Motocykl i deska to połączenie nietypowe, ale niektórym niezbędne do pełni szczęścia. Ta miłość zaczęła się w dzieciństwie. Nie przerwał jej nawet wypadek na torze i… paraliż ręki. Uczucie trwa, a kolejne przeciwności pokazują jego siłę.
Pierwszy był snowboard. Z nim Kiana rozpoczęła przygodę mając 4 lata. Po trzech kolejnych doszły wyścigi crossowe. Siedmiolatka "zaprzyjaźniona" z deską na śniegu, a potem też na wodzie i asfalcie nie dziwiła. Inaczej było, gdy jechała z pełną szybkością motocyklem. Wszystkie pasje próbowała połączyć. 18 listopada 2006 roku to ważna data. Rozpoczęła nowy rozdział życia, w którym nieistotne jest to, czego nie ma, ale to, co może jeszcze osiągnąć.
Szkolenie z grupą ekspertów szybko przyniosło efekty.
– W zeszłym sezonie zauważyłam ogromny postęp w jeździe. Teraz już kontroluję deskę i czuję się na niej bardziej komfortowo – wyznała w wywiadzie dla paralympic.org. Swoje zrobiły również regularne spotkania z psychologiem oraz terapeutą.
– Przeprowadziłam wiele medytacji. Dzięki nim upewniłam się, że mój umysł jest we właściwym miejscu – dodała.
Amerykanka występuje w slalomie w klasie SB-UL, która obejmuje sportowców z niepełnosprawnością kończyn górnych. W tej kategorii nie ma wielu kobiet. Kiana chce to zmienić. Stara się o zwiększenie liczby rozgrywanych zawodów. Jej ostatnim międzynarodowym występem była rywalizacja w marcu 2020 roku w norweskim Hafjell (za rok będą tam mistrzostwa świata w zimowych sportach paraolimpijskich). Kilka miesięcy później jako pierwsza parasnowboardzistka dołączyła do grupy Burton Snowboard. To właśnie ta firma stworzyła dla niej specjalne wiązania, ułatwiające zapinanie deski.
Powrót do uprawiania sportu był walką z sobą. Teraz przyszła pora, aby zmierzyć się z otoczeniem. Niechętnym lub nierozumiejącym tych potrzeb. – Z reguły jest tak, że na początku wszyscy dookoła okazują zainteresowanie i wsparcie. Dodają skrzydeł mówiąc: "Jesteśmy z tobą", "Dasz radę". Po jakimś czasie telefony milkną, bo już nikt się nie interesuje. Bywa, że sportowiec czuje się osamotniony. To jest bardzo trudny czas. Inni oczekują tylko szybkich wyników. Na tym etapie wielu sportowców traci sens pracy i rezygnuje ze sportu – zwraca uwagę Katarzyna Selwant. Przeciwności na drodze Kiany stały się otwarciem na nowe możliwości. Chociaż na co dzień pracuje jako grafik w małej drukarni we Frisco (Kolorado), to jest również mówcą motywacyjnym. Pierwszy wykład wygłosiła cztery lata temu. Na spotkaniach dzieli się swoją historią, a także stara się zachęcić innych do realizacji marzeń.
– Nigdy nie pozwoliłam na to, aby kontuzja mnie spowolniła – przekonuje. Walka została wpisana w jej życie. Trwa nawet wtedy, gdy każdego dnia wykonuje najprostsze czynności w domu. Jest jej również bliska wtedy, gdy zabiega o paraolimpijski sport. – Na tym etapie nie chciałabym, aby życie było inne. Moja niepełnosprawność wiele mnie nauczyła. Bez niej nie byłabym tym, kim jestem. Teraz mogę być wdzięczna za to, co mam i nie myślę już o tym, czego nie mam –
deklaruje.
Stoi przed nią olimpijska potyczka. Oby jej zakończenie było kopią wygranych pojedynków, które już stoczyła.