Przejdź do pełnej wersji artykułu

Skoki. Wisła zorganizuje Puchar Świata na igelicie. "Konieczność, nie fantazja"

/ Tak w listopadzie może wyglądać inauguracja zimowego Pucharu Świata. Na igelicie. (fot. PAP) Tak w listopadzie może wyglądać inauguracja zimowego Pucharu Świata. Na igelicie. (fot. PAP)

Pod koniec maja zarząd FIS oficjalnie zatwierdzi kalendarz Pucharu Świata w skokach narciarskich na sezon 2022/23. Pierwsze zawody zorganizuje Wisła. Odbędą się, uwaga, na igelicie. – To sytuacja awaryjna, ale za szybciej niż dekadę okaże się, że stanie się normą. Ktoś w końcu musi wykonać ten krok – uważa Jan Winkiel, sekretarz PZN.

Takiego Pucharu Świata jeszcze nie było. Nigdzie, w żadnej narciarskiej konkurencji, a może i zimowej ogółem. Pierwsze zawody zimowego cyklu w Wiśle zaplanowano najwcześniej w historii – na 5-6 listopada 2022 roku. Powód oficjalny: mistrzostwa świata w piłce nożnej w Katarze, z którym narciarstwo zapewne przegrałoby wyścig o telewidzów. FIS uznała, że śladem alpejczyków zaczynających zimę październikowym gigantem w Solden, i dla skoczków zorganizuje podobny prolog. Jeszcze przed pierwszym meczem MŚ.

Tylko że w tej szalonej wizji, na którą już zgodził się Polski Związek Narciarski, bardziej interesujący jest powód nieoficjalny.

Czytaj też:

Karl Geiger  w trakcie igrzysk 2022 (fot. Getty)

FIS ma dość "skoków w workach"! Jest projekt rewolucji w pomiarach

PŚ w Wiśle na igelicie. Taniej, chociaż w sumie wyjdzie na to samo


Propozycja, którą złożył nam Sandro Pertile, przyszła na długo przed jej ogłoszeniem światu. I chociaż początkowo chyba każdy zastanawiał się, czy to nie wbrew tradycji i logice, uznaliśmy, że warto spróbować. Lądowanie na igelicie będzie dziwne tylko dlatego, że ten ma zielony kolor. Dużo ważniejsze dla skoczków jest podłoże na rozbiegu, a współczesne tory najazdowe da się pokryć lodem nawet przy kilkunastu stopniach powyżej zera – tłumaczy Jan Winkiel, sekretarz PZN.

A co, jeśli w listopadzie nagle spadnie śnieg? – pytamy.

Damy radę go łatwo zsunąć.

A co, jeśli przyjdzie mróz i woda ze spryskiwaczy – niezbędna do polewania igelitu – zamarznie w rurach?

Woda w ruchu i tak ma około ośmiu stopni Celsjusza.

To dwa podstawowe zagrożenia organizacyjne. Korzyścią, którą odczują w Wiśle-Malince, są niższe rachunki za prąd i wodę. Po podwyżkach stawek za te media co rok system produkcji sztucznego śniegu kosztował Beskidy kilkaset tysięcy złotych. I chociaż był dobry, nie gwarantował idealnego podłoża, bo białą maź trzeba było jeszcze rozłożyć na zeskoku i utrzymać przy pogodzie powyżej zera i przy ew. opadach deszczu. Wskutek tego często skoczkowie lądowali nie na równym śniegu, lecz lodowej skorupie. Nikt nie mówił tego głośno, ale nawet delegaci FIS zrozumieli w końcu, jak niebezpieczne jest naśnieżanie skoczni za wszelką cenę o tej porze roku. Bywały takie lata, gdy przez cały weekend PŚ w Wiśle oglądaliśmy w sumie kilkanaście upadków.

