Tyson Fury (33-0-1, 24 KO) nie przestaje zaskakiwać. Mistrz wagi ciężkiej odwiedził niedawno Australię, gdzie próbował znaleźć kolejnego przeciwnika. Pojawiło się paru chętnych, ale nie znalazł się płatnik. Niezrażony "Król Cyganów" kontynuował krucjatę już w Anglii, gdzie znów wziął na celownik Anthony'ego Joshuę (25-3, 22 KO). Sprawy nie wyglądają zbyt poważnie, czego nie ukrywają już nawet promotorzy czempiona organizacji WBC i jego koledzy po fachu.
CORAZ BLIŻEJ WALKI USYKA W POLSCE!
3 czerwca minie dokładnie pół roku od ostatniej walki Fury'ego. W tym okresie 34-letni pięściarz nie potrafił znaleźć żadnego rywala, choć przymiarek było sporo. Po ostatnim zwycięstwie nad Dereckiem Chisorą (33-12, 24 KO) zalała go fala krytyki. Pojedynek obejrzał komplet widzów na stadionie Tottenhamu, ale wyniki sprzedaży Pay-Per-View rozczarowały. Podobnie jak przebieg walki, która chwilami wręcz porażała jednostronnością i ostatecznie została przerwana w dziesiątej rundzie.
Kolejne miesiące stały pod znakiem przedłużających się negocjacji z Ołeksandrem Usykiem (19-0, 13 KO) – posiadaczem mistrzowskich pasów organizacji WBA, WBO i IBF. Walka o tytuł niekwestionowanego czempiona wydawała się oczywista dla obu, ale mimo to porozumienia nie osiągnięto. W powszechnym odbiorze obwiniano za to głównie Fury'ego, bo postawił szereg zaporowych warunków, w których nie było widać żadnych śladów dobrej woli.
Negocjacje w sieci
Pojedynek miał się odbyć 29 kwietnia na Wembley. Mimo szumnych zapowiedzi Brytyjczyk nie znalazł zastępcy i termin przepadł. Promotorzy Ukraińca rozpoczęli negocjacje w sprawie walki z Danielem Dubois (18-1, 17 KO) – obowiązkowym pretendentem narzuconym przez federację WBA. Po przetargu rozstrzygniętym na korzyść mistrza najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że do starcia dojdzie w Polsce. Wstępna data to 26 sierpnia, a gospodarzem wydarzenia może być stadion we Wrocławiu.
Tymczasem "Król Cyganów" kolejne walki toczy głównie w mediach społecznościowych. Jego kolejny występ miał się odbyć latem, ale dwaj główni rywale odmówili. Zhilei Zhang (25-1-1, 20 KO) nie miał wyjścia – kontrakt zmusza go do rewanżu z Joe Joycem (15-1, 14 KO), którego sensacyjnie pokonał w kwietniu. Fury nie dogadał się także z Andym Ruizem (35-2, 22 KO) – pierwszy pogromca Joshuy miał zażądać kosmicznej wypłaty.
– Nie wiem czy sam Tyson wie co chce teraz zrobić. Z nim nigdy nic nie wiadomo… Czasami jego zachowanie zależy od tego, w jakim humorze obudzi się danego dnia. Na ten moment wydaje mi się, że temat stoczenia walki latem upadł i Fury poczeka na walkę z Usykiem pod koniec roku – ocenił w połowie maja Bob Arum, jeden z promotorów brytyjskiego mistrza.
Na ripostę nie trzeba było długo czekać. "Wiem czego chcę Bob. Chcę walki, którą gwarantuje mi nasza umowa. Jeśli nie to zwolnijcie mnie z kontraktu" – skomentował Fury w mediach społecznościowych. Wtedy do rozmowy włączyli się inni wysoko notowani zawodnicy wagi ciężkiej, którzy zadeklarowali gotowość do stoczenia walki latem. Zgłoszenia Franka Sancheza (22-0, 15 KO) i Martina Bakole (19-1, 14 KO) nie doczekały się jednak reakcji mistrza.
Dlaczego nie Antypody?
