| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Legia Warszawa szybko pożegnała się z eliminacjami Ligi Mistrzów. Dlaczego stołeczny zespół był gorszy od Omonii Nikozja? Co przeważyło, że z awansu cieszyli się Cypryjczycy?
Czytaj także: KTO ZAWIÓDŁ W LEGII? OCENY PO PORAŻCE Z OMONIĄ
Co wystarcza na PKO Ekstraklasę, nie daje efektów w eliminacjach Ligi Mistrzów. Może jesteśmy zakładnikiem własnych mniemań i oczekiwań? W środę nie stało się nic, co nie byłoby znane z ostatnich sezonów. Po raz czwarty z rzędu, mistrz Polski nie był w stanie podjąć rywalizacji. Zaczęło się już w 2017, kiedy w trzeciej rundzie Legię wyeliminowała FK Astana. Potem było tylko gorzej: druga faza i Spartak Trnawa (2018, Legia) oraz Omonia Nikozja (2020, Legia), a doszło nawet do pożegnania z BATE Borysów, kiedy dobrze słyszalne nie było jeszcze "dzień dobry" (I runda, 2019, Piast).
To tylko kilka, związanych ze statystykami, faktów.
Czy Legia przegrała z drużyną z lepszej ligi? Tak. Cypr jest notowany przez UEFA na czternastym miejscu. Polska znacznie niżej, bo na 32. lokacie.
Czy Legia przegrała z lepszą drużyną? Nie. Omonia przez ostatnie lata nie należała do potentatów. Jej współczynnik w losowaniu brany był z rankingu krajowego (5.350). Przez ostatnie pięć sezonów zespół z Nikozji zebrał raptem 1,500 punktu.
Co straciła Legia? Pieniądze, atmosferę wokół klubu, a przede wszystkim rozstawienie w trzeciej rundzie. Inne mecze potoczyły się tak, że warszawianie mogli trafić w następnej fazie eliminacji Ligi Mistrzów na słabszego, pod względem współczynnika, rywala. Wtedy wystarczyła jedna wygrana, by być pewnym co najmniej występu w fazie grupowej Ligi Europy.
Ile Legia będzie czekała, by znów konfrontować się na arenie międzynarodowej? Niespełna miesiąc. Mecze trzeciej rundy el. Ligi Europy odbędą się 24 września.
Sam Karbownik jest ciekawym przykładem. Świeżo upieczony reprezentant Polski wyróżniał się na początku meczu, a w kolejnych fazach rywalizacji grał coraz gorzej. Nie bez wpływu była gra Omonii. Berg nakazał środkowym pomocnikom, by wspomagali flanki. To sprawiało, że podwajanie ograniczało pole manewru Karbownika, jak i Filipa Mladenovicia. Odczuwał to także grający na skrzydle Maciej Rosołek. Adeptowi legijnej akademii nie można było odmówić starań, ale niewiele z tego wynikało. Był bliski gola po rzucie rożnym, ale dobijając piłkę zgraną przez Pekharta trafił w słupek.
Pewnym obrazem jest też kwestia wznawiania gry przez Artura Boruca. Nie ma wątpliwości, że doświadczony golkiper rozgrywał dobre zawody. Uratował mistrzów Polski choćby po strzałach Jordiego Gomeza. W grze Legii przeważało jednak wznawianie gry długimi podaniami. To nie przynosiło skutku. Statystyki pokazały, że skończyło się na ośmiu stratach, a do tego doszło pięć zagrań, które poszybowały poza linię boczną. W przypadku krótkich podań, czterokrotnie Boruc udanie wznawiał grę. Ten pomysł zawiódł. Pojawiła się obawa o błędy, Legia chciała szybciej przenosić grę na połowę Omonii, ale nie przynosiło to odpowiedniego skutku. Pomysł mistrzów Polski był pewnym minimalizmem, który w połączeniu ze średnim pressingiem sprawił, że gospodarze nie zagrażali ekipie z Nikozji.
Legia najlepsze mecze jesienią 2019 roku rozgrywała, gdy stosowała wysoki pressing. Inna sprawa, że to też kwestia motoryki i wykonawców. Warszawianie mieli ograniczone pole manewru. Karbownik zagrał na prawej stronie obrony, wygrywając rywalizację z Pawłem Stolarskim. Z powodu kontuzji niedostępny był Marko Vesović, a Josip Juranović jest wyłączony z treningów. Na skrzydle pole manewru także było okrojone z powodu problemów zdrowotnych Mateusza Cholewiaka oraz braku Pawła Wszołka, który także nie ćwiczy. W pełni zdrowy nie jest też Kante, który gra, ale nie jest gotowy na 90 minut rywalizacji. Poza składem znajduje się także Rafael Lopes, który boryka się z problemami z końca poprzedniego sezonu. Legia ma szeroki skład, a jednak jego głębia nie okazała się w pełni idealna. Sam Kapustka, który wszedł na boisko przed końcem meczu, wciąż dochodzi do formy. Były piłkarz Leicester trafił na Łazienkowską kilkanaście dni temu, ale ma za sobą ponad rok bez gry.