Próba, której się podejmiemy w listopadzie, ma kilka aspektów. Po pierwsze, chcemy być rozważni środowiskowo i nie działać wbrew naturze. Po drugie, nie chcemy narażać zawodników. FIS chciał organizować wspólne inauguracje sezonu dla kobiet i mężczyzn. Nie wyobrażam sobie wpuścić pań na jesienny-śniegowy zeskok na Malince. A na taki? Bez problemu. I to też zrobimy – zapowiada Winkiel. Choć ta informacja oznacza, że start PŚ w Polsce de facto tańszy nie będzie, bo do listy wydatków trzeba – zamiast rachunków za prąd i wodę – dopisać tym razem budżet na premie finansowe dla obu płci.

Czytaj też:

Adam Małysz: Doleżal mówił, że nie pójdzie pracować z Horngacherem

Jeszcze kilka lat temu Walter Hofer się nie zgodził


Jeszcze kilka lat temu takie rozwiązanie nie miało prawa bytu. FIS nie zgodziła się na igelitowy zeskok, gdy w sezonie 13/14 rozpaczliwie brakowało śniegu w Klingenthal. Niemcy kilka lat temu chcieli też walczyć tak z odwilżą w Turnieju Czterech Skoczni i również otrzymali odmowę Waltera Hofera. W przepisach był zresztą specjalny zapis, który jasno mówił, że zawodnicy zimą mają lądować na śniegu. Teraz ten zapis może nie zniknąć całkowicie. Ale Wisła ma dać odpowiedź, czy nie trzeba go będzie mocno zaktualizować.

Zimowe igrzyska w Pekinie były w całości przeprowadzone na sztucznym śniegu. Każda konkurencja. Żeby go wyprodukować, wodę w góry dostarczyły kosztujące ciężarówki dolarów systemy pomp i rurociągów. Nikt nie wyobraża sobie PŚ alpejczyków na trawiastych stokach i tzw. "grass ski". W biegach z kolei nartorolkarze mają oddzielny cykl i to na pewno nie ulegnie zmianie. Nie da się zrobić też letnio-zimowej jazdy po muldach itd.

Ale skoki, które mają igelit od ponad pół wieku, a teraz lodowe rozbiegi, dostarczają gotowe rozwiązanie. FIS musiała w końcu po nie sięgnąć, choćby na próbę – uważa Winkiel.

Czytaj też:

Puchar Świata: Grzegorz Sobczyk trenerem bułgarskiego skoczka?

Narciarstwo ma wybór: błagać o śnieg, uciekać na lodowce lub po prostu pójść na kompromis


Niewykluczone, że nie dalej niż za dekadę skoki dojdą do punktu, w którym na takich hybrydowych obiektach będzie się odbywało kilkadziesiąt procent konkursów każdej zimy. To nieuniknione, że chudsza zima w końcu znów przytrafi się Europie. Organizatorzy będą mieli wybór: wydać majątek na sztuczny śnieg, odwołać weekend lub wyłącznie utrzymać lód na rozbiegu i zaproponować igelit. O tym, że trzecia opcja jest najlepsza, powie każdy właściciel praw telewizyjnych i każdy sponsor, który wyda pieniądze, żeby zostać wyeksponowanym w trakcie zawodów. I w konsekwencji każdy organizator, który za nieprzeprowadzenie imprezy nie dostaje pieniędzy lub płaci kary umowne.

Możliwe również, że za kilka lat skocznie będą kryte już nie ciemnozielonym igelitem, lecz białym albo jasnoniebieskim – na imitację śniegu. Lub że popularność niebawem zyskają maty, na których śnieg utrzymuje się bez specjalnych siatek, które kosztują krocie, a ich zakładanie wymaga czasu. Taki igelit jest już testowany na kilku mniejszych obiektach w Europie. Produkuje go firma Alpina.

FIS mogła ten prolog zaproponować dalekiej Skandynawii lub Ameryce Płn. Mogła też zrobić go na tymczasowej skoczni gdzieś wysoko na lodowcu, jak w Soelden. Ale federacja wie, że u nas na trybuny przyjdą kibice. I to jest kluczowe. Wobec ocieplenia klimatu narciarstwo ma wybór: albo wychodzić w coraz wyższe góry, albo bliżej biegunów Ziemi, albo skracać sezon i non stop martwić się o śnieg. Rozwiązanie czwarte to iść na kompromis. I te listopadowe zawody w Wiśle są właśnie takim rozwiązaniem – kończy Jan Winkiel.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także