| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn
11 czerwca 2010. W towarzyskim meczu Polska – Chorwacja atakujący (Josip Valcić) zderzył się z broniącym (Karol Bielecki). Reprezentant Polski stracił oko i był bliski przedwczesnego zakończenia kariery. Koledzy z boiska wspominają tamto wydarzenie.
11 czerwca 2010. Trzeba przypomnieć tę datę. Reprezentacja Polski rozgrywała jeden z dwóch towarzyskich meczów z Chorwacją. Drużyny miały zapewniony awans do mistrzostw świata w Szwecji. To była nagroda za dobre występy w mistrzostwach Europy – Chorwaci zdobyli srebrne medale, Polska zakończyła turniej na czwartym miejscu.
Zawodnicy Bogdana Wenty mieli pretensje, że sędziowie sprzyjali wtedy Chorwatom w półfinale, a selekcjoner złożył nawet oficjalny protest. Podobne, złe wspomnienia, zachowali po półfinale mistrzostw świata 2009. Tam też panowie z gwizdkami sprzyjali Chorwatom.
Nastroje w polskiej drużynie nie były jednak bojowe. Co innego mecz o stawkę, a co innego towarzyski. Zawodnicy byli już zmęczeni. Mieli w rękach i nogach wiele wyczerpujących gier. – Tego zgrupowania nie powinno być – mówi Marcin Lijewski. – Wszystko było robione na siłę. Na tych meczach zależało jednak związkowi, miały duże znaczenie marketingowe. Kilka dni wcześniej zakończyłem sezon w Bundeslidze i przyjechałem zmęczony do Kielc. Na miejscu okazało się, że Chorwaci przysłali rezerwowy skład.
– Mecze o frytki – dodaje Bartosz Jurecki. – Ale reprezentacji się nie odmawia. W tym terminie grały też inne kadry. Jedni w eliminacjach mistrzostwa świata, inni sparingi. Nie wiedzieliśmy, że Chorwaci nie przyślą najlepszych zawodników. Zresztą… Gdyby wtedy ktokolwiek przewidział, że dojdzie do takiej tragedii, to zostalibyśmy w szatni. Najgorszemu wrogowi nie życzę tego, co spotkało Karola.
11 czerwca 2010, Kielce. Mecz z Chorwacją był okazją, aby sprawdzić nowe ustawienie w obronie. – Zacząłem na ławce, ale pamiętam doskonale jeden szczegół: naszą taktykę – tłumaczy Bartłomiej Jaszka. – Zagraliśmy klasyczne 5-1, co rzadko nam się zdarzało. Jako ten wysunięty, na jedynce, wystąpił właśnie Karol Bielecki. To był początek meczu, chyba 10 minuta. Chorwaci atakowali, my broniliśmy. Josip Valcić wyskoczył, ale nie rzucał, tylko oddał piłkę. W tym momencie zahaczył palcem o oko broniącego Karola…
Pierwszy przy Bieleckim pojawił się Marcin Lijewski, bo akurat stał blisko. – Na początku myślałem, że Karol dostał cios w łuk brwiowy. Polała się krew. W piłce ręcznej to normalne, więc pocieszałem po męsku: "Karol, weź przestań krzyczeć. Zaraz ci to zszyją i wrócisz na boisko". Gdy jednak spojrzałem na jego buty, zauważyłem, że to nie tylko krew. Zmroziło mnie.
Po kilkunastu sekundach pojawił się na boisku Maciej Nowak, wieloletni lekarz kadry. – Podbiegłem do Karola, spojrzałem na niego i wiedziałem, że to nie pęknięty łuk brwiowy, ale ciężki uraz. Nie byłem przerażony, w medycynie nie ma miejsca na strach. Trzeba działać. I działałem. Starałem się zrobić wszystko, aby mu pomóc.
