| Piłka nożna

Wiceprezydent ścigany przez Interpol, syn dyktatora, miliarder, którego ojciec trwonił fortunę. Najdziwniejsi piłkarze świata

Ronnie Brunswijk dołączył do Al-Saadiego Kaddafiego i Faiqa Bolkiaha. Jest piłkarzem... dość kontrowersyjnym (fot. Instagram/PAP/EPA/Twitter)
Ronnie Brunswijk dołączył do Al-Saadiego Kaddafiego i Faiqa Bolkiaha. Jest piłkarzem... dość kontrowersyjnym (fot. Instagram/PAP/EPA/Twitter)
Jakub Pobożniak

Jeden występuje z pokaźnym brzuszkiem na stadionie własnego imienia, w klubie, którego jest właścicielem, drugi marzył o Serie A i marzenie zrealizował. Trzeci jest najbogatszym piłkarzem świata, ale w piłkę niemal nie gra. Futbol to gra dla każdego. Pieniądze pomagają się w nim znaleźć nawet bez talentu.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Surinam. Najmniejszy niepodległy kraj Ameryki Południowej. Choć jego obszar równy jest połowie Polski, mieszka tam niespełna 600 tysięcy obywateli. Ponad jedna trzecia w stolicy, Paramaribo. Dawne holenderskie terytorium zależne znane było głównie z tego, że masowo dostarczało piłkarzy do reprezentacji Oranje. Właśnie z niegdysiejszej Gujany Holenderskiej pochodzili Clarence Seedorf, Jimmy Floyd Hasselbaink czy Aron Winter. Teraz, choć w kadrze Surinamu grają piłkarze znani z Europy, jak choćby Ryan Donk, Diego Biseswar i... Nigel Hasselbaink, na świecie mówi się o innym "zawodniku". Bagatela, 60-letnim.

We wtorek w meczu Interu Moengotapoe z Olimpią Tegucigalpa w CONCACAF League wystąpił niejaki Ronnie Brunswijk – na co dzień wiceprezydent Surinamu. Dziarski weteran zagrał 54. minuty i wykonał czternaście celnych podań. Trzy od środka, gdy jego drużyna traciła gole. Mecz zakończył się wynikiem 0:6, a po nim... Brunswijk udał się do szatni gości, gdzie wręczył im sporą sumę pieniędzy.


Sprawą zajmuje się federacja CONCACAF, a więc twór młodszy od wiceprezydenta. Wrażenia na nim nie może to robić. Ten problem to pikuś. W Europie Brunswijka ściga Interpol. I to tylko jeden z wątków opowieści o "Robin Hoodzie z Surinamu". Mianowany na zastępcę Chana Santokhiego w 2020 roku polityk wcześniej parał się polityką w sposób znacznie bardziej brutalny. Był bowiem żołnierzem, a także prywatnym ochroniarzem Desiego Bouterse, który wraz z wojskową juntą próbował przejąć władzę w kraju w 1980 roku. Następnie przeszedł do partyzantki i walczył z surinamskim rządem. Zasłynął wówczas rabowaniem banków i rozdawaniem ich funduszy ubogim. Pokój pomiędzy armią Brunswijka i surinamskim wojskiem został zawarty dopiero w 1992 roku, a lider partyzantki zaczął piąć się w górę po szczeblach politycznej kariery. Stawał też się coraz bogatszy. Według Holendrów, wskutek nielegalnych działań.

Do kraju, który kiedyś sprawował pieczę nad Surinamem wiceprezydent szybko się nie wybierze. Niegdyś został tam zaocznie skazany na sześć lat więzienia za przemyt narkotyków. Wyroku, rzecz jasna, nie odsiedział. Na jego pierwszy krok w Europie czeka Interpol, który bardzo chętnie zapuszkowałby 60-latka. I w jego kraju są osoby, które najchętniej widziałyby go za kratami, ale... nie zobaczą. Już jako polityka Brunswijka chronił immunitet, gdy pobił on oponenta z parlamentarnej sali, Rashieda Doekhiego.


Teraz, jako wiceprezydent jest jeszcze bardziej nietykalny. I może bogacić się jeszcze bardziej. Oficjalnie kopalni złota już nie posiada, ale przepisał ją na fundację, którą sam zarządza. Gdyby miał się dzielić dochodami z potomkami, mógłby mieć problem. Ma ich ponoć bowiem ponad pięćdziesięcioro. Nic więc dziwnego, że stać go na posiadanie własnego klubu, Interu Moengotapoe. W piłkę grał w nim okazjonalnie w latach 1987-2010. Potem zrobił sobie dekadę przerwy, by w końcu wystąpić w CONCACAF League. I najprawdopodobniej obstawić duże pieniądze na wynik 0:6, a na boisku przypilnować tego wyniku. Co ciekawe mecz nie odbył się w Moengo na stadionie... imienia Ronniego Brunswijka, lecz w stolicy, Paramaribo. Wiceprezydentowi po prostu było tam bliżej.

