Przejdź do pełnej wersji artykułu

Faul, który zmienia życie. Rafał Rostkowski dostał wiadomość od poszkodowanego

/ Tuż po dramatycznym zdarzeniu Damian Kamańczyk, bramkarz Niechcianych FC i kolega sfaulowanego Dominika Różyckiego, zszedł z boiska, żeby zrobić kilka zdjęć. Na tym widać udzielanie pomocy i oczekiwanie na karetkę pogotowia. (Autor: Damian Kamańczyk) Tuż po dramatycznym zdarzeniu Damian Kamańczyk, bramkarz Niechcianych FC i kolega sfaulowanego Dominika Różyckiego, zszedł z boiska, żeby zrobić kilka zdjęć. Na tym widać udzielanie pomocy i oczekiwanie na karetkę pogotowia. (Autor: Damian Kamańczyk)

Patrzyłem na piłkę, a potem już nic nie pamiętam. Straciłem przytomność na 20 minut. Mam pękniętą podstawę czaszki, pękniętą kość skroniową, złamaną szczękę, pękniętą błonę bębenkową, miałem też wstrząs mózgu, krwotok z ucha, przez miesiąc nic nie słyszałem na prawe ucho, mam też inne obrażenia. Cieszę się, że żyję, ale jednocześnie martwię, bo nie wiem, jak dalej będę żyć – mówi Dominik Różycki, piłkarz amator, sfaulowany od tyłu przez rywala, którego nawet nie widział. Pan Dominik napisał do mnie z prośbą o opinię na temat faulu.

Michał Listkiewicz kończy karierę w UEFA

Czytaj też:

Szymon Marciniak (fot. Getty Images)

Szymon Marciniak w jednym szeregu z Pierluigim Colliną i Howardem Webbem

"Czy Pan jako osoba znająca sport, piłkę i szereg dziedzin życia, mógłby wyrobić sobie jakąś opinię w tym temacie? Jako osoba zupełnie postronna, ale biorąca pod uwagę przepisy gry w piłkę nożną…" – to fragment wiadomości, którą przysłał do mnie Dominik Różycki, 40-letni piłkarz amator, zawodnik drużyny Niechciani FC.

"Jestem zdruzgotany skutkami zagrania bramkarza rywali, znieczulicą i brakiem czegokolwiek poza wylanym hejtem…" – przyznał w tej samej wiadomości.

Gdy zadzwoniłem, Dominik Różycki nie krył żalu do zawodnika, który go sfaulował: – Piłka nigdy dla nikogo nie powinna być ważniejsza niż czyjeś zdrowie i życie – mówi przykładając słuchawkę do lewego ucha, bo na prawe nadal prawie nic nie słyszy. – Napisałem do pana, bo takie faule i kontuzje trzeba nagłaśniać i piętnować, żeby ktoś inny nie sfaulował kogoś podobnie i żeby znowu kogoś nie spotkała taka czy podobna krzywda do mojej – mówi z bólem i troską w rozmowie dla TVPSPORT.PL.

"Odcięło mi prąd. Później karetka, nosze, SOR…"

To historia ku przestrodze. Dominik Różycki odniósł bardzo poważne obrażenia, od miesiąca jest na zwolnieniu lekarskim, ale podobne lub gorsze mogą być skutki wielu innych fauli, zwłaszcza takich popełnionych od tyłu, gdy sfaulowany niczego się nie spodziewa i w żaden sposób nie może się przygotować na uderzenie. To mogło przydarzyć się dosłownie każdemu. Dorosłemu albo dziecku. Mogło na prawdziwym boisku, na którym trawa – prawdziwa lub sztuczna – w pewnym stopniu amortyzuje skutki upadków, a tym bardziej coś podobnego mogłoby się zdarzyć na boisku betonowym, pokrytym cienką warstwą sztucznej wykładziny, lub w szkole: na twardej podłodze albo na parkiecie.

Dramatyczne zdarzenie z udziałem Różyckiego miało miejsce na boisku ze sztuczną trawą – w rozgrywkach Brzezińskiej Ligi Piłki Nożnej. Niechciani FC grali z lokalną drużyną Wybrzeża Klatki Schodowej, przez niektórych nazywaną zespołem gwiazd tej ligi.