Bielecki i doktor Nowak zajęli miejsca na końcu ławki rezerwowych, obok Roberta Orzechowskiego, który czekał na debiut w pierwszej reprezentacji. – Do teraz mam jeszcze ten obraz. Karola opatrywał doktor. Pamiętam jego krzyk i ręcznik przyciśnięty do twarzy. To było traumatyczne przeżycie.
11 czerwca 2010, Kielce – Warszawa – Lublin. Gdy w Kielcach rozpoczynał się mecz Polska – Chorwacja, w Warszawie trwał już 43. Zjazd Okulistów Polskich. Doktor Nowak miał trudności. – Gdziekolwiek dzwoniłem, odbijałem się od ściany, bo na oddziałach nie było okulistów. Kielecki szpital – swoimi ścieżkami – również próbował załatwić szybką pomoc. Udało się w Lublinie. Duża w tym zasługa profesora Tomasza Żarnowskiego, który kierował miejscową Kliniką Okulistyki. Skierował nas do asystenta, który udzielił Karolowi fachowej pomocy.
Czas był kluczowy. Liczyła się każda minuta, ba!, każda sekunda. W okolicy Hali Legionów w Kielcach miał wylądować helikopter i przetransportować Bieleckiego do Lublina. Nie pojawił się. Pozostała karetka i blisko 200 kilometrów drogi. A w kieleckiej hali trwał mecz.
– Musieliśmy dokończyć, chociaż nikomu nie chciało się grać – mówi Lijewski.
– Atmosfera była przygnębiająca – dodaje Orzechowski. – Wygraliśmy, ale to nie miało żadnego znaczenia. Byłem w tej reprezentacji nowy, dołączyłem do grupy, która była bardzo zżyta. Obserwowałem ich zachowania. Karol był dla nich kimś bliskim, członkiem rodziny. Po meczu pojechaliśmy do Warszawy, bo dwa dni później mieliśmy zagrać rewanż. W autokarze panowała cisza. Liczyło się tylko zdrowie Karola.
Gdy w Lublinie trwała walka lekarzy o oko, kadra meldowała się w warszawskim hotelu. – Ta noc była straszna, niesamowicie się dłużyła. Jeszcze teraz, po tylu latach, trudno mi do tego wracać – wspomina Lijewski. – Nikt nie spał. Zamówiliśmy kilka skrzynek piwa i siedzieliśmy razem. Razem – my i Chorwaci. Josip Valcić wyglądał jak zbity pies, bardzo to przeżywał. Nie można go jednak winić, to był nieszczęśliwy wypadek.
Nad ranem zadzwonił Bogdan. Powiedział wtedy słowa, które zapamiętam do końca życia. "Czy można przeszczepić oko?" – zapytał. "Bo ja mam dwa i jedno chciałbym oddać Karolowi". Bogdan zachował się nie jak trener, ale jak ojciec. Ojciec tej drużyny.
Doktor Nowak, który od wbiegnięcia na boisko towarzyszył Karolowi, odebrał w nocy trzy telefony – od Sławomira Szmala, Bogdana Wenty i Marcina Lijewskiego. – Nie chciałem przeszkadzać, ale Karol był moim dobrym kolegą. Jako jeden ze starszych czułem się odpowiedzialny. Martwiłem się, telefon był naturalnym, ludzkim odruchem. Co więcej mogłem zrobić w tej sytuacji?
Maciej Nowak pamięta przebieg rozmowy z Lijewskim. – Marcin to urodzony optymista. Mówił więcej niż ja. Próbował przekonywać, że na pewno wszystko będzie dobrze, że lekarze uratują oko…
Wtedy tliła się jeszcze nadzieja, ale było jej coraz mniej. Drużyna miała tego świadomość. – Jako ostatni, już nad ranem, zadzwonił Bogdan. Powiedział wtedy słowa, które zapamiętam do końca życia. "Czy można przeszczepić oko?" – zapytał. "Bo ja mam dwa i jedno chciałbym oddać Karolowi". Bogdan zachował się nie jak trener, ale jak ojciec. Ojciec tej drużyny.
