| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Wisła Kraków boryka się z wieloma problemami. Spadła z PKO Ekstraklasy, współwłaściciele nie mogą znaleźć wspólnego języka, a finanse grożą załamaniem. Ale problemy nie kończą się na górze. Kłopoty Wisły odbijają się na klubowej akademii. W ostatnim czasie pojawiło się sporo niepokojących sygnałów, o których porozmawialiśmy z dyrektorem akademii Krzysztofem Kołaczykiem.
Z akademiami piłkarskimi jest trochę jak z sędziami. Gdy wszystko idzie zgodnie z planem, nie mówi się wiele. Ale gdy pojawiają się problemy...
Do rozmowy z dyrektorem akademii Krzysztofem Kołaczykiem przygotowywałem się długo. W ostatnich miesiącach dotarło do mnie dużo niepokojących sygnałów na temat funkcjonowania tej części klubu. Pochodziły od pracowników klubu, tych byłych i obecnych, trenerów oraz rodziców młodych piłkarzy. Było ich tak wiele, że nie mogłem ich lekceważyć.
Słyszałem o brakach sprzętowych. Trenerzy narzekali, że tygodniami czekają na piłki, bramki czy pachołki. Dzieci wychodzą na boisko ubrane w różne stroje, a część trenerów w bluzach z reklamami LV Bet, a więc nie dość, że byłego sponsora (i równocześnie konkurenta obecnego sponsora koszulkowego), to jeszcze zakładu bukmacherskiego, który nie powinien być reklamowany w otoczeniu dzieci.
Rodzice narzekają na brak indywidualnego podejścia do dzieci, o niewystarczającą opiekę medyczną, niewłaściwe diagnozy (ten problem dotyczy też pierwszej drużyny). Często słyszałem też zdanie, że chętnie by pomogli, ale klub... nie przyznaje się przed nimi do problemów. W przeszłości jeden z rodziców wyremontował szatnie, teraz nie ma płaszczyzny do takich akcji. A dziś szatnie są w opłakanym stanie. Zresztą młodzi wiślacy już z nich nie korzystają, bo całkowicie wynieśli się z klubowych obiektów przy ulicy Reymonta.
Wiele tych przypadków to pokłosie problemów klubu, bo po spadku z PKO Ekstraklasy budżet akademii został mocno przycięty. Ale spadek nie był początkiem kłopotów, te pojawiły się wcześniej. W ciągu ostatnich miesięcy Wisłę opuściło około 20 trenerów, a w powszechnej opinii środowiska zastąpili ich ludzie o znacznie mniejszym doświadczeniu. Z akademii odeszło wielu młodych piłkarzy, także reprezentantów Polski w kategoriach młodzieżowych. Rodzice są zmęczeni trudnościami, które – w ich opinii – wynikają nie tylko z problemów klubu ale też z nieudolnego zarządzania. Kilkakrotnie usłyszałem zdanie, że niemal wszystko co dobre w akademii wynika z prywatnej inicjatywy trenerów.
Pracownicy narzekają na złą atmosferę, bojowe nastawienie osób zarządzających akademią. Twierdzą, że często słyszą obiecanki bez pokrycia, a potem sami muszą świecić oczami przed rodzicami, bo coś miało być załatwione przez "górę", a nie jest.
– Co krok słyszymy o procedurach. Nic nie można bez nich załatwić. Procedura na sprzątanie szatni, procedura na pobranie sprzętu z magazynu itd. A najpiękniej akademia wygląda w prezentacjach dla zarządu, bo tam jest wszystko idealnie. Gdy je widzimy, trudno nam uwierzyć, że to o naszej akademii – słyszę od trenerów. Pod względem kadry szkoleniowej najlepiej prezentują się najstarsze roczniki (U17 i U19) im niżej, tym gorzej. W sztabach jest ciągła rotacja, szczególnie na poziomie asystentów. A przecież w szkoleniu tak ważna jest ciągłość pracy...
Wisła coraz częściej przegrywa walkę o młodych piłkarzy. Nawet na lokalnym podwórku. Cracovia i Hutnik kuszą znacznie lepszą bazą treningową.
Wisła kusi rodziców dzieci spoza Krakowa świetnymi perspektywami, które pryskają po przyjeździe do miasta. Latem okazało się, że dla około 20 dzieci (z klas 7 i 8) nie ma miejsca w internacie. Ostatecznie znalazło się w... Krzeszowicach. Dzieci miały mieszkać w internacie, tuż przy szkole i boisku. Zamiast tego będą jeździć codziennie klubowym busem 30 km w jedną stronę. Nie mogły zostać przyjęte do internatu przy ulicy Szablowskiego, bo to obiekt dla dzieci ze szkół średnich i obowiązują w nim inne regulacje. Tu też więc skończyło się na obietnicach bez pokrycia. Ostatecznie część rodziców znalazło rozwiązanie na własną rękę, a dwóch chłopców zapewne finalnie jednak zamieszka w internacie przy Szablowskiego, ale opiekę nad nimi ma sprawować klub.
W 2020 roku klub ze względu na oszczędności zrezygnował z zespołu rezerw. Dziś odbija się to czkawką, bo chłopcy mający problem z wyjścia z juniorskiej piłki nie mają się gdzie podziać. Brak drugiej drużyny poważnie utrudnia funkcjonowanie klubu jako całości.
