Stoch? Mentalny potwór, wzór do naśladowania. Za nim kryzys – wyników i autorytetu sztabu szkoleniowego, w tym Michala Doleżala. Trenerzy latem przegapili moment, w którym powinni dokręcić śrubę i wstrząsnąć rozprężoną kadrą. W efekcie dziś drużyna błądzi i po omacku szuka przyczyn tego, co właściwie się dzieje. Próbujemy zrozumieć, gdzie i jak zaczął się kryzys biało-czerwonych w sezonie olimpijskim.
Kryzys. Mrok. Zapaść. Klęska. Dramat. Rozczarowanie, rozgoryczenie, zagubienie. Zdenerwowanie, zdezorientowanie, upadek, klepanie buli, ogony stawki. Niemoc, w dodatku na zewnątrz wypływa dwugłos. Brakuje jednoznacznej diagnozy, brakuje uderzenia pięścią w stół. Albo i okrągłego stołu, bo to może być już najwyższy czas. Jeśli zebrać z Internetu jeszcze więcej opinii, trzeba by na te określenia poświęcić oddzielny akapit. Niestety, większość teraz byłoby trafnych. Tak rozbitej reprezentacji Polski nie było od sezonu 2015/16 - ostatniego Łukasza Kruczka - choć wówczas honor jako tako obroniło zaplecze.
Tylko że tamta i obecna drużyna to dwa różne światy. Dlaczego dziś mając do dyspozycji wszystko, nie mamy prawie nic?
Mózg mi rapuje jak sobie przypomnę, że:
— Aureliusz Kleks �� �� (@AureliuszKleks) December 18, 2021
�� mieliśmy 5 słabych sezonów zaplecza z rzędu
��w zeszłym sezonie przełom, 11 Polaków z punktami PŚ, 2. Stękała, 6. Wąsek, 6. Zniszczoł, a w lecie Wolny z wygraną,
�� a teraz wszystko wyparowało, 10 zawodników krok w tył#skijumpingfamily
Możemy się śmiać, ale śmiesznie wcale nie jest. Bo to nie są skoki w kratkę, tu nie jest coś, na czym można budować formę. To jest zapaść. I w tym momencie trudno sobie wyobrazić np. Dawida Kubackiego walczącego z Laniskiem czy Kraftem na TCS.#skokoholicy #skijumpingfamily
— Antoni Cichy (@antonicichy) December 18, 2021