| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Kamil Wilczek po raz trzeci wrócił do Piasta Gliwice. Napastnik zagra w PKO Ekstraklasie po prawie siedmiu latach przerwy. – Wierzę, że tutaj zakończę karierę – powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL były piłkarz m.in. Broendby i FC Kopenhaga.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Dlaczego wybrałeś akurat Piasta? Nie było innych ofert z Ekstraklasy?
Kamil Wilczek: – Było trochę propozycji, ale od początku byłem szczery i nikomu nie pozostawiałem wątpliwości. Interesowały mnie dwie opcje – pozostanie w FC Kopenhaga albo powrót do Piasta Gliwice. W moim poprzednim klubie dostałem informację, że najlepiej byłoby się rozstać. Mieli inne plany, chcieli budować drużynę inaczej. Rozumiałem to i z radością wróciłem do Gliwic.
– Co takiego Piast ma w sobie, że jest dla ciebie tak wyjątkowy?
– Mam stąd wiele dobrych wspomnień. Pochodzę z tych okolic, to klub, który darzę dużym szacunkiem i czuję, że przez ludzi tutaj również jestem szanowany. Zawsze czułem się tutaj dobrze, panował tu fajny klimat. Wierzę, że mogę dać zespołowi jeszcze wiele dobrego i możemy osiągać sukcesy.
– W jednym z wywiadów z 2019 roku wspominałeś, że chcesz wrócić do Polski za około trzy lata, tak, by tutaj naukę w szkole zaczął twój syn.
– Już poszedł do pierwszej klasy, jest w trakcie. Miałem to jednak na względzie. Wróciłem, bo chcę już tutaj zostać na stałe. Kontrakt obowiązuje do końca czerwca 2024 roku, więc wiążę z tym klubem długofalowe plany. Wierzę, że Piast będzie moim ostatnim klubem w karierze.
– Jesteś gotowy, by zagrać już z Pogonią?
– Rozmawiałem z trenerem Waldemarem Fornalikiem, przedstawił mi plan na to, jaka ma być moja rola w drużynie. Jestem gotowy do gry, chociaż mam za sobą dopiero cztery treningi z zespołem. Decyzja zależy od trenera, ale jestem w stanie wyjść na boisko już w sobotę.
– Jak zmienił się Piast przez te lata?
– Przyszedłem do zdecydowanie większego klubu niż ten, który opuszczałem. Drużyna przez ten okres została mistrzem Polski, stawała na innych stopniach podium... Widać, że to stabilny poukładany klub, od dłuższego czasu jest też jeden szkoleniowiec, co w Polsce nie zawsze jest normą. Sama drużyna również ma duży potencjał, zdecydowanie większy niż dwunaste miejsce w tabeli.
– Powroty do Ekstraklasy nie zawsze są udane...
– Gdybym się tego bał, to generalnie nigdzie nie grałbym w piłkę. Przenosiny do każdego klubu obarczone są ryzykiem, wszędzie może nie wyjść. Wiem jednak, na co mnie stać i kompletnie nie myślę o piłkarzach, którzy w przeszłości wracali do Polski i im nie wychodziło. Ekstraklasa to nie są łatwe rozgrywki, nie można ich lekceważyć. Oglądałem je w telewizji, ale czym innym będzie sprawdzenie się z rywalami na boisku. Nikt nie da mi nic za darmo i mam tego świadomość.
– Jak porównałbyś ligę duńską, w której strzelałeś tak wiele goli, z Ekstraklasą?
– Gdy duńskie drużyny spotykają się z polskimi w europejskich pucharach, zazwyczaj triumfują te pierwsze. Duńska liga jest mocniejsza. Tam także bardzo liczy się przygotowanie fizyczne, ale wydaje mi się, że zespoły są lepsze pod względem taktycznym.
– Sam jako piłkarz FC Kopenhaga wyeliminowałeś Piasta z eliminacji Ligi Europy. Strzeliłeś nawet gola i przyznałeś, że w innej sytuacji, gdy asystowałeś, zagrałeś piłkę ręką. Nikt w Gliwicach nie miał do ciebie o to pretensji?
– Chyba każdy by to zrozumiał. Sędzia nie odgwizdał ręki, więc trudno bym się zatrzymał i przerwał grę. Piłkarzom zawsze wpaja się, że gra toczy się do gwizdka sędziego. Kiedyś też pojawił się zwyczaj, że gdy ktoś strzeli gola swojej byłej drużynie to nie cieszy się, albo unosi ręce w jakimś geście przeprosin. Nigdy tego nie rozumiałem i nie zamierzałem stosować. Przecież to, że cieszę się z bramki, jest czymś normalnym. Wychodzimy na boisko, by rywalizować na tych samych sportowych zasadach, a nie okazywać komuś litość czy współczuć. Dla mnie takie naturalne zachowanie to okazanie większego szacunku rywalowi niż takie dziwne gesty.
