Polski piłkarz może być tak dobry, jak ten hiszpański. Od najmłodszych lat musi jednak pracować nad rozumieniem gry. Tak uważają trenerzy z grupy Deductor, którzy szczególną uwagę przykładają właśnie do tego aspektu. Prowadzą szkolenia dla trenerów i zawodników, a – po pracy – edukują też dziennikarzy. W rozmowie z TVPSPORT.PL o projekcie opowiedział jeden z jego założycieli, Dawid Szwarga. Na co dzień asystent w GKS Katowice.
Paweł Smoliński, TVPSPORT.PL: – Zacznijmy od podstaw. Czy piłka nożna to prosty sport?
Dawid Szwarga: – Wielu wydaje się, że tak właśnie jest. Tu kopnąć, tam podać i to wszystko. A przecież futbol, obok hokeja, to najbardziej skomplikowany sport na świecie. Ogromna liczba możliwości i rozwiązań sprawia, że ta dyscyplina jest tak nieprzewidywalna. To właśnie w piłce nożnej faworyci najrzadziej odnoszą zwycięstwa. W Polsce, mam takie wrażenie, wszystko jest tłumaczone zbyt prozaicznie. Takie wyciągnąłem wnioski nie tylko z moich doświadczeń zawodowych, ale i z analizy niektórych programów przedmeczowych w telewizjach...
– Brakuje w nich konkretów?
– Czasem jestem znużony tą samą nudną narracją, opierającą się na prostym spojrzeniu. Rozumiem, że studia przed i pomeczowe są przede wszystkim dla zwykłego kibica. Że nie są miejscem na trudne rozmowy i dysputy o taktyce. Natomiast uproszczenia, które w nich czasem padają, są nie do przyjęcia. Oglądając mecz Ligi Mistrzów usłyszałem, że Hansi Flick się nie przygotował do starcia z Paris Saint-Germain, dlatego Bayern Monachium przegrał...
– Przecież to nie do pojęcia. Nawet w niższych ligach trenerzy rywala znają na wylot...
– No właśnie, a czasem takie karygodne wypowiedzi wciąż można usłyszeć. Zamiast powiedzieć, że Flick się świetnie przygotował, bo Bayern zepchnął PSG do defensywy i stworzył mnóstwo sytuacji, to ekspert rzucił tezę, że skoro przegrał, to nie odrobił pracy domowej. Takie uproszczenia nie wpływają dobrze na poziom dyskusji o piłce w Polsce.
– Szczególnie widoczne jest to podczas meczów reprezentacji...
– Wystarczy wejść w pomeczowe komentarze, by dowiedzieć się, co było źle. "Nie powinniśmy grać z trójką napastników", "Zieliński nie dał rady", albo "Lewandowski nie może cofać się po piłkę". Zazwyczaj są to jednak chybione diagnozy, z których czasem może narodzić się hejt. Taki przekaz nie ułatwia budowania świadomości wśród kibiców. Liczy się dla nich wyłącznie wynik, a nie to, co na niego wpłynęło.
– Łukasz Smolarow mówił mi ostatnio, że takie podejście to też po części wina trenerów. Zamiast edukować, uciekają się do sloganów...
– W pełni się zgadzam. Ciekawym przykładem była konferencja Thomasa Tuchela, który po przegranym meczu z West Bromwich Albion, dokładnie wytłumaczył, co wpłynęło na ten wynik. Wskazał, ile było wejść w pole karne, ile podań progresywnych, mijających linie rywala, jakie było prawdopodobieństwo strzelenia bramki (xG) i tak dalej. Przedstawił statystyki, które pomogły lepiej zrozumieć to, co wydarzyło się na boisku. W Polsce czasem brakuje takiego otwarcia na konferencjach, ale wkrótce – mam nadzieję – się to zmieni. Również dzięki takim trenerom jak Łukasz Smolarow.
– A także pan i pańscy koledzy. Po meczu z Andorą na Facebooku Deductora pojawił się wpis odnoszący się do wypowiedzi kilku dziennikarzy...
