{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Stany Zjednoczone siatkówki. Trudny start, pewniejsza przyszłość?
Sara Kalisz /
W siatkówce są mocni. Ta kadra to trzykrotny mistrz olimpijski, medalista mistrzostw świata, a także triumfator Pucharów Świata. Po wielu latach "posuchy" Amerykanie doczekali się też własnej ligi. Początki są trudne, choć obiecujące.
Włoskie media: Bartosz Kurek może zagrać w Chinach
Czytaj też:

American dream, Will Ferrell, biblioteka i siatkówka. "Ludzie mówili mi, że zniknę z dyscypliny"
Clayton Stanley, David Lee, William Priddy – to oni przez lata stanowili podstawę reprezentacji USA w siatkówce. Świętowali kadrowe sukcesy, a z klubami sięgali po medale. W czasach młodości dość szybko stawali jednak przed poważnymi dylematami. Wybór dyscypliny był dla niech jednoznaczny z decyzją o opuszczeniu rodziny, przyjaciół i ojczystego kraju, ponieważ nie mieli w nim możliwości kontynuacji kariery na zawodowym poziomie. Przez dekady Stany Zjednoczone funkcjonowały bez siatkówki klubowej. W ostatnich latach się to zmieniło.
Jak grać w czwartym największym kraju na świecie?
National Volleyball Association gra od dwóch sezonów. Powstała, by być platformą, która łączy siatkarzy z czwartego pod względem powierzchni kraju na świecie. Od samego początku jej twórcy liczyli się z tym, że czeka ich spore wyzwanie logistyczne. Nie chodziło tu wyłącznie o finanse, ale przede wszystkim o rozplanowanie rozgrywek drużyn pochodzących z różnych stanów.
– Jesteśmy podzieleni na dwie konfederacje. Jedna ekipa jest z Las Vegas, trzy inne są z Kalifornii – nie ma więc problemu z rozegraniem spotkań. Reszta to zespoły z daleka – z Utah i Wschodu. Przez wzgląd na logistykę zadecydowaliśmy, że to właśnie Kalifornia będzie gospodarzem wszystkich meczów. Rywale do nas przyjeżdżają i grają w weekendy. To rozwiązanie pozwala sportowcom na prowadzenie regularnego życia zawodowego w ciągu tygodnia roboczego – mówi w TVPSPORT.PL Russell Holmes, w przeszłości środkowy Jastrzębskiego Węgla i Asseco Resovii Rzeszów, a obecnie dyrektor ds. rozwoju NVA.
Można być coachem i biznesmenem, ale także siatkarzem
Prowadzenie zawodowego życia i kontynuacja kariery siatkarskiej brzmi jak spore wyzwanie. Amerykańscy gracze to jednak łączą. – Dopiero startujemy z projektem, więc nie mogliśmy zaoferować dużych wypłat. Część zawodników pracuje regularnie w biznesie, coachingu i innych dziedzinach. Popołudniami i wieczorami trenują siatkówkę. Poświęcają swój wolny czas po to, by zbudować od postaw ligę. Doceniam to, ponieważ wiem, że stworzenie tych rozgrywek to wielkie marzenie środowiska siatkarskiego w Stanach Zjednoczonych – dodaje Holmes.
Skąd więc brać zawodników zdolnych do takich poświęceń? – W naszej lidze grają młode talenty. Większość graczy trafia z rozgrywek uniwersyteckich. Wiedzieliśmy, że na początku będzie to tak wyglądało. Mamy jednak nadzieję, że z biegiem czasu zaczną u nas występować zagraniczni zawodnicy, których będziemy w stanie zainteresować również pod względem finansowym – przyznaje szczerze Amerykanin.
Co ciekawe, w przypadku siatkówki żeńskiej studentki mogły liczyć na stypendia, pokrywające sto procent ich potrzeb. – Jeśli chodzi o młodych siatkarzy, na dwunastu graczy tylko sześciu otrzymywało kompletną finansową pomoc. Niewiele uniwersytetów brało też udział w mistrzostwach, a sama dyscyplina w odmianie męskiej nie była popularna. W ostatnim czasie to się jednak zmieniło. Znacznie więcej uczelni posiada drużyny siatkówki panów, a dofinansowanie dla nich płynie z siatkówki żeńskiej – odwrotnie niż w przeważającej większości dyscyplin – dodaje z kolei Andrzej Grzyb, menedżer siatkarski.
– Większość uczelni w USA pod względem siatkówki stoi na dobrym poziomie. Najlepsze to UCLA, California State University Long Beach, BYU, czy też uniwersytety w Ohio i Chicago – podsumowuje Holmes.
Liga krajowa odpowiedzią na koronawirusa?
Mimo trudnych początków liga zawodowa może być dla wielu siatkarzy świetnym rozwiązaniem. – O słuszności naszych działań przekonaliśmy się także w czasie pandemii koronawirusa. Wiemy, że kraje i federacje w kryzysie będą chciały wesprzeć rodzimych graczy, co potencjalnie może wiązać się z brakiem pracy dla zawodników zagranicznych. Tym bardziej istotne jest, by stworzyć rozgrywki dla amerykańskich siatkarzy, które zapewnią im zatrudnienie w trudniejszych ogólnoświatowo czasach i jednocześnie pozwolą utrzymać rytm meczowy, by później mogli rywalizować z sukcesami podczas imprez reprezentacyjnych – wyjaśnia Holmes.
Budowa od podstaw
Obecnie NVA skupia osiem drużyn – LA Blaze, Matadors, Force, Ramblers, Sou. Exposure, Stingers, Stunners oraz Team Freedom. W weekend ich mecze potrafi zobaczyć około tysiąca widzów. Władze ligi stawiają też na dotarcie do publiki poprzez streaming. – Stworzyliśmy aplikację, w której streamujemy mecze za darmo. W ciągu ostatnich miesięcy udało nam się dotrzeć do setek tysięcy oglądających – przyznaje były zawodnik Jastrzębskiego Węgla i Resovii. – Promocyjnie również przenieśliśmy się do internetu – korzystamy z Facebook i Instagram Ads – dodaje.
Rozgrywki ligowe w Stanach Zjednoczonych potrzebują czasu na rozwój. Ich władze starają się uczestniczyć w zawodach dla młodzieży. Chcą nie tylko "wyłapać" młode talenty, ale również przedstawić koncepcję zmagań rodzinom sportowców i kolejnym trenerom. – Współpracujemy z American Volleyball Coaches Association. Staramy się zrobić wszystko, by siatkówka klubowa w USA stanęła na nogi. To nie jest najpopularniejsza dyscyplina w naszym kraju, ale według badań jest najszybciej rozwijającym się sportem – wylicza Holmes.
Co ciekawe, w USA funkcjonuje również Volleyball League of America, która działanie rozpoczęła w tym roku. Do tej pory nie rozegrano jednak meczów. Dla Stanów Zjednoczonych taka konkurencja w jednej dziedzinie nie jest nowością. W połowie XX wieku w USA konkurowały ze sobą dwie ligi koszykarskie. Ostatecznie powstała z nich NBA, która obecnie jest jedną z najpopularniejszych na świecie.