Postanowiłem porozmawiać na te tematy z Krzysztofem Kołaczykiem. Inicjatywa rozmowy wyszła od nas. Dyrektor zapewniał, że odpowie na każde pytanie, a wywiad został przeprowadzony jeszcze we wrześniu.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Zacznijmy od kłopotu z internatem. Od czerwca wiadomo było, że będzie kłopot z miejscem dla chłopców z klas 7 i 8, a jednak rodzice ciągle byli zapewniani, że ich dzieci zamieszkają w internacie przy Szablowskiego.
Krzysztof Kołaczyk: – Rodzice wiedzieli, że jest problem, bo wyszedł na jaw w czerwcu, gdy chłopcy zaczęli się kwaterować. Przez tę sprawę straciłem przez ostatnie trzy miesiące 10 lat życia. Z powodu nerwów i stresów. W maju, gdy podpisywaliśmy umowę ze szkołą poprosiłem, byśmy kontynuowali współpracę na dotychczasowych zasadach, czyli rodzice sami zgłaszają swoich synów do internatu na zasadach ogólnoprzyjętych. W oparciu o te zasady chłopcy z klas 7 i 8 mieszkali tam przez ostatnie dwa lata. Szkoła zaproponowała, abyśmy wynajęli całe piętro, ale w tym roku nie było nas na to stać. Ja umiem liczyć. W przyszłości chcemy prowadzić internat, ale na dzień dzisiejszy – tak jak już wspomniałem – nie mamy wystarczających środków. Mam nadzieję, że za rok, najpóźniej dwa lata, będziemy mogli sobie pozwolić na otwarcie własnego internatu. Podczas rozmowy z dyrektorem szkoły obiecałem, że zależy mi na tym, aby wywiązać się z ustaleń i na tym zakończyły się rozmowy. Problem zaczął się w czerwcu, a ja wówczas zwróciłem się do Urzędu Miasta z prośbą o rozwiązanie tej kwestii. Wszędzie dawano mi nadzieję, cały czas były przesłanki, że znajdzie się miejsce w internacie dla zdolnej młodzieży z całej Małopolski. Tak się jednak nie stało. Zrobię wszystko, by ci chłopcy nie musieli wyjeżdżać 500 czy 700 km z dala od domu - przykładowo do Lecha Poznań, Zagłębia Lubin, Pogoni Szczecin czy Legii Warszawa - żeby się rozwijać, bo chcę ich rozwijać tutaj. Skauci tych klubów bardzo mocno penetrują tereny Małopolski i południa kraju w poszukiwaniu zawodników. Chłopcy z naszej Akademii i z rejonów Małopolski kochają Wisłę i zasługują na to, by stworzyć im w Krakowie odpowiednie do treningów i nauki. Ja się jednak nie poddam i będę szukał rozwiązania tej sprawy. Pytanie tylko – ile będzie nas to kosztować?
– Ale efekt był taki, że pojawiła się grupa wkurzonych rodziców, którzy mogli poczuć się oszukani.
– Dzieci cały czas były pod naszą opieką. Przez pewien czas mieszkały w Babilonie – budynku AGH i tamtejsze warunki rzeczywiście były lepsze niż te w internacie, ale kosztowało nas to 600 - 700 procent więcej. Nie przypominam sobie, żeby któryś z rodziców zwrócił się do mnie z pretensjami. Wręcz przeciwnie, pragnę podkreślić raz jeszcze, że warunki w Babilonie zawodnicy mieli naprawdę dobre.
– Powiedział pan, że rodzice dowiedzieli się o problemie już w czerwcu?
– Tak, wtedy rozpoczęło się kwaterowanie na nowy rok szkolny.
– I pan też wtedy po raz pierwszy dowiedział się o problemie?
– Tak. Po majowych rozmowach nic nie wskazywało na kłopoty.
– Słyszałem, że w umowie ze szkołą zabrakło punktu dotyczącego najmu boiska.
– Od początku rozmowy szły w stronę dwóch odrębnych umów – na SMS i na wynajem boiska. Na ten moment obie umowy są podpisane.
– Ostatecznie znaleźliście tym chłopcom internat w Krzeszowicach. Jak będziecie rozwiązywać kwestię dojazdów na Szablowskiego?
– Tak, udało nam się znaleźć naprawdę bardzo dobre warunki w internacie w Krzeszowicach. Bardzo dziękuję dyrektorowi Łukaszowi Skalnemu za zrozumienie sytuacji i rozsądne podejście do tematu. Zawodnicy dowożeni są do szkoły i na treningi busem wynajętym przez klub.
– Trenujecie na Szablowskiego i na AWF. Które roczniki pozostają przy Reymonta?
– Żadne. Infrastruktura nie jest naszą najmocniejszą stroną. Ktoś na moim miejscu mógłby narzekać na brak boisk, ale ja ciągle szukam rozwiązań. Od zarządu dostałem zielone światło na podtrzymanie współpracy z AWF. Do tego dochodzi boisko przy Szablowskiego i Myślenice, gdzie trenują najstarsze grupy. Przy Reymonta płaciliśmy wydawałoby się rozsądne stawki, ale jak to podsumowałem, a do tego dodałem koszty utrzymania boiska i greenkeepera, to uznałem, że nie stać nas na taki wydatek. Uważam, że przy odpowiednim rozplanowaniu harmonogramu w zupełności wystarczają nam do treningu wcześniej wspomniane obiekty.
– Płacicie kilku podmiotom.