– Niektóre powody słabej gry reprezentacji, czy oceny poszczególnych zawodników, były dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Spontanicznie, po spotkaniu, zdecydowałem się napisać kilka słów, tłumacząc, że na wydarzenia boiskowe trzeba spojrzeć szerzej.
– Na przykład na grę z trójką napastników?
– Na przykład. To ustawienie było idealnie dopasowane do przeciwnika, którego mieliśmy zdominować. Można było przewidzieć, że Andora zagra z nisko ustawioną linią obrony, więc sposobem na jej pokonanie będą dośrodkowania. W polu karnym warto więc mieć zawodników, którzy w powietrzu czują się mocni. Takich jak Krzysztof Piątek, Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski.
– Sporo kontrowersji wzbudził szczególnie ostatni z nich, często cofając się po piłkę. Pozostając w roli edukującego – dlaczego nie należało za to ganić Paulo Sousy?
– Bo tak grają najlepsze zespoły świata. Ustawiając trzech graczy w "szesnastce", zostaje nam zaledwie siedmiu w rozegraniu. Warto więc obniżyć jednego z napastników, by pomóc w budowaniu akcji. Logiczne, że z piłką przy nodze najlepiej czuje się Lewandowski, więc to jemu przypadła ta rola. Miał tworzyć przewagę w środku pola, a nie być tylko i wyłącznie statyczną "dziewiątką", która stoi między stoperami. Miał utrzymać się przy piłce, zagrać podanie prostopadłe na połowie przeciwnika, zmienić stronę, a przed dośrodkowaniem – w drugie tempo – wbiec w pole karne. Poza tym, to Lewandowski zdobył dwie bramki, więc jego nieobecność w polu karnym nie była odczuwalna.
– Jak zwykle oberwało się też Piotrowi Zielińskiemu...
– Standard. Kibice wymagają od niego sporo, bo ma konkretne umiejętności. Świetnie podaje, potrafi grać pod presją, znakomicie prowadzi piłkę i jest w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o zdobywanie przestrzeni prowadzeniem. Wydaje mi się, że oczekiwania wobec niego są jednak zbyt wysokie. To nie jest piłkarz, który przedrybluje wszystkich na boisku, po czym wystawi piłkę do lepiej ustawionego partnera. Jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale nie wiem, czy graczem klasy światowej. By grać dobrze, musi mieć wokół siebie świetnych piłkarzy, a w kadrze – nie oszukujmy się – gra z zawodnikami przeciętnymi. Bo w tych kategoriach trzeba rozpatrywać naszą reprezentację. Nie wydaje mi się, by Paulo Sousa miał mocniejszy skład, niż choćby trener Adam Nawałka...
– Świadczą o tym ostatnie wyniki. Na plus Sousie można jednak zapisać to, że odkąd przejął reprezentację, w polskich mediach zaczęto dyskutować o taktyce...
– Selekcjoner szuka optymalnego ustawienia, które pozwoli wykorzystać potencjał kadry. Dziennikarze starają się nadążyć za jego tokiem myślenia, by później dobrze to skomentować. Choć wychodzi to z różnym skutkiem, to jest to zmiana na plus. Uważam, że przyjście dobrego zagranicznego trenera jest szansą dla środowiska. Pomaga poznać inną kulturę piłkarską, a także styl pracy. Coś nowego zawsze pobudza do dyskusji. Jeśli podchodzi się do tych rozwiązań z otwartym umysłem, a nie od razu kwestionując, to może wyjść z tego coś fajnego.
– Podobne dyskusje dotyczące sposobu gry rozgorzały też po tym, jak Wisłę Kraków przejął Peter Hyballa. O "gegenpressingu" w polskich mediach tak głośno nie było od czasów Borussii Dortmund Juergena Kloppa.