Festiwal błędów przy golach
W kontekście meczu Legii z Omonią można rozmawiać o wielu detalach, brakach i złych wyborach. Same bramki dla gości z Cypru były jednak efektem błędów w zachowaniu i ustawieniu. Rzutu karnego dla ekipy z Nikozji nie byłoby, gdyby nie złe zachowanie Mladenovicia. Serb miał piłkę, był pod pressingiem rywala, ale mógł ją wybić w trzech kierunkach. Zamiast tego zwlekał, unikał wykopania futbolówki na aut. Obrońca ostatecznie poślizgnął się, zanotował stratę, a po chwili Artur Jędrzejczyk kopnął przeciwnika w nogę i sprokurował "jedenastkę".
Drugi gol? To także seria pomyłek. Jędrzejczyk walczył o piłkę w środku pola, ale ta poszybowała tylko w górę. Rywal zaczął uciekać kapitanowi Legii. Niepotrzebnie o spadającą futbolówkę walczył Mladenović. Omonia podwoiła siły na prawej stronie. Rywal był w zdecydowanie lepszej sytuacji, zagrał do Asante, a ten miał przed sobą mnóstwo wolnego miejsca. Przeciwnicy zaczęli uciekać. Thiago zostawił w tyle walczącego z urazem Mateusza Wieteskę, a także Karbownika. Stanęło na tym, że Brazylijczyk nie był przez nikogo kryty, gdy spokojnie wyskoczył i głową skierował piłkę do siatki.
Omonia była w stanie lepiej wykorzystać złe zachowania Legii. Cypryjczycy od początku byli nastawieni na wykorzystywanie kłopotów mistrzów Polski. Mladenović to w skali Ekstraklasy bardzo dobry zawodnik, choć miewający problemy z bronieniem. Na tle rywali z Nikozji, mankamenty dało się dostrzec jeszcze mocniej. Eric Bautheac sprawiał olbrzymie problemy legioniści grającemu na jego stronie. Wystarczała dynamika i dawka nieprzewidywalności, której w całej Omonii wiele nie było. Cypryjczycy plusowali, bo byli bardzo zdyscyplinowani taktycznie i solidnie współpracowali pomiędzy formacjami. Do tego dochodziło doświadczenie, bo w wyjściowym składzie przyjezdnych było aż siedmiu zawodników mających za sobą trzydzieste urodziny.
Wiele można mówić także o postawie sędziego Nathana Verboomena. Belg nie prowadził zawodów dobrze. Regularnie się mylił. Można polemizować z jego decyzją o wyrzuceniu z boiska Lewczuka. Nie można doszukiwać się za to kontrowersji w sytuacji związanej z Jędrzejczykiem. Najwięcej dyskusji dotyczyła jednak sytuacja z możliwym rzutem karnym po podcięciu Jose Kante. Ta akcja mogła i musi boleć Legię, ale tak wygląda futbol bez VAR-u. Arbiter uznał, że nie widzi przewinienia więc gra musiała toczyć się dalej. Sędzia był dużym problemem meczu, ale czy największym? Każdy musi odpowiedzieć sobie na to pytanie sam, wedle uznania.
Mistrz Polski znów odpadł na fazie, która nie zadowoliła kibiców. Miejsce ligi w rankingu UEFA to jedno, ale oczekiwania i zapowiedzi są zupełnie inną kwestią. Mecz z Omonią odpowiednio podsumował Kapustka, który pełnił rolę zmiennika. – Nic nas nie tłumaczy. Przegraliśmy mecz, który musieliśmy wygrać. Nie ma teraz żadnej wymówki. Możemy pluć sobie w brodę – stwierdził były reprezentant Polski.
Legii pozostaje oczekiwanie na Ligę Europy. W trzeciej rundzie Wojskowi będą rozstawieni. W czwartej już nie, bo wtedy tę rolę pełnić będą zespoły odpadające z eliminacji Ligi Mistrzów. Ale to też miesiąc na wnioski i leczenie ran. Stołeczny zespół może być wówczas silniejszy. Dwóch piłkarzy powinno wrócić z kwarantanny, inni będą mieli czas, by być w pełni zdrowia. To także okazja, by nadrobić elementy, na które nie było chwil w krótkim okresie przygotowawczym. Pomagać może w tym choćby przerwa na spotkania reprezentacji. Na pewno najbliższe dni nie będą przy Łazienkowskiej w pełni spokojne, bo burza myśli po rozstaniu z magią Champions League musi mieć czas na przejście w inne rejony Europy.