13 czerwca 2010, Warszawa. Drugi mecz z Chorwacją. Po dziesięciu latach niewiele pamiętają, niektórzy – jak doktor Nowak – byli przekonani, że skończyło się na jednym spotkaniu w Kielcach. – Mam dziurę w pamięci. To dziwne, bo większość meczów potrafię odtworzyć. Chociaż może nie dziwne, bo przez dwie noce nie położyłem się nawet na godzinę. Pomagałem Karolowi, organizowałem transport i szukałem szpitala. Ocknąłem się 13 czerwca. Byłem w dresie reprezentacji, bez dokumentów, na szczęście z telefonem. Dzięki pomocy związku przyjechałem do Warszawy, na drugi mecz z Chorwatami.
– Naprawdę nic nie pamiętam – wtóruje mu Jaszka. – Głowy mieliśmy zajęte czymś innym.
– Pamiętam tylko tyle, że był drugi mecz. Jaki miał przebieg, kto wygrał – już nie – dodaje Jurecki. – Chyba nikt nie miał ochoty grać, ale zrobiliśmy to dla Karola.
Gdy kadrowicze szykowali się do niechcianego rewanżu z Chorwatami, Karol Bielecki był już w drodze do kolejnej kliniki, w Niemczech. Takie było życzenie jego klubu – Rhein-Neckar Loewen. Działacze liczyli jeszcze, że specjaliści w Tybindze uratują oko. Wysłali do Polski prywatny odrzutowiec, ale nie przewidzieli kłopotów. Pomógł Maciej Nowak. – Wówczas lotnisko w Świdniku było trawiaste i wykluczało lądowanie samolotów tego typu. Pamiętam słowa pilota: "Co mam teraz zrobić? Jestem w powietrzu, nie mogę tutaj wylądować". Uspokoiłem Niemców, że za chwilę załatwię im pas betonowy. Myśleli, że sobie z nich żartuję...
– Zadzwoniłem do Dęblina i – powołując się na znajomość z pułkownikiem Antonim Masłowskim, dowódcą 3 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Krzesinach – poprosiłem o pomoc. Pułkownik Waldemar Gołębiowski natychmiast zezwolił na lądowanie. Karetka przewiozła Karola z Lublina do Dęblina w kordonie Żandarmerii Wojskowej. Piękny gest. Przecież mógł powiedzieć, że wojsko się takimi sprawami nie zajmuje i odłożyć słuchawkę. Kilka miesięcy później został zaproszony na mecz reprezentacji z Ukrainą do Torwaru. Kilka tysięcy kibiców biło mu brawo!
18 czerwca 2010: koniec kariery? Klinika w Niemczech była także bezradna. Karol Bielecki wrócił do domu i zastanawiał się, co dalej. Czy z jednym okiem będzie mógł nadal grać w piłkę ręczną? Nie był przekonany. Odradzał mu to również lekarz, który przeprowadził drugi zabieg. 18 czerwca odebrał telefon z Polskiego Radia, ogłosił zakończenie kariery. – Nagle wszystko się urwało i trzeba zacząć robić inne rzeczy. Ale jestem nastawiony optymistycznie, co by się nie działo, dam radę. To tylko oko – tłumaczył.
W eter poszła informacja, kopiowana przez inne media, że zakończył karierę. Uwierzyli tylko dziennikarze, nie koledzy z reprezentacji. – Nie wyobrażałem sobie, że może tak po prostu zakończyć karierę. Może ktoś inny by się poddał, ale nie Karol! – przekonuje Jaszka.
Marcin Lijewski też nie uwierzył w to, co usłyszał na antenie Polskiego Radia. – Za dobrze go znałem. Wiedziałem, że podjął decyzję pod wpływem impulsu. Kilka dni później odważyłem się do niego zadzwonić. Przyznał się, że odbija już piłkę o ścianę. Na koniec prosił, żebym się nie przejmował, bo będzie dobrze.
