| Czytelnia VIP

Zapomniane życiorysy – Dariusz Gęsior. "Ważne to, co przed nami"

Dariusz Gęsior (fot. PAP/Marcin Wietrzyk)
Dariusz Gęsior (fot. PAP/Marcin Wietrzyk)
Sebastian Piątkowski

450 spotkań w lidze, podkreślonych dwukrotnym zdobyciem tytułu mistrzowskiego. Dwa razy trofeum w Pucharze Polski. 22 mecze w reprezentacji i nade wszystko – srebrny medal igrzysk olimpijskich w Barcelonie. A przecież to, co najważniejsze, dopiero przed nim. Kilka dni temu skończył 52 lata. W cyklu "Zapomniane życiorysy" – Dariusz Gęsior.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Nie tylko butelki. Tym celowano w polskich piłkarzy!

Czytaj też

Polscy piłkarze zaatakowani w Albanii (fot. TVP Sport / Szymon Borczuch)

Nie tylko butelki. Tym celowano w polskich piłkarzy!

Sebastian Piątkowski, TVP Sport : – Dzień dobry. Dobrze, że wreszcie się pan zatrzymał…
Dariusz Gęsior: – Trafił mi się dzień odpoczynku.

– I znowu w drogę?
– Czekają mnie kolejne obserwacje, a następnie wykłady w Szkole Trenerów w Białej Podlaskiej.

– Postaram się zatem nie zając zbyt wiele czasu. I przede wszystkim, nie pytać za dużo o mecz z Niemcami…
– Ale przecież to bardzo ciekawa kwestia. Nie unikam takich pytań.

– Po blamażu z Niemcami prowadzona przez pana drużyna pokonała równie silną Portugalię. O co chodzi?
– Zapatrzeni jesteśmy w Ligę Mistrzów, zawsze chcemy wygrywać i powielać to, co w piłce seniorskiej.
To zrozumiałe. W młodzieżowej chcemy wygrać także każdy kolejny mecz, bo chcemy się rozwijać. Powinniśmy jednak zwrócić uwagę na różnice w możliwościach i wyszkoleniu. Aspirujemy do europejskiej czołówki, ale wciąż wiele nam brakuje. Na to powinni zwrócić uwagę ci, którzy nas oceniają. Dotyczy to również mediów.
Porażki, takie jak ta z Niemcami, zdarzają się, bo po prostu muszą. I jest to ciekawy materiał do analizy.

– Ciekawy? Jak dla kogo…
– Naturalnie, że tak. Muszę panu powiedzieć, że zaplanowane miałem sparingi z mocnymi zespołami. Żeby nie szukać daleko w pamięci – byli to młodzi Hiszpanie, dalej Holandia, Anglia, Szkocja, Serbia i Chorwacja.

– Plany pokrzyżowała pandemia?
– Niestety. Gdy pojawiła się możliwość zagrania z Niemcami, to nie zastanawialiśmy się ani przez chwilę. Zagraliśmy prawie z marszu, a dziś, po czasie, można to łatwo negować.

– To był dziwny mecz, graliście cztery kwarty?
– Tak. Wystawiliśmy dwa składy, mieliśmy sytuacje. Dotkliwe porażki zawsze skłaniają do refleksji. Pojawiło się dużo wniosków. Niektórzy chłopcy podnieśli się po tej klęsce bardzo szybko, inni jeszcze nie do końca. Czekają nas nowe wyzwania, ale Turniej Syrenki pokazał, że wyselekcjonowana przeze mnie grupie ma spory potencjał. A poza tym zawsze trzeba grać z najlepszymi.

– Zgoda. Oglądał pan niedawny mecz z Anglią?
– Oczywiście.

– I jakie wrażenia? Chodzi mi o atmosferę na trybunach.
– Większość narzeka na słaby doping, pamiętajmy jednak, że mecz kadry to zawsze inna atmosfera.

