| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Pogoń będzie brazylijska albo żadna – to jeden z najpopularniejszych cytatów w polskiej piłce. Autorem tych słów jest Antoni Ptak, właściciel Pogoni Szczecin w latach 2003-2007. Wizja budowania klubu ze Szczecina na bazie brazylijskich piłkarzy miała być rewolucją polskiego futbolu. Do Pogoni sprowadzono wielu zawodników z kraju kawy, jednak nie przyniosło to takich rezultatów jakich oczekiwał Ptak.
Nowy właściciel na ratunek
Kiedy w 2001 roku Pogoń Szczecin zdobywała wicemistrzostwo Polski, nikt nie sądził, że nad klubem pojawią się czarne chmury. Ówczesny właściciel, Sabri Bekdas, nie szczędził pieniędzy na budowę drużyny. Od momentu powstania konfliktu na linii Bekdas-Miasto Szczecin marzenia o nowej potędze w polskiej piłce legły w gruzach. Turek porzucił projekt, a Pogoń w 2002 roku przejął szwedzki inwestor, Les Gondor. To był początek końca klubu. Kolejne przepychanki z władzami miasta doprowadziły do upadku klubu, a Pogoń Szczecin formalnie przestała istnieć.
Stowarzyszenie Kibiców Pogoni Szczecin założyło nowy klub pod nazwą Pogoń Nowa Szczecin. Drużyna została zgłoszona do czwartoligowych rozgrywek. W tym momencie pojawił się Antoni Ptak – biznesmen i znany w środowisku działacz piłkarski. Ptak był w tamtym okresie właścicielem drugoligowej Piotrkovii. Postanowił przenieść licencję na grę w drugiej lidze do Szczecina, a nazwę klubu zmienić na MKS Pogoń Szczecin. Ten zabieg umożliwił szczecinianom, w sezonie 2003/2004, start w drugiej lidze.
Nadzieja na lepsze jutro
Uniknięcie degradacji było dla Portowców dużą ulgą. W skład nowopowstałej drużyny wchodzili zawodnicy Piotrcovii, uzupełnieni o piłkarzy byłej Pogoni. To pozwoliło na jakąkolwiek identyfikację kibiców ze Szczecina z zupełnie nowym zespołem. W kolejnym sezonie zespół awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej. W zmaganiach 2004/2005 Pogoń zajęła dziewiąte miejsce w pierwszej lidze, a do stolicy zachodniopomorskiego wróciły europejskie puchary. Była to rekompensata za nieuczciwe wyeliminowanie Pogoni z Pucharu Polski. Szczecinianie przebrnęli pierwszą rundę, by w kolejnej odpaść z czeską Sigmą Ołomuniec.
Brazylijska Pogoń
Sezon 2005/2006 to historia, której polska piłka nie widziała jeszcze nigdy. Niezadowolenie z poczynań klubu doprowadziło do sprzedaży większości zawodników. W ich miejsce sprowadzono piłkarzy z Brazylii, których Ptak był niezmiernym miłośnikiem. Wtedy padły, kultowe już, słowa właściciela Portowców – Pogoń będzie brazylijska, albo żadna.
Rozpoczął się jeden z najbardziej kuriozalnych planów budowy klubu. Do Szczecina przybyło ponad 22 zawodników z kraju kawy, których sprowadzał syn Antoniego Ptaka, a ówczesny prezes Pogoni, Dawid Ptak. Do abstrakcyjnych pomysłów, należy dodać miejsce, w którym Portowcy na co dzień trenowali. W oddalonym o 500 kilometrów od Szczecina Gutowie Małym (woj. Łódzkie), właściciel wybudował ośrodek szkoleniowy. Piłkarze dojeżdżali stamtąd na rozgrywane w Szczecinie mecze. Jak się okazało były to najdłuższe podróże Portowców na spotkania ligowe. Ptak argumentował ten stan rzeczy tym, że jego zespół musi być zintegrowany.
– Od lat jestem zakochany w piłce brazylijskiej. Od dawna ściągałem też piłkarzy z tego kraju do klubów, które prowadziłem. Nigdy wcześniej nie było jednak możliwości zbudowania drużyny opartej na obcokrajowcach. Taka opcja pojawiła się dopiero w sezonie, w którym PZPN zniósł ograniczenia liczby piłkarzy spoza Unii Europejskiej w drużynach ligowych – mówił Ptak w rozmowie z "Tylko Piłka".
I tak też było. Do Szczecina przybywała niezliczona kolonia Brazylijczyków. Część z nich była zaledwie hobbystycznymi piłkarzami, którzy w Brazylii wykonywali codzienne zawody. Inni szybko byli weryfikowani i odsyłani do ojczyzny. A tym, którym udało się zaaklimatyzować, proponowano kontrakty.
Miłość do Brazylijczyków doprowadziła do niebywałej sytuacji na boiskach ekstraklasy. W sezonie 2005/2006 w jednym z meczów rywalem Portowców był GKS Bełchatów. Na murawę wyszła jedenastka zbudowana niemal z samych Brazylijczyków. Wyjątkiem był słowacki bramkarz – Boris Pesković. Pogoń przegrała to spotkanie, a sezon ukończyła na 11. miejscu.