– Dochodzi jeszcze Zwierzyniecki, gdzie trenują dziewczyny. Na obiektach TS będziemy trenować jedynie zimą, w hali. Resztę obiektów już zdaliśmy, łącznie z boiskiem, pokojem trenerskim i magazynem. Magazyn mamy obecnie na terenie stadionu, znaleźliśmy pod ten cel idealne miejsce. Nie tylko finanse, ale również warunki na TS nie zachęcały do pozostania tam dalej. Przed wprowadzeniem się na obiekty TS – dwa lata temu – odnawialiśmy pomieszczenia, by móc tam funkcjonować w pożądanych warunkach. Podpisaliśmy z TS umowę na wynajem hali i skillbox dla najmłodszych roczników. Umowa gwarantuje nam możliwość wejścia na połowę boiska w przypadku ładnej pogody. Zaznaczam, że rozmowy z Łukaszem Krupą i Panią Dorotą Gburczyk obywały się w przyjaznej atmosferze przy pełnym zrozumieniu sytuacji.
– Zapewne nie jest łatwo to panu komentować, ale to jest zaskakujące, że spółka i TS nie potrafią się porozumieć.
– Nie chcę tego oceniać. Widok dzieci trenujących przy stadionie – to moje marzenie. Ale obiekty kosztowały nas bardzo dużo już w zeszłym roku. Do tych kosztów dochodzi greenkeepera i obsługa boiska, czyli rocznie około 100 tys. złotych. To duża kwota, a ja po spadku musiałem szukać oszczędności – tak jak w przypadku innych obszarów funkcjonowania klubu.
– Przecież greenkeeper odszedł już wcześniej, do Cracovii. Nie zabolało pana, że tam dostał lepsze warunki?
– Odszedł w kwietniu. Podjął decyzję, a ja to uszanowałem. Zmartwiło mnie to, bo wiedziałem, że boisko pozostanie bez opieki, ale to była już końcówka sezonu, poza tym przypuszczaliśmy, że od lata prawdopodobnie nie będziemy z niego korzystać. Nie mam do niego pretensji. W Cracovii ma pod opieką kilka boisk i lepsze warunki do swojego rozwoju. A my, po tym jak zdaliśmy boisko, moglibyśmy nie mieć dla niego pracy.
– Z akademii w ostatnich miesiącach odeszło około 20 osób i zaczęło się na długo przed spadkiem. Popytałem w środowisku i generalna opinia jest taka, że doświadczonych trenerów zastępujecie ludźmi zaraz po szkołach.
– Kto odszedł?
– Kuczaj, Szymala, Wojtowicz, Kamiński, Nawój, Zelek...
– To młodzi trenerzy, ale czy na pewno doświadczeni? Nie chcę odnosić się to tych przypadków osobno, ale pewne grono trenerów nie spełniło moich oczekiwań. Jeden z nich musiał np. wybrać, czy woli pracę w klubie czy prowadzenie swojego prywatnej szkółki. Nie mogłem pozwolić na konflikt interesów.
– Nie chcę analizować tych przypadków osobno, bo to nie ma sensu. Chodzi mi o większy obraz sytuacji. Od wielu osób usłyszałem, że na poziomie CLJ sztaby trenerskie są w miarę rozbudowane i dość stabilne...
– Nie w miarę rozbudowane, tylko najszersze w Polsce. Dla mnie wartość trenerska jest stawiana najwyżej. To jest przestrzeń, w której możemy rywalizować z najmocniejszymi Akademiami w kraju i zawsze będę tego pilnował.
– To pańska opinia. Więc powtórzę – po spadku były cięcia, ale w CLJ jest generalnie pozytywnie. Natomiast w młodszych rocznikach jest ciągła rotacja, szczególnie na poziomie asystentów i zatrudniacie ludzi zaraz po szkołach.
– Tak jak już wcześniej powiedziałem, niektórzy trenerzy po prostu nie spełnili moich oczekiwań, a niektórzy wybrali inną ścieżkę rozwoju i ja to rozumiem. Natomiast uważam, że trenerzy którzy przyszli na ich miejsce są zdeterminowani i chętni do nauki oraz podnoszenia swoich umiejętności, co przekłada się na zaangażowanie w pracę w klubie. Nie uważam, że są oni słabsi. Wręcz przeciwnie już dzisiaj mogę powiedzieć, że widzę w nich duży potencjał.
– Macie najszersze sztaby w Małopolsce?
– W Polsce. W którym innym klubie drużyna U19 ma trzech trenerów? Sztaby drużyn U17 i U19 liczyły po siedem osób. Pierwszy trener, drugi (defensywa), trzeci (ofensywa). Do tego fizjoterapeuta, motoryk, psycholog i trener bramkarzy.
– Używa pan czasu przeszłego.
– Dlaczego?
– Brzmi to, jakby już ich nie było.
– Bo mówię o tamtym sezonie. Po spadku nastąpiła lekka redukcja, w obu drużynach – na okres letni nie podpisałem umowy z psychologami. Ale tak jak im obiecałem, robię wszystko, żeby te stanowiska przywrócić. Od września wróciła już do nas pani psycholog Karolina Woźniczka, która współpracuje z CLJ U17. Następnym krokiem będzie odbudowa tego stanowiska w CLJ U19. Obecnie w CLJ U19 sztab liczy sześć osób, a w CLJ U17 siedem. W tym trenerzy bramkarzy i trener przygotowania motorycznego pracują przy obu zespołach. Tak było cały sezon. Nie wiem, czy gdzieś indziej w Polsce są jeszcze tak mocno rozbudowane sztaby.
– Czyli mniej więcej zgadza się z wnioskiem, że w CLJ jest w dość dobrze, ale niżej już nie jest tak różowo.
