Sobota 3 grudnia 2022 roku zapisze się w historii boksu jako niezwykły dzień. Na dwóch kontynentach w odstępie zaledwie kilku godzin finału doczekają się dwie trylogie rozpoczęte ponad 10 lat wcześniej. Dużo więcej uwagi poświęca się walce Tysona Fury'ego (32-0-1, 23 KO) z Derekiem Chisorą (33-12, 23 KO), ale to mistrzowskie starcie Romana Gonzaleza (51-3, 41 KO) z Juanem Francisco Estradą (43-3, 28 KO) w kategorii supermuszej może skraść show.
W ostatnich posunięciach samozwańczego "Króla Cyganów" trudno doszukać się większej logiki. W kwietniu efektownie znokautował Dilliana Whyte'a (29-3, 19 KO) na wypełnionym po brzegi stadionie Wembley, a potem... kolejny raz ogłosił zakończenie kariery. Przekonywał, że teraz to już na poważnie – oddał nawet mistrzowski pas przyznawany przez magazyn "The Ring". Nie zrzekł się jednak ważniejszego tytułu federacji WBC, który w 2020 roku wyrwał z rąk Deontaya Wildera (43-2-1, 42 KO).
Fury znów grał w swoją grę. Przekonywał, że jeśli Anthony Joshua (24-3, 22 KO) pokona w rewanżu Ołeksandra Usyka (20-0, 13 KO) to wróci na walkę z rodakiem, ale tylko jeśli będą walczyć za darmo, a transmisja zostanie udostępniona w otwartym przekazie dla całej Wielkiej Brytanii. Wygrana Ukraińca – który wciąż posiada tytuły organizacji WBA, WBO i IBF, a w międzyczasie przejął również pas magazynu "The Ring" – niespecjalnie skomplikowała te plany.
Zaproszenie dla Joshuy zostało ponowione, ale była to oferta gatunku nie do negocjacji. Do walki miało dojść na początku grudnia na Wyspach, a podział puli został określony z góry na 60/40 na korzyść mistrza. Gdy współpracownicy pięściarzy zaczęli być coraz bliżej porozumienia, Fury nieoczekiwanie wyciągnął wtyczkę i przerwał rozmowy. Winą obarczył oczywiście Joshuę i jego promotora Eddiego Hearna.
Historia pewnej znajomości
Mistrz WBC nie chciał czekać na Usyka. Wiadomo było zresztą, że do historycznej walki o wszystkie tytuły kategorii ciężkiej i tak dojdzie na Bliskim Wschodzie za pieniądze szejków. Fury konsekwentnie chciał jednak wystąpić w grudniu i ostatecznie dogadał się z Chisorą. Obaj znają się od dawna – pierwszy raz spotkali się w ringu w 2011 roku, gdy byli niepokonanymi młodymi zawodnikami.
To nie była specjalnie wyrównana lub emocjonująca walka – Fury dość pewnie wygrał na punkty. Trzy lata później spotkali się po raz kolejny – Tyson wciąż był niepokonanym pretendentem czekającym na mistrzowską szansę, a Derek zaliczył po drodze jeszcze trzy porażki. Najpierw w dyskusyjnych okolicznościach przegrał z Robertem Heleniusem (16-0), ale niespełna trzy miesiące później dostał walkę o tytuł mistrza świata z Witalijem Kliczką (43-2), gdzie został wypunktowany.
Wokół Chisory zrobiło się jednak głośno – starszego z ukraińskich braci spoliczkował przed pojedynkiem, a młodszego opluł. Po zejściu z ringu wdał się w bijatykę z Davidem Hayem (25-2), który wkrótce został jego kolejnym rywalem. Rodak wygrał przez nokaut, ale po serii trzech porażek "Del Boy" zdążył się odbudować. W 2014 roku Fury wygrał każdą rundę – jego rywal został poddany w narożniku po dziesiątej. Wyglądał wtedy na zawodnika skończonego, ale to były tylko pozory.
Ponad osiem lat później obaj Brytyjczycy wciąż liczą się w wielkiej grze. Chisora to najbardziej ekskluzywny "journeyman" w bokserskiej branży. Kibice go uwielbiają, bo nie bierze łatwych walk. Każdy z jego ostatnich pięciu pojedynków był zakontraktowany na dwanaście rund, choć "Del Boy" znajdował się daleko od mistrzowskiego poziomu.
W październiku 2020 dał twardą walkę Usykowi. Wygrał trzy lub cztery rundy, ale dziś utrzymuje, że... został oszukany przez sędziów. O takim scenariuszu można mówić prędzej w kontekście pierwszej walki z Josephem Parkerem (28-2), którą zdaniem większości obserwatorów wygrał. Dwóch arbitrów wskazało rywala – sędzia Grzegorz Molenda punktował na jego korzyść aż 116:111.
