Prowadzona przez Ronalda Koemana reprezentacja Holandii grała nie tylko efektownie, ale i skutecznie. Stała się jedną z najlepszych drużyn w Europie, przywracając dawny blask "Oranje". Poczyniła tak wielki postęp, że miała nawet nie odczuć zmiany na stanowisku selekcjonera. Wyszło inaczej, a Frank de Boer w pierwszych meczach zapłacił frycowe. Wydaje się jednak, że wszystko wraca na właściwe tory.
Tragedia, pressing i absurd. Dlaczego znowu nie wyszło?
– Nie jestem pierwszym trenerem, który poniósł porażkę w debiucie – mówił nowy szkoleniowiec po przegranym 0:1 spotkaniu z Meksykiem. Choć robił dobrą minę do złej gry, to wiedział, że zaczął nie najlepiej.
Zagrał w niemal najsilniejszym zestawieniu, a na Amsterdam ArenA musiał uznać wyższość graczy Gerardo Martino. Ci nie tylko strzelili jedynego gola w meczu, ale i stworzyli więcej szans i dłużej utrzymywali się przy piłce. W Holandii było to nie do pomyślenia.
Kolejne dwa spotkania miały jednak zmienić wszystko. Sparing z Meksykiem był bowiem nic nieznaczącym starciem, przy dwóch nadchodzących bojach w Lidze Narodów – z Bośnią i Hercegowiną oraz z Włochami.
W pierwszym z nich Holendrzy bili jednak głową w mur. Bo choć w Bilino Polje byli przy piłce przez niemal siedemdziesiąt procent czasu gry, to nie zdołali zdobyć bramki. Zremisowali 0:0, zaliczając wpadkę w drugim meczu z rzędu.
Początek De Boera w roli selekcjonera nie był może tak zły, jak start jego przygody w Crystal Palace, ale holenderscy fani przywykli do innych standardów. Prowadzeni przez Koemana "Oranje" wygrywali takie mecze bez najmniejszych kłopotów.
Przez eliminacje Euro 2020 przebrnęli niemal suchą stopą. Przegrali tylko raz – z Niemcami. Resztę spotkań wygrali, raz remisując bezbramkowo z Irlandią Północną. Mecz z Bośnią miał być dla De Boera właśnie takim wypadkiem przy pracy.
Selekcjoner, świadom nie najlepszego przywitania z kibicami, do meczu z Włochami podszedł tak, jak jego poprzednik do starć z Niemcami. Zmienił formację z bazowej 4-3-3 na 3-5-2. Holendrzy zremisowali z ekipą Roberto Manciniego 1:1, dając nadzieję, że w kolejnych starciach będzie tylko lepiej. Potwierdzili to w zremisowanym w takim samym stosunku bramkowym sparingu z Hiszpanią.
"Dobrze, że zostaliśmy sprowadzeni na ziemię". Polacy po klęsce
Kto był kluczowy w zespole Franka de Boera?
Nowy selekcjoner korzystał z tego, co zbudował jego poprzednik. W każdym meczu, poza starciem z Włochami, ustawiał zespół w formacji 4-3-3, przechodzącej w 4-2-3-1. Jeden ze środkowych pomocników grał wyżej od swoich partnerów. Zazwyczaj był to Georginio Wijnaldum.
Podstawowym bramkarzem, do momentu kontuzji, był Jasper Cilessen. W ostatnich meczach zmienił go Tim Krul. Z powodu urazów ze składu wypadli także Virgil van Dijk i Matthijs de Ligt. W ich rolę wcielili się Stefan de Vrij i dotychczasowy lewy obrońca Daley Blind. Jego nominalną pozycję zajął młody talent z AZ Alkmaar Owen Wijndal, a miejsce na prawej flance zajmował Denzel Dumfries.
Tuż przed obrońcami występowała trójka środkowych pomocników. Oprócz wspomnianego Wijnalduma byli to zazwyczaj Frenkie de Jong i Donny van de Beek. Trójkę atakujących stanowili za to Luuk de Jong, Memphis Depay i Steven Berghuis. Ten ostatni miejsce w pierwszym składzie wywalczył kosztem Ryana Babela.
Tak jak za czasów Koemana Holandia większość akcji rozpoczynała krótkimi podaniami od własnej bramki. Kluczowi w rozegraniu byli Frenkie de Jong i Blind, którzy grali bliżej lewej flanki. To właśnie nią przeprowadzali większość akcji.
W kombinacjach wspierał ich ustawiony na tym skrzydle Depay. Ten często schodził jednak do środka, robiąc miejsce obiegającemu go obrońcy. Ataki lewą stroną były najgroźniejszą bronią Holendrów. Ci we wszystkich meczach zdobyli pięć bramek – aż cztery z nich padły z tej flanki.
To gwiazdor Olympique Lyon był bowiem najbardziej zaangażowany w grę ofensywną. To on najczęściej strzelał, kreował i dryblował. Był też wykonawcą większości stałych fragmentów gry. Strzelił tylko jednego gola, ale brał udział w aż czterech akcjach zakończonych trafieniami.
Choć Holendrzy większość ataków budowali po lewej stronie, to równie groźni byli z drugiego skrzydła. Po kombinacji na lewej flance nierzadko przerzucali piłkę do wysoko ustawionego Dumfriesa. Ten dośrodkowywał najczęściej w zespole.
Głównym odbiorcą takich zagrań był Luuk de Jong. Ten pełnił rolę mobilnego środkowego napastnika. Nierzadko był też celem dalekich podań z własnej połowy. Bo choć gracze De Boera zazwyczaj rozgrywali piłkę krótko, to czasem decydowali się i na grę bezpośrednią.
Snajper Sevilli doskonale współpracował z mobilnym Wijnaldumem, który już za kadencji Koemana, został przemianowany na ofensywnego pomocnika. To on był najlepszym strzelcem zespołu w trakcie eliminacji do Euro 2020. W ostatnim meczu z Bośnią i Hercegowiną potwierdził swoją skuteczność.