– Mamy tam doświadczonych trenerów: Bartosz Bąk CLJ U15, Marek Konieczny w drugim zespole U15 – to niezwykle doświadczony trener. Krystian Żakowicz U14 - młody, ale już z dużym doświadczeniem, dodatkowo wrócił do nas Marcin Kordaszewski do U13 - były asystent trenera Marcina Pluty w CLJ U17 do czerwca 2021 roku, jest także Paweł Strąk w U12, którego nie trzeba przedstawiać i doskonale wie, w jakim miejscu pracuje, Paweł Wasilewski w U11 – niezwykle doświadczony trener w kategoriach U11/U10 itd., a także Bartłomiej Zelek - również młody i bardzo obiecujący trener. Nad nimi wszystkimi czuwa koordynator tego pionu Michał Jania - znany w świecie krakowskiej piłki.
– A co z ich sztabami, asystentami?
– Bartosz Bąk dostał, jak się okazuje, bardzo dobrego i zaangażowanego trenera Dawida Ślusarczyka, który pracował w Wiślackiej Szkole Futbolu. Marek Konieczny współpracuje z Mickaelem Wolskim, który jeszcze niedawno sam grał w piłkę na wysokim szczeblu we Francji czy w Anglii – jest on bardzo pomocny i chętny, by związać się z Wisłą na dłużej. Następny to Krystian Żakowicz, którego asystentem jest niezwykle doświadczony Kamil Król z Okocimskiego Brzesko, kolejny to Strąk Paweł z asystentem Łukaszem Skórą – od 3 lat trener w SMS w Wieliczce, jednocześnie zajmuje się u nas motoryką rocznikach U12 i U13. Z kolei z Pawłem Wasilewskim pracuje Aleksyj Halecki – mistrz Białorusi jako zawodnik. Ostatni z tego pionu to Bartłomiej Zelek z asystentem Władysław Jurczenko - młody trener z Ukrainy. Jak pan widzi nie zgodzę się z twierdzeniem, że mamy jakieś problemy z obsadą trenerską.
– Generalnie chodzi o przedstawienie pełnego obrazu. Odejście jednego trenera mnie nie interesuje. Odejście kilkunastu już tak.
– Podstawowi trenerzy we wszystkich rocznikach zostali. Oprócz Wójtowicza, który prowadził U12. Niektórzy trenerzy odeszli po spadku.
– Z tego co wiem wielu odeszło, bo nie wiedzieli, czy ich kontrakty zostaną przedłużone. Niektórzy w lipcu pracowali bez umowy.
– Nie. Już w czerwcu było jasno powiedziane, z kim je przedłużymy, a potem jedynie była kwestia podpisania nowych umów. OK, może tydzień czy dwa, nie wszyscy wiedzieli, na czym stoją, ale proszę uwierzyć, że spadek z Ekstraklasy dotknął nas wszystkich i zmienił funkcjonowanie klubu w wielu obszarach. Pojawiła się konieczność poukładania wszystkiego do nowa. Część trenerów sama przyszła z informacją, że chcą odejść, a ja to uszanowałem. Pod koniec czerwca wszyscy otrzymali informacje, kto zostaje, a na przełomie czerwca i lipca podpisywaliśmy umowy.
– Pełni pan rolę koordynatora roczników U15, U17 i U19?
– Tak.
– Nie boi się pan, że bierze na swoje barki zbyt wiele? Koordynator musi znać drużyny na wylot.
– Znam. Rozmawiam dużo z trenerami, z zawodnikami i nie boję się pracy. Jestem na treningach, oglądam prawie wszystkie mecze na żywo lub dzięki monitoringowi zamontowanemu w ostatnim czasie na trzech boiskach w Myślenicach, i jestem bardzo wdzięczny zarządowi za wyrażenie zgody na tę inwestycję, która jest dla mnie ważna z punktu widzenia szkolenia młodzieży. Narzuciłem sobie rolę koordynatora, bo chcę wiedzieć, jak przebiega proces rozwoju zawodników. Z pozycji dyrektora mogę mieć wpływ na pewne zachowania. Przypomnę tylko, że w przeszłości byłem zawodnikiem i grałem w młodzieżowych reprezentacjach Polski, następnie w seniorach, między innymi w Górniku Zabrze, w Odrze Wodzisław, w Hetmanie Zamość czy w Arce Gdynia. Grę w piłkę zacząłem w wieku 8 lat i zakończyłem w wieku 37, więc myślę, że mogę być pomocny trenerom i z tego co widzę nasza współpraca dobrze się rozwija. Kolejną kwestią pozostaje oszczędność pewnej kwoty, która zostałaby przeznaczona na dodatkową osobę, a ja postanowiłem pełnić tę rolę w ramach obowiązującej umowy.
– Dwa lata temu rocznik U17 grał w zimie sparing z Lechem. Ponoć wszedł pan do szatni w przerwie i zaczął ostro komentować grę zawodników, aż w końcu trener poprosił, by opuścił pan szatnię.
– Bzdura. Nie wszedłem w przerwie. Byłem tam po meczu.
– To szczegół. Chodzi o to, czy dyrektor akademii powinien ot tak wchodzić do szatni. Wiem, że sztab miał do pana o to lekkie pretensje.