Ronnie Brunswijk jako piłkarz, wiceprezydent i partyzant (fot. Instagram/RTL Nieuws/Waterkant.net)
Ronnie Brunswijk jako piłkarz, wiceprezydent i partyzant (fot. Instagram/RTL Nieuws/Waterkant.net)

Bliżej wielkiego futbolu był pewien Azjata, mający wpływ na losy swojego państwa. Faiq Bolkiah to członek sułtańskiej rodziny w Brunei, siostrzeniec panującego w maleńkim państwie Hassanala Bolkiaha i syn byłego ministra finansów, Jefriego Bolkiaha, który zasłynął z kolekcji pięciu tysięcy aut, czterdziestoosobowego haremu i luksusowych jachtów o nazwach, których nie powstydziłby się Hugh Hefner – "Tits", "Nipple 1" i "Nipple 2". Na te i inne atrakcje ojciec kapitana reprezentacji Brunei wydał, bagatela, 15 miliardów dolarów. Dopiero wtedy jego brat zorientował się, że w kasie sułtanatu dochodzi do pokaźnych uszczupleń. Trudno, by zorientował się wcześniej, skoro sam na zbudowany w 1984 roku wydał ponad 600 milionów dolarów, na dzieła sztuki miliardy, a na samolot, którym lata do ulubionego fryzjera w Londynie kolejne pół "bańki".

Bracia bardzo lubili sport, grali jednak głównie w polo. Młodsza latorośl zapragnęła zostać piłkarzem – i w czasach juniorskich wychodziło mu to bardzo dobrze. Jako nastolatek przebywał w szkółkach Southampton, Arsenalu i Chelsea, gdzie... pobyt opłacał mu ojciec. Następnie na kilka lat zakotwiczył w Leicester City. Tam wystąpił nawet w rozgrywkach młodzieżowej Ligi Mistrzów, ale nigdy nie trafił do pierwszej drużyny. Najbogatszy piłkarz świata, którego majątek szacuje się na 20 miliardów dolarów po czterech latach zamienił Anglię na Portugalię. By jeszcze bardziej upodobnić się do idola, Cristiano Ronaldo, trafił na Maderę, do Maritimo. Zagrał tam raz, w lidze rezerw – i został zmieniony po 45 minutach. Raz też zasiadł na ławce w meczu pierwszej drużyny. Łącznie w oficjalnych europejskich rozgrywkach uzbierał sześć meczów, tyle samo, co w kadrze Brunei. W niej przynajmniej strzelił gola – z rzutu karnego. Bardziej niż na piłce nożnej młody członek sułtańskiej rodziny skupia się na modelingu. Na razie jeszcze nie pozuje na tle pałaców, jachtów i samochodów, jak robił to jego ojciec.


Ojciec był równie ważną postacią w historii Al-Saadiego Kaddafiego. Muammar Kaddafi przez lata twardą, dyktatorską ręką trzymał władzę w Libii. Trzeci w ówczesnej kolejce do przejęcia schedy po ojcu syn miał jedno marzenie. Nie chciał władzy nad krajem, chciał trząść i lokalnym, i światowym futbolem. Zaczął od rodzimego podwórka. Dołączył do Al-Ahly Trypolis. Doświadczenie już miał – przed grą dla klubu ze stolicy Libii przebywał na testach w Lazio, gdzie trenował razem z Paulem Gascoigne'em. Takie wyróżnienie zapewnił mu ojciec, który opłacił pobyt syna w Rzymie.

Al-Saadi Kaddafi podczas... konferencji prasowej przed meczem Australia – Libia (fot. PAP/EPA)
Al-Saadi Kaddafi podczas... konferencji prasowej przed meczem Australia – Libia (fot. PAP/EPA)

Pieniądze sprawiły także, że podczas gry w libijskiej lidze Al-Saadi zdołał przekonać do objęcia reprezentacji kraju słynnego trenera, Carlosa Bilardo, który dziwnym zbiegiem okoliczności ustanowił go kapitanem kadry. I tylko dzielnie broniący się Galowie piłkarze Al-Ahly Bengazi uprzykrzali życie Kaddafiego juniora. To w tamtym regionie ludzie najbardziej buntowali się przeciwko dyktatorowi. A że robili to podczas meczów, trzeba było sobie poradzić w inny sposób. Jako prezes Libijskiej Federacji Piłkarskiej Kaddafi namawiał sędziów, by ci gwizdali przeciwko drużynie z Bengazi. Ta i tak radziła sobie na tyle, że przed ostatnią kolejką sezonu 1999/00 miała szanse na utrzymanie. Pech, że grała właśnie z Al-Ahly Trypolis.