Różycki był poza polem karnym rywali, w okolicy łuku pola karnego. Czekał na lecącą w jego kierunku piłkę i zamierzał próbować ją zagrać. Bramkę i bramkarza rywali miał za plecami, więc nawet ich nie widział. Gdy piłka była tuż przed Różyckim, głową próbował ją wybić Konrad Markiewicz, bramkarz Wybrzeża Klatki Schodowej. Zrobił to w taki sposób, atakując Różyckiego od tyłu, że gruchotanie kości było słychać spoza boiska.

"Było widać, że ten faul miał poważne skutki" – napisał do mnie Damian Kamańczyk, bramkarz Niechcianych FC, który zszedł za linię boczną, wziął aparat i od razu zaczął robić zdjęcia. "On stracił przytomność. Zajmowali się nim. Czekali na karetkę" – opisał mi to, co uwiecznił na zdjęciach.

"Co pamiętam z chwili zdarzenia? Tylko lecącą w moją stronę piłkę i jeden wielki dzwon. Chłopaki mówią, że odgłos był przerażający. Nie wiem. Odcięło mi prąd. Później karetka, nosze, SOR…" – napisali Różycki z kolegami w poście pt. "Dlaczego mecz z WKS został przerwany" zamieszczonym na profilu Niechciani FC w jednym z portali społecznościowych.

Fot. Facebook

Czytaj też:

Pogoni Szczecin należał się rzut karny w meczu z Górnikiem Zabrze. Zamiast tego przegrała 1:2

"Przepisy gry" nie pozostawiają wątpliwości

Zdarzenie nie zostało sfilmowane, ale jego ocena – biorąc pod uwagę treść "Przepisów gry" oraz to, co widzieli świadkowie – nie powinna budzić większych kontrowersji. Oto kilka fragmentów artykułu 12 pt. "Gra niedozwolona i niewłaściwe postępowanie".

"Użycie nieproporcjonalnej siły ma miejsce wtedy, gdy atak zawodnika przekracza granicę użycia akceptowalnej siły i zagraża bezpieczeństwu przeciwnika. Zawodnik tak grający musi być wykluczony z gry."

"Zawodnik, zawodnik rezerwowy lub zawodnik wymieniony zostaje wykluczony z gry, jeżeli popełnia jakiekolwiek z następujących przewinień:

(…) • popełnia poważny, rażący faul
(…) • zachowuje się gwałtownie, agresywnie, (...)"

W "Przepisach gry" są też zawarte definicje wyżej wymienionych pojęć. "Poważny, rażący faul" to:

"Atak nogami lub atak w walce o piłkę, który naraża na niebezpieczeństwo zawodnika drużyny przeciwnej lub który wykonany został z użyciem nadmiernej siły lub brutalności, musi być traktowany jako poważny, rażący faul.

Każdy zawodnik, który gwałtownie atakuje przeciwnika, kiedy walcząc o piłkę, naskakuje z przodu, z boku lub z tyłu, używając jednej lub obu nóg – czyniąc to z użyciem nieproporcjonalnej siły i narażając tego zawodnika na niebezpieczeństwo – popełnia poważny, rażący faul."

"Gwałtowne, agresywne zachowanie" ma miejsce wtedy, gdy:

"Zawodnik zachowuje się gwałtownie, agresywnie, gdy używa lub próbuje użyć nieproporcjonalnej siły bądź brutalności w stosunku do przeciwnika, kiedy nie walczą o piłkę oraz wobec współpartnera, osoby funkcyjnej, sędziego, widza, lub jakiejkolwiek innej osoby, bez względu na to, czy doszło do kontaktu.(…)".

Dalej w „Przepisach gry” jest też lista przewinień, za które piłkarz musi być ukarany wykluczeniem z gry. I tutaj też wymienione jest „zachowanie agresywne lub z użyciem siły fizycznej (włączając w to plucie lub gryzienie) wobec zawodnika drużyny przeciwnej, zawodnika rezerwowego, osoby funkcyjnej, jednego z sędziów, widza lub jakiejkolwiek innej osoby (np. chłopca/dziewczynki do podawania piłek, ochroniarza lub działacza itp.)”.


