Mistrzostwa Europy za nami. To był miesiąc obfitujący w wielkie emocje i potężną dawkę futbolu na bardzo wysokim poziomie. Piłkarze (prawie wszyscy) stanęli na wysokości zdania. Co zostanie nam w głowie po Euro 2020?
Przypadek Christiana Eriksena i solidarność piłkarzy
To zapamiętamy wszyscy, zapewne do końca życia. Zasiedliśmy przed telewizorami, by obejrzeć mecz piłkarski, a zaserwowano nam transmisję walki o życie. Realizator był bezlitosny. Kamery telewizyjne pokazały człowieka, który w zasadzie był już po drugiej stronie. Został uratowany dzięki kolegom z zespołu, technologii i fantastycznie przygotowanym ratownikom medycznym. Na kilkadziesiąt minut piłka stanęła. Trybuny zamilkły. Euro, które przecież ledwie się zaczęło, nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Kto wygra ten mecz, kto wygra kolejny? Kto dotrze do finału? Te pytania, które jeszcze chwilę wcześniej nie dawały nam spokoju, stały się miałkie. Całkowicie bez znaczenia. Chcieliśmy jedynie usłyszeć dobre informacje, wyłączyć telewizor i o wszystkim zapomnieć.
I na szczęście je otrzymaliśmy, Christian Eriksen odzyskał świadomość, a machina futbolu ruszyła zaraz na nowo. Przerwa trwała tylko wtedy, ile musiała. Duńczycy wrócili na boisko, bo UEFA dała im tylko dwie możliwości. Albo gracie od razu, albo jutro w samo południe. Wrócili na boisko, ale nie byli w stanie grać. Simon Kjaer, który kilkadziesiąt minut wcześniej literalnie uratował życie swojego kumpla, ratując go przed połknięciem języka, poprosił o zmianę, bo futbol nie wydawał mu się w tej chwili czymś ważnym. Muszę przyznać, że ja też końcówki tego meczu zupełnie nie pamiętam. Ani przebiegu kolejnego spotkania rozegranego tamtego wieczoru, 12 czerwca 2021 roku.
Zobaczyliśmy tego dnia coś jeszcze. Wspaniałą solidarność zespołu duńskiego. Piłkarze otoczyli Eriksena, starając się ukryć dramatyczne chwile kolegi przed wścibskimi spojrzeniami kamery. Historia zakończyła się dobrze, ale później mówiono o niej już do końca turnieju. W kolejnym spotkaniu, gdy Duńczycy grali z Belgią, w dziesiątej minucie mecz został przerwany. Wszyscy stanęli, by bić brawo kapitanowi reprezentacji Danii. To były momenty, w którym czuliśmy, że świat piłki – poszatkowany, przeorany na setki stron – wciąż jest jedną, wielką rodziną. To samo można było odczuć patrząc jak Romelu Lukaku pociesza Cristiano Ronaldo. Albo, gdy Unai Simon i Gianluigi Donnarumma przytulili się przed serią rzutów karnych.
Lukaku had a few things to tell Cristiano Ronaldo after their encounter at #Euro2020. #CR7 #BEL #Portugal #POR pic.twitter.com/ZsxjOH3qga
— OGCOM (@OGambling) June 27, 2021
Jak zawsze, byli też oszuści
Ale, żeby nie było zbyt słodko – zdarzały się też próby oszustwa. Czasami udane. Raheem Sterling w dogrywce meczu z Danią wyczuł kontakt ze strony przeciwnika i od razu – wyłożył się jak długi. Sędzia Danny Makkelie znajdzie się później pod obstrzałem krytyki, bo podyktuje rzut karny, a sędziowie VAR uznają, że skoro był kontakt – był też powód, by gwizdnąć. Mecz Anglików z Duńczykami generalnie toczył się w niezbyt miłej atmosferze. Gospodarze na Wembley wybuczeli hymn rywali, a gdy Harry Kane wykonywał rzut karny, jakiś szaleniec próbował oślepiać go laserem.