Końcówkę maja Fury spędził już w Australii. Pojawił się tam głównie jako wsparcie dla Josepha Parkera (32-3, 22 KO) – długoletniego sparingpartnera i dobrego kumpla, który w Melbourne dopisał do rekordu kolejną wygraną przez nokaut. Tyson z nowych obowiązków wywiązał się śpiewająco – przez kilka dni sportowe media żyły jego kolejnymi wypowiedziami. Czempion wagi ciężkiej zadeklarował, że to właśnie w Australii mógłby stoczyć kolejną walkę.
– Naprawdę chciałbym tu wystąpić. Nie mam jeszcze przeciwnika, więc musimy się tym teraz zająć. W trakcie następnych kilku dni będę podróżował po kraju i obejrzę kilka miejsc, gdzie taka walka mogłaby dojść do skutku – komentował Fury. Dwóch miejscowych pięściarzy zdradziło nawet, że odbyły się już wstępne rozmowy w tej sprawie. Najbardziej oczywistym kandydatem wydawał się Demsey McKean (22-0, 14 KO).
– To zawodnik z TOP 10 wagi ciężkiej. Jeśli dojdzie do walki z Usykiem to byłby idealnym przetarciem, bo też jest mańkutem - podsumował Fury. To oczywiście robota PR-owa, bo w dorobku 32-letniego Australijczyka ciężko wskazać jakieś znaczące zwycięstwo. Statystyczny portal Boxrec klasyfikuje go na 54. pozycji, co dobrze oddaje jego miejsce w szerokiej czołówce wagi ciężkiej. Jedną pozycję wyżej można odnaleźć... Marcina Siwego (25-0-1, 12 KO).
Mimo to ewentualna walka z McKeanem ma sporo sensu. W karierze Fury'ego do takich pojedynków już przecież dochodziło – Tom Schwarz (24-0) i Otto Wallin (20-0) zostali wybrani, bo mieli idealne rekordy i nie byli postrzegani jako duże zagrożenie. Największą niewiadomą pozostaje potencjał marketingowy Australijczyka, który w przeciwieństwie do choćby Josepha Parkera nie sprawdził się jako bohater dużej walki wieczoru.
Kolejne dni pobytu na Antypodach zakończyły się wskazaniem drugiego chętnego. Jai Opetaia (22-0, 17 KO) to wybór z gatunku zdecydowanie nieoczywistych. Przede wszystkim dlatego, że nie jest nawet zawodnikiem wagi ciężkiej. Mimo to ta kandydatura ma sporo atutów. 27-latek to mistrz federacji IBF w wadze junior ciężkiej. Podobnie jak Usyk jest mańkutem, ale dużo lepszym od McKeana.
Opetaia wyrwał mistrzowski tytuł w lipcu 2022 roku z rąk Mairisa Briedisa (28-1, 20 KO), który był wówczas uważany za najlepszego w kategorii cruiser. Szerzej nieznany do tego momentu Australijczyk odpowiedział wtedy na wiele pytań. W heroicznym stylu dotrwał do końca walki mimo złamanej w dwóch miejscach szczęki. Kontuzja została wyleczona, jednak nowy mistrz nie stoczył jeszcze pierwszej walki w obronie tytułu. Duża w tym zasługa głośnego konfliktu z promotorem Deanem Lonerganem, który przeniósł się do sali sądowej.
To zamieszanie może zresztą sprawić, że Opetaia straci tytuł. Wiadomo, że jego następnym rywalem będzie Mateusz Masternak (47-5, 31 KO) – obowiązkowy pretendent. Problemy z promotorem utrudniają jednak rozpoczęcie jakichkolwiek negocjacji. Federacja IBF zachowuje do mistrza dużo cierpliwości, ale on sam zaczął snuć rozważania na temat walki z Furym. Plotki nabrały na sile po spotkaniu pięściarzy w Brisbane.
– Jeśli pojawią się odpowiednie pieniądze to nie widzę lepszej walki do zrobienia na australijskim rynku – ocenił Mick Francis, menedżer Opetai. – Jai nie ma już nic do udowodnienia w wadze cruiser i podjąłby się takiego wyzwania w mgnieniu oka. Na co dzień sparuje zresztą z przedstawicielami kategorii ciężkiej, bo ci mniejsi nie stanowią dla niego większego wyzwania – dodał doradca.
