Damian Czykier przekroczył kolejną barierę. Od mistrzostw Polski w Suwałkach rekord Polski w biegu na 110 metrów przez płotki wynosi 13.25 sekundy. Biegacz podkreśla, że to nie jest jego ostatnie słowo. Wiele zawdzięcza trenerowi Igi Świątek, a z samą tenisistką utrzymuje dobry kontakt. Szczegóły tych znajomości zdradził w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Już do ciebie dotarło, że jesteś rekordzistą kraju?
Damian Czykier: – Trochę ochłonąłem, ale w niedzielę o poranku emocje nadal były ogromne. Na pewno większe niż chwilę po starcie. Wróciły w głowie czasy z przeszłości. Mistrzostwa potraktowałem jako podróż sentymentalną. Po drodze podjechałem do Białegostoku – miasta rodzinnego. Potem odwiedziłem Augustów, gdzie jeździłem na obozy z trenerem Stanisławem Gano. Bardzo, bardzo dużo mu zawdzięczam. Wszystko, co najlepsze, pokazałem w Suwałkach.
– Miesiącami mówiłeś o rekordzie i w końcu się udało!
– Śnił mi się po nocach! Odhaczony punkt. Czuję po treningach, że... to nie moje ostatnie słowo.
– Zmiany w sztabie szkoleniowym pomogły?
– Oczywiście. Zupełnie inaczej trenuję. Zmieniłem podejście do ćwiczeń. Pakiet zmian owocuje sukcesami. Dojrzałem jako zawodnik. Zmienia mi się światopogląd, wizja uprawiania sportu. Już rozumiem, co trzeba robić, żeby być najlepszym. Powoli to mam.
– Czujesz presję?
– Wiem, że poprzeczka poszła wysoko. Teraz bieganie na rekord Polski musi być chlebem powszednim. Nie boję się tego. Ogólnie nastały bardzo dobre czasy na płotków w kraju. W parze z moimi wynikami idą znakomite rezultaty Pii Skrzyszowskiej. Liczę, że przez lata będziemy jeszcze zadowalać kibiców.
– W kontekście twoich treningów dużo wspomina się o trenerze Macieju Ryszczuku. Jaka to osoba?
– Ma złote rady. Tu mogę nawiązać do zmian mojego światopoglądu. To jego ogromny wpływ. Przed jego pojawieniem się w sztabie traktowałem sport w inny sposób. Wprowadził totalnie nową świadomość. To był trudny moment. Musiałem odrzucić stary schemat pracy. Zaufałem nowościom. Owocuje to po latach ciężkiej pracy.
– Co takiego się zmieniło?
– Maciej zawsze czerpał wiedzę z innych krajów. Non stop się szkoli. Podczas współpracy z Igą Świątek i Darią Abramowicz złapał nowe flow psychologiczne. Ma super podejście do treningu. W Polsce często głośno mówi się: "Zawodnik musi być w formie!". U nas w ogóle o tym nie rozmawiamy. Nie używamy takich słów. Mamy ćwiczenia. Robimy je jak najlepiej umiemy. Nie narzucamy presji. Sinusoidy nie są potrzebne. Dominują cierpliwość i spokój. Liczy się harówka. Są z tego wyniki.
– Jak się poznaliście?
– Wyhaczyłem go w 2016 roku w Centrum Rehabilitacji Sportowej w Warszawie. Mają podpisany kontrakt z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki. Pamiętam, że którego pięknego, słonecznego dnia wszedłem i powiedziałem: "Potrzebuję szybko trenera, który pomoże mi wrócić do zdrowia!". Padło na Macieja. Nie żałuję. Jeszcze się sobą nie znudziliśmy. Bywały wzloty i upadki, ale od sześciu lat się ze sobą rozmawiamy. Jest jeszcze Mikołaj Justyński. Nie można o nim zapominać. To kolejny wspaniały specjalista. Bez niego nie byłoby rekordu. Tworzymy zgrane trio. Piszemy historię polskich płotków.