Próba oszustwa nie udała się za to Ciro Immobile. W ćwierćfinale Włoch padł na murawę tuż przed bramką Belgów. Leżał i czekał na gwizdek. I wreszcie się doczekał, ale był to gwizdek oznajmiający bramkę dla jego drużyny. Gdy Immobile zorientował się co się stało – natychmiast wstał i cudownie ozdrowiały pobiegł cieszyć się z kolegami.
Emocje są tu, przy piłce narodowej
To subiektywne odczucie, ale chyba nie jestem odosobniony. Mam wrażenie, że jeśli w XXI wieku mielibyśmy szukać ducha futbolu – znaleźlibyśmy go tutaj. Nie w piłce klubowej, ale w turniejach zespołów narodowych. Choć UEFA mocno się stara – ta piłka nie jest jeszcze tak zepsuta, jak jej odmiana klubowa na najwyższym poziomie. Gdy brakuje ci lewego obrońcy – musisz go wykreować. Stworzyć piłkarza od nowa – postawić na młokosa, poczekać na niego rok, dwa; przesunąć kogoś z innej pozycji. Tylko tu – w piłce reprezentacyjnej – zdarzają się takie drużyny, jak choćby Polska. Gdzie rozstrzał między najlepszym, a najgorszym piłkarzem jest tak duży.
I to też ma swój urok, gdy w jednej drużynie (i to całkiem dobrej) widzisz na boisku 35-latka, co już dwa lata temu wybrał się na emeryturę do Japonii i gwiazdę Manchesteru City. Albo, gdy w jednym zespole najlepszy piłkarz świata czeka na podania od rezerwowego Pogoni Szczecin. Oczywiście, naturalizowanie piłkarzy się zdarza, Włosi przyjechali z trzema piłkarzami urodzonymi w Brazylii, ale to nijak ma się do bicia, w półrocznym rytmie, rekordów transferowych. Mam wrażenie, że także dziś, to właśnie barwy narodowe są tym, co – na niwie sportowej – scala nas najmocniej. Flaga i hymn. Przekaz jest bardzo prosty, uniwersalny. Tutaj wszystko jest czystsze i łatwiejsze do zrozumienia. Byłoby świetnie, gdyby panom w garniturach nie udało się tego zepsuć.
A więc mieliśmy podczas tego Euro kilka wspaniałych scen. Po meczu ze Szkocją, w którym Chorwaci zapewnili sobie awans do 1/8 finału, Luka Modrić padł na murawę. Niesamowicie wzruszony i zmęczony. To on wywalczył ten awans, strzelając m.in. pięknego gola. Został przy okazji najstarszym strzelcem gola dla Chorwacji na mistrzostwach Europy. A przecież wciąż jest równocześnie najmłodszym strzelcem Chorwatów na Euro (strzelanie zaczął w 2008).
✅ Captained Croatia to round of 16
— UEFA EURO 2020 (@EURO2020) June 22, 2021
🇭🇷 First Croatian to score at 3 EURO final tournaments
⚽️ Oldest and youngest Croatian EURO goalscorer
Luka Modrić 👏#EURO2020 pic.twitter.com/FaPFWKdk5I
Gdy Dania dotarła do półfinału, splot zdarzeń przerósł Pierre Hoejbjerga. Piłkarz Tottenhamu nie był w stanie zapanować nad emocjami, które przejęły kontrolę nad jego ciałem. Zobaczyliśmy niezwykłą scenę. Silnego, niezniszczalnego, zimnego (wydawałoby się!) wikinga, który całkowicie się rozkleił. Ten turniej był dla Duńczyków – ze względu na dobre wyniki, ale też wspomnianą historię z Eriksenem, prawdziwą huśtawką emocjonalną.