– Racja. A igrzyska w Tokio?
– Kiedy mogłem, to oglądałem.
– Tam była atmosfera jak na sparingu…
– Nie da się ukryć. Takie niestety mamy czasy.

– Powoli wracam ku Barcelonie. Do wyjątkowej atmosfery i niezapomnianym emocjom. Pamięta pan ceremonię otwarcia?
– Naturalnie. Znicz zapalił się po strzale z łuku.

– No to igrzyska w Barcelonie będą punktem wyjścia naszej rozmowy. Od dawna pragnąłem porozmawiać z uczestnikiem tych wydarzeń i oto jest … szwarny karlus!
– Proszę?

– Pochodzę z Katowic.
– Rozumiem. Ja urodziłem się w Chorzowie.

– Będzie i o tym, ale na razie o igrzyskach 1992, bo umieram z ciekawości.
– Proszę pytać.

– Kiedy dotarło do was, że osiągnęliście tak wielki sukces?
– Na tak dobry wynik złożyło się wiele czynników. Po pierwsze – z kadrą olimpijską przygotowywaliśmy się niemal przez cztery lata. Był to więc dłuższy proces, a budowa tego zespołu była przemyślana. Rozgrywaliśmy sparingi z mocnymi rywalami – Hiszpanią, Włochami, seniorskimi drużynami HSV Hamburg i Schalke 04.
To pozwoliło trenerowi Wójcikowi na wnikliwą obserwację, a także na scementowanie zespołu. Drużyna była gotowa, nie baliśmy się nikogo.

– A sam turniej?
– Byliśmy bardzo zmotywowani. Jeśli chodzi o wynik sportowy, to wyszło chyba całkiem przyzwoicie?

– Nawet bardziej niż przyzwoicie. Jak było w szatni podczas przerwy z finałowym spotkaniu?
– Mieliśmy pewność, że należy bardzo uważać. Nie pamiętam dokładnie, co mówił trener, minęło przecież niemal trzydzieści lat. Kładł na pewno nacisk na zaangażowanie i dyscyplinę taktyczną. Zabrakło kilkudziesięciu sekund do dogrywki…

– Srebrny medal był sukcesem czy pozostał niedosyt?
– Wicemistrzostwo olimpijskie było sporym sukcesem. Ale wie pan, jak to jest… Niewiele brakło do dogrywki, w której nie stalibyśmy na straconej pozycji. Dziś pozostaje tylko gdybanie.

Nie tylko butelki. Tym celowano w polskich piłkarzy!

Czytaj też

Polscy piłkarze zaatakowani w Albanii (fot. TVP Sport / Szymon Borczuch)

Nie tylko butelki. Tym celowano w polskich piłkarzy!

Przerwany wywiad Świderskiego. Butelki znów poleciały na murawę
Karol Świderski (fot. TVP)
Przerwany wywiad Świderskiego. Butelki znów poleciały na murawę

Anglicy wściekli na Węgrów. "Przynoszą wstyd futbolowi"

Czytaj też

Kibice reprezentacji Węgier podczas meczu z Anglią (fot. PAP/EPA)

Anglicy wściekli na Węgrów. "Przynoszą wstyd futbolowi"

– Po Barcelonie należało zmienić szyld i jechać dalej?
– Pomiędzy PZPN–em i Fundacją Olimpijską był konflikt. A właśnie ona opiekowała się naszym zespołem.

– No właśnie, pod opieką bogatego Zbigniewa Niemczyckiego mogliście liczyć na profesjonalną pomoc i opiekę.
– Co niekoniecznie podobało się kadrowiczom z pierwszej reprezentacji.
Dysonans był spory, niezręcznie o tym mówić, ale reprezentanci najważniejszej drużyny w kraju wyglądali przy nas trochę jak ubodzy krewni.

