Przejdź do pełnej wersji artykułu

Wirtuoz futbolu i... skrzypiec – fenomen Kałuży

"Józef Kałuża – legenda wiecznie żywa" (Źródło: Sportowa Kultura (twórcy reportażu) "Józef Kałuża – legenda wiecznie żywa" (Źródło: Sportowa Kultura (twórcy reportażu)

Z inicjatywy stowarzyszenia "Sportowa Kultura" powstał film dokumentalny "Józef Kałuża – legenda wiecznie żywa". Historia została opowiedziana z najmniejszymi detalami. To duży prezent dla miłośników retro futbolu.

Pele i Garrincha. Poznaj losy ubóstwianych i... niekochanych

Czytaj też:

Tjikuzu Razundara z Werderu (L) i Jarosław Araszkiewicz (fot. PAP)

Zapomniane życiorysy – Jarosław Araszkiewicz. Buty nie grają...

Siła intelektualna Europy Środkowo-Wschodniej
Tę opowieść osadzono w ciekawych, przedwojennych czasach. W Europie Środkowo-Wschodniej istotny był wtedy wymiar intelektualny futbolu. Praga, Wiedeń i Budapeszt - to były miasta, które wyznaczały kierunki i inspirowały. A Polska nie była wcale ubogim krewnym.

 
Urodzony w galicyjskiej... Ameryce
Możemy być dziś dumni z Józefa Kałuży , który urodził się w Przemyślu, a dorastał na Podgórzu, nieodległym od Krakowa i nazwanym... galicyjską Ameryką. Autor reportażu Krzysztof Baranowski (zrealizował go z Tomaszem Gawędzkim) zaczyna właśnie stamtąd opowieść. Roztacza paletę tamtych czasów, opowiadając o przyjaznych warunkach dla osadników, rzemieślników i kupców. Oni wszyscy żyli na wysokim poziomie.
 
Nie wojskowy, tylko... woźny
Rodzice Józefa często się jednak przemieszczali, byli na Kresach - we Lwowie, co ponoć wiązało się z zawodem ojca przyszłego wizjonera. Miał być wojskowym. To tylko hipoteza i zdaje się, że błędna. Do dziś nikt jej nie potwierdził, ale autor dokumentu czynił takie starania. Należy docenić sięgnięcie przez niego nawet do spisu ludności, by sprawdzić miejsca zamieszkania rodziny Kałużów i weryfikować wszelkie informacje. Okazało się przy tej okazji, że ojciec Józefa mógł być... woźnym w fabryce tytoniu.
 
Błonia i Szkocja
Gdy przeniósł się na krakowskie Błonia i związał z Cracovią , to wkrótce stał się w niej kluczową postacią. Spędził tam niespełna 18 lat, grając w piłkę. Doprowadził "Pasy" do licznych sukcesów. Dbał, by krakowski futbol, uchodzący wówczas za szkołę techniki i dryblingu, nie ustawał w rozwoju.
 
Był gorącym zwolennikiem stylu szkockiego , który polegał na wielu krótkich podaniach, a który historyk futbolu i zarazem erudyta Jonathan Wilson uznał za początek tego, co w naszych czasach znamy jako tiki takę .

Czytaj też:

Sylwester Czereszewski w meczu Szwecja – Polska w eliminacjach Euro 2000

Zapomniane życiorysy – Sylwester Czereszewski. Wigilijny Test Coopera

Choleryczna natura
Jako trener Józef Kałuża był surowy. Choć dbał o piękno gry, to widząc zbędne efekciarstwo, swoistą sztukę dla sztuki, okazywał niezadowolenie. Potrafił wtedy zmyć głowę piłkarzom.

 
Dziennikarz i znakomity historyk futbolu Leszek Jarosz przekonuje, że był cholerykiem, a nawet furiatem. To chyba trafniejsze określenie, bo szalał podczas meczów. Ważne było dla niego pielęgnowanie tożsamości i wpajanie zawodnikom jego sposobu myślenia.
 