Hojbjerg broke down in tears after Denmark beat Czech Republic to reach the semifinals. The passion and love this man displays for the beautiful game is second to none. The Viking! 🇩🇰❤️pic.twitter.com/7jLbfCAlHY
— The Spurs Web ⚪️ (@thespursweb) July 3, 2021
Po ograniu Szwecji pięknie cieszył się też Andrij Szewczenko. Dla Ukraińców ten turniej nie był zwykłym kopaniem piłki. Na każdym kroku podkreślali jak bardzo ważne jest dla nich, by świat o nich usłyszał. I o ich problemach z Rosją.
Piękne chwile! Wielka radość Szewczenki i awans Ukrainy 🇺🇦 do ćwierćfinałów EURO 2020! 😍❤️ pic.twitter.com/8Y8KQfbMRq
— ACMilan.com.pl (@acmilan_com_pl) June 29, 2021
UEFA zrobiła wiele, by zepsuć ten turniej
Pomysł, by rozgrywać mistrzostwa Europy w jedenastu państwach od początku był kontrowersyjny. A w czasach pandemii okazał się całkowicie nietrafiony. Jedne reprezentacje grały niemal wszystkie mecze u siebie, inne – jak choćby Szwajcaria – podróżowała z Baku do Rzymu i z powrotem. A później czekały ich jeszcze wycieczki do Bukaresztu i Sankt Petersburga. A z powodu restrykcji sanitarnych wielkimi problemami zmagali się kibice, którzy chcieli jeździć za swoją drużyną. W każdym kraju inne przepisy, inne restrykcje. Tu można, tam nie, a tam kwarantanna. Tutaj tylko samochodem, tam tylko samolotem. Tu gramy przy niemal pustych trybunach, a w innym kraju – stadion może zostać wypełniony do ostatniego miejsca.
Skomplikowana, bardzo droga logistyka. W czasach przecież, gdy naukowcy wciąż przestrzegają przed transmisją wirusa. Znów więc okazało się, że raz wirus jest groźny. Innym razem nie. Gdy UEFA zagroziła angielskiemu rządowi, że zabierze im finał, jeśli na Wembley nie będzie mógł wejść komplet widzów, wirus "przestał istnieć". A już w ogóle nie tyka VIP-ów. Oni mogli przylecieć do Londynu z każdego zakątka świata i nie musieli przejmować się kwarantanną. Zwykły kibic już nie. UEFA od lat buduje wizerunek bezdusznej korporacji, która oczywiście na każdym kroku podkreśla, że kibic jest dla niej ważny. Ale tylko głuchy nie słyszy w tle ironicznego chichotu i szelestu banknotów. Tylko z punktu widzenia kibica kanapowego wszystko było w porządku.
Jeszcze przed finałem prezydent UEFA, Aleksander Ceferin przyznał, że pomysł organizacji Euro w tylu krajach był złym pomysłem. – To nie jest postępowanie fair względem kibiców. Jednego dnia musieli znajdować się w Rzymie, a w następnej kolejce, za parę dni podążyć do Baku. A to cztery i pół godziny lotu samolotem. To pomysł ciekawy, ale trudny do implementowania. Nie będziemy już więcej przeprowadzać turnieju w tej formie – powiedział w rozmowie z BBC. Niesłuchane, że ludzie rządzący europejską piłką nie byli w stanie tego stwierdzić na podstawie samego projektu.
Wujek z wesela – Giorgio Chiellini
Co tu dużo pisać. To trzeba zobaczyć. Przed konkursem rzutów karnych Giorgio Chiellini wziął w objęcia Jordiego Alabę. Walnął go w pierś, w podbródek, a nawet podrzucił. Wszystko z szerokim uśmiechem, ale przekaz był prosty. Kapitan Italii pokazał, kto rządzi. A potem Włosi awansowali do finału. Chiellini dawał tej drużynie znacznie więcej niż tyko jakość piłkarską i doświadczenie. Uśmiech nieschodzący z jego twarzy przypomina, że sport to wciąż tylko zabawa. W finale, gdy ponownie uczestniczył w losowaniu rzutów karnych, tym razem był znacznie spokojniejszy, a do Harry'ego Kane'a podszedł z dużym dystansem. Minęła chwila i mógł wznieść puchar. To fantastyczne, że ktoś tak odstający od nowoczesnego futbolu, prowadzi drużynę po mistrzostwo Europy.