– To prawda.
– Nawet kucharzy mieliśmy własnych. Takie fakty. A co do spraw sportowych, to plusem kadry olimpijskiej było jej mądre budowanie. Do czasu zakończenia igrzysk żaden z nas nie zagrał w reprezentacji Andrzeja Strejlaua. A mieliśmy już po 23 lata. Ja debiutowałem dopiero w takim wieku.

– Dziś debiutują nawet 17–letni.
– I oby jak najwięcej takich młodych – zdolnych. A wracając do naszych czasów, to po sukcesie w Barcelonie był chyba dobry moment na zmiany. Pierwsza reprezentacja na pewno by na tym nie straciła. Kto wie, może rzeczywiście należało zmienić szyld, o którym pan wspomniał? Wojtek Kowalczyk powiedział to, o czym myśleli wszyscy.

– Na początku lat dziewięćdziesiątych tamtego wieku Zbigniew Niemczycki jawił się jako biznesmen z prawdziwego zdarzenia.
– Zdecydowanie, wprowadził nieznane nam standardy. Był poważnym biznesmenem, a do tego pasjonatem piłki nożnej. Do współpracy namówił go nieżyjący Henryk Loska.
W kadrze Janusza Wójcika wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nie przejmowaliśmy się niczym, mieliśmy jedynie dobrze grać w piłkę.

– W długiej karierze spotkał pan wielu prezesów i właścicieli klubów. Możemy o niektórych?
– Oczywiście. Kto na początek?

– Choćby Sabri Bekdas.
– Taki był w Pogoni Szczecin. Mimo mocnego składu wywalczyliśmy zaledwie wicemistrzostwo Polski.

– A czy były przesłanki do silnej Pogoni? Wszystko rozbiło się o te nieszczęsne grunty?
– Tak, rozbiło się o to, co zwykle. Prezes nie porozumiał się z władzami miasta, a przecież w planach była między innymi budowa nowego, nowoczesnego obiektu.
Nie chciałbym za bardzo wchodzić w szczegóły, bo to nie moje sprawy. O ile jednak w pierwszym półroczu wszystko działało profesjonalne, to już wiosną pojawiły się problemy. Opóźnienia w wypłatach skutkowały nienajlepsza atmosferą i kto żyw myślał tylko o tym, by z tego szczecińskiego okrętu uciec. A potem Portowcy opuścili szeregi ekstraklasy.

– A taki Zbigniew Drzymała w Grodzisku?
– Szczerze?

– Tylko tak.
– W lidze polskiej grałem w sześciu klubach. Warunki, które zapewniono piłkarzom w Amice Wronki i Groclinie Grodzisk Wielkopolski nie odbiegały od standardów na Zachodzie. A Drzymała działał w sposób przejrzysty, uczciwy i profesjonalny.

– Był bardzo zaangażowany w sprawy klubu.
– Żeby pan wiedział! Podam być może taki przykład. Kiedyś, podczas treningu spojrzałem na prezesa. Akurat piłka leciała wysoko, więc wyskoczyłem. Miałem wrażenie, że prezes pragnął… skoczyć do główki razem ze mną i powalczyć o tę piłkę. Żył sprawami zespołu, angażował się w całym sobą.

– Ale z panem by nie wygrał w powietrzu. Wykorzystywał pan rzadki dary natury. Skoczność.
– Każdy mógł spróbować… A Grodzisk wspominam bardzo miło, bo była to końcówka kariery.

– Ja miło wspominam Dariusza Gęsiora – piłkarza. Lubiłem obserwować pana grę: wysoko uniesiona głowa, dobry przegląd pola, inklinacje do gry ofensywnej…
– Już w juniorach zdobywałem tytuły króla strzelców. Z czasem trenerzy przesuwali mnie coraz bliżej bramki. Dobrze czułem się między obroną a linią pomocy, aktywnie uczestniczyłem w grze. W polskiej lidze udało mi się zdobyć 73 bramki, a to chyba dobry wynik dla defensywnego pomocnika?

– Jak najbardziej. I wiele z nich zdobył pan w końcówkach spotkań.
– To prawda, zawsze byłem zdania, że należy grać do końca.