Ekonomiczny jak Leo Messi
Gdy grał w piłkę, to zdarzyło się, że strzelił w meczu... 13 goli. Był obunożny, lubił grać ekonomicznie, trochę jak... Messi nie biegał bez celu. Dał się poznać jako spec od arytmii gry - umiał przyspieszać i zwalniać w zależności od okoliczności i potrzeb drużyny.
Wyprawa do Hiszpanii przed stu laty

Oglądając ten dokument widzimy wiele obrazów, archiwalnych materiałów, zdjęć, często zrekonstruowanych, poddanych koloryzacji. Przewijają się też artykuły z "Przeglądu Sportowego" sprzed dziesięcioleci, ale również fragmenty z prasy hiszpańskiej. Powód? Cracovia w czasach Kałuży miała tournée... po Hiszpanii.
 
Trener marzyciel i mecz z Barceloną
Jak tłumaczy to węgierski historyk i polonista Miklos Mitrovits? Stało się to możliwe dzięki staraniom trenera z Węgier Imre Pozsonyia , który marzył o pracy w Barcelonie i z czasem to marzenie spełnił. Gracze z Krakowa odwiedzili stolicę Katalonii, ale też Madryt oraz Walencję w latach 20. ubiegłego wieku. Podróżowali koleją, co było uciążliwe, ale pozwoliło im przeżyć przygodę życia.
Grali wtedy ze znanymi drużynami, a najbardziej zapadł im w pamięć mecz z Barcą. Katalończycy byli brutalni wobec krakusów, a rywalizacja z taśmowo strzelającymi gole Josepem Samitierem oraz Paulino Alcantarą była wyzwaniem, o jakim przybysze z Polski nawet nie śnili. Temu drugiemu bramkarz Cracovii... wybił dwa zęby.

Czytaj też:

Mundial 2022. Najbardziej znaczące geopolityczne akcenty – pomundialowe zestawienie

Kałuża jak Górski i Piechniczek
Ciekawa jest także historia Kałuży jako trenera. Wypowiadają się o nim Leszek Jarosz i Michał Zachodny. Pisali o nim odpowiednio w książkach "Historia mundiali" i "Polska myśl szkoleniowa".

 
Kałuża, który w tym dokumencie jawi się jako pierwszy wielki umysł w polskiej piłce, może być stawiany zdaniem Jarosza w jednym rzędzie obok Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka. 

Nazistowski Berlin i miejsce w czwórce
Przybliżono nam też wydarzenia z IO 1936 w Berlinie, które stały się okazją do szerzenia nazistowskiej propagandy i zapoczątkowały proces polityzacji sportu podczas imprez najwyższej rangi.
 
Kałuża wprowadził wtedy reprezentację Polski do czołowej czwórki, ale przegrał w półfinale z Austrią, za co obarczono go winą. Dlaczego? Ku zdumieniu wielu obserwatorów posłał do boju debiutanta z jednej z poznańskich drużyn kosztem gracza mającego spore doświadczenie w kadrze. Pewnym usprawiedliwieniem trenera mogła być nieobecność w Berlinie Ernesta Wilimowskiego, na co zwraca uwagę red. Jarosz.
 
Mecz z Brazylią i kapitan związkowy
MŚ we Francji 1938 przeszły do historii polskiej piłki dzięki meczowi z Brazylią, przegranemu w dramatycznych okolicznościach 5:6. Były zwroty akcji, zagadkowa do dziś liczba goli Wilimowskiego, wielka ulewa...
 
Kałuża był wtedy kolejny już raz tzw. kapitanem związkowym (wybierano go co roku, a z czasem co 3 lata). O to prestiżowe stanowisko rywalizował z nie byle kim, bo z Wacławem Kucharem . I zawsze był górą.
 
Pełniąc tę rolę, nie prowadził treningów, ale... ustalał skład i kierował drużyną. Polska nie miała jeszcze banku informacji, który na dobrą sprawę otworzył się dzięki Jackowi Gmochowi. To było nawet groteskowe, gdy jeden z Polaków mieszkający w Kraju Kawy, po otrzymaniu prośby o przedstawienie mocnych stron Brazylijczyków zauważył, że... można się przestraszyć najbrzydszego obrońcy, jakiego widział.
 