– To dobry przykład. Jako Deductor współpracowaliśmy z byłym koordynatorem Dunajskiej Stredy, Remco ten Hoopenem. Byliśmy u niego wiele razy w Holandii, więc po przyjściu Hyballi zasięgnęliśmy opinii. Wiedzieliśmy, czego można się po nim spodziewać. Hasło "gegenpressing" dobrze sprzedało się w mediach, natomiast wydaje mi się, że to jest filozofia pracy, która jest doskonale znana polskim trenerom. To po prostu reakcja po stracie, czyli coś, co można zauważyć nawet na boiskach A klasy.
– To samo hasło wypowiedziane w innym języku wciąż brzmi dla nas lepiej...
– Mamy jeszcze jakieś kompleksy z tym związane. Uważamy, że jakikolwiek trener z zagranicy przyjdzie i pokaże nam coś nowego, całkowicie zmieniającego nasz pogląd. Różnice są za to w detalach, nie w warstwie merytorycznej. Liczy się to, jak dany szkoleniowiec przemyca swoją filozofię w środkach treningowych, jakich używa narzędzi, żeby ten "gegenpressing" zaszczepić w zawodnikach. Jak stara się ich motywować i jak próbuje do nich trafić, żeby ten styl gry był opłacalny. To są rzeczy, które można podpatrzeć u trenera z zagranicy, na przykład Sousy. Sama idea "gegenpressingu" nie jest jednak niczym nowym na polskich boiskach.
– Brzmi za to intrygująco...
– Mówiliśmy o trenerze Smolarowie. Ciekawą alternatywą posłużyła się właśnie Lechia Gdańsk. W ostatnich meczach bazowała na filozofii "sin duda", czyli grała bez wątpliwości, z przekonaniem o swoim stylu gry. Zagrała tak choćby z Wisłą Kraków, pokazując, że fajnie brzmiące nazwy nie zawsze mają odzwierciedlenie na boisku.
– By jednak grać bez wątpliwości piłkarze muszą nie tylko ufać trenerom, ale i przyswajać to, co ci chcą im przekazać. Wydaje mi się, że w polskich warunkach wcale nie jest łatwo narzucić swoją filozofię gry...
– Praca trenera jest istotna, może poprawić grę zespołu o piętnaście, dwadzieścia procent. Najważniejsi pozostają jednak zawodnicy i ich umiejętności. To oni decydują o tym, co w danym klubie da się osiągnąć. My jesteśmy tylko po to, by ułatwić im podejmowanie decyzji. W Polsce, niestety, nie zawsze da się zrobić wszystko, na co miałoby się ochotę. Niektórzy gracze, nawet na poziomie centralnym, mają problemy z rozumieniem gry. Nie jest to jednak ich winą. Nigdy nie mieli zajęć związanych z analizą gry na własnej pozycji, więc trudno od nich tego oczekiwać.
– Z czego wynikają te braki?
– Jednym z głównych problemów piłki młodzieżowej są – niestety – finanse. W sztabach drużyn młodzieżowych próżno szukać specjalistów, odpowiedzialnych za poszczególną dziedzinę. Zagranicą trenerzy juniorów też nie zarabiają wielkich pieniędzy, ale mogą liczyć na wsparcie czy opiekę ze strony klubu. Standardy i procedury wypracowane na przestrzeni lat ułatwiają dobre zarządzanie treningiem. Za rozwój taktyczny odpowiada często jeden trener, a za przygotowanie fizyczne drugi. Z klubem współpracuje też psycholog, który pomaga w rozwoju psychospołecznym nie tyle młodych zawodników, co po prostu ludzi. Bo na poziom centralny przebije się tylko kilku z nich.
– W Polsce trener nierzadko pełni wszystkie te funkcje...
– Zarabia 1200-1300 złotych, a jest terapeutą, kierownikiem, masażystą oraz pierwszym i drugim trenerem. Jest pozostawiony sam sobie, przez co czasem uciekają mu te istotne zagadnienia, na które zagranicą zwraca się szczególną uwagę. W lepszych polskich klubach zaczyna się to zmieniać na lepsze, ale to tylko czubek piramidy. U jej podnóży wciąż jest niestety samowolka.
