Nie miał wtedy super dobrego dnia, ale wytrzymał. Wszyscy czterej dotarliśmy do mety, razem osiągnęliśmy ten sukces – wspomina po śmierci Ryszarda Szurkowskiego Edward Barcik, ostatni z żyjących kolarzy, którzy w 1972 roku pojechali po srebro w Monachium.
Antoni Cichy, TVPSPORT.PL: – Pewnie dotarła już od pana ta smutna wiadomość...
Edward Barcik: – Tak, tak... Bardzo smutne. Rysiek w wypadku w 2018 roku odniósł bardzo ciężkie obrażenia. Strasznie cierpiał przez dwa lata. Nie mógł zrobić nic ani rękoma, ani nogami. Należał do najwybitniejszych zawodników lat 70. w amatorskim peletonie na całym świecie.
– Jak go pan wspomina?
– Ryszard był liderem, pracowaliśmy na niego. Ale wtedy jeździło u nas w ogóle wielu znakomitych kolarzy, przecież Staszek Szozda też miał wielkie ambicje, tylko nie udało mu się zdobyć tytułu mistrz świata. Rywalizowaliśmy z Ryśkiem, nawet pokonywaliśmy jego grupę, ale w 1972 roku szło mu znacznie lepiej, a po olimpiadzie osiągał wielkie sukcesy. Trzykrotnie został mistrzem świata, raz indywidualnie, dwa razy w drużynie, przywiózł jeszcze srebrny medal z Montrealu z 1976 roku. Tak to było...
– Zdobyliście razem srebro igrzysk w Monachium w 1972 roku. Nie dość, że wróciliście z medalem, to pewnie zobaczyliście trochę innego świata w czasach komunizmu.
– Mieliśmy już wcześniej kontakty, wyjeżdżaliśmy. Na trasie w Monachium startowałem wcześniej dwukrotnie, w 1971 i też w 1972 roku. A po raz trzeci w trakcie igrzysk. Nie była mi więc obca. Naturalnie, różnica między tym naszym PRL-em a krajami zachodnimi rzucała się w oczy.
Nie było porządnego samochodu, którym jeździlibyśmy na wyścigu. Tylko jakieś prywatne, polski Fiat 125. Naturalnie, bardziej potrzebowalibyśmy kombi, ale w takich warunkach się żyło. Mimo tego, Szurkowski i paru kolegów osiągnęło wielkie sukcesy w amatorskim kolarstwie.
– Mieliście całkiem inne możliwości treningowe, finansowe?
– Oczywiście, że tak. Sami musieliśmy wszystko finansować, dopiero po osiągnięciu większych sukcesów byliśmy zaopatrzeni przez Polski Związek Kolarski. Ale nie da się porównać tego, co my mieliśmy, do tego, co mieli na zachodzie. Nie było porządnego samochodu, którym jeździlibyśmy na wyścigu. Tylko jakieś prywatne, polski Fiat 125. Naturalnie, bardziej potrzebowalibyśmy kombi, ale w takich warunkach się żyło. Mimo tego, Szurkowski i paru kolegów osiągnęło wielkie sukcesy w amatorskim kolarstwie.
– Pan też był częścią srebrnej drużyny. Dobrze pamięta pan tamten wyścig?
– Odbył się 29 sierpnia 1972. Mnie nie przewidywano do startu, byłem drugim rezerwowym. Rano, na kilka godzin przed wyścigiem, Henryk Łasak, ówczesny trener kadry narodowej, nie potrafił się zdecydować. Dopiero Staszek Szozda stwierdził, że to ja powinienem jechać. Ale Łasak stawiał bardziej na Krzysztofa Steca. Krzysiu akurat uważał, że ma problemy z żołądkiem, jelitem, dopadła go biegunka i nie może jechać. Więc Łasak zapytał mnie, czy jestem gotów wystartować. Powiedziałem: oczywiście, że tak. I udało się. Trudna trasa, falista, od Monachium przez Starnberg, w kierunku Garmisch-Partenkirchen. Przy mocniejszym wietrze do 70. kilometra prowadziliśmy, dopiero na ostatnich 32 kilometrach straciliśmy 30 sekund do ekipy Związku Radzieckiego.
– Jak zapamiętał pan współpracę z Ryszardem Szurkowskim? Nadawał tempo?
– Akurat nie miał wtedy super dobrego dnia. Trenowałem przed igrzyskami ze Staszkiem Szozdą, Luckiem Lisem, a z Szurkowskim po raz pierwszy wystartowałem w tej jeździe drużynowej na czas. Ale i tak wszyscy czterej dotarliśmy do mety, nikt nie komentował, czy ktoś jechał lepiej czy gorzej. Razem osiągnęliśmy ten sukces.
– Utrzymywał pan później kontakt z Ryszardem Szurkowskim?
– Tak, nawet wielokrotnie się z nim widziałem. Jeszcze kiedy był dyrektorem sportowym Exbud Kielce, to spotkałem się z nim w Niemczech. Przyjechałem też kiedyś na piknik olimpijski w Warszawie, zaprosił mnie do siebie do domu. Ostatnio widzieliśmy się w styczniu na balu noworocznym kolarzy dolnośląskich we Wrocławiu parę miesięcy przed tym tragicznym wypadkiem, w którym uszkodził kręgosłup.
