| Czytelnia VIP

Zapomnie życiorysy – Roman Szewczyk. "Przed meczem z San Marino szukano firmy, bo nie mieliśmy w czym grać"

Roman Szewczyk (L) oraz Ian Wright (P) w meczu eliminacji mistrzostw świata Polska – Anglia (fot. PAP/Neal Simpson)
PAP/Neal Simpson
Roman Szewczyk (L) oraz Ian Wright (P) w meczu eliminacji mistrzostw świata Polska – Anglia (fot. PAP/Neal Simpson)
Sebastian Piątkowski

Słynął z zaangażowania i waleczności, a karierę zakończył... krótko przed 50. urodzinami! Jego znakiem firmowym były znakomite kopnięcia piłki z dystansu. W wywiadzie z byłym kapitanem reprezentacji Polski, Romanem Szewczykiem, nie zabrakło też mniej przyjemnych wątków.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
50 lat po zamachu w Monachium. Sprawca... wraca

Czytaj też

Tragedia w Monachium w 1972 roku (fot. Getty Images)

50 lat po zamachu w Monachium. Sprawca... wraca

Sebastian Piątkowski, TVP Sport: – Ostatnio często telefonuję do Austrii. Jeśli nie do pana, to do Tadeusza Pawłowskiego. To przyjemne zajęcie...
Roman Szewczyk: – Proszę serdecznie pozdrowić Tadka! U schyłku kariery grałem przeciwko jego... synowi. I muszę powiedzieć, że zapowiadał się na świetnego piłkarza.

– Przekażę pozdrowienia. A żeby nie tracić cennego czasu proponuję od razu cofnąć się do meczu z Anglią, w listopadzie 1991 roku.
– Zremisowaliśmy 1:1, choć powinniśmy to spotkanie wygrać. I pewnie tak by się stało, gdyby austriacki sędzia podyktował dla nas rzut karny jeszcze przy stanie 1:0. Oglądałem tę sytuację setki razy i do dziś stoję na stanowisku, że faul na Furtoku był oczywisty. A gdyby udało się strzelić gola z rzutu karnego, to jestem przekonany, że Anglicy już by się nie podnieśli.

– A pan zdobył bramkę po strzale z daleka.
– Tak, ale po drodze piłka odbiła się od nóg przeciwnika.

– Przez długie minuty zanosiło się na historyczny awans do finałów mistrzostw Europy…
– Bodaj na 15 minut przed końcem byliśmy jeszcze w Szwecji. Wszystko przez remis w spotkaniu Turcji z Irlandią. Przypominam sobie, że kibice w Polsce dowiedzieli się o tym wyniku z pewnym opóźnieniem, bo nie było przecież Internetu.

– Może wszystko skończyłoby się szczęśliwie, gdyby nie ten przeklęty Gary Lineker…
– Miał patent na Polaków. Przed losowaniem grup eliminacyjnych pewne było w zasadzie to, że po pierwsze – trafimy na Wyspiarzy, a po drugie – Lineker na pewno strzeli gola.

– Remis w Poznaniu potwierdził tę tezę, a na dodatek to pan był odpowiedzialny za krycie tego wyborowego strzelca…
– Tak się to układało, że począwszy od finałów MŚ w Meksyku strzelał na gole. Był zawsze groźny.
A ta wyrównująca w Poznaniu padła po rzucie rożnym. Miał trudną sytuację, ale w swoim stylu trafił do bramki. Lineker był królem pola karnego, rzadko zdobywał bramki z daleka.

– Jak choćby w Chorzowie dwa lata później.
– Jezus Maria!

– Wymowny komentarz!
– Bo to moje pierwsze skojarzenie z tym meczem. Gdyby Marek wykorzystał choć jedną sytuację byłby guru. Miał dwie wyborne okazje, a ta druga pewnie do dziś śni mu się po nocach.

– To prawda.
– Proszę mi wierzyć – Marek nie marnował takich sytuacji, a gdy grał w Pogoni, to zdarzało się, że wręcz wjeżdżał do bramki rywali. Na Stadionie Śląskim chyba trochę się pospieszył, bo powinien wykorzystać upominek od Woods’a.

– Trochę pechowo trafił w bramkarza.
– Tak, do tego zmierzałem. Był to czysty przypadek, ale czasu nie cofniemy. Bardzo chcieliśmy ten mecz wygrać, ale skończyło się remisem.