– Uważam, że różnica jest znacząca - po pierwsze trener Michał Jania nigdy nie wyprosił mnie z szatni, a po drugie ja jako dyrektor mam prawo do niej wejść i nikt tego nie kwestionuje. Tym bardziej, że sam w tej szatni byłem i zdaję sobie sprawę z tego, kiedy jest mój czas, a kiedy trenera i nie wchodzę w rolę szkoleniowca. We wspomnianym przypadku wszedłem do szatni po meczu. Nie krzyczałem. Powiedziałem zawodnikom, że po 15 minutach się poddali. Przekonywałem ich, że zawsze będę z nimi, ale nigdy nie pozwolę im przejść obok meczu. "Czego się przestraszyliście?" - pytałem. Powiedziałem, że zawsze uścisnę im rękę, nawet po wysokiej przegranej, ale muszę mieć pewność, że dali z siebie wszystko. Pół roku później ci sami chłopcy przegrali wysoko z Lechem w półfinale mistrzostw Polski. Czemu nie pyta pan, czy wtedy też byłem w szatni? Tak, wszedłem i powiedziałem, że dziś chcę im podziękować, bo zostawili kawał zdrowia na boisku i że przeciwnik musiał się mocno napracować na swój sukces. Przekazałem im też, że jestem z nich dumny, bo wyglądało to całkiem inaczej niż pół roku temu, a że przeciwnik był dzisiaj lepszy i strzelił piękne bramki, to tak po prostu bywa.
– Od której kategorii wiekowej w Wiśle gra się na wynik?
– Odpowiedź na to pytanie jest trudna. W CLJ U19 dla mnie gra się o wynik. Oczywiście, realizujesz założenia taktyczne, uczysz się otwierać grę, reagować po stracie piłki, schodzić za jej linię, zamykać strefy, szukać linii podania, przechodzić z lewej na prawą itd. W CLJ U19 nie można bagatelizować kwestii wyniku, ale nie jest też tak, że kogoś kasujemy po jednym błędzie. Jednak w tym wieku musimy od nich wymagać wszystkiego tego, czego nauczyli się przez ostatnie co najmniej dziesięć lat i tutaj margines błędu jest już mocno ograniczony. Tym bardziej, że na chwilę obecną jest to bezpośrednie zaplecze pierwszej drużyny. W zespołach U12 czy U13 wynik nie jest ważny? W żadnej kategorii wiekowej nie można zawodnikowi powiedzieć, że wynik nie jest ważny, ale najistotniejszy z punktu szkoleniowego jest rozwój i postęp.
– Inaczej, czy zdolnego 17-latka przeniesiecie do U19 czy będzie grał z rówieśnikami?
– Dziękuję za to pytanie. Dla nas priorytetem jest rozwój indywidualny i wiedzą o tym wszyscy trenerzy, począwszy od Adriana Filipka, a skończywszy na Bartłomieju Zelku z kategorii U10. Dziś w pierwszej drużynie jest kilku piłkarzy z CLJ U19 - Bartoń, Skrobański, Starzyński, Duda czy Gądek, którego ostatecznie wypożyczyliśmy do Garbarni. Jestem przekonany, że z nimi w składzie łatwiej byłoby drużynie CLJ U19 walczyć o mistrzostwo CLJ. Jakub Krzyżanowski, rocznik 2006, też trenował już z pierwszym zespołem, a gra w CLJ U19. Wspólnie z trenerami i koordynatorem Michałem Janią ciągle zastanawiamy się, kogo można przekazać do wyższej grupy tak, aby zapewnić im odpowiednie środowisko do dalszego rozwoju. W przypadku niektórych zawodników lepiej, by byli wiodącymi postaciami w swojej grupie, a wyżej – na tym etapie – mogliby się nie odnaleźć. Podsumowując, jeśli zawodnik może być przesunięty wyżej i dostaje minuty gry w meczach to trenuje i gra w starszej kategorii. Jednak, gdy widzimy, że minut w meczach nie gromadzi tak dużo, wówczas schodzi również na mecze do swojej kategorii wiekowej.
– To zapewne nie pańska decyzja, ale jak dużym problemem dla Wisły – jako całości – jest brak drużyny rezerw?
– Sprostuję. To była moja decyzja. Tak naprawdę pandemia uratowała nam CLJ. Gdy zostałem dyrektorem akademii, mieliśmy rezerwy w IV lidze. I gdyby nie zawieszenie rozgrywek, mielibyśmy problem, by utrzymać się w CLJ U18. Powodem takiej sytuacji była zbyt mała kadra na dwie drużyny IV Ligi i CLJ U18 . Zawodnicy tych drużyn tworzyli jedną grupę treningową i nie wszyscy prezentowali odpowiedni poziom sportowy. W związku z tym postanowiłem wycofać drużynę rezerw, a na to miejsce utworzyć w Myślenicach przy współpracy ze Małopolską Szkołą Gościnności miejsce dla drugiej drużyny juniorów CLJ U17.
Chciałem przyspieszyć rozwój piłkarski i ogrywać równocześnie dwa roczniki – CLJ U17 i CLJ U18. Po roku bez rezerw widziałem bardzo duży postęp tych młodych zawodników, więc postanowiliśmy, że za rok reaktywujemy rezerwy. Poinformowaliśmy MZPN o chęci gry w IV Lidze od nowego sezonu 2022/2023. Jednocześnie wypożyczyliśmy kilku zawodników z rocznika 2002, 2003, 2004, by zdobyli doświadczenie seniorskie. Założyliśmy, że rocznik 2004 wyjdzie z wieku juniora i na kolejny sezon 2022/2023 będziemy mieli fajną drużynę na IV ligę. I dlaczego jej nie ma? Bo PZPN zmienił przepisy. Wydłużył wiek juniora z CLJ U18 do CLJ U19, co znaczy, że wszyscy zawodnicy płynnie przeszli do kategorii CLJ U19. Jakbym więc teraz wznowił rezerwy, to brakłoby mi zawodników. Podkreślę. Bardzo chcę mieć drugą drużynę, ale po pierwsze PZPN wydłużył wiek juniora, a po drugie pojawia się kwestia rozwiązania obiektów przeznaczonych na treningi i mecze.