Te kocie ruchy, te gesty rękami... myślicie że innym obrońcom brakuje luzu à la 𝐆𝐢𝐨𝐫𝐠𝐢𝐨 𝐂𝐡𝐢𝐞𝐥𝐥𝐢𝐧𝐢❓😁 #tvpsport #strefaeuro #euro2020 pic.twitter.com/KTD69KKvpY
— TVP SPORT (@sport_tvppl) July 7, 2021
Koronawirus rozdawał część kart
Znowu. Hiszpanie najpierw stracili Sergio Busquetsa, potem pozytywny wynik uzyskał Diego Llorente, ale trzy kolejne były negatywne i po krótkiej przerwie mógł wrócić do zespołu. Chorwaci – gdy stanęli do walki z Hiszpanami – stracili Ivana Persicia. Może z nim w składzie to oni awansowaliby do ćwierćfinału? Gdy pozytywny wynik uzyskał Billy Gilmour – na izolację musieli udać się także Ben Chilwell i Mason Mount z reprezentacji Anglii, bo po meczu przytulili Szkota. Trenerzy już się przyzwyczaili, że mogą stracić piłkarza z powodu nadmiaru kartek, kontuzji lub pozytywnego testu na koronawirusa. Dziś to już nasza codzienność.
Niebezpieczne zabawy ze sponsorami
Rozpoczął Cristiano Ronaldo, który ze stołu konferencyjnego usunął butelki coca-coli. Następny był Paul Pogba – on dla odmiany schował bezalkoholowe piwo. Odpowiedzieli im Stanisław Czerczesow i Andrij Jarmołenko. Ten pierwszy otworzył – niczym stary wyga – jedną butelkę coli o drugą i pociągnął kilka głębszych łyków. Jarmołenko przysunął butelki obu marek do siebie i zaproponował, by producenci do niego zadzwonili. Po akcji Ronaldo pojawiły się informacje o ogromnych stratach Coca-Coli na giełdzie, ale to nie miało żadnego potwierdzenia w faktach. Marketingowcy zgadzają się, że każda interakcja – nawet taka z założenia negatywna – może być dla marki korzystna. Piłkarze powinni pamiętać, kto dokłada się do ich pensji. A jeśli chcą uzdrawiać świat, niech robią to konsekwentnie, a nie skupiając się na jednej marce. Gdy równocześnie promują inną.
Jarmolenko z humorem:
— BuckarooBanzai (@Buckarobanza) June 17, 2021
- widziałem, jak Ronaldo odstawia Colę, ja postawię przed sobą Colę, Heinekena. Odezwijcie się do mnie!
:)) pic.twitter.com/aUefSjjw0i
PZPN nie ma wpływu na szkolenie
Niemal za każdą reprezentacją na mistrzostwach Europy kryje się ogromna praca federacji piłkarskiej danego kraju. To te instytucje w odpowiednim momencie przemodelowały lub zbudowały na nowo narodowy proces szkolenia piłkarzy. Nie wiadomo, co miało stać za naszym ewentualnym sukcesem, bo przedstawiciele PZPN – na czele ze Zbigniewem Bońkiem i Markiem Koźmińskim – tłumaczyli, że związek nie ma żadnego wpływu na szkolenie młodych zawodników. Z takim podejściem, na każdy turniej będziemy jechać z nadziejami, że może tym razem się uda. A nie z konkretnym planem na sukces.
Powrót kibiców
Długo czekaliśmy na widok pełnych trybun i gdy zaczęliśmy tracić nadzieję, że kiedykolwiek wrócimy do tego, co było – wtedy nadeszły mistrzostwa Europy. Część stadionów wypełniała się w komplecie. Fantastyczna atmosfera towarzyszyła meczom Węgrów w Budapeszcie. Gol na 1:1 w meczu z Francją wywołał prawdziwe szaleństwo, a piłkarze wpadli na biurko jakiejś pani. A ta – mimo demolki wokoło – nie miała wyjścia, wyrwana z chwilowego otępienia musiała przyłączyć się do fetowania.