50 lat po zamachu w Monachium. Sprawca... wraca

Czytaj też

Tragedia w Monachium w 1972 roku (fot. Getty Images)

50 lat po zamachu w Monachium. Sprawca... wraca

Gary Lineker strzelający gola, który dał Anglikom awans na mistrzostwa świata. Po lewej Roman Szewczyk (fot. PAP/Ross Kinnaird)
PAP/Ross Kinnaird
Gary Lineker strzelający gola, który dał Anglikom awans na mistrzostwa świata. Po lewej Roman Szewczyk (fot. PAP/Ross Kinnaird)
Zapomniane życiorysy. W rubryce zawód – żongler!

Czytaj też

(fot. PAP/Paweł Dajnowicz)

Zapomniane życiorysy. W rubryce zawód – żongler!

– Nieprzypadkowo rozpoczęliśmy od remisów z Anglią, bo mają trochę słodko-gorzki smak. Graliśmy dobrze, przeważaliśmy, ale w ostatecznym rozrachunku trzeba się było zadowolić punktem.
– Wszystko się zgadza. Szczególnie żal mi tego Poznania, bo naprawdę niewiele zabrakło, abyśmy pojechali na Euro.

– Grupy eliminacyjne wyglądały inaczej. Z czterech zespołów – Anglii, Irlandii, Polski i Turcji awansować mógł tylko zwycięzca. Udało się Anglikom.
– Muszę jednak powiedzieć, że była też druga strona medalu. Przede wszystkim mieliśmy spore braki kadrowe. I tak, jeśli dajmy na to hiszpański klub nie wyraził zgody na przyjazd Janka Urbana, to zostawał w Hiszpanii. Podobne przypadki można mnożyć. Jeśli HSV grało mecz na przykład w Pucharze Niemiec, to działacze z Hamburga woleli zapłacić karę, niż zwolnić Furtoka na kadrę. Teraz na szczęście pozmieniały się zasady, a terminy zarezerwowane na reprezentację są święte. Kluby nie mają wyjścia, muszą zwalniać piłkarzy. Czytał pan może książkę On, Strejlau?

– Z wypiekami na twarzy.
– To nie muszę dodawać więcej, a o realiach tamtej epoki mówił jeszcze między innymi Romek Kosecki. Lata dziewięćdziesiąte to zły czas w dziejach naszej piłki. Ba, najgorszy! Nie mieliśmy dosłownie niczego. Przed meczem z San Marino w Łodzi szukano w ostatniej chwili firmy, która mogła uchronić nas przed kompromitacją. Nie mieliśmy w czym grać, to byłaby wielka wtopa! W jednym z wywiadów porównałem tamten Polski Związek Piłki Nożnej do… domu. Taki dom, owszem, cały czas stoi, ale nie ma fundamentów.

– Subtelnie…
– Każdego dnia mógł runąć.

– Kapitan reprezentacji widział pewnie więcej…
– Czy jest pan w stanie uwierzyć, że dzień przed meczem z Anglią na Stadionie Śląskim paradowaliśmy w koszulkach klubowych? Kolejny raz brakowało sprzętu! Z tego powodu nie chcieliśmy wyjść na trening. Dodam jeszcze, że samolot ze sprzętem wylądował w Pyrzowicach mniej więcej w środku nocy. Dostarczono nam stroje…HSV Hamburg!

– Wyobrażam sobie minę Jana Furtoka.
– Jasiu kręcił tylko głową, znał bowiem realia związku. To tylko jedna z tych absurdalnych sytuacji. Człowiek był w kropce, bo też chciałem wyjechać za granicę, a jako kapitan wbrew pozorom nie mogłem za wiele.
Albo inne zdarzenie, już z czasu gry w Sochaux: – Roman, kup sobie bilet, a my zwrócimy ci pieniądze! Tak słyszałem nie raz i nie dwa.

– Nie musi pan dodawać nic więcej.
– Jestem przekonany, że podobne zdania słyszeli pozostali piłkarze z lig zagranicznych. Z realizacją było pewnie tak samo. Niech pan mi wierzy lub nie, ale to były naprawdę szokujące czasy. Przemiany ustrojowe nie ominęły bowiem świata sportu. A zapaść PZPN-u pogłębiała się z każdym rokiem.