– Stał się przyjacielem?
– Jest głównie trenerem od przygotowania motorycznego, ale też psychologiem i dobrym człowiekiem. Potrafi dorzucić trzy słowa na wiele tematów.
– Nie odpuszcza?
– Oj, zdecydowanie. Gdy są siłownie, zdarza się, że zapominam, jak się chodzi. Padamy jak muchy.
– A ty grasz w tenisa?
– To jest dopiero ciekawa historia! Miałem epizod z tenisem. Przez rok, w gimnazjum, trenowałem. Słyszałem, że jestem supertalentem, żebym szedł w tym kierunku. Po dwunastu miesiącach nie zjawiłem się już na treningach. Ale znam podstawy.
– Teraz znajdujesz czas, by pograć?
– Nie, grafik jest zbyt napięty. Chciałbym, ale za dużo spraw jest wokół. Śledzę jednak mecze Igi na bieżąco. Mieliśmy dwa-trzy spotkania. Pożartowaliśmy. Dobrze się czujemy w swoim towarzystwie.
– Jaka ona jest?
– Bardzo miła, otwarta osoba. Kiedyś byliśmy na obiedzie na kortach Legii Warszawa. Przyjemne chwile. Poza tym spędziliśmy trochę czasu w Tokio podczas igrzysk olimpijskich. Jest bardzo zmotywowana. Widać to na każdym kroku.
– Marzą się medale wielkich imprez?
– Chciałbym poczuć smak medalu z mistrzostw. Dosyć czwartych miejsc. Jeśli wrócę bez medalu mistrzostw świata z Eugene, to nie będę rozpaczał. Z mistrzostw Europy w Monachium postaram się przylecieć z krążkiem na szyi. Tam nastawiam się na walkę o złoto. Sport jest nieprzewidywalny. Pobiegnę najlepiej jak będę mógł. Zobaczymy, co to przyniesie.
– W przerwie pomiędzy treningami odwiedzasz szkołę rodzenia?
– Dokładnie! Jesteśmy w oczekiwaniu z małżonką. Szkoła odhaczona. Potrafię ubrać, rozebrać, przewinąć, umyć dziecko. Pomogę żonie tyle, ile będę mógł. Jest świadoma, że jeśli chcę walczyć o medale, to nie będzie mnie trochę w domu. Poradzimy sobie. Narodziny będą cudownym momentem.
Następne
1
3:24.34
2
3:24.89
3
3:25.31
4
3:25.68
5
3:25.80
6
3:32.72
1
7.01
2
7.02
3
7.06
7.07
5
7.10
6
7.10
7
7.12
8
7.14
1
4922
2
4826
3
4781
4
4751
4569
6
4487
7
4455
8
4413
9
4400
10
4362
11
4357
12
4277
13
4181
-
1
20.69
2
19.56
3
19.26
4
19.11
5
18.91
6
18.89
7
18.67
8
18.41
1
8:52.86
2
8:52.92
3
8:53.42
4
8:53.67
5
8:53.96
6
8:54.60
7
8:55.62
8
8:57.00
9
9:04.90
9:06.84
11
9:07.20
-
1
1.99
2
1.95
3
1.92
4
1.92
5
1.92
6
1.89
6
1.89
8
1.85
9
1.80
1
3:04.95
2
3:05.18
3
3:05.18
4
3:05.49
5
3:05.83
6
3:08.28
1
1:44.88
2
1:44.92
3
1:45.46
4
1:45.57
5
1:45.88
6
1:46.47
1
7:48.37
2
7:49.41
3
7:50.48
4
7:50.66
5
7:51.46
6
7:51.77
7
7:55.83
8
7:55.83
9
7:56.41
10
7:56.98
11
7:57.18
12
7:59.81
1
2:11.42
2
2:12.20
2:12.59
4
2:12.65
5
2:14.24
6
2:14.53
7
2:14.58
8
2:15.91
9
2:16.10
10
2:17.83
11
2:19.29
12
2:22.28
13
2:23.00
-