{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Mistrzostwo przy kolacji. "Teraz czas na trzy wygrane"
Mateusz Miga /
To nie był oczywisty transfer. Przed sezonem Rafael Lopes zamienił Cracovię na Legię Warszawa. Jesień nie była dla niego zbyt udana, ale wiosną grał częściej, a bez jego bramek nie byłoby wygranych nad Lechem Poznań czy Piastem Gliwice. Z Portugalczykiem rozmawiamy dzień po zdobyciu przez Legię tytułu mistrzowskiego.
WOLTA NA WAGĘ MISTRZOSTWA. JAK ZMIENIAŁA SIĘ LEGIA?
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Rok temu rozmawialiśmy dzień po tym, jak z Cracovią zdobyłeś Puchar Polski. Dziś jesteś mistrzem
Polski z Legią. Jak minął wczorajszy wieczór?
Rafael Lopes:– Pierwszą połowę meczu Jagiellonii z Rakowem obejrzeliśmy w gronie całej drużyny w Legia Training
Center. W przerwie, ze względu na poranny trening, pojechaliśmy do domu i zaprosiliśmy na kolację Andre Martinsa z dziewczyną. Już w domu obejrzeliśmy drugą połowę. Wynik bezbramkowy chyba jeszcze nigdy tak mnie nie ucieszył.
– Było świętowanie?
– Oczywiście, ale nic wielkiego, bo sezon trwa, w sobotę mamy mecz. Chcemy wygrać trzy ostatnie
spotkania, by ten tytuł smakował jeszcze lepiej.
– Mistrzostwo to największy sukces w twojej karierze?
– Tak, oczywiście. Jeszcze nigdy nie byłem mistrzem. Poprzedni sezon też był dla mnie udany, bo z
Cracovią sięgnęliśmy Puchar Polski. Ale mistrzostwo to coś naprawdę wyjątkowego i jestem bardzo
szczęśliwy.
– Jesienią grałeś mniej. Na wiosnę umocniłeś pozycję w zespole. Jak oceniasz swoją obecną sytuację w
drużynie Legii?
– Początek sezonu był trudny, bo zmagałem się z kontuzją. Przez dwa miesiące trenowałem jedynie
indywidualnie. Potem potrzebowałem czasu, by nadrobić zaległości w kwestii przygotowania fizycznego.
Moje ciało nie było gotowe na sto procent, ale krok po kroku szedłem w dobrą stronę. Tak naprawdę
jednak, dopiero zimą udało mi się wejść na ten sam poziom co reszta zespołu. Bardzo dużo dało mi
zgrupowanie w Dubaju. Dobre, mocne treningi pozwoliły zniwelować wreszcie wszystkie braki. Od tego
czasu trener zaczął patrzeć na mnie nieco inaczej i grałem coraz więcej. Rozegrałem kilka meczów w
podstawowym składzie i zazwyczaj prezentowałem się dobrze. Wiem też, że trener był ze mnie
zadowolony, gdy wchodziłem z ławki.
Czytaj też:
Kilka ścieżek do europejskich pucharów. Jak będzie wyglądała międzynarodowa droga Legii Warszawa?
– Byłeś zaskoczony zmianą trenera po meczu z Górnikiem?
– Wciąż byłem świeży w zespole, a do tego wciąż zmagałem się z urazem. Vuko dał mi trochę minut,
jednak potem musiał odejść. Taki jest futbol. Trenerzy mają bardzo niewdzięczną rolę. Jeśli wygrywasz –
jest OK. Jak przegrywasz – zaczynają się problemy. Wszędzie jest tak samo. Nie znam Vuko zbyt dobrze,
bo nie pracowaliśmy razem długo. W tym okresie, gdy był w Legii, ja pracowałem głównie z trenerami
od przygotowania fizycznego. Dziś nie ma go już w klubie, ale życzę mu wszystkiego najlepszego. Taka
jest piłka. Przyszedł trener Michniewicz i przyniósł ze sobą inne pomysły, inną mentalność, a my jako
piłkarze musieliśmy się dostosować.
– Na wiosnę Michniewicz zmienił system gry. Ty jesteś zawodnikiem, który dobrze czyta taktykę. Ta
zmiana przeszła gładko?
– Na początku zawsze jest trochę trudności. Jesteś przyzwyczajony do poruszania się w innym systemie.
W ustawieniach 433 czy 4321 inaczej bronisz i inaczej atakujesz niż w systemach z trójką środkowych
obrońców. Na początku nigdy nie będzie idealnie, ale uważam, że szybko rozwijamy się w tej kwestii.
Dziś nie widzę powodów, by wracać do poprzedniego ustawienia. Jesteśmy już całkowicie przestawieni
na nową taktykę. A i rywale mają trudno, bo nie jest łatwo bronić się w grze z tak ustawionym rywalem.
– W lidze coraz więcej zespołowi gra w podobny sposób.
– To prawda. Dzieje się tak, bo mieli przeciwko nam duże problemy. Potem zauważyliśmy, że większość
drużyn przed meczem z nami zmieniało ustawienie. Tak, by uzyskać sytuację jeden na jeden w obronie.