W rewanżu nie było wątpliwości, ale Chisora nie dał się znokautował, choć był trzykrotnie liczony. Wydawało się, że jego kolejnym rywalem będzie Adam Kownacki (20-3) – Brytyjczyk w mediach społecznościowych pokazał kontrakt, w którym widniało nazwisko Polaka. Ostatecznie rękawicę po raz drugi podjął Kubrat Pulew (29-2), a po wyrównanym pojedynku – w którym zdaniem większości ekspertów lepszy był Bułgar – w górę powędrowała ręka "Del Boya".
Dyskusyjne zwycięstwo sprawiło, że 38-latek pojawił się w TOP 15 rankingu federacji WBC. Dzięki temu stał się wymarzonym rywalem dla Fury'ego, który potrzebował kogoś, kto ma znane nazwisko i nie jest dla niego specjalnym zagrożeniem. Między innymi dlatego nie wchodziły w grę walki z Arslanbekiem Machmudowem (15-0, 14 KO) czy Żanem Kossubuckim (19-0, 18 KO).
Kibice przyjęli taki wybór mistrzów z mieszanymi uczuciami. Trudno powiedzieć, czy walka zorganizowana na stadionie Tottenhamu w trakcie mundialu będzie hitem Pay-Per-View. Podobno sprzedano komplet ponad 60 tysięcy biletów. Starzy znajomi na ostatniej prostej nawet nie próbowali udawać, że się nie lubią.
– Dlaczego mam obrażać tego człowieka, który przyszedł do mnie z ofertą walki o tytuł mistrza świata i pozwala mi zarobić pieniądze dla mojej rodziny? – tym pytaniem wyjątkowo spokojny Chisora najdobitniej potwierdził komercyjny charakter całego przedsięwzięcia. Na ironię może zakrawać fakt, że mimo ogromnego doświadczenia... dopiero drugi raz stoczy mistrzowski pojedynek.
Fury będzie wyraźnym faworytem. Jego promotorzy zdradzili, że uzgodniono już warunki hitowego starcia z Usykiem. Walka – która powinna wyłonić pierwszego niekwestionowanego mistrza świata wagi ciężkiej od ponad 20 lat – ma się odbyć na przełomie lutego i marca 2023 roku. Ukraiński mistrz ma oglądać walkę spod ringu. "Król Cyganów" w swoim stylu zapowiedział, że spoliczkuje go jak tylko się zobaczą, ale to zapewne kolejna z jego bajeczek.
Weterani wciąż w grze
Kilka godzin później rozstrzygnie się inna trylogia – tym razem w jednej z najniższych kategorii wagowych. 35-letni Roman Gonzalez (51-3, 40 KO) spotka się z młodszym o niespełna trzy lata Juanem Francisco Estradą (43-3, 28 KO), a stawką pojedynku będzie mistrzowski tytuł organizacji WBC w kategorii supermuszej (52,2 kg).
W tej rywalizacji nieco trudniej wskazać faworyta. W 2012 roku wygrał Gonzalez, ale walka odbyła się... dwie kategorie wagowe niżej. W marcu 2021 spotkali się w rewanżu – pojedynek o mistrzowskie pasy WBA i WBC niejednogłośnie wygrał Estrada, ale werdykt wzbudził duże kontrowersje. Mimo zaawansowanego jak na zawodników niskich kategorii wieku obaj trzymają znakomitą formę – wciąż można znaleźć ich nazwiska w wielu prestiżowych notowaniach najlepszych zawodników bez podziału na kategorie wagowe.
Na ostatniej prostej faworytem jest Gonzalez. "Chocolatito" – duma Nikaragui – po dyskusyjnie przegranym rewanżu w świetnym stylu pobił Julio Cesara Martineza (18-1). Dużo młodszy rywal – który przez wiele lat trenował u boku "Canelo" – nie zrobił wagi i w ringu był o wiele cięższym pięściarzem. Estrada też zaliczył tylko jeden występ, ale we wrześniowym starciu z Argim Cortesem (23-2-2) nie zachwycił, choć wygrał jednogłośnie na punkty.
– To może być najlepsza walka całej trylogii – zapowiada Gonzalez, który wciąż nie myśli o końcu kariery. Jeśli wygra w przekonującym stylu to będzie mógł liczyć na kolejne wielkie wyzwanie. Na ostatnim etapie kariery dołączył do amerykańskiej drużyny Eddiego Hearna, który chciał go zestawić z Jesse "Bamem" Rodriguezem (17-0, 11 KO) – do niedawna najmłodszym mistrzem świata bez podziału na kategorie wagowe.