– Grałeś we Włoszech, Danii oraz Turcji. Jesteś zadowolony z tych wyborów czy coś można było zrobić lepiej?
– Każdy z tych ruchów był świadomy i przemyślany. To nie były nieprzemyślane decyzje. Za każdym razem postąpiłbym tak samo. Myślę, że każdy z tych epizodów czegoś mnie nauczył. Wracam jako inna osoba.
– Nie wszędzie wiodło ci się jednak dobrze. W Carpi i Goeztepe nie zrobiłeś wielkiej kariery...
– We Włoszech problemy były od początku. Szybko złapałem kontuzje, później zawirowania z trenerami, dyrektorem sportowym… Co do Turcji, to mieszkałem w bardzo fajnym mieście, klub też był bardzo perspektywiczny, stabilny. Gdy pojawił się jednak koronawirus, niewiele pozostało z tej stabilności. Otwarcie mówiono o problemach finansowych. Uznałem, że muszę opuścić klub. Co do Włoch, to trzeba też pamiętać, że pojechałem tam w momencie, gdy dość niedługo występowałem jako typowa "dziewiątka". Wcześniej długo byłem pomocnikiem, dopiero Angel Perez Garcia wymyślił mi nową pozycję. To niewielkie doświadczenie również miało na to wpływ.
– Przeniosłeś się wtedy do FC Kopenhaga, a więc wielkiego rywala Broendby, z którym osiągałeś największe sukcesy. Wiele mówiono o tym, że miałeś problemy z kibicami, ale podobno nie wyglądało to tak źle, jak przedstawiały media.
– W Polsce ta historia nabrała gigantycznych rozmiarów. Opowiadano o tym, jak wielkie mam kłopoty, ale to nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Nie odczułem żadnego realnego zagrożenia, w zasadzie żadnych bezpośrednich gróźb. To też nie jest tak, że w Broendby wszyscy są do mnie wrogo nastwieni. Z wieloma osobami wciąż mam dobre relacje, chociaż są też tacy, którzy się pogniewali. Trudno. Gdy mecze odbywały się na stadionie Broendby, nie było kibiców. Nie mogłem więc odczuć jakiejś złości również z trybun.
– Najlepszy okres przypadł właśnie na grę w Broendby, gdzie strzeliłeś blisko 100 goli.
– Wyjątkowy czas... Zdobyłem Puchar Danii, wygrałem sporo meczów i zdobyłem wiele bramek. To najpiękniejsza historia, którą udało się napisać. Cała "duńska przygoda" była niezwykle wartościowa. Spodobała mi się ich mentalność, która trochę różni się od naszej. Tam nie ma takiej gonitwy, ludzie żyją nieco spokojniej. Miałem okazję obserwować też ich zachowania podczas mistrzostw Europy, które były dla nich wyjątkowe. Duńczycy są pracowici, ale potrafią się też wspaniale bawić. To było widać podczas turnieju. Mają świetną generację piłkarzy i bardzo dobrego trenera.
– Właśnie, co do reprezentacji. Przez pewien czas byłeś powoływany przez Adama Nawałkę, znajdowałeś się nawet w gronie kandydatów do wyjazdu na mundial. Masz żal o to, że nie znalazłeś się wśród powołanych?
– Nie mogę mieć żalu do Nawałki, bo to on zaczął mnie powoływać. Meczów może nie rozegrałem zbyt wiele, ale konkurencja naprawdę była duża. Sama możliwość przebywania z Robertem Lewandowskim czy Arkadiuszem Milikiem była czymś bardzo cennym. Nie mam pretensji o to, że nie pojechałem na mistrzostwa świata.
Była kadra, sukcesy w Danii i inne zagraniczne przygody. Jakim piłkarzem dzisiaj jesteś?
– Wracam lepszy. Gdy wyjeżdżałem, grałem zaledwie rok jako napastnik, w mojej grze było o wiele więcej mankamentów niż teraz. Przez ten czas mnóstwo się nauczyłem, zdecydowanie lepiej się ustawiam, dzięki czemu tych okazji jest więcej. Liczę, że bardzo pomogę Piastowi i będziemy piąć się w górę tabeli. Ten klub zasługuje na znacznie więcej.