– Reprezentanci Polski wyglądali przy olimpijczykach Wójcika jak ubodzy krewni…
– Zdarzało się, że nocowaliśmy w hotelu trzygwiazdkowym, podczas gdy kadra olimpijska spała w tym z najwyższej półki. Ale widocznie tak musiało być.

– Dziś roi się od prywatnych sponsorów. Ileż to klubów marzy o dobrodzieju wykładającym prywatne pieniądze…
– A przychodzący do klubu piłkarz żąda samochodu oraz domu i nic więcej go nie interesuje. To pewnego rodzaju zabezpieczenie na przyszłość.

– Po kilku latach gry, nawet w naszej lidze, ta przyszłość rysuje się raczej w różowych barwach...
– A pod koniec kariery uda się jeszcze za granicę, pogra 2-3 lata i starczy. Wie pan, zastanawia mnie tylko jedna rzecz – kiedy to wszystko pęknie? Kiedy osiągniemy górny limit absurdalnego płacenia wielkich pieniędzy?

– Obawiam się, że będzie już tylko gorzej.
– A zgodzi się pan, że płacenie grubych milionów za jednego człowieka to głupota?

– Oczywiście. I dlatego zraziłem się do współczesnego sportu i rozmawiam sobie z byłymi piłkarzami.
– Tylko, tak po prawdzie, duża w tym wina klubów. Wszechobecni agenci i menedżerowie mają coraz więcej do powiedzenia, a transfery rzędu 100 milionów euro nie są już czymś wyjątkowym. Nigdy nie zrozumiem tego szaleństwa, bo przecież piłkarze to tylko ludzie…

– Zgadzam się.
– Znam temat od podszewki, bo pracując w Red Bull Salzburg miałem wgląd w pewne sprawy. Te wszystkie klauzule na 200, a nawet 300 milionów euro wywołują ból głowy. To nie jest normalne. Piłka staje się zabawą dla bogatych, choćby szejków.

Zapomniane życiorysy. W rubryce zawód – żongler!

Czytaj też

(fot. PAP/Paweł Dajnowicz)

Zapomniane życiorysy. W rubryce zawód – żongler!

Roman Szewczyk po remisie reprezentacji Polski 1:1 w meczu eliminacji mistrzostw świata z Anglią (fot. PAP/Stanisław Jakubowski)
PAP/Stanisław Jakubowski
Roman Szewczyk po remisie reprezentacji Polski 1:1 w meczu eliminacji mistrzostw świata z Anglią (fot. PAP/Stanisław Jakubowski)
Żółta Łódź Podwodna w Poznaniu. Największym bohaterem... prezes

Czytaj też

Giovani Lo Celso z Villarreal w akcji (fot. Getty)

Żółta Łódź Podwodna w Poznaniu. Największym bohaterem... prezes

– Zmieńmy temat na bardziej przyjemny. Możemy o tym Sochaux?
– Pewnie, tym bardziej, że wspominam ten czas bardzo miło. Był to stabilny klub, na czele którego stał prawnuk Erika Peugeota. Bardzo bogaty, lokował swe uczucia głównie w Formule 1. To były czasy, gdy idolem Francuzów pozostawał Alain Prost, a wyścigi cieszyły się ogromną popularnością. Sochaux to mój dobry okres, do dziś utrzymuję kontakt z przyjaciółmi z Francji.

– Od bodaj 25 lat mieszka pan jednak w Austrii.
– Dokładnie od 1996 roku.

– I co szczególnie godne uwagi, biegał pan za piłką niemal do pięćdziesiątki!
– Bo tak jakoś trudno było mi rozstać się z boiskiem... Pamiętam nawet moment, gdy pojawiłem się w Austrii i spojrzałem na ligową tabelę. Mój nowy klub z Salzburga zamykał ją, a ja zastanawiałem się czy był to na pewno przemyślany krok? Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a w kolejnym sezonie wywalczyliśmy mistrzostwo kraju. Nawiasem mówiąc, jedyne w karierze, bo w Katowicach nigdy nie udało mi się stanąć na najwyższym stopniu podium.

– Pewnie byłoby inaczej, gdyby w pamiętnym meczu z Zagłębiem Sosnowiec napastnicy GKS-u nie chybiali.
– Sosnowiec bronił się wtedy całą drużyną, to było jak obrona Częstochowy! Stanęło na rozczarowującym 0:0, a mogliśmy przegrać, bo w końcówce rywale zmarnowali świetną okazję.

