespół zbudowany z zawodników gotowych do szybkiej i technicznej gry w ataku. Możemy wykorzystywać dynamikę i na tym nam zależy.
– Jak grę Legii w ofensywie zmieni brak Jarosława Niezgody?
– Latem patrzyłem na ofensywę z optymizmu. Nie martwiłem się o to, co stanie się po odejściu Carlitosa i Sandro Kulenovicia. Teraz też nie mogę mówić o zmartwieniu, ale też wiem, że straciliśmy zawodnika, który wiele dawał zespołowi. Było wiele wygranych meczów, w których strzelał gole. Nie jest tajemnicą, o czym wiedzieli też zawodnicy, że specyfika Niezgody sprawiała, że był odciążony w kwestiach defensywnych. Teraz zadania innych graczy nieco się zmienią. To sprawi, że Legię będzie stać na agresywniejszą grę z przodu. Cała drużyna będzie mogła nieco inaczej podejść do rywali. Zawsze są plusy i minusy. Napastników rozlicza się głównie z bramek, ale najważniejsze jest funkcjonowanie całego zespołu, który musi dobrze wykorzystywać jednostki. Jeśli całość działa dobrze, to pojedynczy gracze mogą się wyróżniać i wszystko daje pozytywy drużynie. Bramkarz może się wyróżniać, ale nie zawsze będzie to pozwalało na osiąganie dobrych wyników przez cały zespół. Brak Niezgody nie musi przełożyć się na fakt, że gra drużyny będzie wyglądała gorze.
– Jest pan pogodzony z odejściem Niezgody? Portland ma ostatecznie zdecydować się na transfer w środę. Po drodze był temat ablacji, a nie brakowało sugestii, że Amerykanie mogą chcieć jeszcze negocjować warunki umowy.
– Gdyby Niezgoda wrócił, nie przeżyłbym załamania. Ale jestem przekonany, że Jarek zostanie w Stanach Zjednoczonych. Władze Portland zdecydowały się na badania, a potem na przeprowadzenie zabiegu. Dla mnie świadczy to o determinacji klubu z USA. Niezgoda jest doceniany przez nowych pracodawców i zupełnie mnie to nie dziwi. Jestem przekonany, że nie wróci do Legii. Gdyby stało się zupełnie inaczej, to jako trener nie mógłbym płakać.
– Jakub Świerczok albo Denis Alibec to piłkarze, których widziałby pan w Legii?
– Znamy obu graczy i monitorujemy ich sytuację. Nie są to jedyni dwaj piłkarze. Prowadzimy rozmowę na kilku frontach, także po to, by mieć mocniejszą pozycję w negocjacjach. Nie można uzależniać się od jednego gracza. Byłoby dobrze pozyskać już nowego gracza, ale rozumiem, że pewne rzeczy mogą się przeciągnąć. Nie bawię się w menedżera. Chcę trenować ludzi, którzy są już w klubie i na nich się skupiam.
– W kontekście Legii pojawiło się też nazwisko Lamina Jallowa.
– Nic nie wiem na temat tego piłkarza. Sądzę, że skoro tak jest, to informacja nie jest do końca prawdziwa.
– Jaki jest idealny profil nowego napastnika?
– Można wiele opowiadać na ten temat. Szukamy napastnika z jakością, który dopasuje się do drużyny chcącej grać intensywnie. Naszym celem jest wypracowywanie sobie sytuacji, ale także praca nad odbiorem piłki rywalom. Możemy stosować skróty i uproszczenia, ale nie wchodziłbym w szczegóły dotyczące profilu, lepszej nogi czy umiejętności gry tyłem do bramki. Najłatwiej powiedzieć, że potrzebujemy zawodnika, który strzeli tyle goli, co Niezgoda. A to też nie będzie trafne określenie. Nie musimy mieć gracza, który dokona dokładnie tego samego, bo innymi cechami może pomóc zespołowi. Jestem pewien, że Jose Kante doskonale zastąpi Niezgodę. Ma inne walory, które sprawią, że koledzy będą mogli dołożyć od siebie coś więcej. Wygrywaliśmy mecze bez Niezgody, tak jak przegrywaliśmy z Niezgodą i na odwrót. Przerobiliśmy wiele scenariuszy. Nie było źle, gdy Jarek siadał na ławce, a na murawie pojawia się Kante. Zmierzamy do tego, by było jak do tej pory. Chcemy mieć dwóch równorzędnych atakujących: mogących grać razem, jak i osobno. Można iść w tym kierunku poprzez transfer, ale też pracę z tymi, którzy są już w kadrze.