– Gdy zmienił zdanie, głęboko odetchnąłem – dodaje Jurecki. – Nie tylko ja, ale cały świat piłki ręcznej. Nie wyobrażałem sobie drużyny bez niego.
Jak było naprawdę? W reportażu Sylwii Michałowskiej "Wyjątkowy twardziel" tłumaczył: – Nie chciałem się pogodzić, że jeden mecz towarzyski miałby przekreślić całą moją karierę. To mnie bolało. Nie chciałem odejść w ten sposób i zakończyć przygody ze sportem. Grałem wtedy w Niemczech. Ludzie z klubu dali mi szansę. Chcieli, żebym spróbował wrócić na boisko. Krok po kroku, miesiąc po miesiącu robiłem postępy. Widziałem, że powrót jest możliwy. Uwierzyłem w siebie.
Ta historia towarzyszyła drużynie przez wiele miesięcy. Nie dawała spokoju również Maciejowi Nowakowi. – Nikt tego nie mógł przewidzieć, również ja, lekarz. Niespotykany pech. Dramat. Nie tylko człowieka, ale również zespołu. Sprawdziłem później w literaturze medycznej, czy miał miejsce gdzieś podobny przypadek. Znalazłem tylko jeden, zawodnika z Islandii. Ale on nie powrócił na boisko. Karol jest wyjątkiem, jedynym udokumentowanym przypadkiem w piłce ręcznej – mimo kontuzji oka, wrócił i grał jeszcze przez wiele lat.
– Wielokrotnie wracałem do tego dnia – mówi Orzechowski. – Zastanawiałem się, co by było, gdyby to spotkało kogoś innego. Chyba by się już nie podniósł. Myślę, że tylko ktoś taki jak Karol, mógł sobie poradzić z taką kontuzją. Niezwykły człowiek, wybitny sportowiec.
22 lipca 2010: pierwszy mecz po kontuzji. Nie minęło nawet półtora miesiąca (!) od feralnego meczu, a On zagrał w sparingu Rhein-Neckar Loewen. Pochwałom nie było końca. Jednocześnie każdy miał świadomość (Karol również), że to był tylko mecz towarzyski. W takich spotkaniach rzadko gra się na sto procent. Dotyczy to zwłaszcza obrony, w której rywale nie poruszają się tak agresywnie, jak w meczach o punkty.
31 sierpnia 2010, Mannheim. Prawdziwy sprawdzian w Bundeslidze. Rhein-Neckar grało u siebie z FA Goeppingen, na trybunach kilkanaście tysięcy. – Czekałem z ciekawością na ten pierwszy mecz i nie zawiodłem się – wspomina Lijewski. – Karol wrócił w wielkim stylu! Rzucał z każdej pozycji, miał niesamowitą skuteczność. Trafił jedenaście razy!
Lijewski ten mecz widział w telewizji, a z Karolem – z uwagi na grę w HSV Hamburg – kontaktował się wyłącznie telefonicznie. Miał kilka miesięcy, żeby przygotować się do pierwszego spotkania. Inaczej niż Szmal i Grzegorz Tkaczyk, którzy grali z Bieleckim w Rhein-Neckar. Bramkarz nie ukrywa, że pierwsze spotkanie z Karolem, po jego wyjściu ze szpitala, było stresujące. – Nie wiedziałem, jak prowadzić rozmowę. Powiedziałem mu szczerze: "Kola, ja jestem załamany". Odpowiedział: "Kasa, wszystko będzie dobrze". Skończyło się na tym, że to on mnie pocieszał, a nie ja jego.
Dwa tygodnie po meczu z Goeppingen, drużyna Rhein-Neckar pojechała na ligowy mecz do Magdeburga, w którym grał Bartosz Jurecki. Miał podobne dylematy, jak Szmal. – Nie wiedziałem, jak zacząć rozmowę, jak do niego podejść. Znaliśmy się wiele lat, ale mimo to się stresowałem. Na szczęście Karol na "dzień dobry" rozluźnił atmosferę i było mi łatwiej.