A po latach Leszek Jarosz zauważył, że ten akurat w tym meczu nie zagrał. Nie było więc okazji, by ktoś poczuł się przestraszony pod jego nieobecność. Jeśli chodzi o Kałużę w kadrze, obsadzonego de facto w roli selekcjonera, a zatem ówczesnego kapitana związkowego, to przed francuskim mundialem nasi piłkarze przejechali się jak walec po Irlandczykach, rozbijając ich 6:0. To jeden z najlepszych meczów reprezentacji Polski w historii.
 
Kałuża polonista
Ostatnia część reportażu jest najbardziej poruszająca i nie traktuje o futbolu. Poznajemy w niej Kałużę jako... nauczyciela języka polskiego, który znał na pamięć całego "Pana Tadeusza" i jako patriotę rozmiłowanego w rodzimej literaturze. Postawił sobie bowiem za cel przekazywanie uczniom kulturalnego dziedzictwa narodu.
 
W reportażu wypowiada się jeden z nich, wiekowy już reżyser filmowy i teatralny - Stefan Szlachtycz. Podkreśla, że Kałuża zaskoczył młodych, bo kategorycznie oznajmił, że o piłce nie będzie ani słowa na lekcjach. Szlachtycz wspomina z rozrzewnieniem, jak jego nauczyciel pięknie grał na skrzypcach, a uczył też śpiewu. Z inicjatywy Kałuży powstał nawet chór, który podczas świąt Bożego Narodzenia śpiewał kolędy.
 
Elegancja i zaginiony rękopis
Kałuża imponował swoim współczesnym stylem bycia, elegancją - pumpy, tweedowa marynarka, specjalny kaszkiet. Z czasem odbierano to z przymrużeniem oka, a nawet przekąsem.
 
Cenił... siebie i swój wkład w rozwój futbolu. Miał pomysł, by zawrzeć to wszystko w książce dla kolejnych pokoleń. To były trudne czasy, więc jedyny egzemplarz, który dał księgarzowi Tadeuszowi Gebertherowi, zaginął podczas Powstania Warszawskiego.
 
Niemcy nagabywali Kałużę?
Szlachtycz utrzymuje, że uzbrojeni Niemcy zjawili się w szkole, do której chodził i nagabywali Kałużę, by przejął stery niemieckiej kadry lub został przynajmniej koordynatorem sportu w Generalnym Gubernatorstwie. Odmówił i nie spotkało go za to nic złego. Krzysztof Baranowski, Leszek Jarosz i Paweł Gaszyński są sceptyczni w ocenie prawdziwości tych zdarzeń i wskazują na ich niewielkie prawdopodobieństwo.
 
Były uczeń Kałuży, Szlachtycz, wspomina też ze smutkiem pogrzeb mistrza w dyskrecji, a wręcz w konspiracji, niedaleko obozu koncentracyjnego. W jego głowie pobrzmiewają ponoć do dziś wystrzały radzieckiej artylerii, które stały się nieusuwalnym wspomnieniem tamtych ponurych czasów.
 
Z jakiego powodu umarł?
W filmie są pod koniec wypowiedzi córki Kałuży – Ireny, która podważa tezę o śmierci ojca z powodu gruźlicy. To zapalenie opon mózgowych było przyczyną zgonu i jej zdaniem podawanie innych przyczyn jest fałszem.
 
Reasumując. Krzysztof Baranowski wykonał mrówczą pracę, sięgał do spisów ludności, pracował rok przy tym projekcie, by wnikliwie przedstawić historię piłkarza, trenera i nauczyciela. To ważne, że poprosił o opinię ekspertów. To nie jest bowiem tylko opowieść o wielkiej postaci polskiej piłki. To także zapis tragedii jednostki. Dziś można snuć przypuszczenia, co by było, gdyby nie tamta wojna...
 
Bartłomiej Najtkowski

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także