– Dostał pan zapewnienie, że wydacie na napastnika przynajmniej milion euro? To minimum, gdy chce się walczyć o Świerczoka czy Alibeca.
– Jestem zwolennikiem teorii, w której klub powinien jak najwięcej zarabiać, a jak najmniej wydawać. Nie jest to odkrywcze, tak jak nie da się zawsze pozyskać gracza tanio. Są ludzie, którzy zajmuje się tymi tematami i znają się na nich jak najlepiej. Jesteśmy zgodni, że odejście Niezgody sprawia, że potrzebujemy nowego atakującego. Nie było takiego problemu latem, a teraz gracz prezentujący jakość powinien do nas dołączyć.
– Jose Kante czuje odpowiedzialność, która ciąży na nim odkąd Niezgoda wyjechał do USA?
– Kante mógł poczuć pozytywną energię odkąd wrócił do klubu. Od razu wiedział, że musi popracować, wykazać się cierpliwością i dostanie szansę. Pierwszy raz zakończył rundę mając powszechne uznanie. Jego pozycja w zespole się nie zmienia, a kwestią dni jest jego nowa umowa. To w zasadzie formalność. Wtedy zostanie potwierdzone automatyczne przedłużenie jego kontraktu. Mówimy o kwestii administracyjnej.
– Nieco inaczej jest z Cafu i Andre Martinsem?
– To dwóch zawodników, którym kończą się umowy i rozmowy trwają. Nie są one tak proste, bo pojawiają się pewne ograniczenia z naszej strony. Gracze mają za to swoje wymagania. Wierzę, że niedługo dojdzie do porozumienia i zależałoby mi na tym, by tak się stało. Nie chciałbym powtórki z końca poprzedniego sezonu, gdy pewności odnośnie przyszłości brakowało wielu graczom. Stąd brała się nerwowość. To wszystko przekłada się na atmosferę, która może stawać się niezdrowa.
– A sytuacja Mateusza Praszelika? W kontrakcie znajduje się opcja automatycznego przedłużenia zależna od liczby minut, ale będzie trudno o wypełnienie tego warunku.
– To zawodnik, który dobrze pracuje na treningach. Robi duże postępy i mocno w niego wierzę. Dla jednego młodzieżowca szansa na grę otwiera się bardziej, dla drugiego mniej. To nie zawsze kwestia postawy, ale też pozycji i momentu. Wiele rzeczy musi się zgrać. Od przyszłego sezonu może być mocno brany pod uwagę w kwestii pierwszego składu. Ma nieco dłuższą drogę do wyjściowego zestawienia, ale niekoniecznie będzie tak w następnych rozgrywkach. Wszystko zależy od pracy i rywalizacji, lecz nie myślałbym o nim w kontekście oddania czy wypożyczenia. Wręcz przeciwnie.
– Co z trójką juniorów?
– Po powrocie zdecydujemy o losach Ariela Mosóra, Nikodema Niskiego i Radosława Cielemęckiego. Może będzie tak, że ktoś będzie z nami częściej trenował z nami? Zobaczymy.
– Dopuszczalna jest opcja powrotu do pierwszego zespołu Ivana Obradovicia lub Salvadora Agry? Obaj od początku stycznia trenują z trzecioligowymi rezerwami.