– W okolicach Salzburga żyje się chyba miło? Muzyka Mozarta łagodzi obyczaje, a w pobliżu znajduje się... skocznia w Bischofshofen. Żyć, nie umierać i cieszyć się zdrowiem!
– Dziękuję, nie mam powodów do narzekań. Dzieła Mozarta ponoć redukują stres, choć nie sprawdzałem tego na sobie. A na skocznię jeżdżę nawet często, kibicując Kamilowi Stochowi i spółce. Pięknych wzruszeń dostarczył mi także Dawid Kubacki, wygrywając Turniej Czterech Skoczni.

– Ma pan przesyt futbolu?
– Teraz już może nie, ale miałem taki czas. Oglądałem jedynie mecze reprezentacji Polski, a wszelkie rozgrywki ligowe przestały mnie pasjonować. Wie pan, po tylu latach gry człowiek pragnął świętego spokoju i przede wszystkim odpoczynku po powrocie do domu. Ostatnio trochę się pozmieniało, bo dałem się namówić na powrót do piłki. Trenuję chłopców, ucząc ich podstaw futbolu.

– Strzałów z daleka również? Czy z taką umiejętnością trzeba się urodzić?
– Są zbyt mali na takie eksperymenty. Ale gdy nieco podrosną, to postaram się im jeszcze pokazać to i owo.

– A czy ten chwilowy przesyt nie był związany z pracą w Red Bull Salzburg?
– Oczywiście. Byłem tam zatrudniony jako skaut, więc w soboty i niedziele oglądałem po kilka spotkań, a do tego dochodziły podróże. A proszę nie zapominać, że grałem w piłkę aż do 47, a nawet 48 roku życia! Doszedłem do wniosku, że w pewnym wieku należy wreszcie poświęcić więcej czasu rodzinie, bo przez lata byłem jedynie gościem w domu.

– Nie sposób chyba oprzeć się wrażeniu, że ten Red Bull to trochę sztuczny twór...
– To klub kupiony za wielkie pieniądze, funkcjonujący na zupełnie innych zasadach. Nie mam za bardzo do niego serca, a mój były klub – Austria Salzburg – gra obecnie w lidze regionalnej. Rzadko chodzę na mecze, bo nie czuję się komfortowo na meczach Red Bull.

– Gdzie im chociażby do Rapidu Wiedeń…
– Żeby pan wiedział! Rapid to religia, niezależnie od postawy zespołu i miejsca w lidze. Może przegrywać, a i tak pojawi się 15, a nawet 20 tysięcy kibiców. To największy klub w Austrii, który ma w dorobku aż 32 tytuły mistrzowskie! Usilnie goni ich Red Bull, co nie dziwi. Prawda jest bowiem taka, że piłkarze z Salzburga nie mają teraz konkurencji. Zastanawiam się, jak potoczą się dalsze losy Kamila Piątkowskiego? Rozmawiałem z nim jedynie przez chwilę, ale może jeszcze nadarzy się okazja. Życzę mu oczywiście jak najlepiej.

– A co porabia pan na co dzień, bo nie wszyscy wiedzą.
– To żadna tajemnica. Pracuję jako kierowca, jeżdżę busem i rozwożę towar. I chwalę sobie obecne zajęcie.

– Najwięcej roboty pewnie w okolicach świąt?
– Czy ja wiem? Porównywalnie. Nie boję się żadnej pracy, więc czas świąteczny nie jest jakoś specjalnie straszny. Do emerytury zostało jeszcze kilka lat, ale najważniejsze by dopisywało zdrowie.

– Życzę tego z całego serca! I tak sobie myślę, że ciekawych mieliśmy tych piłkarzy z 1965 rocznika…
– Bo to był dobry rocznik, choć graliśmy w złym okresie. Ale co miała powiedzieć generacja Włodzimierza Lubańskiego? Im nie pozwalano wyjechać za granicę przed ukończeniem odpowiedniego wieku, a o wszystkim decydował Centralny Ośrodek Złodziei, to znaczy… Sportu.

– Kusi mnie jeszcze, by zapytać o tę nieszczęsną czerwoną kartkę w Oslo…
– Jan Age Fjortoft słynął z prowokacji, o czym każdy wiedział. W pamiętnym meczu z Norwegią sprowokował mnie słowem i czynem, a ponieważ co nieco zrozumiałem, to zrobiło się niezręcznie.
Swego czasu rozmawialiśmy nawet o tym incydencie, spotkałem go bowiem na meczu Rapidu. Przepraszał za tamto zachowanie, czuł się winny.

