W skokach wszystko przychodzi mu bardzo swobodnie. Nieoficjalne mistrzostwo świata dzieci rok po rozpoczęciu treningów, liczne sukcesy w młodzieżowych zawodach, a ostatnio szóste miejsce w krajowym czempionacie na Średniej Krokwi – między innymi przed Kamilem Stochem. – Mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie i zadebiutuję w Pucharze Świata w Wiśle – deklaruje w rozmowie z TVPSPORT.PL niespełna 18-letni Jan Habdas.
Mateusz Leleń: – Poczułeś większe zainteresowanie po mistrzostwach Polski?
Jan Habdas: – Wiele osób pisało do mnie z gratulacjami, pojawiły się pytania o wywiady. Niestety nie wszystkim mogłem odpisać i potem miałem wyrzuty sumienia... Staram się nie czytać publikacji o mnie. Nie chcę na siebie nakładać presji. Rodzice powtarzają, aby woda sodowa nie uderzyła mi do głowy.
– Podobno rzadko można od ciebie usłyszeć, że jesteś w formie, ale inaczej było przed ostatnimi zawodami. Czułeś się mocny?
– To prawda, że nie często jestem w pełni usatysfakcjonowany. A teraz? Kurczę, nie mogę być niezadowolony. To były zawody z najlepszymi skoczkami w kraju, a ja zająłem szóste miejsce. Skoki też były dobre. Mam oczywiście elementy do poprawy, ale uważam, że to bardzo dobry występ.
– Trenerzy mówią, że w zawodach skaczesz lepiej niż na treningach, nie ogranicza cię stres. Tak też było w Zakopanem?
– W pierwszej serii nie odczuwałem większego zdenerwowania, skakałem luźno, wiedziałem na co mnie stać. W drugiej rundzie bardzo chciałem pokazać, że wysoka pozycja nie jest przypadkiem i wtedy pojawił się stres, ale nie przeszkodził mi, wręcz nawet pomógł, bo skoki w zawodach były lepsze niż na treningu.
– W każdej próbie mistrzostw kraju przekroczyłeś 100 metrów. Po skoku z pierwszej serii "drużynówki" złapałeś się jednak za głowę.
– Niestety tam było zbyt agresywnie, narty nie łapały więc dobrze powietrza. Mogło być tam zdecydowanie dalej. Wiedziałem, że to mógł być bardzo dobry skok.. Niedługo po mnie skakał Klimek Murańka i uzyskał 104 metry. Pomyślałem sobie, że mój skok też mógł być na tę odległość, gdyby nie ten błąd...
– Od sześciu lat funkcjonujesz w świecie polskich skoków jako talent. Wtedy wygrałeś nieoficjalne mistrzostwa świata dzieci – FIS Schueler Grand Prix. Co pamiętasz z tych zawodów?
– W domu przed wyjazdem powiedziałem: jadę wygrać! (śmiech). Nie spodziewałem się jednak zupełnie, że mogę tam zwyciężyć. Ale już po pierwszym skoku zorientowałem się, że jestem... faworytem! Skakało mi się zdumiewająco dobrze. Po pierwsze serii bardzo się stresowałem, ale w finale udało się obronić prowadzenie. Same zawody nie miały jednak w sobie niczego szczególnego, jedynie ranga była inna.
– Zdaje się, że triumf w Niemczech przyszedł niedługo po tym jak w ogóle zająłeś się skakaniem?
– To zdarzyło się może rok od momentu pierwszych treningów. Wcześniej, myślałem, że tak jak brat (Piotr Habdas reprezentant kraju w narciarstwie alpejskim – red.) zostanę alpejczykiem. Jeździłem, trenowałem w klubie, ale pewnego dnia przyszedł do mnie brat i powiedział: "Jasiu, ty się nie nadajesz do tego sportu. Jesteś za chudy! Spróbuj skoków". Dobrze się złożyło, że dyrektor szkoły do której chodził był prezesem klubu. Tak zapisałem się do Klimczoka. Szybko zrozumiałem, że narty alpejskie i skokowe nie mają ze sobą wiele wspólnego. Trzeba było uczyć się od nowa nawet stania na nartach, wszelkich pozycji. Szybko jednak czyniłem postępy.
– I ta umiejętność została ci na kolejne lata.
– Rodzice często przypominają mi takie zawody, na samym początku moich startów. To było w Czechach, ja zupełnie nie byłem jeszcze technicznym zawodnikiem, ale spiker powiedział przed moim skokiem: "zwróćcie uwagę na tego skoczka w przyszłości, bo ma mocne odbicie z progu". I tak to sobie zapamiętałem. A ja wtedy leciałem tylko tym odbiciem, niczym innym. W początkach bardzo pomógł mi trener Jarosław Konior – doprowadził mnie z poziomu zero do całkiem niezłego poziomu.
– Fazę lotu rozwijasz do dziś. Dziennikarze i internauci zachwycają się tym jak bardzo poprawiłeś się w ostatnich miesiącach. Jak ci się to udało?
– Dużo pracowaliśmy nad sylwetką w locie, ale też kilka dni przed mistrzostwami Polski dostałem narty, które bardziej pracują w drugiej fazie. Idą bardziej za głowę, są bardziej przy ciele. Dzięki temu było mi bardziej swobodnie, bardzo mi to odpowiadało przy moim agresywnym stylu.
Postęp w technice lotu: lvl Jan #Habdas. Dolny screen ze stycznia, górny z teraz. Niezwykła przemiana tego chłopaka.
— Michał Chmielewski (@chmiielewski) October 30, 2021
(screeny zebrane i złączone od @Szymon_SK1 i @radeks94) #skijumpingfamily pic.twitter.com/VpgYL7jup9
– Niebawem, 2 grudnia, twoje osiemnaste urodziny. Planujesz imprezę?
– Planuję, ale 27 listopada. Bo 2 grudnia... może być różnie (śmiech). Trzeba przesunąć termin, aby z niczym to nie kolidował.
– Czy to oznacza, że masz już obiecany występ w zawodach Pucharu Świata w Wiśle?
– Na razie nic nie jest pewne. Ja... mam po prostu nadzieję na debiut w Wiśle, że nic nie stanie mi na przeszkodzie. Czeka mnie jeszcze zmiana sprzętu, to może trochę namieszać, ale nie musi.
– Zostawisz narty, które pomogły w Zakopanem?
– Będę miał nowe na zimę, tamte były używane. Liczę, że ta zmiana sprzętu mi nie przeszkodzi, a wręcz pomoże.
– W najbliższych miesiącach twoje nazwisko będzie wiązane z mistrzostwami świata juniorów. Czempionat odbędzie się w Polsce. Co będzie twoim celem?
– Nie wiem co się będzie działo w mojej głowie w tym czasie. Po ostatnim sezonie apetyt wzrósł. Mówię asekuracyjnie o miejscu w pierwszej dziesiątce, ale szczerze powiedziawszy... chciałbym ten medal wyhaczyć. Oczywiście do marca może się jednak jeszcze dużo pozmieniać.
– Na koniec: masz idola w skokach?
– Nie mam. Oczywiście zawsze kibicuję Polakom. Na pewno większość skoczków powie, że Kamil skacze najładniej. Chciałbym kiedyś skakać na takim poziomie technicznym. Ale ja dążę do swojego stylu. Chcę zostać Janem Habdasem.