– I nie bał się pan walczyć jeden na jednego?
– Ha, ha, ha! Wiem, o co panu chodzi. Po pierwszym meczu w Widzewie zwrócił się do mnie trener Smuda:
– Czego ty się boisz?
– Ja? Niczego się nie boję – odpowiedziałem.
– To dlaczego grasz zachowawczo? Nie bój się kiwać, w razie czego biorę to na siebie!

– Pomogło?
– Pomogło, z każdym kojonym spotkaniem nabierałem większej pewności siebie i jakże potrzebnego luzu. Czasem niezbędny jest ten impuls, pozytywny przekaz od trenera – nie bój się grać, weź to na siebie, podejmij ryzyko.
Obecnie nie uczymy tej sztuki, kładziemy tylko nacisk na asekurację i drżymy po każdej stracie piłki.

– Coraz lepiej nam się rozmawia, bo czyta pan w moich myślach! Czy zatem nie uczymy chłopców zbyt asekuracyjnej gry, na tak zwane alibi?
– Oczywiście. Nie tylko tego. Uczymy ich także przemieszczania się w strefy komfortu.

Anglicy wściekli na Węgrów. "Przynoszą wstyd futbolowi"

Czytaj też

Kibice reprezentacji Węgier podczas meczu z Anglią (fot. PAP/EPA)

Anglicy wściekli na Węgrów. "Przynoszą wstyd futbolowi"

"Stworzyliśmy ten system pod niego". Nowy lider kadry Sousy
Paulo Sousa ocenił mecz Albania - Polska (fot. PAP)
"Stworzyliśmy ten system pod niego". Nowy lider kadry Sousy

Polacy mają o co grać. W barażach mogą uniknąć potęg [klasyfikacja]

Czytaj też

Baraże MŚ 2022. Polska w barażach, kiedy mecz Polski

Polacy mają o co grać. W barażach mogą uniknąć potęg [klasyfikacja]

– A podjęcie ryzyka? To przecież droga donikąd.
– O czym w ogóle rozmawiamy, skoro przy rzucie rożnym rywali przy napastniku pozostawiamy aż trzech obrońców? Nie nauczymy tak odpowiedzialności, gry jeden na jednego.
Takie są trendy: lepiej się zabezpieczyć, niż stracić.
Znika pewność siebie, młodzi wiele przez to tracą.

– Kiedyś Mirosław Okoński powiedział, że technika to umiejętność minięcia jednego lub nawet dwóch rywali.
– Zgodzę się, ale do tego trzeba odwagi. A rozwój młodego piłkarza determinuje wynik. Tylko i wyłącznie. Bojaźn przed porażką ogranicza postępy. Nie tędy droga!
Coś panu jeszcze powiem. Swego czasu zaproszono mnie na finałowe rozgrywki popularnego turnieju "Z podwórka na stadion". Doszło w nim do ciekawej sytuacji.
W ferworze walki jeden z młodych wybił piłkę na aut i ze strachem w oczach spojrzał na mnie… Wtedy zrozumiałem, że niektórzy nie wyszli na boisko po to, by wygrać. Chłopcy grali tak, by nie przegrać! To właśnie ten niuans, zdradzający inne postrzeganie piłki.
I jeszcze jedna sytuacja, z meczu moich ze Słowenią. Wakacyjna sceneria, góry, hymn. W pewnym momencie jeden z nich zakomunikował mi:
– Trenerze, ja chyba wezmę psychologa…
Jak mamy zrobić postęp? Jedynym ratunkiem jest gra z najlepszymi. Przegrajmy raz, a porządnie, nawet w stosunku 1:10. Potrzeba nam bowiem zmiany mentalności i dużo wiary w sukces.

– No tak… Nie chciałem poruszać takich tematów, bo miało być przecież nostalgicznie i przyjemnie.
– Rozmawiamy w przyjacielskiej atmosferze, ale warto pamiętać o pewnych aspektach.

