W życiu Kornelii Lesiewicz przyszedł czas na gruntowne zmiany. Po przeprowadzce do Krakowa i podjęciu współpracy z trenerem Zbigniewem Królem wyniki pozostawiały wiele do życzenia. Zawodniczka nie zamierzała tracić czasu, dlatego trafiła pod skrzydła Aleksandra Matusińskiego. Czy to dla niej najlepszy wybór? Opowiedziała o tym w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Po znakomitym początku seniorskiej kariery przyszedł moment zawieszenia. Lesiewicz potrzebowała nowego bodźca, bo jej osiągnięcia niespodziewanie wyhamowały po rozpoczęciu współpracy z trenerem Królem.
Mimo że 19-latka była już mistrzynią Europy juniorek i ma w dorobku brąz halowych mistrzostw Europy z Torunia nie mogła liczyć na miejsce w podstawowym składzie "Aniołków". W 2022 roku najszybciej biegała 54,47 sekundy, czyli aż 2,5 sekundy wolnej od życiówki. To dało do myślenia. Postanowiła zmienić szkoleniowca. Ostatecznie wybór padł na trenera Matusińskiego, który od lat świętuje medalowe zdobycze z najszybszymi 400-metrówkami.
Lesiewicz regres formy tłumaczy problemami hormonalnymi. Podkreśla, że potrzebuje stabilizacji, ale nie obawia się o przyszłość, bo ma wokół wspierających jej ludzi. Jej największym celem nadal są igrzyska w Paryżu. W tym momencie musi wrócić do treningów, które były dla niej najbardziej efektywne. Potem przyjdzie czas na myślenie o miejscach na podium.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Zmiana trenera była konieczna?
Kornelia Lesiewicz: – Zrobił się niepotrzebny szum. Ze Zbigniewem Królem spędziłam świetne pół roku. Było fajnie, wiele się nauczyłam. Nie żałuję tego czasu. Nie straciłam go. Musiałam wybrać jednak nieco inną drogę, bo trener specjalizuje się na innych dystansach. Uznaliśmy wspólnie, że tak będzie lepiej. Wybór padł na Aleksandra Matusińskiego. Ma największe doświadczenie w przygotowywaniu biegaczek do pokonywania 400 metrów. Najlepszym przykładem jest Justyna Święty-Ersetic. Zdobyli wspólnie wiele medali.
– Lepiej nie dało się wybrać?
– Wiedziałam, że jeśli mam coś zmieniać, to chciałam trafić do tego trenera. Mieliśmy już styczność w trakcie przygotowań kadry. Byliśmy na międzynarodowych imprezach. Nie narzekaliśmy na współpracę. Ćwiczenia pod okiem pełnego profesjonalisty i świadomego człowieka. Jestem spokojna o kolejne miesiące.
– Myślałaś o zmianie dystansu?
– Jest mi dobrze tu gdzie jestem. Czuję się najlepiej na dystansie 400 metrów. 800 robi różnicę. Bieganie na miejsce i czas to dwa różne światy. Przy dwóch okrążeniach nawet z piątym czasem na listach można walczyć o podium. Wchodzi taktyka, analizowanie rywali. U nas nie ma na to czasu. Na dłuższym dystansie zawodnicy w trakcie przygotowań nie skupiają się tylko na wytrzymałości. Dochodzą kwestie sprinterskie. Mnie, na tę chwilę, nie ciągnie w tamtym kierunku.
– Jaki był ostatni rok?
– Bardzo, bardzo trudny. Po przemyśleniach doszłam do wniosku, że i taki moment jest potrzebny sportowcowi. Ochłonęłam. Zrozumiałam wiele kwestii. Był czas na refleksję. Przeanalizowałam, co jest do poprawy, co idzie po mojej myśli. Wiem, że z dnia na dzień nie wrócę do najlepszej dyspozycji. Staram się. Ciężka i solidna praca może przynieść w przyszłości dobre rezultaty.
– Zmieniłaś trenera i miasto?
– Nie. Żyję na co dzień w Krakowie. Jest mi dobrze. Dodatkowo studiuję. Nie wyobrażam sobie przeprowadzki. Zadomowiłam się. Nie przeszkadza mi trenowanie na planach. Nauczyłam się tego. Trener Matusiński szkoli zawodników w Katowicach. To dla mnie żaden kłopot. Jeśli będzie pilna potrzeba to wsiądę w pociąg i za niecałą godzinę jestem na miejscu. Zależy mi na przygotowaniach. Nie zamierzam odpuszczać. Nie ma już na to czasu. Będziemy się często widywać na zgrupowaniach. To priorytet.
– Wyleciałaś na zgrupowanie do RPA. Co cię tam czeka?
– To będzie jeden z trudniejszych obozów w życiu. Śmiałam się do trenera i mówiła, że jeśli przetrwam ten okres przygotowawczy to wytrzymam już wszystko. Wiem, po co poleciałam do Afryki. Znam cele na ten rok.
– Co masz na myśli?
– Chciałabym powoli wracać na swoje tory. Nie stawiam sobie barier wynikowych. Nie chcę czuć ograniczeń. Takie sposoby są bez sensu. Przekonałam się o tym. Trenuję spokojnie. Dochodzę do formy krok po kroku. Za jakiś czas zobaczymy, na co mnie stać.
– Czułaś na sobie ogromną presję?
– Przez ostatni rok nie pracowałam z psychologiem. Byłam nim sama dla siebie. Miałam wsparcie rodziny i przyjaciół. Za mną najtrudniejszy okres w karierze. Ostatnie miesiące wystawiły mnie na próbę. Na szczęście sobie poradziłam. Zmieniło się środowisko. Musiałam się zaaklimatyzować. Rezultaty nie były najważniejsze.
– Było żal, gdy oglądałaś w telewizji koleżanki z bieżni?
– Polska sztafeta 4x400 metrów od lat pokazuje, że jest w światowej czołówce. Medale z międzynarodowych imprez stały się normą. Chociaż trzeba poświęcić bardzo dużo czasu i ciężko pracować, by walczyć o podia. W Stambule dziewczyn wystąpiły w zdecydowanie innym składzie i wróciły z brązem. Widać, że mamy ogromne zaplecze. Pojawia się większa motywacja do pracy. Wiemy, że każda z nas czeka na swoją szansę. Nikt nie odpuszcza. Chcę wrócić, ale nic na wariata. Liczę, że kibice jeszcze o mnie usłyszą.
– Czujesz zmianę pokoleń?
– Dziewczyny ze sztafety duchem są młode i szalone, ale nie zmienia to faktu, że jestem od nich młodsza o kilka lat. Pojawiają się nowe biegaczki. Następuje płynna wymiana. Bardziej doświadczone zawodniczki są dla mnie wsparciem. Zawsze mogłam z nimi porozmawiać i się doradzić. Nie zostawiały mnie samej. Wsparcie mentalne jest bardzo istotne. Do igrzysk walka o miejsce w składzie będzie mocna. Co nastąpi po Paryżu? To indywidualna decyzja każdej z nich. Nie chcę planować nikomu życia. Trzeba poczekać na ich decyzję.