– Ale w perspektywie rozwoju klubu...
– Druga drużyna jest bardzo potrzebna. Absolutnie się zgadzam.
– Nie żałuje więc pan rezygnacji z reaktywacji rezerw?
– Nie, tak jak wspomniałem, najpierw musimy przygotować odpowiednią grupę zawodników, by ci mogli obsłużyć wspomniane dwie drużyny, a także zadbać o infrastrukturę.
– Ta cała sytuacja pokazuje słabość klubu.
– Uważam i podkreślam to po raz kolejny, że w dłuższej perspektywie druga drużyna jest bardzo potrzebna. Wkrótce planujemy usiąść nad strategią umożliwiającą nam wdrożenie projektu drugiej drużyny. Mieliśmy naprawdę daleko idące plany. Jednak spadek z Ekstraklasy nam tego też nie ułatwił.
– Mieliście plany, ale stoicie w miejscu. Miała być druga drużyna, a jej nie ma.
– Myślę, że już odpowiedziałem na to pytanie.
– Ale przecież wydłużenie wieku juniora nie sprawiło, że ci chłopcy zniknęli. Mogli nadal grać jako juniorzy, skoro zmieniły się przepisy, ale mogli też iść do IV ligi. Mieliście dwa lata, by przygotować się na wznowienie rezerw.
– Tak jak powiedziałem, zawodników z rocznika 2002 i 2003 było zbyt mało, by utworzyć z nich IV Ligę, więc zostali wypożyczeni. Natomiast rocznik 2004 i 2005 obecnie tworzą kadrę CLJ U19. W momencie kiedy rocznik 2004 wyjdzie z wieku juniora i do nich dokooptują zawodnicy z roczników starszych, to wówczas będzie odpowiedni moment na utworzenie drugiej drużyny. Pamiętajmy też o tym, że koszt utrzymania IV ligi to około 1 mln złotych.
– Nie jestem w stanie pojąć, że takiego klubu jak Wisła nie stać na utrzymanie zespołu rezerw. To znacznie utrudnia choćby przejście z wieku juniora do dorosłej piłki.
– Zgadzam się, że utrudnia, ale takie mam aktualnie realia, w którym musimy się odnaleźć. Natomiast Wisła chce mieć drugą drużynę, tylko w odpowiednim czasie.
– Klub cierpi, a przez dwa lata nic się nie zmieniło.
– Po pierwszym roku nie miałem zawodników. Wolałem inwestować w młodzież, zbudować zaplecze. Jestem nauczony działać cyklicznie. Nie patrzę tylko na to, co tu i teraz. Patrzę na to, co za rok czy dwa. Jeden zaniedbany rocznik w CLJ sprawi, że wszystko może się skomplikować. Każdy rocznik pracuje na następny. To samo jest z drugą drużyną. Mieliśmy plan, ale PZPN poszerzył wiek juniora i wszystko się zmieniło. Nawiasem mówiąc, jestem zadowolony z tej decyzji, bo to ważne, by ci chłopcy mieli troszkę więcej czasu na dojrzewanie.
– Czyli za rok już musicie wznowić rezerwy?
– Za rok chcielibyśmy mieć już drugą drużynę. Tylko trzeba to zrobić z głową. Chcę awansować z nimi do III ligi, bo to dobry poziom dla chłopców wychodzących z wieku juniora.
– Mam jeszcze kilka pytań, które zrodziły mi się po rozmowie z byłymi i obecnymi trenerami akademii. Wielu mówiło o brakach sprzętowych. Nie mogli doprosić się piłek, bramek, pachołków. Problemy z boiskami to wiadoma sprawa - dzielenie ich na ćwiartki, a nawet ósemki. W najmłodszych grupach - każda piłka inna, brak strojów itd.
– Proszę przyjść na trening i zobaczyć.
– Przez ostatnie dwa lata nie było takich problemów?
– Logistyka w ramach umowy z Macron nie jest prosta. W zeszłym roku pojawił się problem na przełomie września i października. Dlaczego? Jak przyszedłem do akademii, mieliśmy 180 dzieci. Dziś jest ich 550, łącznie z dziewczynami. Chcemy się rozwijać. Nie chcę być minimalistą. Cały czas domawiam sprzęt. Nie będę mówił o szczegółach umowy, ale czasem zamiast czekać dwa, trzy tygodnie, czekaliśmy dwa, trzy miesiące i w ten sposób tworzyły się zatory. Na treningu nie ma prawa zabraknąć piłki. Już dawno je uzupełniliśmy – np. we wrześniu dostaliśmy 50 nowych piłek.
– Drużyny CLJ na bliższe wyjazdy jeżdżą busami. To chyba nie sprzyja regeneracji? Rosły chłopak może mieć kłopot, by się wcisnąć,
– Nie zgadam się. Ja też bym chciał, byśmy zawsze jeździli autobusami. Kupić cztery "Smoczyce" i byłoby świetnie. Ci chłopcy też muszą wiedzieć, że na wszystko trzeba zapracować. Zresztą, niektóre drużyny seniorskie też jeżdżą busami. W profesjonalnej piłce to powinny być autokary, ale nie widzę kłopotu, by na bliższe wyjazdy jeździć busem. To zostało ustalone w procedurach.
– Rodzice dzieci, które poszły do wiślackiej szkoły miały być zwolnione ze składek, ale wycofaliście się z tego pomysłu. Dlaczego?
– To jest kłamstwo. Dziecko idące do naszej szkoły mistrzostwa sportowego jest zwolnione ze składki klubowej (250 zł) i płaci tylko opłatę szkolną (300 zł).