"Jadłem tylko to, czego nie musiałem gryźć"

Po wypadku Różycki początkowo nie mógł nawet pisać. Gdy już mógł, postanowił wyjaśnić, dlaczego mecz z Wybrzeżem Klatki Schodowej został przerwany i w jakiej sytuacji się znalazł. "Tam, gdzie kompletny brak wyobraźni pozwala Ci wierzyć, że to gra o Finał Ligi Mistrzów… cierpi zdrowie i ludzie" – można przeczytać we wstępie do posta, który został zamieszczony na profilu "Niechciani FC".

"Nazywane amatorskimi rozgrywki Brzezińskiej Ligi Piłki Nożnej miały być dla mnie i kolegów z Niechcianych odskocznią (…) i, lekko mówiąc, kompletna bezmyślność bramkarza rywali, który wleciał we mnie swoją głową poza polem karnym doprowadziła mnie do utraty przytomności, pękniętej kości skroniowej, złamanej szczęki, pękniętej podstawy czaszki, krwotoku z ucha, wstrząsu mózgu i kto wie czego jeszcze dalej."

Różycki przez tydzień był w szpitalu. Przez pięć dni nie mógł podnieść się z łóżka. Miał zawroty głowy. Jadł tylko rzeczy, których nie musiał gryźć, bo szczęka nie radziła sobie z naciskiem. Różycki przyznaje, że skutki faulu powodują u niego permanentny stres. Lekarze od razu skierowali go na miesięczne zwolnienie lekarskie, cały czas przebywa na L4, i nawet nie wie, kiedy – choćby mniej więcej – to się skończy.

"Dużo z tego, co planowałem, nie zrealizuję, bo mam problemy w poruszaniu się, nie mogę się schylać, dźwigać, jeździć samochodem. Dostaję silne leki na zawroty głowy, a kładąc się wieczorem, zastanawiam się po prostu, czy rano wstanę i czy znowu będzie ten wir w głowie."

"Trochę mi skomplikowałeś sytuację" – pisze ofiara

Dopiero po miesiącu od faulu powoli zaczyna odzyskiwać słuch na prawe ucho. Nadal ma zawroty głowy i kłopoty z utrzymaniem równowagi – lekarze stwierdzili uszkodzenie błędnika.

"W sporcie, nawet tym amatorskim, są jakieś granice. To granice zdrowego rozsądku. Iść do końca, czy odpuścić? Przecież nie każda sytuacja to zaraz stracona bramka, a ta z mojego przykładu z pewnością taką nie była, a zagranie bramkarza WKS bezsensowne. Żeby uciąć dyskusję… gdybyś rozwalił mi głowę do tego stopnia, że teraz byłbym rośliną, robił pod siebie, a moja rodzina wyła z rozpaczy, to zrobiłbyś to drugi raz idąc ślepo na piłkę, a mając mnie przed sobą? Wątpię. Nie będę teraz chodził do pracy. Nikt nie wie jak długo. Mam do płacenia rachunki, kredyty, kogoś na utrzymaniu. Trochę mi skomplikowałeś sytuację, ale co tam – najważniejsze, że poszedłeś opór do przodu" – napisał kierując słowa do bramkarza Wybrzeża Klatki Schodowej.

Różycki twierdzi, że nikt go nawet nie przeprosił. Ani Konrad Markiewicz, który był tym bramkarzem, ani nikt w imieniu drużyny WKS.

"No, okej, i co w związku z tym?" – pyta sprawca

Gdy zadzwoniłem do Konrada Markiewicza i zapytałem, czy pamięta to zdarzenie i co ma do powiedzenia, od razu przyznał: – Tak, pamiętam, byłem nawet uczestnikiem tej sprawy. Relacje świadków ze strony drużyny przeciwnej są takie, że moja interwencja była wykonywana z premedytacją. Zostało na mnie wylane wiadro pomyj. Ja tego tak nie widzę, moja drużyna też tego tak nie widzi. Osoba, która prowadziła mecz, też tego nie widzi w ten sposób, organizator tego też tak nie widzi. No, nieszczęśliwy wypadek, takie rzeczy zdarzają się na boisku – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL.

