W wieku 67 lat zmarł jeden z najwybitniejszych żużlowców w historii Polski, dwukrotny medalista indywidualnych mistrzostw świata.
W 1973 roku, w pamiętnym finale Indywidualnych Mistrzostw Świata na chorzowskim Stadionie Śląskim, podium zajęli Jerzy Szczakiel (złoto), Ivan Mauger (srebro) i Zenon Plech (brąz). Dziś ta żużlowa przenajświętsza trójca jest już w komplecie wysoko, wysoko… Szczakiel odszedł 1 września bieżącego roku, a Nowozelandczyk przed dwoma laty.
Zenon Plech urodził się 1 stycznia 1953 roku w Zwierzynie. Gdy podjął naukę w jednym z gorzowskich liceów, zamieszkał w internacie. A stamtąd już wszystkie drogi prowadziły jego i kolegów na stadion Stali. W maju minęło 50 lat od zaliczenia przezeń egzaminu na licencję. By jednak chłopak mógł do tej żużlowej matury przystąpić, najpierw musiał… poprawić wyniki w nauce. Takie trójstronne porozumienie zawarli prezes i trener klubu, dyrektor ogólniaka oraz sam zainteresowany, którego pozycja negocjacyjna była najsłabsza. W zasadzie nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Szczęśliwie jednak wykazał odrobinę dobrej woli.
Egzamin na licencję nie musi być, wbrew pozorom, bułką z masłem nawet dla tych najbardziej utalentowanych. Taki Tomasz Gollob, późniejszy indywidualny mistrz świata (2010), padł, dla przykładu, ofiarą kiepskich relacji jego ojca z pewną ważną personą i pierwsze podejście oblał. Z Plechem było jednak inaczej. Najpierw po meczu Stal Gorzów – Wybrzeże musiał pokonać cztery okrążenia w ustalonym limicie czasu. Przejechał. A później musiał się jeszcze przejechać z trenerem Andrzejem Pogorzelskim do Leszna, by zaliczyć również egzamin teoretyczny. Co ciekawe, później trafił właśnie do Trójmiasta, będąc bohaterem głośnego transferu. Gorzowianie nie byli specjalnie zadowoleni, że ich zawodnik regularnie podróżuje na Wyspy Brytyjskie, by i tam się ścigać. Z kolei włodarzom Wybrzeża te eskapady nie przeszkadzały.
– Ja o talencie Zenka przekonałem się już w 1971 roku w Tarnowie podczas obozu kadry juniorów, w którym wspólnie uczestniczyliśmy. Widziałem, co potrafi. I rzeczywiście rozwinął się bardzo szybko. Barry Briggs powiedział swego czasu, że Plech był najlepiej jeżdżącym zawodnikiem na świecie na jawach dwuzaworowych – przypomina Marek Cieślak, który o śmierci kolegi dowiedział się po powrocie z rowerowej przejażdżki po Górach Sokolich w swoich rodzinnych, częstochowskich stronach.
Plech ośmiokrotnie uczestniczył w finałach IMŚ. Najlepiej szło mu w Chorzowie. W 1973 roku, gdy wyskoczył Szczakiel, to na nim skupiała się uwaga narodu. Wtedy młodzieniec był trzeci. Trzy lata później zajął na tym samym obiekcie piąte miejsce, by w 1979 roku wyciągnąć z Kotła Czarownic gorące jeszcze, dopiero co wykute srebro – 13 (3,1,3,3,3). Lepszy okazał się tylko Mauger – 14 (3,3,2,3,3), a na najniższym stopniu podium stanął Anglik Michael Lee – 11+3 (2,3,3,0,3), który rok później w Goeteborgu został już globalnym championem, w wieku zaledwie 21 lat.
Plech to także medalista Drużynowych Mistrzostw Świata (srebro i trzy brązy) oraz Mistrzostw Świata Par (srebro i cztery brązy). Jak widać, w tym worku z metalami szlachetnymi i kolorowymi też brakowało złota. SuperZenon odbił to sobie jednak na krajowym podwórku. Pięciokrotnie wygrywał prestiżowy finał IMP, długo będąc na czele klasyfikacji wszechczasów. Wyprzedził go dopiero Gollob, kończąc karierę z ośmioma tytułami w CV. Plech, mający też w kolekcji dwa srebra krajowego championatu, pozostaje w tym rankingu numerem dwa. Za nim, z czterema tytułami, znajdują się Andrzej Wyglenda, Florian Kapała i jedyny aktywny zawodowo w tym gronie Janusz Kołodziej.