– Powody sytuacji, w której się znaleźli są inne. Przedstawiłem je drużynie i wszyscy wiedzą, że są pewne zasady i chcemy, by obowiązywały. Nie przewiduję, że sytuacja się zmieni. Obaj są naszymi zawodnikami, ale szczerze mówiąc skupiam się teraz na tych, na których liczymy w kontekście najbliższych meczów.
Każdy z nas myślał, że Ivan Obradović jest zawodnikiem z umiejętnościami pozwalającymi na zaistnienie w Legii. Liczyliśmy, że wszystko będzie wyglądało, jak chcemy. W zespole jest etos pracy, który jest taki sam dla wszystkich. Łatwo dostrzec zawodników odstających pod względem energii wkładanej w boiskowe poczynania. Pół roku to czas, w którym można dokonać ocen. To również okres, przez który można coś zmienić, zaprezentować. Byłem cierpliwy w stosunku do Obradovicia, ale wszystko ma swój kres. Wymagam od drużyny zaangażowania i wkładania maksimum energii w każdy trening. Musimy mieć w zespole tych, których na to stać.
– Legia potrzebuje wzmocnienia na innej pozycji niż atak?
– Zespół potrzebuje stabilizacji. Musimy wciąż pracować i podnosić umiejętności na poziom indywidualnym i zespołowym. Wciąż obserwujemy i myślimy, jakie pozycje można wzmocnić. Na pewno są pozycje, nad którymi się zastanawiamy, ale niekoniecznie w tej chwili.
– Zaskakujące były informacje dotyczące Radosława Majeckiego i jego wyjazdu do Monako.
– Wszystko jest pod kontrolą, a sprawa toczy się od dłuższego czasu. Majecki opuścił zgrupowanie, ale będzie do naszej dyspozycji od pierwszego treningu po powrocie do Polski.
– Kadra jest za duża, za mała czy optymalna?
– Pomijając bramkarzy, w Turcji jest z nami 26 zawodników. Trzech z nich to juniorzy. W pozostałej grupie też jest kilku młodzieżowców, ale tych przyzwyczajonych do naszej intensywności, nieco bardziej ogranych. Kadra nie jest aż tak szeroka, ale optymalna do tego, co chcemy realizować przez kolejne miesiące. Patrzymy też na kolejny sezon, z myślą o grze w europejskich pucharach. Ważne będzie wtedy, by mieć przynajmniej dwóch równorzędnych graczy na każdej pozycji.
– Michał Karbownik to objawienie rundy i Legia może na niego liczyć wiosną. Jak zapatruje się pan na jego rychłe powołanie do kadry młodzieżowej, ale w roli prawego obrońcy?
– Widzę w tym logikę. U nas potrzeba była na lewej obronie i Karbownik prezentuje się tam bardzo dobrze. Cały czas ma przestrzeń, by kroczyć do przodu i się rozwijać. To jego duża zaleta. Musi poprawić grę w defensywie jako obrońca. Doskonale radzi sobie wspierając nasze ataki, choć też może być lepsze. W przypadku takiego zawodnika najlepsze jest dla niego to, że z każdym tygodniem i miesiącem może czynić postępy we wszystkich elementach.
– Po zgrupowaniu słusznym wnioskiem jest myśl, że Luis Rocha nie złożył broni i dobrze prezentował się w ostatnich tygodniach?
– Też tak myślę. Zaczął sezon od kontuzji, a potem solidnie wyglądał na boisku. Grał potem gorzej, ale w Turcji dobrze pracował na treningach i chce rywalizować z Karbownikiem. Nasz młody zawodnik może to odczuć. Tak samo Portugalczyk zdaje sobie sprawę, że walczy o szanse.
– Kacper Kostorz to gracz regularnie sprawdzany w ataku, ale często sprawiający wrażenie frustrującego się jednym nieudanym zagraniem. Z czego to się bierze?