Tak napisałem w dzienniczku. "Bardzo wolno zaczynaliśmy od startu, ale ZSRR-y zrównali się z nami na 70. kilometrze, ciężko szczególnie od półmetka, pod wiatr i podjazdy. Świetnie czułem się na trasie, a w końcówce, 25 kilometrów byłem mocny. W bidonie była herbata, cytrynka, jakaś proteinka".
– Czy po wypadku też pan z nim rozmawiał? Był pełen nadziei, że jeszcze wsiądzie na rower?
– Nie, po wypadku nie rozmawialiśmy. Niestety, sprawa była raczej przegrana, skoro uszkodził rdzeń kręgowy, nie ruszał rękoma, nogami. Naturalnie, wiele osób mu doradzało. Słyszałem, że po operacji barku miał ruszać ręką, ale chyba tak się nie stało. Był przykuty do wózka inwalidzkiego.
– Często spogląda pan na ten srebrny medal z Monachium? Przypomina sobie tamte chwile?
– Tak! Wielu znajomych chce usłyszeć, jak to właściwie było. Mam też wiele pamiątkowych zdjęć, a zanim pan zadzwonił, sięgnąłem do dzienniczka z 1972 roku. Spojrzałem na datę, tak jak powiedziałem, 29 sierpnia 1972 roku...
– Po informacji o śmierci Ryszarda Szurkowskiego wróciły wspomnienia?
– Naturalnie...
– Pamięta pan, co zapisał w dzienniczku dnia 29 sierpnia?
– Tak. Pisałem wtedy: "pogoda była kolarska, 25 kilometrów był sprzyjający wiatr, trasa mocno falista, rowery mieliśmy czasowe polskiej marki, 28 szprych, opony 195 gram ważyły, rano zmieniono mnie za Smyraka, a Krzysztof Stec też nie chciał, miał rozwolnienie". Tak napisałem w dzienniczku. "Bardzo wolno zaczynaliśmy od startu, ale ZSRR-y zrównali się z nami na 70. kilometrze, ciężko szczególnie od półmetka, pod wiatr i podjazdy. Świetnie czułem się na trasie, a w końcówce, 25 kilometrów byłem mocny. W bidonie była herbata, cytrynka, jakaś proteinka. Ryszard Szurkowski nie miał dobrego dnia, ale wytrzymał do końca".
– To był najpiękniejszy dzień w pana życiu?
– Trudno powiedzieć. To był dla mnie trudny rok. Przeżyłem ciężki wypadek w Kaliszu na pierwszej ogólnopolskiej spartakiadzie młodzieży. Uderzyłem twarzą w beton, znalazłem się w szpitalu na 44 dni. Miałem non stop problemy, przeziębienia, katary, przechodziłem operacje, usunięto mi przegrodę nosową. Do tego nieustannie zapalenie w okolicach szczęki, nosa. W każdym razie, bez końca ciągnęły się te problemy. Ten 1972 rok był dla mnie słabszy. Trener nie potrafił tego zrozumieć, cały czas żyłem w stresie, zarzucali mi, że coś ze mną jest nie tak. Nie byłem w stanie pokazać swoich możliwości, ale mało kogo interesowało, że wciąż borykałem się z problemami. Ten sukces olimpijski z mojej strony był największym. Później już nie wystartowałem w takich zawodach, jeździli lepsi. Właśnie Rysiek Szurkowski, Stasiu Szozda, Tadeusz Mytnik, Mieczysław Nowicki.
– Przeprowadził się pan do Niemiec. Czy to tamten wyjazd skłonił pana do takiej decyzji? Zobaczył pan, że istnieje gdzieś lepszy, normalny świat?
– W tamtym czasie nie. Po takim sukcesie do kraju wracało się z wielką przyjemnością. Ale z chwilą, kiedy pojawiły się problemy z żywnością, kiedy na półkach stał denaturat i sól, brakowało wszystkiego, naturalnie przychodziły myśli, żeby zmienić kraj.
– Co dało panu kolarstwo? Lekcję życia?
– Sport kształtuje, bardzo kształtuje. Daje zimną krew, pozwala się opanować w trudnych momentach. Uczy też koleżeńskości, pomocy, trzeba się wzajemnie wspierać. Kiedy startowałem w 1975 roku w mistrzostwach świata musiałem pomagać asom. Nie udało się zdobyć medalu. Mietek Nowicki dojechał trzeci, ale został zdyskwalifikowany, bo napił się na kilka kilometrów przed metą. Działacze powinni wiedzieć, że to niedozwolone.
– Mówi pan o współpracy. Bez niej nie byłoby medalu w Monachium.
– To bardzo ważne. Taka jest specyfika kolarstwa. Trzeba wykorzystać umiejętność jazdy na kole, za plecami kolegi. Wiatr się zmienia, raz tak, raz siak. Poza tym, dobór odpowiednich przełożeń. Nawet sprzęt mieliśmy, jak na ówczesne czasy, bardzo dobrej jakości.
– Mimo że mowa o czasach komunistycznych?
– Zgadza się. To był pierwszy medal dla Polski w kolarstwie szosowym. Bardzo ciężko pracowaliśmy na to, do znudzenia. I stąd te sukcesy.
Rozmawiał Antoni Cichy
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP, w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.