– Nie musieliśmy tego meczu przegrać, wystarczy przypomnieć strzał Koseckiego w poprzeczkę.
– Zgodzę się z panem, ale po tej porażce straciliśmy wszelkie szanse wyjazdu na amerykańskie mistrzostwa świata. Karierę w reprezentacji zakończyłem po meczu w Izraelu, przegranym 1:2. Byłem trochę rozżalony, bo po przedmeczowej rozmowie z Henrykiem Apostelem miałem prawo spodziewać się innych decyzji personalnych. Ale cóż, było – minęło.

– Proszę wybaczyć szczerość, ale momentami przykro się o tym wszystkim słuchało…
– Ja podchodzę do tego trochę inaczej, bo dziś, po upływie lat, mogę się jedynie pośmiać z pewnych sytuacji. Rzeczywistość lat dziewięćdziesiątych nie rozpieszczała kadrowiczów. Czasem czuliśmy się po prostu bezradni, podobnie jak trener Strejlau. On też nie mógł zbyt wiele zrobić, był jak my. Przypominam sobie jeszcze pewne zgrupowanie kadry w… jednostce wojskowej! Brakowało jedynie piętrowych łóżek! Dziś możemy się śmiać, ale wtedy do śmiechu nam nie było. Najważniejszy jednak był ten orzełek, który znaczył dla nas naprawdę wiele. A jeśli któryś z kolegów zaprzeczy moim słowom będzie to oznaczać, że byliśmy chyba na innym filmie…

Żółta Łódź Podwodna w Poznaniu. Największym bohaterem... prezes

Czytaj też

Giovani Lo Celso z Villarreal w akcji (fot. Getty)

Żółta Łódź Podwodna w Poznaniu. Największym bohaterem... prezes

Xavi o hat-tricku Lewandowskiego. "Jesteśmy dumni, że jest z nami"
(fot. Getty Images)
Xavi o hat-tricku Lewandowskiego. "Jesteśmy dumni, że jest z nami"

Najnowsze
Utrzymuje się strata Realu do Barcelony. Zobacz aktualną tabelę La Liga
Utrzymuje się strata Realu do Barcelony. Zobacz aktualną tabelę La Liga
| Piłka nożna / Hiszpania 
Tabela La Liga 2024/25. Na którym miejscu FC Barcelona Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego? [AKTUALIZACJA]
Real nie odpuszcza! Gol z dystansu na wagę trzech punktów [WIDEO]
Real Madryt ograł w środę Getafe 1:0 (fot. Getty Images)
Real nie odpuszcza! Gol z dystansu na wagę trzech punktów [WIDEO]
| Piłka nożna / Hiszpania 
Polak stanie do walki o tytuł mistrza świata!
Michał Cieślak stanie do walki o tytuł mistrza świata WBC Interim (fot. Getty Images)
Polak stanie do walki o tytuł mistrza świata!
(fot. własne)
Maciej Wojs
Co za czas Kiwiora! Gol Polaka w meczu Premier League [WIDEO]
Na głównym planie: Jakub Kiwior (fot. Getty Images)
Co za czas Kiwiora! Gol Polaka w meczu Premier League [WIDEO]
FOTO
Wojciech Papuga
Inter rozbity w półfinale Coppa Italia! Nie pomogło wejście Zalewskiego [WIDEO]
Nicola Zalewski w starciu z rywalami z czerwono-czarnej części Mediolanu (fot. Getty Images)
Inter rozbity w półfinale Coppa Italia! Nie pomogło wejście Zalewskiego [WIDEO]
| Piłka nożna / Włochy 
Mistrzowie nadal w grze! Uratowali się w Lublinie
Siatkarze Jastrzębskiego Węgla (fot. PAP/Wojtek Jargiło)
Mistrzowie nadal w grze! Uratowali się w Lublinie
fot. Facebook
Sara Kalisz
Iga Świątek w obliczu wyzwań: czy uda jej się obronić tytuły? [WIDEO]
Iga Świątek (fot. Getty Images)
Iga Świątek w obliczu wyzwań: czy uda jej się obronić tytuły? [WIDEO]
| Tenis / WTA (kobiety) 
Do góry