| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Lech Poznań przystępuje do niedzielnego spotkania w PKO Ekstraklasie przeciwko Cracovii podłamany odpadnięciem z Pucharu Polski. Po raz kolejny w tym sezonie rozczarował bramkarz mistrzów Polski Artur Rudko. – Powinien zmienić środowisko. Nawet gdyby zagrał jeden czy dwa mecze lepiej i potem znów dałby plamę, to problemy wróciłyby do niego jak bumerang – podkreśla w rozmowie z TVPSPORT.PL Ryszard Jankowski, były bramkarz Lecha oraz trener bramkarzy w wielu polskich klubach.
Jakub Ptak, TVPSPORT.PL: – Rozmawiamy po przegranym meczu Lecha w Pucharze Polski ze Śląskiem. Jak ocenia pan postawę bramkarza z Poznania, Artura Rudki? Czy faktycznie jest on winowajcą tej przegranej?
Ryszard Jankowski, były bramkarz Lecha Poznań: – Na końcowy rezultat nałożyły się dwie rzeczy: słabsza dyspozycja Lecha oraz – nie ma co ukrywać – Rudko nie zrobił szału. Wszedł on do gry po wielu tygodniach przerwy, dlatego też nie jest ograny. Pewnie docierają do niego wszystkie sygnały, jaka panuje o nim opinia w Poznaniu. Ręce i nogi zatrzęsły się, a mecz ze Śląskiem jest efektem końcowym.
Rudko wygląda źle, choć jego warunki fizyczne i sylwetka przemawiają za tym, że powinien to być dobry bramkarz. Zdradzę, że w letnim okienku transferowym, gdy przyszedł do Lecha, próbował go ściągnąć też inny czołowy klub Ekstraklasy. Był obserwowany przez skautów, ale po dokładnej analizie zdecydowanie go odrzucili. Lech się zdecydował, niestety.
– Ma pan spore doświadczenie, zarówno jako bramkarz, jak i trener golkiperów. Czy zawodnik tak rozbity jak Rudko ma jeszcze szansę odbudować się w Lechu?
– Raczej powinien zmienić środowisko. Musiałby bardzo długo pracować nad odzyskaniem zaufania kibiców. Jako osoba pracująca z bramkarzami byłbym za tym, żeby w najbliższym okienku znaleźć mu inny klub. Nawet gdyby Rudko zagrał jeden czy dwa mecze lepiej i potem znów dałby plamę, to problemy wróciłyby do niego jak bumerang.
Mieliśmy w Lechu taki przykład z Emilianem Dolhą. Pracowałem z nim w Wiśle Kraków. Dostał wtedy powołanie do reprezentacji Rumunii, był wybrany najlepszym bramkarzem Ekstraklasy. Po przejściu do Lecha znalazł się jakby na przeciwnym biegunie. To nie był ten sam chłopak, który przyszedł z Krakowa.
– Na szczęście dla Lecha jest w nim jeszcze ktoś taki jak Filip Bednarek. Czy pan również należy do grona osób chwalących postawę 30-latka?
– Może zabrzmi to troszeczkę dziwnie, ale Rudko pomógł swoją postawą Bednarkowi. Filip poczuł się pewniejszy i jakby nie patrzeć, stał się niekwestionowaną "jedynką". Zdobył duży kredyt zaufania. Nie ma już z tyłu głowy rozterek, kto wyjdzie na boisko i czy w przypadku wpadki zagra w kolejnym meczu. Trudno mieć jakiekolwiek pretensje do Bednarka. Wręcz odwrotnie – w paru spotkaniach bardzo pomógł zespołowi.
– Mówi pan o konieczności sprowadzenia bramkarza już zimą. Jakiego zawodnika powinni szukać prezesi Lecha?
– Nie ma co szukać kolejnego wielkiego bramkarza, tylko skupić się na młodych. Niech wróci Bartosz Mrozek ze Stali Mielec. Przykładem powinna być Legia. Postawiła na młodego Kacpra Tobiasza i ma teraz jednego z najlepszych golkiperów w Ekstraklasie.