– To teraz inaczej. Jak wiele zawdzięcza pan Jerzemu Wyrobkowi?
– Bardzo dużo, przecież to u niego debiutowałem w lidze. Był przede wszystkim dobrym człowiekiem a i w historii Ruchu zapisał się złotymi zgłoskami. Wyjątkowa postać, jak to się ładnie mówi – do rany przyłóż.

– Debiutował pan w derbach Śląska?
– Owszem. Pan wie – mecz z Górnikiem, cała ta otoczka, presja. Na szczęście podołałem wyzwaniu.

– Wróćmy na chwilę do sezonu 1987/1988. Pobyt w II lidze był dla sympatyków Ruchu czymś nowym. A wy zdominowaliście te rozgrywki, by po roku wywalczyć tytuł mistrzowski. Złamaliście tym samym wszelkie reguły.
– Zespół był mocny i skonsolidowany. Musi pan pamiętać o istotnej kwestii – po degradacji do II ligi nikt z tego zespołu nie odszedł. Inna sprawa, że trzydzieści lat temu zmiana klubu była nieco bardziej skomplikowana.

– W czasach, o których rozmawiamy, Chorzów należał do miast o największej gęstości zaludnienia w Polsce. Zastanawiam się, jak odnalazł się pan we Wronkach i Grodzisku?
– Na treningi do Wronek dojeżdżałem z kilkoma zawodnikami. Mieszkałem w Poznaniu.

– A już myślałem, że chodził pan na polowania, albo z nudy odwiedzał kasyno!
– Ha, ha, ha! Nie, okres gry w Amice kojarzy mi się nierozerwalnie z Poznaniem. Poza tym, to w stolicy Wielkopolski urodziła się córka. Miłe wspomnienia, klub również poukładany.

– I dobry "Fryzjer"…
– Niekoniecznie, głównym sponsorem pozostawała Amica. Proszę o tym nie zapominać.

– Niech i tak będzie. Tylko czy sport w tak małych ośrodkach ma rację bytu? Przypomnę, że z początkiem lat dziewięćdziesiątych poważniejsza piłka zagościła nawet w Pniewach.
– Wszystko zależy od zaangażowania głównego sponsora. Tak jest wszędzie, czy to we wspomnianych Pniewach, czy innych miejscowościach. W aglomeracjach jest pod tym względem inaczej, jest większa stabilizacja. Pniewy i Grodzisk działały dzięki sile przebicia kilku osób.

– A do obcych lig nigdy pana nie ciągnęło? Chyba były jakieś oferty?
– To dłuższa historia. Były, a jakże. Klub, którego jestem wychowankiem, zażądał na przykład okrągłego miliona dolarów. Działo się to 1989 roku, tuż po wywalczeniu mistrzowskiego tytułu. Czasy były takie, że wyjechać nie było wcale łatwo. Powiem panu jeszcze, że dopiero po odejściu z Wronek mogłem decydować o swym losie. W wieku 33 lat dysponowałem bowiem kartą zawodniczą, mając swobodę w podejmowaniu decyzji. Wcześniej o losie piłkarza decydowały kluby.

– Po bramce z Urugwajem, zdobytej podczas debiutu w reprezentacji, pańska wartość poszła znacznie w górę?
– Zapewne, choć nie przykładałem do tego większej wagi. Dziś śmiać mi się chce, gdy jakiś chłopak wejdzie na boisko i dwa razy kopnie prosto piłkę. Kto jest wtedy najbardziej zadowolony?

– Pytanie retoryczne.
– Sam pan widzi jakie mamy czasy.

– A jak było z tymi finansami w lidze? Starczało tylko na życie, czy może udało się trochę odłożyć?
– Szczerze mówiąc, chyba nie było najgorzej. Płacono godnie. Ale powiem panu, że podczas gry w Ruchu szalała akurat inflacja. Wypłata kolejnej pensji była pewnego rodzaju niewiadomą, bo nigdy nie było wiadomo, czy w danym miesiącu będzie można kupić powiedzmy telewizor, a w kolejnym za to samo dajmy na to tylko… kawę.

