| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia Warszawa sprowadzeniem Bartosza Slisza pobije rekord transferowy Ekstraklasy – za zawodnika Zagłębia Lubin zapłaci około półtora miliona euro. Do tej pory niewiele było transakcji między polskimi klubami oscylujących wokół miliona euro. Tak wysoka suma zazwyczaj gwarantowała powodzenie, ale... nie zawsze.
Bogusław Szczodry
Zacznijmy od przełomu wieków, gdy potęgę budowała krakowska Wisła. Bogusław Cupiał wszedł do Białej Gwiazdy w 1998 roku i dobrze wiedział, że chce stworzyć bardzo mocny, jak na polskie warunki, klub. O sile zespołu mieli stanowić Polacy, najlepiej młodzi i perspektywiczni. W sezonie 1999/2000 do Wisły dołączył Maciej Żurawski z Lecha. Poznaniacy pogrążali się wówczas w kłopotach o podłożu finansowym, więc nie byli w stanie oprzeć się ofercie, jaka przyszła spod Wawelu – około dwa miliony marek niemieckich, co można przeliczyć na około milion euro.
Niedługo później, za podobne pieniądze, pod Wawel trafił Kamil Kosowski. – Prezes wziął mnie do Wisły z Górnika Zabrze, któremu zapłacił prawie dwa miliony marek. Jak na polskie warunki – taka kwota nawet dziś robi duże wrażenie. Gdybym został w Górniku, to pewnie nie osiągnąłby w piłce tyle, co udało mi się osiągnąć z Białą Gwiazdą, być może w ogóle nie trafiłbym do reprezentacji Polski – opowiadał później skrzydłowy.
"Żuraw" i "Kosa" stanowili o sile wielkiej Wisły, która zdominowała początek XXI wieku w Ekstraklasie i mocno zaznaczyła obecność w rozgrywkach europejskich. Zdobyli wówczas z Wisłą odpowiednio trzy i dwa tytuły mistrzowskie i z Krakowa trafili do kadry. Ponadto, Żurawski dwa razy sięgnął po koronę króla strzelców polskiej ligi.
Miliony na Konwiktorskiej
Mocarstwowe plany Cupiała przyniosły wymierne skutki w postaci trofeów. Nie można tego powiedzieć o Józefie Wojciechowskim, który chciał uczynić z Polonii potentata. Nie udało mu się to, ale przynajmniej... było ciekawie.
Na Konwiktorską na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku przybywały bardzo głośne nazwiska, z Euzebiuszem Smolarkiem na czele. Ale najwięcej ekscentryczny biznesmen zapłacił za Artura Sobiecha. Na konto chorzowskiego Ruchu trafił okrągły milion euro. Obok snajpera do Polonii przeszedł także za ponad 600 tysięcy euro Maciej Sadlok. Sobiech w Chorzowie zarabiał, jak na warunki Ekstraklasy, niewiele – niecałe siedem tysięcy złotych brutto.
– Mówię tylko o podstawie. Ale jakie to ma znaczenie, ile wynoszą premie, skoro i tak nie były nam wypłacane? Niektórzy kibice Ruchu mają do mnie pretensje, że odchodzę, ale czy oni nie zrobiliby tak samo, gdyby za tę samą pracę w innym miejscu mogli dostawać kilkanaście razy wyższą pensję? – mówił "Przeglądowi Sportowemu". Tak czy inaczej, tak solidny zastrzyk gotówki był niczym tlen dla śląskiego klubu.
Sobiech był jasnym punktem Czarnych Koszul – zaliczył dziewięć goli i osiem asyst w 23 meczach. Po sezonie ponad milion euro zapłacił za niego Hannover 96.
Kosztowny powrót
Spośród transferów krajowych Legii najwięcej klub z Łazienkowskiej zapłacił za Ariela Borysiuka w 2016 roku Lechii Gdańsk. Wówczas pomocnik po latach powrócił do stolicy. Wcześniej występował między innymi w Niemczech i Rosji. Gdańszczanie sprowadzili go za pół miliona euro, by wkrótce zarobić jeszcze 300 tysięcy z... Legii. "Borys" zdobył mistrzostwo i Puchar Polski z ekipą Stanisława Czerczesowa i odszedł do Queens Park Rangers za 1,8 mln. Czysty zysk.
Zjełczałe "Masło"
Największą klapą okazał się transfer Michała Masłowskiego. Wielkim entuzjastą sprowadzenia pomocnika Zawiszy Bydgoszcz był Bogusław Leśnodorski. Właściciel bydgoskiego klubu Radosław Osuch grał twardo i żądał za swojego zawodnika milion euro. Ostatecznie stanęło na 800 tysiącach. Były prezes Legii wielokrotnie miał "nosa", ale... nie tym razem, co krytycy wielokrotnie mu przypominali. Masłowski w 34 meczach strzelił jednego gola. Jak przyznał później Leśnodorski, Masłowski nie poradził sobie z presją, bardzo wszystkim się przejmował i miał depresję.
Transfer okupiony kacem
Zgoła inaczej spisał się Michał Pazdan. Za niego Legia dała Jagiellonii Białystok 700 tysięcy euro. Negocjacje tego transferu owiane są legendą, co Leśnodorski wspominał na łamach "PS". – O Jezu... Chyba nigdy tyle nie wypiłem. Prezes Jagiellonii, Czarek Kulesza otwierał hotel, zorganizował większą imprezę, tam rozmawialiśmy o transferze Pazdana. W Jagiellonii jest wielu współwłaścicieli, wszyscy musieli się zgodzić. Swoją drogą świetni goście. No, ale zdrowotnie byłem wykończony negocjacjami. Wytrzeźwiałem trzy dni później – wspominał. Leśnodorski poświęcił się, ale było warto. Przez kilka lat Pazdan był ostoją obrony Legii, w której zagrał między innymi w Lidze Mistrzów.
Złoty interes
Pieniędzy wydanych na Krzysztofa Piątka nie żałują w Cracovii. Pasy sprowadziły napastnika Zagłębia Lubin za 700 tysięcy euro. Dobrze zapowiadający się zawodnik z Dzierżoniowa spędził w klubie z Krakowa niecałe dwa sezony i imponował skutecznością – 11 goli w 27 meczach sezonu 2016/2017 – i aż 21 bramek w kolejnym, w którym był trzecim strzelcem Ekstraklasy.
Piątek "spłacił się" już pierwszym transferem – i to z kilkukrotnym przebiciem, bo 4,5 mln euro wydała na niego Genoa. Któż się wówczas spodziewał, że stanie się rewelacją na skalę europejską, zagra w Milanie, a jego przyszli pracodawcy zapłacą za niego jeszcze 57 mln euro...
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
18:15
Pogoń Szczecin
16:00
Bruk-Bet Termalica