– Co gorsza, od takiego trenera oczekuje się jeszcze wyników...
– Więc później grają ci, którzy są najmocniejsi fizycznie. Silni, szybcy i wyrośnięci mają większe szanse na zrobienie dobrego wyniku, niż ci później dojrzewający. Bo piłkarz może mieć szesnaście lat, ale według wieku biologicznego ma trzynaście. Pamiętam, jak sam grałem w piłkę. Miałem czternaście lat, pojechaliśmy na mecz z ROW Rybnik, a tam grał Marcin Grolik, który miał już brodę i owłosioną klatę. Przerastał nas o głowę.
– Na korzystny rezultat nie mieliście co liczyć...
– W naszych warunkach trudno być cierpliwym i stawiać na graczy, którzy w danej chwili nie dają wyników. Trenerzy czują presję zarządów, czy nawet rodziców. Muszą być jednak świadomi tego, że po kilku latach poziom fizyczny obu tych zawodników się wyrówna. I wtedy może się okazać, że ten mniejszy kiedyś piłkarz, przerasta tego większego umiejętnościami technicznymi.
– Bo musiał znaleźć sposób, by móc rywalizować z silniejszymi od siebie...
– Często ci później dojrzewający gracze wyróżniają się właśnie dobrym rozumieniem gry. Nie mogą bazować tylko na sile i szybkości, więc nabywają więcej umiejętności piłkarskich. Potrafią grać jeden na jeden, bo inaczej nie poradziliby sobie w starciach z większymi rywalami. Dobrym przykładem jest Patryk Sokołowski, który przez wątłe warunki fizyczne odszedł z Legii Warszawa. Trafił do Olimpii Elbląg i wydawało się, że nie zrobi wielkiej kariery. Wytrzymał jednak trudny moment, wzmocnił się fizycznie i z Piastem Gliwice wygrał mistrzostwo Polski.
– Na jeden przykład pozytywny, przypadają jednak setki negatywnych. Dlatego powstał Deductor?
– Wraz z braćmi Włodarkami – Tomaszem i Łukaszem, obecnie pracującymi w Widzewie Łódź i GKS Jastrzębie, a także Łukaszem Targielem, który był między innymi asystentem w ROW Rybnik, mieliśmy swoje przemyślenia dotyczące polskiego futbolu. Sami byliśmy zawodnikami i trenerami, więc zdawaliśmy sobie sprawę z problemów. Wystartowaliśmy ze wspólnym projektem, by pomóc rozwiązać choć część z nich.
– Jaki jest więc cel Deductora?
– Przede wszystkim chcemy zmienić perspektywę patrzenia na piłkę nożną. Marzymy o tym, żeby nie tylko trenerzy, ale i piłkarze, interpretowali tę grę w bardziej złożony sposób. Żeby wiedzieli po meczu, co – jako zespół – wykonali poprawnie, a co jest do poprawy. Żeby potrafili podeprzeć się liczbami i faktami, a nie tylko sprowadzać wszystko do haseł – zabrakło nam zaangażowania.
– Albo za mało biegaliśmy...
– No właśnie, to też hasło, które używane jest nie tylko przez piłkarzy, ale i – wracając do poprzedniego wątku – przez ekspertów. Bayern w meczu z PSG przebiegł 104 kilometry, a wśród polskich drużyn 115-120 kilometrów to już norma. Oczywiście całkowity dystans nie jest najistotniejszy, bo trzeba zwrócić uwagę na liczbę sprintów i hamowań na wysokiej intensywności, ale akurat w aspektach biegowych nie odstajemy od światowej czołówki tak, jak w umiejętnościach czysto piłkarskich czy tych związanych z rozumieniem gry.
– Skoro potrafimy już biegać, to co dalej?