Polacy mają o co grać. W barażach mogą uniknąć potęg [klasyfikacja]

Czytaj też

Baraże MŚ 2022. Polska w barażach, kiedy mecz Polski

Polacy mają o co grać. W barażach mogą uniknąć potęg [klasyfikacja]

Lewandowski: w ofensywie mogliśmy robić więcej
Robert Lewandowski (fot. TVP)
Lewandowski: w ofensywie mogliśmy robić więcej

– Telewizor był często nagrodą za zdobycie tytułu. I do tego magnetowid.
– Wszystko się zgadza. Sprzęt ciągle się psuł, ale człowiek wspomina te czasy z sentymentem.

– I pani Renia też pewnie była już w Ruchu?
– Naturalnie, przecież to ikona klubu! Chorzów to specyficzne miejsce, bardzo klimatyczne. W czasach mojej gry wszyscy zawodnicy pochodzili ze Śląska, no, może poza Mietkiem Szewczykiem. Tam zawsze była dobra atmosfera, inna filozofia pracy kolejnych szkoleniowców.

– A wszystko pod medyczną opieką nieodżałowanego doktora Wielkoszyńskiego.
– Oj tak, to prawda. Proszę spojrzeć, jak się to wszystko ładnie układa: te sama badania przechodziłem ja, później, po latach, podobne przechodził mój syn. Zmieniło się niewiele, może pewne aspekty, ale podstawy pozostały. Zresztą, jeśli coś przynosi rezultaty i jest skuteczne, to po kiego diabła zmieniać?

– W rzeczy samej. Piłka to przecież prosta gra.
– Zgadzam się. Niby prosta, ale niektórzy niepotrzebnie kombinują.

– Mistrzostwo i puchar z macierzystym klubem to wyjątkowe doznania.
– Zdecydowanie. Piękne chwile, których nie odbierze mi nikt. Urodziłem się w Chorzowie, tu mieszkam, a wspomnienia pozostają…

– Miał pan piękny benefis!
– To prawda, ale pożegnanie z boiskiem zorganizowałem sobie sam.

– Aha…
– Proszę stanowczo dodać, że Ruch nie dołożył do mego pożegnania ani złotówki! Pomogło miasto, ale działacze nie partycypowali w przygotowaniach.
Wręczyli mi okolicznościowy puchar, owszem, ale pojawili się na Cichej tylko dlatego, że… kupili bilety!

– Rozumiem. I nie wnikam w szczegóły…
A Płock?
– Bardzo przyjemny czas.

– Na Mazowszu od zawsze dominowała Legia.
– Nie miało to większego znaczenia. Trafiłem tam po Amice i nie żałowałem. W krótkim czasie powstał bardzo ciekawy zespół, z Kobylańskim, Peszką, Wasilewskim i Irkiem Jeleniem.

– Romuzga jeszcze grał?
– Tak. I jak zapewne pan pamięta, z zespołu walczącego zwykle o utrzymanie, staliśmy się groźni dla najlepszych. Występowaliśmy nawet w europejskich pucharach. Spotkała się ciekawa grupa, która potrafiła pokonać Legię w derbach regionu. Dobre czasy.

– A reprezentacja? 22 spotkania to przyzwoity wynik?
– Mogło być więcej, ale nie omijały mnie urazy.

– Rzeczywiście. To pewnego rodzaju wyznacznik pańskiej kariery, pomijając bramki zdobywane w końcówkach.
– Różnie z tym zdrowiem bywało, kontuzje są wkalkulowane w żywot piłkarza.

