Już w czwartek startuje NFL Draft. Ponad 260 młodych zawodników z amerykańskich uczelni zostanie wybranych do najlepszej futbolowej ligi świata z szansą na wielką karierę za oceanem. Będzie to też początek sezonu draftowego w najbardziej popularnych ligach Stanów Zjednoczonych.
Dla wielu fanów sportu w Polsce draft nadal jest czymś nie do końca zrozumiałym. Wiele osób usłyszało o nim rok temu w przypadku NBA i wyboru Jeremy'ego Sochana, jednak jak to się dokładnie odbywa, to już inna kwestia.
Draft to nic innego jak nabór zawodników z drużyn uniwersyteckich do ekip zawodowych. Najpopularniejsze amerykańskie ligi (NFL, NBA, NHL, MLB, MLS) nie mają nic w rodzaju swoich sportowych szkółek – młode talenty są wychowywane w szkołach i przygotowywane do draftów.
Najpopularniejszy z nich w Stanach Zjednoczonych – NFL Draft – startuje już w czwartek. Łącznie 3 dni, 7 rund, 262 wybory futbolistów, a dodatkowo kilkadziesiąt godzin telewizyjnego show i spekulacji. Kolejność wyborów zależy od wyników w ubiegłym sezonie – najsłabsze zespoły wybierają na początku, podczas gdy mistrzowie, Kansas City Chiefs, mają ostatni wybór w pierwszej rundzie. Oczywiście nie jest tak, że nadana kolejność nie może zostać zmieniona. Drużyny wymieniają się swoimi wyborami w zamian za doświadczonych zawodników i inne wybory w drafcie. W tym roku z numerem jeden będą wybierać Carolina Panthers, którzy pozyskali tę możliwość w dużej wymianie z najsłabszymi w ubiegłym roku Chicago Bears.
Są też sytuacje niecodzienne – w tym roku w pierwszej rundzie będzie wybranych 31, a nie jak zawsze 32 zawodników. Wszystko przez Miami Dolphins – ekipa z Florydy została ukarana zabraniem najwyższego wyboru ze względu na nielegalne kontaktowanie się z osobami będącymi na kontrakcie w innych drużynach – w tym wypadku byli to legendarny rozgrywający Tom Brady i ówczesny trener New Orleans Saints, Sean Payton.
W kwestii zawodników sprawa jest prosta – wyobraźnię fanów rozpalają zawsze rozgrywający, a tych w czołówce draftu może być w tym roku aż czterech. Bryce Young, C.J. Stroud, Anthony Richardson i Will Levis już niedługo dostaną szansę na odmianę losów kilku drużyn w najlepszej lidze świata. Statystyka pokazuje, że jest w zasadzie zerowa szansa na dobre kariery dla wszystkich czterech graczy. Któryś z nich prawie na pewno okaże się niewypałem – a może nawet więcej niż jeden. Drużyny będące w potrzebie na tej pozycji nie chcą jednak o tym słyszeć – każdy wybierający jedno z tych nazwisk będzie przekonany, że właśnie ustawił drużynę w idealnej pozycji na co najmniej kilka lat do przodu. Inne drużyny ruszą po największe talenty na nieco mniej wartościowych pozycjach. A nie można też zapominać o zawodnikach niewydraftowanych – składy w NFL są tak szerokie, że swoją szansę dostanie też kilkuset zawodników zbyt słabych na wybór w drafcie. Większość z nich zostanie zwolnionych po letnich obozach przygotowawczych, ale pozostali zagrają w NFL i będą mieli szansę na swoje milionowe kontrakty.
Wiele drużyn w najbliższych dniach zmieni swoją przyszłość – na lepsze lub gorsze. Inni zatracą się w "średniactwie". Jednak bez draftu w Stanach Zjednoczonych wygrywać się nie da. Dlatego też miliony widzów obejrzą komisarza Rogera Goodella czytającego kolejne draftowe wybory. Wszystko z nadzieją, że ulubiona drużynie wybierze wymarzonego zawodnika.
I to oczywiście nie tylko w NFL. Od NFL zaczyna się "sezon draftowy". Już w maju loteria ustalająca kolejność wyborów w NBA. W czerwcu drafty NBA i NHL, a w MLB już w lipcu. Każdy na swoich zasadach, jednak z jednym celem – zbudowania najlepszej możliwej drużyny. I tak co roku, do momentu aż nie zbuduje się ekipa zdolna walczyć o najwyższą możliwą wartość w świecie amerykańskiego sportu - pierścień mistrzowski.