– To skąd takie informacje?
– Pomyłkowo w aplikacji pojawiło się upomnienie o składki. Najwidoczniej nie została jeszcze naniesiona informacja, że dziecko poszło do naszej szkoły. Nigdy nie było podwajania składek. To bzdura. Wyjaśniamy to. W życiu nie dopuściłbym, by opłata obowiązywała i w klubie, i w szkole.
– W najmłodszych grupach nie ma dziś psychologa?
– Uważam, że to dobry kierunek rozmowy. Chciałem zapytać, gdzie w klubach są psychologowie? My mamy trzech. Był Paweł Kwaśniewski, o którego powrót będę się starał. Jest Karolina Woźniczka w CLJ U-17 i Tamara Pielas w CLJ U-15 i U-14. Mamy trzech psychologów. Jesienią ruszyliśmy z dwuletnim programem psychologii dla trenerów. Prowadzi to firma ConsArt Oskara Kazibudzkiego (firma z Częstochowy – przyp. red.). Dla mnie psychologia to bardzo ważny aspekt. Trenerzy dzięki warsztatom mogą lepiej oddziaływać na zawodników w przypadku porażki czy niepowodzeń, odpowiednio wybierać liderów w poszczególnych kategoriach wiekowych czy wdrażać środki pomocne przy radzeniu sobie ze stresem. Do tego dochodzi wiele innych czynników wpływających na późniejsze funkcjonowanie młodego zawodnika.
– Ponoć wyszło panu w tych testach, że jest pan świetnym inicjatorem, ale potem zapał szybko stygnie.
– Stygnie? To bzdura. To jest słabe, że takie rzeczy wychodzą. W umowach jest zapis o tajemnicy służbowej, a potem takie informacje wyciekają. Nie godzę się na ujawnianie takich kwestii.
– Ale mnie pańska osobowość mniej obchodzi. W przeciwieństwie do efektów pracy.
– Uważam więc, że poziom szkolenia w Akademii Wisły Kraków poszedł bardzo mocno do góry. Zarówno pod kątem trenerów, jak i szkolenia zawodników. Mamy wielu reprezentantów Polski. W ostatnich czterech latach zrobiliśmy dwukrotnie wicemistrzostwo Polski w CLJ U18 w sezonie 2020/2021 i w sezonie 2021/2022 w CLJ U17. Do tego dochodzi półfinał mistrzostw Polski CLJ U15 i 4. miejsce w sezonie 2021/2022 w CLJ U18.
– Wiem, że działa pan za krótko, by mówić o efektach pracy, ale wyniki akademii to wyszkoleni piłkarze w wieku seniora. Na których klub w jakiś sposób skorzystał...
– Nie rozumiem pytania.
– ... A nie zdobył wicemistrzostwo U18.
– A co jest priorytetem w szkoleniu?
– Mówiąc brzydko - tworzenie produktu w postaci gotowych piłkarzy.
– No to jest Starzyński, który rok temu fajnie się pokazywał. Dziś przebija się Skrobański, a Dudę już można nazwać jedną z ważniejszych postaci drużyny. Jest odważny i przygotowany pod względem technicznym. Debiut zanotował też Marcin Bartoń, a minuty zbiera Wiktor Szywacz. Kolejni zapraszani są na treningi pierwszej drużyny, gdzie są monitorowani i poddawani ocenie.
– Ale Wisła nie ma historii sukcesu w szkoleniu. Człowieka, którego udało się sprzedać za kilka milionów euro.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Oby coś takiego wydarzyło się w najbliższych latach.
– Wiele klubów w Polsce ma już za sobą taką historię.
– To pytanie nie do mnie. Ja patrzę na ostatnie 2,5 roku. Mogę powiedzieć, na ile udało mi się akademię poukładać, korzystając też z tego, co już było. Uważam, że przeniesienie dwóch najstarszych roczników do Myślenic było świetnym pomysłem. Dojrzewają tam dużo szybciej. Chcemy, by nasi zawodnicy odnajdywali się za granicą, a klub miał z tego odpowiednie profity. Lech nie sprzedawał po dwóch, trzech latach, a po ośmiu. Niemniej jest to kierunek, w którym chcemy iść.
– Padło kilka nazwisk. Fakt, grają teraz w pierwszej drużynie, ale żaden nie zaistniał jeszcze na tyle, by można było powiedzieć: pan piłkarz.
– Bo przyjęło się, że wszystko ma się dziać bardzo szybko. Też bym chciał, by chłopak wszedł i po pół roku już był gwiazdą. Piotruś Starzyński miał fajny start, potem nieco przygasł. Dla mnie ważne, by taki 19-latek nie dostawał tylko "ogonów". On musi zbierać minuty. Jak będzie grał tylko "ogony" to przestanie grać w piłkę. Zdaję sobie sprawę, że jest to trudny proces i decyzje personalne podejmuje trener na podstawie codziennych obserwacji, ale wierzę, że wspólnie będziemy potrafili zadbać o rozwój młodych zawodników. Dlatego Kacper Skrobański czy Marcin Bartoń grają na co dzień w CLJ U19. Dla nich treningi z pierwszym zespołem mają być nagrodą, ale bazą nadal jest drużyna prowadzona przez Adriana Filipka.
– Kolejny zarzut. Szatnie, wyremontowane swego czasu przez jednego z rodziców, popadły w ruinę.