– Cristiano Ronaldo też się złości, gdy nie strzela gola. Przynajmniej w jednym aspekcie Kostorz jest podobny do Portugalczyka. To wciąż młody zawodnik. Jedni potrzebują więcej czasu, inni niej. On, jak i Maciej Rosołek, mają przed sobą przyszłość w piłce na najwyższym poziomie. Od umiejętności czynienia postępów będzie zależało, gdzie zajdą. Talentu z pewnością im nie brakuje. Junior musi umieć wyciągać wnioski i czerpać z doświadczeń.
– Spróbujmy ocenić pierwsze wrażenie nowych graczy. Jak postrzegać Mateusza Cholewiaka?
– Jego sprowadzenie było naszym przemyślanym ruchem. Ma zwiększyć rywalizację, jak i pole manewru w ataku czy na skrzydłach. Liczę, że niezależnie od liczby minut, wykorzysta każdą okazję na grę. Jeśli będzie prezentował się tak, jak choćby w sparingu z FK Vożdovac, może zdobyć miejsce w podstawowym składzie. Jestem zadowolony z jego pracy, jak i faktu obecności w kadrze.
– Piotr Pyrdoł to melodia przyszłości?
– Ma umiejętności, ale też pewne zaległości w stosunku do naszych dotychczasowych młodzieżowców. Myślę tu o fakcie, że mogli liczyć od dawna na indywidualną opiekę. Ich ciała były przygotowywane do gry na najwyższej intensywności. Pyrdoł ma przed sobą długą drogę pod kątem wzmocnienia się i dostosowania do treningu przy Łazienkowskiej. To przekłada się na intensywność gry.
– Skład, który zagrał w drugim meczu z Kajratem, jest już bliższy wyjściowego składu na pierwszy mecz w lidze?
– Nie jest trudną zagadką wywnioskowanie, że ci zawodnicy mają o krok bliżej do wyjściowej jedenastki na mecz z ŁKS-em. Ale wciąż niczego nie przesądzam. Mam szczęście, że cała drużyna intensywnie pracuje na treningach. Walka i rywalizacja na treningach jest dla mnie bardzo ważna. Wciąż biorę pod uwagę też to, co gracze robili w ostatnich miesiącach. Jeśli ktoś utrzymuje pozycję, to znaczy, że nie spoczywa na laurach i broni swojego miejsca w drużynie. Zawodnicy muszą mieć świadomość, że zawsze jest ktoś, kto czeka na swoją okazję.
– Przed Legią runda, w której psycholog będzie przydatny? Jego obecność dało się mocniej zauważyć w trakcie obozu.
– Daj Boże, by stało się tak, że Legia będzie dobrze funkcjonowała i będzie można powiedzieć, że nic nie robię. Każdy ma jednak swoją rolę. Jako klub szukamy optymalnych rozwiązań. Kojarzy się nas jako klub z wielkimi możliwościami. Bogaczy, którzy są ponad wszystkimi. Tak naprawdę może wypadamy tak na tle polskich drużyn. Ale największe możliwości mamy w aspekcie rozwoju zawodnika i szansą pracy nad karierą graczy. To coś, co jest na światowym poziomie. Psycholog jest kolejną osobą zwiększającą serwis dla zawodników. Gracze muszą z tego umiejętnie korzystać i także staram się to robić. Śmiałem się, że psycholog w Legii jest najbardziej potrzebny trenerowi więc próbuję umiejętnie korzystać z tej opcji.
– Kogo postrzega pan jako najgroźniejszego rywala w walce o mistrzostwo?
– Grono jest szerokie. Piast Gliwice rok temu wznawiał rundę ze stratą, która nie była większa niż teraz. Jest kilka drużyn, które zrobią wszystko, by wykorzystać każdą możliwą szansę. Będę miał to z tyłu głowy, ale interesuje mnie to, co my możemy zrobić. Czeka nas wiosną trudne zadanie. Liga jest na poziomie, na jakim jest. Dostarcza wielu powodów do narzekań, ale jednocześnie są w niej zawodnicy, którzy mogą odejść do mocniejszych klubów. Choćby Patryk Klimala nie tak dawno był uznawany za pośmiewisko, a teraz odszedł za dobre pieniądze do Celticu Glasgow.