Różnica polega na tym, że my pracujemy nad tym od dawna. A czasami przeciwne zespoły zmieniają to z
dnia na dzień. To wymaga więcej czasu – nie da się całkowicie przestawić w ciągu kilku dni.
– Rok 2021 rozpoczęliście od przegranej z Podbeskidziem. Przydał się taki zimny prysznic?
– Tak. Nie lubię przegrywać, ale czasem taka porażka potrafi pomóc. Mamy w Legii dużo jakości,
świetnych piłkarzy i trenerów. Ale jak grasz z drużyną z dołu tabeli, musisz dać coś ekstra. Więcej ognia,
agresji. I tak było w Bielsku. Zobaczyliśmy, że bez tego będzie trudno o wygrane w tego typu meczach.
Wyciągnęliśmy z tego meczu odpowiednią lekcję.
– Trener nie był też zadowolony z drugiej połowy meczu z Pogonią. Po 30 minutach było 4:0, a po przerwie daliście sobie strzelić dwa gole.
– To był dobry mecz. W pierwszej połowie zagraliśmy fantastycznie. To było chyba nasze najlepsze 45
minut w tym sezonie. W drugiej połowie wyszliśmy na boisko nieco zrelaksowani. Tak się zdarza. Ale
nasze rozluźnienie było zbyt wyraźne. W Ekstraklasie nie możesz tak postępować. Jak dasz rywalom
szanse, to uwierzą, że są w stanie cię złapać. Daliśmy im nadzieję i Pogoń odżyła. Końcówka meczu była
dla nas bardzo trudna. A przecież przed przerwą było zupełnie inaczej. Czasem tak się zdarza.
– Macie najmocniejszą drużynę kadrowo, ale to nie zawsze wystarcza. Co było kluczem do sukcesu?
– Mamy bardzo dobrą atmosferę, a to jest też bardzo ważne. Rywalizacja w drużynie przebiega na bardzo
sportowych zasadach. Nikt nie narzeka. Nawet ci, co grają rzadziej. Gdy wchodzą na boisko – dodają coś
od siebie. Gola, asystę, ciężką pracę dla zespołu. To był nasz sekret. Każdy był chętny do pomocy.
– No i Tomas Pekhart, który zawsze wie, gdzie spadnie piłka.
– Fantastyczny egzekutor. Świetny napastnik. Jestem bardzo szczęśliwy, że tak mu się ten sezon ułożył.
Zasłużył na to, bo jest świetnym piłkarzem, ale też bardzo fajnym człowiekiem.
– Dużo się mówiło o polowaniu na nogi Luquinhasa. A ty jak to widzisz?
– Rozmawialiśmy na ten temat czasem z sędziami. Wiem, że na boisku każdy jest równy, ale naprawdę
powinni zwrócić uwagę na Luquinhasa. Jeśli rywal chce walczyć o piłkę – nie ma problemu. Taki jest
futbol. Ale rywale atakowali go, by wyrzucić go z gry! Po każdym meczu byliśmy w szatni w szoku, gdy
Luquinhas pokazywał nam swoje nogi. Za każdym razem były we krwi. To niewiarygodne. Nigdy nie
widziałem czegoś takiego.
– Kto w Polsce gra najostrzej?
– Najbardziej w pamięci zapadły mi dwa mecze. Ten przegrany z Podbeskidziem i z Cracovią u siebie. Mnóstwo starć, walki o drugą piłkę. To są zespoły, które stawiają na bardzo agresywną grę.
– Cracovia zaczepiła cię na Twitterze po Superpucharze. Jaka jest twoja odpowiedź?
– Nie lubię takich gierek, takiego zachowania. Skupiam się na sobie. Jeśli będę myślał o innych,
zabraknie mi skupienia na sobie. Myślę o sobie, o Legii. Cracovia może pisać co chce – w świecie social
mediów każdy ma swobodę. Ja się tym nie przejmuję. Cieszę się mistrzostwem. I to wszystko.
– Jak odnalazłeś się w Warszawie? W Polsce od zawsze istnieje napięcie na linii Kraków – Warszawa.
– Wiem o tym. Są to zupełnie inne miasta. Warszawa to stolica, ogromne miasto, pełne wieżowców. W
Krakowie jest za to bardziej zielono. Nie będę ukrywać, że pokochałem Kraków. To piękne miasto, w
którym przeżyłem bardzo miłe chwile. Ale Warszawa też ma swoje uroki i ciągle ją odkrywam. Obecnie
nie jest łatwo, ze względu na ograniczenia COVID-owe. Mam nadzieję, że wkrótce wszyscy dostaniemy
nieco więcej swobody i wreszcie będę mógł zwiedzić Warszawę tak, jak zaplanowałem.
– Ciebie COVID dopadł?
– Nie, na szczęście nie miałem żadnych kłopotów. I oby tak dalej!
– Poprzednio rozmawialiśmy po pucharze, teraz po mistrzostwie. Jaka będzie następna okazja?
– Mam nadzieję, że będzie to awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów lub Ligi Europy.