– Zanim zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie tego projektu, szukaliśmy inspiracji poza granicami Polski. Jeździliśmy na staże do Portugalii, Hiszpanii czy Holandii. To były takie trzy rynki piłkarskie, na których się skupiliśmy. Chcieliśmy sprawdzić, czy wszędzie na futbol patrzy się tak samo. Okazało się, że niekoniecznie. Nie pasowało nam to, że w Polsce nie zwraca się takiej uwagi na stronę analityczną jednostki treningowej, planowania i całej metodologii szkolenia. Uczestnicząc w kursach organizowanych przez PZPN też uważaliśmy, że mogły być one zorganizowane dużo lepiej. Teraz, po latach, przynajmniej na Śląsku, widać ogromny postęp.
– Chcieliście więc szkolić trenerów, by ci w przyszłości wychowywali lepszych piłkarzy?
– Między innymi. Chcieliśmy podzielić się naszymi doświadczeniami zagranicznymi. Na nasze pierwsze szkolenia trafiali trenerzy, którzy – podobnie jak my – nie zgadzali się z zaistniałą rzeczywistością. Wiedzieli, że futbol jest bardziej skomplikowany, niż mówią wykładowcy na kursach trenerskich. Dlatego szukali dodatkowych informacji, chcieli się rozwijać i tak trafiali do nas. Niektórzy z nich, jak Tomasz Kocerba, Maksymilian Hołownia, Bartosz Bilik, Dariusz Klacza i Łukasz Tomczyk, współpracują z nami do dziś.
– Pracy z pewnością wam nie brakuje. Tym bardziej, że indywidualnie współpracujecie też z piłkarzami...
– I to w dwojaki sposób. Niektórzy zawodnicy zgłaszają się do nas, byśmy przeprowadzili analizy indywidualne z ich meczów. Za pomocą materiałów wideo staramy się pokazać piłkarzom, co mogliby zrobić w danej sytuacji lepiej. Rozwijamy ich rozumienie gry, bo to jest nasz główny cel. Czasem w klubach, nawet na poziomie centralnym, brakuje specjalistów, którzy mogliby zając się taką analizą i przygotować ją dla piłkarza. Wtedy my służymy pomocą.
– A jaki jest drugi rodzaj współpracy?
– Treningi indywidualne. Spotykamy się z zawodnikiem i pracujemy nad rozumieniem gry na konkretnej pozycji. Gracze z poziomu centralnego są już ukształtowani, więc poprawiamy zazwyczaj dwie lub trzy umiejętności. Oczywiście tacy piłkarze mogą też liczyć na analizy indywidualne. Na podstawie materiałów wideo sprawdzamy, czy element, który dopracowywaliśmy, udało się zastosować w spotkaniu.
– Z efektów pracy z którymś piłkarzem jesteście specjalnie dumni?
– Myślę, że flagowym przykładem był w Kamil Wilczek. Grając w Broendby zwrócił się do nas z prośbą o treningi i analizy indywidualne. Pracowaliśmy wspólnie nad konkretnym zachowaniem – łapaniem szerokości względem środkowego obrońcy. Po czasie udało nam się to wypracować, a Kamil sam zwracał uwagę, że dzięki temu zaczął kreować sobie więcej sytuacji. Jak sam twierdził – nasza wspólna praca pomogła mu zdobyć tytuł króla strzelców ligi duńskiej.
– A podobno "czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał"...
– My uważamy inaczej. Wiele aspektów u zawodnika na poziomie seniorskim da się poprawić. Są oczywiście takie elementy, które dany zawodnik, mówiąc kolokwialnie, ma albo nie ma. Tego nie zmienimy. Możemy jednak pracować nad działaniami bez piłki. Poruszanie się po boisku, moment ruchu do piłki, wbiegnięcie za plecy czy złapanie szerokości, to aspekty, które mogą poprawić grę.
– To te elementy składają się na "rozumienie gry"?