– Antoniemu Ptakowi zabrakło cierpliwości. Pierwsza grupa Brazylijczyków prezentowała dobry poziom, ale zabrakło czasu. To wszystko było dziwne. Na domowe mecze dojeżdżaliśmy z Łodzi. Kibice nie akceptowali tego wszystkiego, trudno było także piłkarzom. Problemem było nawet to, by dobrze poznać miasto, którego barwy się reprezentuje. Później pojawili się słabsi zawodnicy i wszystko zakończyło się niepowodzeniem. W Polsce często dyskutuje się na temat przydatności obcokrajowców dla drużyn. Nie uważam jednak, by pojawianie się piłkarzy z innych krajów było szkodliwe. Jeśli ktoś prezentuje odpowiedni poziom, zawsze może wnieść coś pozytywnego – mówił w rozmowie z TVPSPORT.PL Edi Andradina, jeden z piłkarzy ówczesnej Pogoni.
W Szczecinie pojawiło się również kilkoro Brazylijczyków, którzy zostali zapamiętani na długie lata. Jednym z nich jest właśnie Andradina. Do Pogoni został ściągnięty w wieku 31 lat. Jednak dzięki wyszkoleniu i nieprzeciętnej technice szybko pokazał, że wiek to tylko liczba. Dla Portowców rozegrał 139 mecze zdobywając 37 bramek i notując 29 asyst.
– Kibice traktowali mnie wspaniale, dlatego zakochałem się w tym klubie. Atmosfera była świetna, także w szatni. Byłem jednym z liderów, nie brakowało żartów, ale wiedzieliśmy, kiedy trzeba skupić się na pracy – wspominał przygodę w Szczecinie Brazylijczyk.
Koniec brazylijskich marzeń
Polityka Antoniego Ptaka doprowadziła do niezadowolenia kibiców i osób związanych z klubem. W sezonie 2006/2007 mogliśmy oglądać dwa zespoły pod nazwą Pogoń. Jedną pierwszoligową – Ptaka, drugą czawrtoligową – Stowarzyszenia Kibiców Pogoni Szczecin. Drużyna pod przewodnictwem Dariusza Adamczuka i Grzegorza Matlaka awansowała do trzeciej ligi. Natomiast brazylijska ekipa, zarządzana przez Ptaka, z hukiem spadła z najwyższej klasy rozgrywkowej.
Ptak odmówił sprzedaży klubu, co wiązało się z likwidacją zespołu i odebraniem licencji na grę w drugiej lidze. Prawa do nazwy, barw i herbu nabyła spółka Pogoń Szczecin SA, w której skład wchodzili Artur Kałużny, Grzegorz Smolny, Dariusz Adamczuk i Grzegorz Matlak. W sezonie 2007/2008 Nowa Pogoń triumfowała w czwartej lidze. A dzięki reformą, w kolejnym mogła wystąpić już w drugiej. W 2009 roku szczecinianie awansowali do pierwszej ligi. Po trzech latach zmagań Pogoń Szczecin uplasowała się na drugim miejscu i wraz z Piastem Gliwice zawitała do ekstraklasy.
Nowe porządki
Od tego mementu Pogoń zaczęła być budowana od podstaw. Z sezonu na sezon Portowcy rośli w siłę, a w klubie zaczęto liczyć na coś więcej niż środek tabeli. W dziewięciu sezonach z rzędu, Portowcy tylko dwa razy znajdowali się poza pierwszą ósemką. Do klubu sprowadzono Kostę Runjaicia, w tym momencie trenera z najdłuższym stażem w ekstraklasie. I tak w 2020 roku Duma Pomorza zajęła szóste miejsce w lidze, a w następnym sezonie znalazła się już na podium, ustępując tylko Legii Warszawa i Rakowowi Częstochowa.
W Szczecinie powstał zupełnie innowacyjny projekt zarządzany przez Jarosława Mroczka. Drużyna zaczęła być budowana w oparciu o wychowanków. W klubie pojawiło się również kilku doświadczonych piłkarzy, takich jak Kamil Grosicki czy Michał Kucharczyk. W Szczecinie zaczęto polegać w dużej mierze na Polakach, odstawiając na bok brazylijskie wizje. W obecnym sezonie Pogoń od pierwszych kolejek znajduje się w czołówce ekstraklasy. A świetne wyniki zawdzięcza się starannej budowie drużyny. Portowcy stoją przed okazją zdobycia pierwszego mistrzostwa w historii klubu.
Zespół ze stolicy zachodniopomorskiego zajmuje pierwsze miejsce w lidze z dorobkiem 49 punktów. Drugi Raków Częstochowa i trzeci Lech Poznań, tracą do Portowców zaledwie jeden punkt. Do końca sezonu pozostało 10 kolejek, zatem walka o mistrzostwo Polski najprawdopodobniej rozstrzygnie się w ostatnich spotkaniach.
Najbliższy mecz Pogoń rozegra na wyjeździe. Rywalem granatowo-bordowych będzie Cracovia. Transmisja meczu na żywo w TVP 12 marca od godziny 19:30.