Karny z kapelusza mógł i miał zadecydować o porażce Al-Ahly Bengazi, lecz wówczas na boisko wtargnęli kibice. Rozpoczęły się zamieszki, których nie opanowano. Najsłynniejszym ich obrazkiem był osioł z namalowanym numerem koszulki Kaddafiego oraz jego nazwiskiem. Warto dodać, że tylko Al-Saadi miał przywilej posiadania nazwiska na koszulce – reszta była tylko numerkami. Co więcej, podczas meczów Al-Ahly tylko jego nazwisko mogło być wypowiadane przez spikera. Jak się bawić to się bawić. Gdy jednak zrobiło się poważnie, potrzebna była pomoc ojca. Zamieszki zostały krwawo stłumione, aż trzydzieści jeden osób związanych z zespołem z Bengazi aresztowanych, a trzy osoby straciły życie. Kilka dni później klubowe budynki i cały kompleks treningowy wrogiego Al-Ahly został zburzony, a teren zrównany walcem. Skoro lokalny futbol został ustawiony do pionu, pora było podbić świat. Padło na Włochy.

Zanim jednak Al-Saadi Kaddafi dołączył do Perugii, został współudziałowcem w... Juventusie Turyn. W 2003 roku wykupił pakiet 7,5 procenta akcji. Co więcej, dodatkowo pozyskał 1/3 udziałów w drugoligowej Triestinie. Chciał też dopiąć swego i zostać właścicielem – skoro piłkarzem się nie udało – Lazio, ale na przejęcie klubu zgody nie wyraziły władze ligi. Pomocną dłoń marzycielowi z Libii wyciągnął właściciel Perugii, Luciano Gaucci. O klubie stało się głośniej, niż nawet po sprowadzeniu Hidetoshiego Nakaty. A to przez sztab, jakim postanowił otoczyć się Kaddafi. Jego prywatnym trenerem napastników był... Diego Maradona, trenerem przygotowania fizycznego Ben Johnson, ale i to nie pomogło. Ba, przeszkodziło. Rady słynnego dopingowicza Al-Saadi zbytnio wziął sobie do serca. Został przyłapany na stosowaniu nandrolonu i zawieszony.

Gdy sprawa trafiła na salony polityczne, wrócił do treningów. Transmitowała je Al-Jazeera. "La Repubblica" zaś w niewybrednych słowach skomentowała jego popisy. "Gdyby był dwa razy szybszy, i tak byłby dwukrotnie wolniejszy od siebie samego" – oceniła gazeta, a zdanie to na stałe weszło do kanonu włoskiej sztuki komentatorstwa sportowego. Wreszcie przyszedł debiut. Rozpaczliwie walcząca o utrzymanie Perugia grała z... Juventusem, w którym miał udziały. Kaddafi wszedł na boisko przy stanie 1:0 dla swojego klubu, a grająca w osłabieniu Stara Dama losów meczu nie odwróciła.


Perugia – o dziwo – była tylko pierwszym przystankiem na drodze do "podboju" Serie A. Rok później Kaddafi trafił do Udinese, w którym po raz drugi – i ostatni – zagrał we włoskiej ekstraklasie. W meczu o nic z Cagliari syn dyktatora dostał 10 minut i oddał jedyny strzał w lidze. Niecelny. Z Udine trafił do Sampdorii, gdzie nie zagrał ani minuty. Pytany, dlaczego nie zrobił kariery, stwierdził, że zrobiłby ją, ale... w Juventusie. Tam nie chciał go jednak Marcelo Lippi.

Gdy piłkarska "kariera" dobiegła końca, Al-Saadi zaczął żyć jak... Jefri Bolkiah. Wystawnie. Imprezy, alkohol lejący się strumieniami, narkotyki i prywatne koncerty z gwiazdami – to dla byłego piłkarza był pikuś. 2 miliony dolarów dla Beyonce za koncert na Bahamach? Nie ma sprawy! 100 milionów przekazane na fundusz filmowy, który miał podbić Hollywood? Jasne! Imprezy w wielkim apartamentowcu w Toronto z paniami i... panami lekkich obyczajów? To też się zdarzało. Karta jednak się odwróciła. Gdy libijska wiosna ludów doprowadziła do rewolucji i próbach obalenia dyktatora, również i syn przestał być bezpieczny. Udało mu się zbiec do Nigru, skąd został jednak deportowany w 2014 roku. Cztery lata później świat obiegły zdjęcia z libijskiego sądu, w którym został skazany za spożywanie alkoholu. Od tego czasu słuch o nim zaginął.