28 października 2010, Warszawa. W sierpniu zagrał w Bundeslidze, a jesienią wrócił do reprezentacji Polski – na otwarcie eliminacji Euro 2012 mierzyliśmy się z Ukrainą. Pojawił się na boisku w drugiej połowie i już w pierwszej akcji zdobył bramkę. Pokazał, że wciąż może być ważnym ogniwem zespołu Wenty.
– Nie brakowało takich, którzy go skreślili – przypomina Orzechowski. – Byli przekonani, że nie da rady. A jeśli wróci, to nie będzie grał na takim poziomie. Pokazał im, jak bardzo się mylili. Bo Karol nigdy nie patrzył za siebie, nie analizował tego, co się wydarzyło. Chciał być lepszy, chciał wygrywać. Jest przykładem, ile człowiek potrafi osiągnąć dzięki ciężkiej pracy. I to niezależnie od wszystkich przeciwności.
Nie sądzę, aby strach go kiedykolwiek paraliżował. Miałem wręcz wrażenie, że nie ma nerwów i nigdy się nie stresuje. Nie bał się brać odpowiedzialności za zespół. Gdy widział, że w ataku nam nie idzie, mówił: "Nie ma sensu się dalej męczyć. Podaj mi piłkę, rzucę bramkę".
Ktoś inny mógłby się zamknąć w czterech ścianach, załamać się i sięgnąć po używki. Albo wrócić na boisko i prezentować połowę tego, co przed kontuzją. Nie Karol. W 2016 roku osiągnął kolejny szczyt formy. Został królem strzelców turnieju olimpijskiego w Rio, a z VIVE Kielce wygrało Ligę Mistrzów. – Po prostu wykorzystuję możliwości: rzut, zasięg i siłę – wyliczał.
Jaszka ma wytłumaczenie tej zwyżki formy w kolejnych latach: – Po powrocie zaczął się bardziej cieszyć piłką ręczną, traktował ją z większym dystansem. A trzeba wiedzieć, że gdy Karol był szczęśliwy, to wychodził na boisko i lał każdego rywala. Właśnie dlatego grał na równie wysokim poziomie, a czasami nawet lepiej niż przed kontuzją.
Tę teorię potwierdza Jurecki. – Karol był bardzo emocjonalny. I w życiu, i na boisku. Po kontuzji zaczął trochę inaczej traktować piłkę ręczną. Wcześniej bywały mecze, gdy za mocno się spinał. Od pierwszej akcji chciał pokazać, że jest na boisku, a nie zawsze mu wychodziło. Później złapał większy dystans, dlatego w kolejnych latach potrafił grać tak świetnie.
Inaczej jego występy odbierał Lijewski: – Nie sądzę, aby strach go kiedykolwiek paraliżował. Miałem wręcz wrażenie, że nie ma nerwów i nigdy się nie stresuje. Nie bał się brać odpowiedzialności za zespół. Gdy widział, że w ataku nam nie idzie, mówił: "Nie ma sensu się dalej męczyć. Podaj mi piłkę, rzucę bramkę".
3 czerwca 2018: koniec kariery. Z reprezentacją pożegnał się w maju 2017 roku, na finiszu eliminacji Euro 2018. Z piłką ręczną rok później, ponad osiem lat po stracie oka. Ostatnią bramkę zdobył w finałowym meczu VIVE z Wisłą Płock. Zszedł z boiska, ale nadal jest przykładem. Ze Szmalem organizował obozy dla dzieci pod nazwą "Kuźnia charakterów". Prowadzi w Kielcach restaurację, udziela się też jako mówca motywacyjny. – Na pewno ma ciekawą historię do opowiedzenia. Może wspierać i inspirować innych. Pozostaje wielkim człowiekiem, który został stworzony do wielkich rzeczy – kończy wspomnienia Lijewski.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (991 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.