– Jedna z szatni została wyremontowana przez firmę należącą do rodzica, z którą do tej pory współpracujemy. Koszty remontu kolejnej poniosła firma Rebau w kooperacji z Socios Wisła Kraków. Wszystko to miało miejsce jeszcze przed podpisaniem umowy ze Spółką. Nie rozumiem stwierdzenia, że pomieszczenia popadły w ruinę. Tym bardziej, że są one w dobrym stanie, a korytarz i pomieszczenia gospodarcze doprowadziliśmy jako klub do stanu użyteczności.
– Są w złym stanie, bo nie macie wynajętej firmy sprzątającej. I to trenerzy dostali polecenie, by dbać o porządek w szatniach.
– Jak ktoś przekazuje takie informacje, to niech siądzie naprzeciwko mnie i je powtórzy. Czy ja kazałem komuś myć okna?
– Nie, ale to trenerzy mają utrzymywać porządek.
– Po wyjściu drużyny w szatni ma być porządek.
– To kto ma to robić, skoro nie ma firmy sprzątającej?
– Była przez jakiś czas firma sprzątająca, ale tak dbała o czystość, że było gorzej niż przed ich wejściem. Uznałem więc, że nie będę na to wydawał funduszy i delegowałem jednego z pracowników, który miał utrzymywać szatnie w porządku. To jest bzdura, że trener miał myć szatnie. Ale jeśli nie dopilnował, by zawodnicy otrzepali buty przed wejściem, to miał wyznaczyć jednego z nich albo samemu posprzątać szczotką, która jest dostępna w szatni.
– Rozumiem sprzątanie naniesionej ziemi czy porozrzucanych butelek. To też forma wychowywania młodych ludzi. Ale kto miał myć okna i podłogi?
– Zapewniam, że nie trenerzy. Ja bym chciał, by robili tylko to co powinni. A więc, by dbali o porządek na boisku i po zejściu do szatni.
– Program Treningów Indywidualnych jest kontynuowany?
– Ruszamy z tym zaraz. Za nami dwa lata i kolejny sezon też będziemy to robić. Trenerzy wyznaczają najzdolniejszych piłkarzy ze swojego rocznika. Ale trzeba na bieżąco się starać, bo w grupie jest rotacja. Zanim ktoś z niej wypadnie, dowiaduje się, co stało za tą decyzją.
– W akademii zawodnicy wiedzą, co mają poprawić?
– Tak, staramy się na bieżąco to tłumaczyć.
– Zmierzamy ku końcowi, więc zapytam. Jest pan w Wiśle dzięki znajomości z Jakubem Błaszczykowskim i Jerzym Brzęczkiem?
– Nie wiem, trudno powiedzieć. Uważam, że jestem w Wiśle, bo kocham to, co robię. Całe życie spędziłem w piłce i ktoś mi zaufał. Natomiast to prawda – Kuba zadzwonił do mnie, gdy odszedłem z Rakowa. I teraz będzie pytanie, dlaczego odszedłem z Rakowa. Raków budowałem od podstaw, od 2009 roku.
– To wiemy. Kilka osób z Rakowa nie kryło zaskoczenia, gdy okazało się, że został pan dyrektorem akademii Wisły.
– A co ja robiłem całe życie?
– Z Rakowa najbardziej jest pan znany ze zbudowania prężnego klubu biznesu.
– To ostatnie dwa lata, a poprzednie czterdzieści?
– Wcześniej pracował pan jako trener. Czy licencja jest aktywna?
– Mam licencję UEFA A. Nie widzę problemu. Parę lat grałem w piłkę, a potem byłem trenerem.
– Ale bycie trenerem, a prowadzenie akademii to dwie różne rzeczy.
– Tak, ale te ostatnie dwa lata działalności w Rakowie i kontakt z firmami pomogły mi podnieść swoje kwalifikacje w zakresie zarządzania. To też był jeden z powodów odejścia z Rakowa. Zacząłem mieć coraz mniej styczności z piłką. Bolało mnie to. Ale wpływ na moją decyzję miały wpływ też inne rzeczy. Nie było łatwo podjąć mi decyzję o odejściu, bo dużo Rakowowi dałem i zbyt dużo tam przeżyłem. Podchodziłem do tej decyzji wiele razy. Są jednak pewne granice, gdzie pewne rzeczy można akceptować, a innych już nie. W pewnym momencie powiedziałem: dość.
– Co to było tym przekroczeniem granicy?
– Zostawię to dla siebie, bo szanuję ludzi. Pracę przy klubie biznesu wykorzystałem jako naukę zarządzania. Piłkarsko niczego się nie boję. W zarządzaniu się odnajduję. Pewnie, że popełniam błędy, ale chcę zarządzać, mam fajnych ludzi i jak ktoś mówi, że się nie nadaję do piłki, niech spojrzy wstecz. Staram się, by akademia szła w dobrym kierunku. Brakuje mi infrastruktury i środków, ale nie narzekam. Chciałbym choćby mieć wszystkich trenerów w jednym miejscu.
– To już na koniec. Co ma być znakiem rozpoznawczym wychowanka akademii Wisły?
– Świadomość. Chcemy wychowywać chłopaków, którzy grają w piłkę, a nie kopią. Mają być zaangażowani, kreatywni i rozumieć grę. Dla mnie piłka zaczyna się, gdy ją stracisz. Ważne jest to, jaka jest reakcja, odpowiedzialność za stratę, a następnie zejście za linię piłki. Chcę, by nasi zwodnicy grali w piłkę i nie bali się podejmowania ryzyka. A dodatkowo nie bali się strat, bo jeśli w takim momencie wszyscy zareagują we właściwy sposób, zaraz tę piłkę odzyskamy. To jest wyznacznik.