– Rozpiernicza się ta nasza stara drużyna – smutno konstatuje Marek Cieślak. – Myślę, że gdyby wtedy koło Zenka ktoś stał i go przypilnował, to na sto procent zostałby mistrzem świata. Nie był, rzecz jasna, nie wiadomo jakim rozpustnikiem, ale jednak takim chłopakiem, który czuł luz. I w porządku chłopakiem. W Anglii pamiętają go do dziś. To wielka strata dla polskiego, ale i światowego żużla – dodaje Narodowy, który w wieku 70 lat zakończył właśnie swoją 14-letnią posługę selekcjonera.
Miał też Plech opinię błyskotliwego kawalarza z figielkami w oczach. – Jajcarz był niesamowity. Pamiętam nasze wyjazdy choćby do Związku Radzieckiego z płk. Sołowieckim, ówczesnym szefem Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Na dworcu w Moskwie Zenek pożyczył od niego płaszcz i kapelusz, a że był niemal dwukrotnie niższy, to do dziś uśmiecham się na tamten widok. Pułkownik był groźny dla wszystkich, ale Zenkowi wybaczał wszystko – wspomina Cieślak.
Po karierze zawodniczej Plech pozostał przy sporcie. Spełniał się m.in. jako komentator i ekspert telewizyjny, lecz nade wszystko jako szkoleniowiec. W 2001 roku sięgnął z narodową drużyną po srebro Drużynowego Pucharu Świata, był opiekunem Stali Gorzów, Wybrzeża Gdańska czy WTS-u Wrocław. To on wprowadzał do dyscypliny Krzysztofa Cegielskiego, który mimo konta na Facebooku pozostaje raczej zupełnie biernym obserwatorem wirtualnej rzeczywistości. Tym razem jednak uznał, że nie może milczeć.
„Panie Trenerze, Zenku, dzięki za wszystko!!!” – napisał Cegła na swoim profilu. To pokazuje, jak wielkim szacunkiem i sympatią darzył trenera.
– Rzeczywiście, uznałem, że muszę mu podziękować, bo zawsze był mi bliski. To on obdarzył mnie zaufaniem jako młodego chłopaka po licencji. Dostrzegł jakiś potencjał. W 1998 roku to on uwierzył, że możemy z Tomkiem Bajerskim zdobyć w Gorzowie mistrzostwo Polski par, pokonując braci Gollobów oraz Piotrka Protasiewicza. I tak się stało. W 2001 roku zdobyliśmy wspólnie srebro Drużynowego Pucharu Świata. Był przy mnie zawsze. Przyjaciel. Zawsze uśmiechnięty i pokorny przy swojej potędze. Wolał spędzać czas w warsztacie, na rozmowach kuluarowych, będąc duszą towarzystwa. Gdzie się nie pojechało, był numerem jeden. Od Maugera dowiedziałem się o nim mnóstwo historii. Zresztą z tych opowieści Maugera wynikało, jakby dostrzegał w Plechu większy talent niż swój własny. Widział w nim jednego ze swoich największych konkurentów. Sam się czasem zastanawiam, czego zabrakło do złota. Być może kwestii sprzętowych, dostępu do nowinek, którymi dysponował Ivan – mówi nam Cegielski, który, podobnie jak Cieślak, zaliczył dziś trening rowerowy, tyle że na ziemi krakowskiej. Już od wielu lat jeździ na wyczynowym, zjazdowym handbike’u. Trzeba też wiedzieć, że od trzech tygodni jest ojcem już nie tylko trzyletniej Otylii, ale też Ignacego. Gratulacje!
Ostatnie lata życia Plech spędził w Sulminie pod Gdańskiem. Chorował. – Od dłuższego czasu zmagał się z chorobą. Widzieliśmy tę walkę, patrząc na jego twarz. Wyglądała coraz biedniej… – ubolewa Cieślak.
Sił na żużlu próbował też przez chwilę syn Zenona – Krystian. Nie była mu jednak pisana kariera. Świetnie się natomiast odnalazł jako organizator i menedżer, m.in. Patryka Dudka – indywidualnego wicemistrza świata z 2017 roku. Obecnie jest również dyrektorem marketingu u szczypiornistów Torus Wybrzeża Gdańsk.
Żegnaj, Mistrzu Zenonie! Dla nas pozostaniesz Złotym Chłopcem!
Wojciech Koerber