Na Parken w Kopenhadze też był pięknie. W głowie pozostanie mi scena z meczu Danii z Rosją. Yussuf Poulsen gola na 2:0 fetował w strumieniach piwa.
Wrażenie zrobili też kibice reprezentacji Anglii – wprost spadający z trybun po kolejnych golach w meczu przeciwko Niemcom. Nijak miało się to do porządku panującego zazwyczaj na angielskich stadionach. Przynajmniej w rozgrywkach Premier League. Za to ze złej strony przed finałem, gdy próbowali wedrzeć się na trybuny Wembley bez biletów, a i później, w trakcie meczu doszło do nieprzyjemnych incydentów.
Police can’t stop the England 🏴 fans without tickets storming the ticket entrances at Wembley - not enough riot police to deal with the weight amount of the crowd - kicking off !!! pic.twitter.com/ZM7KpbMmQJ
— Paul Brown 🇬🇧 Browns fan🏈 London News 🎥Vlogger (@PaulBrown_UK) July 11, 2021
Kibiców urzekły rozpaczające dziewczynki – mali kibice reprezentacji Niemiec i Ukrainy. Ale prawdziwą furorę zrobił fan reprezentacji Szwajcarii. Wystarczyły dwa zdjęcia, które – jak w pigułce – pokazały żywot kibica. Od zwątpienia – po szaloną, wściekłą, zwierzęcą radość. W taki szał przeciętny człowiek, jak ten mężczyzna w okularach, potrafi wpaść tylko z powodu emocji piłkarskich.
Pudło Mbappe z rzutu karnego
Takie historie budują twoją historię. Wiedzą o tym wszyscy wielcy, którzy spudłowali w najważniejszym momencie. Roberto Baggio był wspaniałym piłkarzem, ale jeśli pojedzie na wakacje i ktoś kto rozpozna, zapyta o zmarnowanego karnego z 1994 roku. Jakub Błaszczykowski dał kibicom reprezentacji Polski mnóstwo powodów do radości, ale niewykorzystany karny w meczu z Portugalią będzie się za nim ciągnął już na zawsze. Gareth Southgate zmazał podobną plamę po 25 latach pokonując Niemców jako trener. Ćwierć wieku cierpienia.
A teraz w tym szeregu staje Kylian Mbappe – największa nadzieja Francuzów. To on zamknął im drogę do ćwierćfinału. Pudła największych gwiazd zawsze są najboleśniejsze, bo rozdźwięk między oczekiwaniami a rzeczywistością jest największy. Huk pękającego balonu – najgłośniejszy. A potem najcięższy kac. Mbappe już zawsze, gdy będzie podchodził do piłki ustawionej na jedenastym metrze, będzie pamiętał o tym strzale obronionym przez Yanna Sommera. Z takim bagażem potrafią poradzić sobie tylko najwięksi.
Ogromne zmęczenie
Najlepsi zdołali to opanować, ale innych – dopadło bardzo mocno. Do Euro drużyny przystępowały po specyficznym sezonie. Z powodu pandemii koronawirusa nie było tradycyjnej przerwy między sezonami. Piłkarze w nowy cykl rozgrywkowy weszli z marszu, a potem – znów w zasadzie bez przerwy – pojechali na mistrzostwa Europy. Kryzys fizyczny dopadł Czechów czy Ukraińców. W ćwierćfinale te zespoły nie były już w stanie nawiązać wyrównanej walki. I nie chodziło tyko o umiejętności. W drugiej połowie nie mieli już paliwa, by przycisnąć rywali w pogoni za wynikiem.
