Od ponad dwóch lat Jerzy Brzęczek pracuje z reprezentacją Polski. Selekcjoner wciąż nie znalazł jeszcze ustawienia, które regularnie przynosiłoby korzyści drużynie narodowej. Może zatem warto wrócić do sprawdzonych rozwiązań, które dały nam ćwierćfinał Euro 2016?
Brzęczek prowadził już kadrę biało-czerwonych w 18 spotkaniach. Wygrał w tym czasie grupę eliminacyjną, ale generalnie trudno jednak napisać, by Polacy mieli jasno określony styl i potrafili uwypuklić na boisku swoje atuty. Znacznie częściej cofają się w okolice własnego pola karnego i niezdarnymi atakami próbują zagrozić przeciwnikowi. Dużą zasługę w eliminacyjnych zwycięstwach mają też indywidualności, które przesądzały o wyniku wielu spotkań.
Brzęczek zaczynał od korzystania z ustawienia 4-4-1-1, które jednak solidnie zmodyfikował. Za napastnikiem grywał Piotr Zieliński, na bokach z kolei odwróceni skrzydłowi. Jakub Błaszczykowski przyklejony był do lewej flanki, zaś Rafał Kurzawa do prawej. Potem jednak selekcjoner dał się przekonać do gry bez skrzydłowych. Bogactwo wyboru w środku pola skłoniło go do ustawiania drugiej linii w diamencie – jak na przykład miało to miejsce w starciu z Portugalią. Za plecami napastników grali wówczas Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich oraz wspomniani Kurzawa z Zielińskim.
Był w trakcie eliminacji również moment, gdy biało-czerwoni powrócili do klasycznego 4-4-2, co dało zwycięstwa z Łotwą i Izraelem, remis z Austrią oraz porażkę ze Słowenią. Wyglądało to jednak całkiem przyzwoicie. Potem jednak doszło do kolejnej zmiany i od tamtego czasu Polska konsekwentnie wychodzi na plac z trójką środkowych pomocników i tercetem w ataku. I właśnie w tym ustawieniu, choć udawało się wygrywać z Bośnią i Hercegowiną czy Macedonią Północną, biało-czerwoni wyglądają na zespół pozbawiony argumentów w ofensywie, a przy tym skrajnie wycofany.
Być może więc wskazówką dla Brzęczka powinny być momenty w ostatnich latach, gdy drużyna narodowa i grała przyzwoicie, i osiągała przyzwoite rezultaty. Adam Nawałka korzystał z uniwersalnego i relatywnie łatwego do nauczenia piłkarzy ustawienia 4-4-2. Ryglował środek pola umieszczając tam Grzegorza Krychowiaka i drugiego piłkarza, który odciążałby go z zadań defensywnych – zazwyczaj był to Krzysztof Mączyński, czasem Tomasz Jodłowiec. Ofensywna gra opierała się z kolei na współpracy Roberta Lewandowskiego z Arkadiuszem Milikiem i dynamicznych skrzydłach, które napędzały kontry.
Dlaczego teraz znów mogłoby się sprawdzić takie zestawienie? Bowiem warto by reanimować tandem napastników, który w ostatnich latach grał ze sobą rzadko, a niejednokrotnie pokazywał, że kapitalnie się rozumie. "Lewy" i Milik wypracowali razem siedem goli (jeden strzelał, drugi podawał lub odwrotnie) i najzwyczajniej świetnie się uzupełniali. Napastnik Bayernu wykonywał pracę "dziewiątki", młodszy partner grał nieco głębiej i szukał okazji do strzałów z dystansu. Problemu nie powinno być też na bokach, bowiem Kamil Grosicki wciąż jest w wysokiej formie i choć nie ma już Jakuba Błaszczykowskiego, selekcjoner ma w kim wybierać. Bardzo dobre występy ma za sobą Kamil Jóźwiak, do dyspozycji są też Przemysław Frankowski, Damian Kądzior czy mogący grać na boku Piotr Zieliński.
Niezachwianą pozycję w kadrze ma też gwiazda Lokomotiwu Moskwa, czyli Krychowiak. Wykorzystywanie go w takim układzie byłoby o tyle korzystniejsze, że pomocnik mocno rozwinął się w ostatnim czasie w aspekcie ofensywnym. W lidze rosyjskiej grywa wręcz czasem jako "dziesiątka", a w spotkaniu z Bośnią popisywał się bardzo dobrymi przerzutami na skrzydła, która nadawały dynamiki akcjom. Na osiem wykonanych prób, wszystkie były celne. Nie byłby już tylko zawodnikiem odpowiedzialnym za rozbijanie ataków rywala, ale sam mógłby inicjować kontry biało-czerwonych. O tym, kto miałby grać obok niego, zdecydowałby już selekcjoner, który – jak wspomnieliśmy – ma bogactwo możliwości w drugiej linii. Być może najskuteczniejszym rozwiązaniem prowadzącym do zaryglowania środka okazałoby się skorzystanie z Jacka Góralskiego, który, gdy tylko gra, jest jednym z najlepszych w zespole.