Zderzenie z rzeczywistością
Australijskie tournee dobiegło jednak końca, a żadne konkrety się nie pojawiły. Nie jest tajemnicą, że Fury oczekuje za walkę co najmniej kilkunastu milionów dolarów. Organizację tak dużego wydarzenia na Antypodach ciężko sobie wyobrazić bez wsparcia rządu. Wciąż nie pojawił się jednak ktoś, kto chciałby zaryzykować i za to wszystko zapłacić.
Niezrażony Tyson postanowił kontynuować osobliwą krucjatę na Wyspach. Rywale deklarujący wcześniej chęć walki nie wzbudzili jednak jego zainteresowania. Dlatego po raz kolejny wyzwał do walki Joshuę, który ma już jednak mocno sprecyzowane plany. W sierpniu "AJ" może zmierzyć się z Dillianem Whytem (29-3, 19 KO) w głośnym rewanżu, a w grudniu liczy na starcie z Deontayem Wilderem (42-2-1, 41 KO).
– Kontrakt został wysłany! – grzmiał Fury. Jego promotorzy doprecyzowali jednak, że nie była to szczegółowa umowa, a ramowy plan podsumowujący warunki ustalone jesienią 2022 roku. Wtedy scenariusz był podobny – "Król Cyganów" wyzwał rodaka i zlecił robotę swoim doradcom, by w najmniej oczekiwanym momencie wszystko odwołać i ogłosić walkę z Chisorą.
Tym razem temat błyskawicznie uciął sam Joshua. Nic dziwnego – on również zaufał projektowi nadzorowanemu przez Saudów, którzy w grudniu zamierzają zorganizować święto wagi ciężkiej. To dużo pewniejsze niż kolejne negocjacje, które znów mogą być prowadzone głównie z myślą o mediach. To na swój sposób wymowne, że z kwartetu Joshua, Wilder, Usyk i Fury tylko ten czwarty zdaje się kwestionować sens grudniowego przedsięwzięcia.
– Naprawdę zaczyna mnie to już trochę męczyć. Kumpluję się z Tysonem i wciąż uważam go za znakomitego pięściarza, ale doszliśmy do miejsca, w którym cały ten nonsens staje się już nudny. Nie możemy wszyscy tańczyć do melodii, którą akurat zaczyna grać – skomentował Carl Froch, były mistrz świata.
Takie podejście powoli zaczyna na Wyspach dominować. Fury'ego coraz głośniej krytykuje choćby Simon Jordan – biznesmen i celebryta prowadzący programy dla radia TalkSport. – Tyson przez tego typu zachowania powoli staje się pośmiewiskiem. Ludzie mają już tego dość – ocenił. Wszyscy przyzwyczaili się już, że mistrz wagi ciężkiej lubi robić wokół siebie dużo szumu, ale w ostatnim czasie przestały z tym iść w parze wyzwania sportowe.
A przecież jeszcze w listopadzie 2022 roku Fury zapowiadał z kamienną twarzą, że w kolejnym roku chce stoczyć nawet 15-20 walk – jak wielcy mistrzowie poprzednich epok. Na razie wciąż nie stoczył choćby jednej. Żaden pojedynek nie został też oficjalnie zaplanowany. Wiadomo również, że na pewno można wykluczyć jakiekolwiek występy w Stanach Zjednoczonych – Tyson nie ma tam wstępu jako osoba współpracująca z Danielem Kinahanem. Domniemany szef irlandzkiej mafii jest objęty szeregiem postępowaniem i od lat nie pojawił się w ojczyźnie.
Cały czas sprzeczne sygnały wysyła także John Fury. Ojciec mistrza wcześniej wzywał go do porzucenia trenera Sugar Hilla Stewarda, którego nazwał "Judaszem". Wszystko przez to, że szkoleniowiec pytany przez media po fiasku negocjacji z Usykiem szczerze przyznał, że nie miał w tym okresie planów związanych z trenowaniem Tysona. Sam zainteresowany twierdził co innego – miał być w życiowej formie.
Pod koniec maja senior kontrowersyjnego rodu wygłosił kolejną szokującą teorię. – Jeśli nie dojdzie do walki z Usykiem to Tyson może równie dobrze zakończyć karierę. Nie ma innych rywali, którzy graliby z nim w tej samej lidze – ocenił John Fury. Co wyniknie z tego całego zamieszania? Niestety przed ewentualnym grudniowym świętem boksu coraz mniej wskazuje na walkę z solidnym rywalem...