– Było trochę o prezesach klubów, wspomnieć zatem należy o Widzewie. Tam dobrodziejów było aż dwóch.
– I na dodatek dwóch Andrzejów: Grajewski i Pawelec. I żeby było śmieszniej, to część zawodników pochodziła od jednego, a część od drugiego z wymienionych. Takie czasy. Odchodząc z Ruchu miałem już praktycznie podpisany kontrakt z warszawską Polonią, ale po telefonie Pawelca zmieniłem zdanie.

– Z korzyścią dla wszystkich.
– To był świetny zespół, z piłkarzami o sporych umiejętnościach. Dodam tylko, że rywalizacja z Legią zdominowała tamte czasy. Kto zresztą wie, jakby się to wszystko potoczyło? Gdyby tak po awansie do Ligi Mistrzów w dalszym ciągu poszukiwano wzmocnień, to pewnie najnowsza historia RTS–u też wyglądałaby inaczej. Mam nadzieję, że wkrótce Widzew zagości wśród najlepszych Życzę im tego z całego serca. Miejsce zasłużonych klubów jest przecież w ekstraklasie.

– Najważniejsze jest przecież to, co dopiero przed nami.
– Przeszłość jest też ważna i należy wyciągać z niej wnioski. Nie można jednak żyć wyłącznie tym, co już było.

– Przypominam tylko, że rozmawiam wyłącznie z byłymi piłkarzami. Zatem może inaczej – ważne jest to, co przed nami, ale także to, co już było.
– W pana przypadku na pewno, bo warto przypominać zapomnianych piłkarzy.
Ale zawsze należy iść z duchem czasu. Nie można bezustannie żyć przeszłością. Za nami pewne doświadczenia, które składają się na tzw. bagaż doświadczeń. Ale zawsze patrzmy do przodu!

"Przed żadnym meczem się tak nie denerwowałem, jak przed Albanią"
Albania – Polska. Mateusz Borek i Kazimierz Węgrzyn po meczu el. MŚ 2022
"Przed żadnym meczem się tak nie denerwowałem, jak przed Albanią"

Polecane
Najnowsze
Dunki przyznały, że zostały "wykończone psychicznie przez Polki"
Dunki przyznały, że zostały "wykończone psychicznie przez Polki"
| Piłka nożna / Euro 2025 kobiet 
Polska wygrała z Danią 3:2 (fot. Getty)
Eksperci magazynu "GOL" typują! Zgodni ws. mistrzostwa Polski
(fot. PAP)
Eksperci magazynu "GOL" typują! Zgodni ws. mistrzostwa Polski
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
22 obrony w meczu i to nie była anomalia. Zmiana w polskiej kadrze
Aleksandra Szczygłowska (fot. Volleyball World)
22 obrony w meczu i to nie była anomalia. Zmiana w polskiej kadrze
| Siatkówka / Reprezentacja 
Chciały go Legia i Raków. Wybierze inne polski klub
Joao Moutinho wkrótce najprawdopodobniej zostanie piłkarzem Lecha Poznań (fot. Getty Images)
Chciały go Legia i Raków. Wybierze inne polski klub
Radosław Laudański
Radosław Laudański
Kandydat na szefa sędziów zgłosił urlop, aby uniknąć konfliktu
Arkadiusz Kamil Wójcik jest jedynym członkiem środowiska sędziowskiego, który publicznie oświadczył, że chce zostać szefem sędziów. (zdjęcie: 400mm.pl)
tylko u nas
Kandydat na szefa sędziów zgłosił urlop, aby uniknąć konfliktu
Fot. TVP
Rafał Rostkowski
Ekstraklasa za oceanem! Historyczna umowa
Piłkarze Lecha Poznań (fot. PAP)
Ekstraklasa za oceanem! Historyczna umowa
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Odliczanie do EuroBasket 2025 w TVP. Zagra Sochan i... [WIDEO]
(fot. Getty)
Odliczanie do EuroBasket 2025 w TVP. Zagra Sochan i... [WIDEO]
| Koszykówka / Reprezentacja 
Do góry