Markiewicz potwierdza, że interwencja miała miejsce poza polem karnym. Dlatego próbował wybić piłkę głową.

– Kurczę, jakby to powiedzieć… Ciężko mi zobrazować opisując to słowami, bo jednak dużo bardziej widoczne byłoby to w relacji wideo. Mnie się wydaje, że wyszedłem z pola karnego. Jako że jestem bramkarzem, to tej piłki nie mogłem złapać. Interweniowałem poprzez wybicie piłki… Podszedłem pod piłkę. To nie było tak, że impet mojej głowy był przy piłce i przy panu Różyckim. Ze względu na to, jakie pan Różycki obrażenia odniósł, to on, z tego co wiem, tyłem głowy lub bokiem, nie wiem, czy to była okolica potylicy czy skroni, i mnie się wydaje, że to on skoczył. Zderzyliśmy się, to prawda, ale ja byłem pierwszy przy piłce. Osoby z mojej drużyny również mogłyby to potwierdzić – mówi Markiewicz.

Bramkarz WKS myli się podwójnie. Po pierwsze dlatego, że żadna z osób, z którymi rozmawiałem, nawet sam Różycki, ani słowem nie zarzucił Markiewiczowi działania z premedytacją. Zarzucają mu natomiast bezmyślność, brak wyobraźni i popełnienie poważnego, rażącego faulu. Po drugie myli się również tłumacząc słowami "byłem pierwszy przy piłce". Z punktu widzenia "Przepisów gry" dla stwierdzenia faulu (także poważnego, rażącego) nie ma żadnego znaczenia, który zawodnik był pierwszy przy piłce. Nie ma też znaczenia, który zawodnik pierwszy dotknął czy zagrał piłkę. Znaczenie ma tylko to, kto co zrobił względem drugiego zawodnika.

Dlatego zadałem Markiewiczowi pytanie dodatkowe: 

– Czy widział pan pana Różyckiego, kiedy atakował pan piłkę?
– Tak, tak, oczywiście – odpowiedział Markiewicz.

– A czy zna pan „Przepisy gry” w piłkę nożną? Czy wie pan, że to, że był pan pierwszy przy piłce, nie ma żadnego znaczenia?
– No, okej, i co w związku z tym?

– Pytam, czy pan wie, bo wielu piłkarzy nie wie.
– Tak, tak, tak, oczywiście.

– A gdyby drugi raz zdarzyła się taka sytuacja, że widziałby pan rywala, który czeka na piłkę, zaatakowałby pan drugi raz w podobny sposób mając już takie doświadczenie na koncie?
– No, to jest strasznie hipotetyczne pytanie. Nie jestem w stanie na to odpowiedzieć. To zależy.

– A czy zakończył pan karierę piłkarską, czy będzie dalej grał?
– Czy ja zakończyłem karierę piłkarską? Ja nie mam kariery piłkarskiej.

– Czy gra pan w piłkę nadal?
– Tak, czysto rekreacyjnie.

– To może się zdarzyć taka sytuacja, że znowu zobaczy pan spadającą piłkę, zobaczy pan rywala, który jest plecami do pana, do bramkarza i do bramki, bo czeka na piłkę, i pytanie: czy jeszcze raz skoczy pan w taki sposób?
– Ale ten zawodnik nie czekał na piłkę.

– A co robił?
– Atakował w piłkę.

– Będąc plecami do pana skoczył na pana? Chyba nie ma wątpliwości, że on pana nie widział, a pan go widział. Tutaj relacje są dosyć zgodne.
– No okej.

– To jest trochę tak jak z prowadzeniem samochodu. Może pan prowadzić samochód z dozwoloną prędkością, ale jeśli jedzie pan za innym pojazdem, to nawet jeżeli prowadzi pan 20 kilometrów na godzinę, ale niestety ma pan pecha, bo jest ślisko, jest tak zwana szklanka i zderza się pan z pojazdem jadącym przed panem, to policjanci wlepiają panu mandat za niedostosowanie się do warunków i niedochowanie należytej ostrożności. Dlatego pytam, czy jeśli jeszcze raz zobaczy pan taką samą sytuację albo podobną, to jeszcze raz wyskoczy pan w taki czy podobny sposób?
W tym momencie rozmowy słychać było głębsze westchnienie Markiewicza. – Nie wiem, nie wiem – odpowiedział po chwili namysłu.