– Przy okazji takich spotkań, jak ze Śląskiem, powraca temat postawy bramkarzy w Lechu. To bardzo niewdzięczna pozycja w tym klubie. Mam wrażenie, że od 20 lat w Poznaniu przy każdym z graczy między słupkami można postawić większe lub mniejsze "ale". Nawet takie nazwiska, jak Burić, Kotorowski czy Putnocky nie zapewniły Lechowi spokoju na dłuższą metę.
– Moim zdaniem Lech szuka sobie problemów na własne życzenie. Wprawdzie mają swoją akademię, z której kilku chłopaków zapowiadało się bardzo fajnie. Był taki moment, że można było zaryzykować i postawić na młodszego bramkarza.
Znów wracam do Legii, w której praca z golkiperami wygląda wzorcowo. Od wielu lat mają w klubie osobę, która wszystko poukładała – Krzysztofa Dowhania. Klub bardzo liczy się z jego zdaniem. To on ma decydujący głos w kwestii tego, czy zatrudnić jakiegoś bramkarza, czy postawić na swojego gracza. W Lechu tego nie ma. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie znam nawet nazwiska osoby zajmującej się bramkarzami w pierwszym zespole (Maciej Palczewski – przyp. red.).
– Czy zatem tutaj należy szukać przyczyny problemu?
– Uważam, że nie tylko w Poznaniu, ale i w ogóle w Polsce trochę siadło szkolenie golkiperów. Był taki okres, w którym pracowało wielu byłych bramkarzy z nazwiskiem i autorytetem. Ich następcy w lidze mieli się od kogo uczyć. Nie mam nic do obecnych szkoleniowców, natomiast brakuje autorytetów, którzy mogliby porozmawiać z zawodnikami w takich trudnych sytuacjach, jak w przypadku Rudki czy wcześniej Bednarka.
Trener bramkarzy nie jest wyłącznie instytucją trenerską. On ma małą grupę graczy, dlatego powinien wiedzieć o nich wszystko – co dzieje się w ich rodzinach, itd. – i na to reagować. Psychika u bramkarzy jest dużo ważniejsza niż u zawodnika w polu.
– Bardzo modne było hasło "polska szkoła bramkarska". Czy ma ono nadal rację bytu?
– Niezbyt. Byłem w pierwszej grupie kursantów podczas szkolenia na licencję UEFA Goalkeeper. Przyjechał do nas wtedy słynny Pat Bonner. Uważam, że w tym momencie zupełnie zaczęliśmy wprowadzać zagraniczny sposób treningu. Mieliśmy naprawdę bardzo fajnych bramkarzy, szkolonych również w bardzo fajny sposób. Efektem byli zawodnicy, którzy błysnęli w Polsce i Europie, prezentując wysoki poziom. Posiadaliśmy własne wzorce, ale na siłę zaczęliśmy szukać tych zagranicznych.
– Grał pan w Lechu przez siedem lat i niemal cały czas walczył pan o miejsce w bramce ze Zbigniewem Pleśnierowiczem. Jak wspomina pan tę rywalizację?
– To była zdrowa rywalizacja, która nas bardzo mobilizowała. Gdy przyszedłem z Warty, Zbyszek był niekwestionowanym liderem. Jest ode mnie dwa lata starszy, miał też większe doświadczenie. W pierwszym roku zagrałem może z trzy mecze. Musiałem cierpliwie pracować, podpatrując Zbyszka. Nie było czegoś takiego, jak trener bramkarzy. Przychodzili asystenci – Teoś Napierała, Jurek Kasalik czy Roman Jakóbczak – i po prostu "młócili" na naszą bramkę. To był nasz trening. Specjaliści od bramkarzy pojawili się dopiero, gdy już kończyłem przygodę z piłką.