– Rozumieniem gry możemy nazwać sytuacje, które pomagają zawodnikowi podjąć optymalną decyzję w oparciu o obserwację piłki, przeciwnika i przestrzeni. Przykładowo, piłkarz na bazie ustawienia partnera z piłką i zachowania rywala musi zadecydować, czy zrobić ruch do piłki, czy od piłki. Jeżeli zawodnik z piłką ma presję to powinienem wykonać ruch do piłki, żeby ułatwić tworzenie linii podania. Natomiast jeżeli partner jest bez presji rywala, ruch w jego kierunku jest zbędny. Lepiej wtedy szukać gry między liniami, tak aby podaniem minąć przeciwnika. To takie podstawowe zagadnienie, bo poziomów rozumienia gry jest siedem.
– Gracza z najwyższym boiskowym IQ można spotkać na polskich boiskach?
– Raczej o to trudno. Na naszych szkoleniach w Deductorze pokazujemy i tłumaczymy siedem poziomów rozumienia gry. Czwarty poziom jest u nas nie do przeskoczenia. Siódmy szczebel to już naprawdę światowa czołówka. Takie rozumienie gry mają na przykład gracze FC Barcelona. Dlatego też najsilniejsze zespoły zawsze będą nas przerastać, nawet gdy będziemy idealnie przygotowani. Przykładem może być kadra U21 Czesława Michniewicza, która przegrała z Hiszpanią, mimo dogłębnej analizy przeciwnika i dobrania dobrej strategii na mecz. Nie jesteśmy w stanie przeskoczyć pewnych elementów. Nasze procesory w głowach pracują dużo gorzej, niż u zawodników hiszpańskich.
– I to z pewnością nie tylko przez klimat, w jakim się wychowywali...
– Oczywiście warunki atmosferyczne, środowisko i kultura mają ogromny wpływ na człowieka. W Hiszpanii ludzie dużo częściej przebywają na dworze, a przede wszystkim uprawiają sport. W Polsce mamy z tym ogromny problem i sami trenerzy sobie z tym nie poradzą. Potrzebna jest pomoc ze strony ministerstwa. Trzeba na nowo spopularyzować sport. Można to zrobić poprzez poprawę jakości zajęć wychowania fizycznego, a także poprzez diagnozę zdolności do uprawiania danej dyscypliny. Można zrobić to w prosty sposób. Sprawdzić na fotokomórce szybkość dziecka na trzydziestu metrach i ocenić jego predyspozycje. Takich rozwiązań jednak próżno szukać, a to wszystko przekłada się na poziom sportu. Problemów jest więc dużo więcej, a twierdzenie, że winna jest tylko lepsza pogoda, jest sporym uproszczeniem.
– Dopóki nie poprawimy tych elementów, nie mamy co liczyć na piłkarza europejskiej klasy?
– To też nie tak. Uważam, że jeśli trafi nam się zawodnik, który przejdzie przez cały system szkolenia w dobrze zorganizowanym klubie, o dobrej metodologii, to nie będzie gorszy od gracza z Hiszpanii. Przynajmniej na poziomie rozumienia gry. By tacy gracze pojawiali się częściej potrzeba jednak sporo czasu i pracy.
– Dlatego, jako Deductor, szkolicie też juniorów...
– Na naszych obozach dla najmłodszych skupiamy się właśnie nad działaniami związanymi z rozumieniem gry. Bazujemy na metodologii Soccer Services, stworzonej przez trenerów pracujących w Barcelonie. Uczestniczyliśmy w ich kursach kilkukrotnie. Wiedzę i doświadczenia staramy się przekazać juniorom. Skupiamy się na uniwersalnych umiejętnościach rozumienia gry, które zostaną już z zawodnikiem na zawsze. Pracujemy nad zachowaniami bez piłki, które przydadzą się bez względu na to, na jakim poziomie zagrają i w jakim systemie będą funkcjonować.
– Albo gdzie będą pracować...
– Dokładnie. Część z nich zostanie z pewnością w środowisku piłkarskim, nawet jeśli nie będzie zawodnikami. Szersze spojrzenie może im tylko pomóc. Bo naszej piłce potrzeba specjalistów w każdej dziedzinie. Nie tylko na boisku i przy ławkach, ale i w gabinetach.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (982 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.