– Czy kontaktował się pan z panem Różyckim później?
– Nie, absolutnie się nie kontaktowałem.

– Ale wie pan, że ma poważne obrażenia?
– Wiem, oczywiście, że wiem.

– Czyli rozumiem, że pan zaprzecza, że działał z premedytacją, ale samemu faulowi już pan nie zaprzecza?
– Nie, faulowi też zaprzeczam.

– Opisał pan zdarzenie, że pan widział przeciwnika, skoczył pan poza polem karnym…
– Nie, tak jak mówiłem, podszedłem pod piłkę.

– Z punktu widzenia „Przepisów gry” nie ma tu znaczenia, czy pan skakał, podszedł czy zaatakował w inny sposób. Widział pan przeciwnika, atakował pan piłkę, skutki są takie, jakie są. I pan mówi, że pana zdaniem to nie jest faul?
– Tak.

– Czyli według pana to tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności?
– Oj, tak, bardzo nieszczęśliwy.

– I nie kontaktował się pan, nie przeprosił pana Różyckiego?
– Nie.

– A czy coś może chciałby pan dodać w tej sprawie?
– Nie.

Faul, który boli nawet po 40 latach

Najsłynniejszy faul, pod względem skutków interwencji bramkarza bardzo podobny do zdarzenia z udziałem Różyckiego i Markiewicza, został popełniony w Sewilli w czasie półfinałowego meczu Francja – RFN (Republika Federalna Niemiec) podczas mistrzostw świata w Hiszpanii w 1982 roku. Niemiecki bramkarz Harald Schumacher staranował wtedy biegnącego za piłką Patricka Battistona. Francuz, podobnie jak Różycki, od razu stracił przytomność. Gdy kapitan Francuzów Michel Platini podbiegł do leżącego kolegi, myślał, że ten już nie żyje.

Francuz widział nadbiegającego rywala, ale nie spodziewał się, że ten zaatakuje go z pełnym impetem. Niemiec wybił mu zęby, złamał trzy żebra i doprowadził do tak poważnych uszkodzeń głowy, że Battiston trafił do szpitala i musiał leczyć się długie miesiące. Później wrócił do grania w piłkę nożną, ale – mimo że od faulu Schumachera na Battistonie minęło ponad 40 lat temu – Francuz nadal odczuwa bóle głowy i pleców spowodowane urazami sprzed lat.

Faule od tyłu szczególnie niebezpieczne

Po wielu kolejnych podobnych faulach i kontuzjach, w 1990 roku, na podstawie rekomendacji Komisji Medycznej FIFA, Komisja Sędziowska FIFA nakazała sędziom karać czerwoną kartką wszystkie faule popełnione od tyłu. Chodziło o akcje, w których zawodnik sfaulowany nie wiedział, nie spodziewał się, że jest atakowany przez rywala. Jeżeli piłkarz atakował przeciwnika w sposób brutalny czy "z małym lub żadnym zamiarem zagrania piłki", musiał liczyć się z tym, że arbiter wykluczy go z gry.

Z czasem sędziowie zaczęli różnicować faule od tyłu. Teraz kolor kartki zależy od tego, czy faul jest nierozważny czy może poważny i rażący, jednak faule popełnione od tyłu nadal z reguły traktowane są jako szczególnie niebezpieczne dla zdrowia i kariery piłkarskiej. Fakt, czy faulujący dotknął lub zagrał piłkę, nadal jest zupełnie nieistotny dla stwierdzenia, że został popełniony faul.

Różycki nie wie, jak bardzo odniesione urazy zmienią jego życie, ani nie wie, jak duży będzie miał uszczerbek na zdrowiu. – Moja głowa jest teraz jak szklanka. O graniu w piłkę mogę już zapomnieć.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także