Po półfinale to samo można było powiedzieć o Duńczykach. Ukraińcy zmagali się z problemami już w 1/8 finału. Spotkanie ze Szwecją wyglądało jak mecz na wyniszczenie, bo i drużyna Trzech Koron słaniała się już na nogach. To w trakcie tego meczu zobaczyliśmy najbrutalniejszy faul mistrzostw, zakończony czerwoną kartką dla Marcusa Danielsona. Kibiców dodatkowo oburzył Gary Lineker, który stwierdził, że czerwona kartka została pokazała niesłusznie, bo Szwed wcześniej dotknął piłkę.
Ten turniej w wysokiej formie przetrwali tylko najsilniejsi. Nie jest zaskoczeniem, że do finału dotarli Anglicy i Włosi, a więc drużyny z najszerszymi kadrami. Z tymi zespołami mogli równać się tylko Francuzi, ale u nich zawiodło co innego.
Świat futbolu wciąż jest przesądny
Gareth Southgate tylko raz podczas Euro założył inny krawat i mecz skończył bezbramkowym remisem ze Szkocją. Selekcjoner Anglików natychmiast powrócił do poprzedniego stroju i drużyna znów zaczęła wygrywać. Krawat – do kupienia za 49 funtów – zrobił furorę. Wszyscy chcą mieć w garderobie szczęśliwy krawat. Swój przesąd mieli też Włosi. Niewiele brakowało a na mecz otwarcia pojechaliby bez Gianluki Vialliego. Potem przed każdym kolejnym meczem odgrywali tę samą scenkę. Vialli chował się, czekał aż wszyscy zajmą swoje miejsca, wtedy ktoś klepał się w czoło "Ajajaj, przecież nie ma z nami Gianluki!". I ten dopiero wtedy nadbiegał, by złapać autokar. I tak do finału.
Gianluca Vialli (asystent Manciniego) o mało co nie pojechał na mecz otwarcia, bo... koledzy z reprezentacji zapomnieli zabrać go do autokaru. Po zwycięstwie 3:0, przed każdym meczem na EURO odgrywają identyczną scenkę. Przesądy to norma we włoskiej piłce.pic.twitter.com/g7G3vFFa48
— Wilku (@Wilku_ASR) July 10, 2021
Trudna historia Alvaro Moraty
Dla większości piłkarzy turniej toczy się zwykłym rytmem, ale dla Alvaro Moraty to Euro było wyjątkowe. Po meczu z Polską – mimo, że zdobył gola – odebrał pogróżki. Czytał o tym, że ktoś chce, by jego dzieci umarły. Zasnął nad ranem, dopiero wtedy, gdy wyrzucił telefon z pokoju. Piłkarz Juventusu wykazał się wielkim hartem ducha – przeciwko Chorwatom zagrał świetne spotkanie, w końcówce przesądzając o awansie do ćwierćfinału. W półfinale znów jednak miał pecha – nie wykorzystał decydującego karnego. Oby i teraz potrafił poradzić sobie z hejtem, który spada na piłkarza w takich okolicznościach. Szczególnie takiego, który od dłuższego był już na celowniku.
I na koniec… łzy angielskich dzieciaków
Na koniec świetnego turnieju dostaliśmy typowy finał, zamknięty przez wiele minut. Anglicy grali tylko w pierwszej połowie, potem odżyli w dogrywce, ale w tej fazie gry największe emocje wzbudził bezpardonowy atak Jorginho na Jacka Grealisha. Włoch miał szczęście, że wyszedł z tego starcia tylko z żółtą kartką. A potem były łzy Anglików. Gareth Southgate przekombinował – w końcówce dogrywki, na rzuty karne, wprowadził Marcusa Rashforda i Jadona Sancho. Obaj podeszli do jedenastek i obaj je zmarnowali. A na koniec, gdy Anglicy mieli jeszcze cień nadziei, do piłki ruszył 19-letni Bukayo Saka. Niemal było słychać jak jego psychika się łamie pod ciężarem oczekiwań. Nie uniósł tego. Strzelił słabo, a potem pozostało tyko zalać się łzami. Włosi mistrzami. Karne znów przekleństwem Anglików.