Gdy wydawało się, że więcej takich ananasów w światowym futbolu się nie uświadczy, jak gdyby nigdy nic pojawił się Ronnie Brunswijk, który z miejsca dołączył do piłkarskiej galerii ludzi "pozytywnie zakręconych". Nieograniczona władza i gotówka, brudne interesy i marzenie o grze w piłkę na wysokim poziomie – wszystko się zgadza. Czy ścigać będzie CONCACAF czy Interpol, co to za różnica. O Brunswijku, w przeciwieństwie do Kaddafiego, zapewne jeszcze usłyszymy. Wszak Inter Moengotapoe ma jeszcze do rozegrania rewanż z Olimpią Tegucigalpa. Nasuwa się jedno pytanie: na co by tu postawić?

Wyspy Owcze. Luz, wiatr, owce na ulicy i piłkarscy fanatycy
fot. Dziewczyna z kamerą/400mm
Wyspy Owcze. Luz, wiatr, owce na ulicy i piłkarscy fanatycy

Zobacz też
Liga Mistrzów: oglądaj transmisje w TVP Sport! [ZAPOWIEDŹ]
Liga Mistrzów: oglądaj transmisje w TVP Sport! [ZAPOWIEDŹ]

Liga Mistrzów: oglądaj transmisje w TVP Sport! [ZAPOWIEDŹ]

| Piłka nożna / Liga Mistrzów 
Sędzia Tomasz Kwiatkowski odnaleziony! Pracuje w... lidze tureckiej
Tomasz Kwiatkowski w ten weekend będzie pracował w tureckiej Superlidze (fot. Getty Images)
polecamy

Sędzia Tomasz Kwiatkowski odnaleziony! Pracuje w... lidze tureckiej

| Piłka nożna 
Apel do FIFA. Chcą... jeszcze więcej drużyn na mundialu
Argentyńczycy świętujący zdobycie mistrzostwa świata (fot. Getty Images)

Apel do FIFA. Chcą... jeszcze więcej drużyn na mundialu

| Piłka nożna 
Nagłośniliśmy sędziowski absurd. PZPN zrobił coś niezwykłego
Szymon Marciniak i Bartosz Frankowski to jedyni sędziowie, którzy w 28. kolejce Ekstraklasy będą pracowali jako sędziowie główni i jako sędziowie VAR. (fot. Getty Images)
polecamy

Nagłośniliśmy sędziowski absurd. PZPN zrobił coś niezwykłego

| Piłka nożna 
Betclic 2 liga: oglądaj transmisje w TVP Sport! [ZAPOWIEDŹ]
(fot. TVP)

Betclic 2 liga: oglądaj transmisje w TVP Sport! [ZAPOWIEDŹ]

| Piłka nożna / Betclic 2 Liga 
Najnowsze
Mają na nich patent. Trzeci mecz, trzecie zwycięstwo!
Mają na nich patent. Trzeci mecz, trzecie zwycięstwo!
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Piłkarze Korony (fot. PAP)
Termalica goni lidera. Sprawdź tabelę Betclic 1 Ligi
Tabela Betclic 1 ligi 2024/25 [aktualizacja 9.04.2025]
Termalica goni lidera. Sprawdź tabelę Betclic 1 Ligi
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Przebudzenie Kamińskiego! Polak błysnął w Bundeslidze [WIDEO]
Jakub Kamiński i El Chadaille Bitshiabu (fot. Getty Images)
nowe
Przebudzenie Kamińskiego! Polak błysnął w Bundeslidze [WIDEO]
FOTO
Wojciech Papuga
Damian Warchoł: to mój najładniejszy gol [WIDEO]
Damian Warchoł (fot. TVP SPORT)
nowe
Damian Warchoł: to mój najładniejszy gol [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Warta wciąż tonie. 11. mecz bez zwycięstwa z rzędu
Kacper Michalski (fot. 400mm.pl)
Warta wciąż tonie. 11. mecz bez zwycięstwa z rzędu
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Był odkryciem Beenhakkera. "Nigdy nie usłyszałem od niego, że musimy poczekać"
Leo Beenhakker (fot. Getty Images)
tylko u nas
Był odkryciem Beenhakkera. "Nigdy nie usłyszałem od niego, że musimy poczekać"
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
Dwa tie-breaki w meczu o honor. Polki postawiły się Ukrainkom
Maja Chwalińska i Martyna Kubka (fot. PAP/Piotr Polak)
Dwa tie-breaki w meczu o honor. Polki postawiły się Ukrainkom
| Tenis 
Do góry