Nieco ponad dekadę po legendarnej trylogii Roberto Duran i Esteban De Jesus spotkali się ponownie – tym razem nie w ringu, a w szpitalu. Poruszające zdjęcie szybko obiegło świat, a w środowisku po raz pierwszy rozpoczęła się poważna dyskusja o zagrożeniach związanych z AIDS.
W 2023 roku Międzynarodowy Dzień Pamięci o Zmarłych na AIDS wypada 19 maja.
W latach osiemdziesiątych wirus HIV wywołał panikę na świecie. Lekarze długo głowili się nad jego specyfiką, która nie przypominała niczego znanego nauce. Ustalono, że ludzie zarazili się nim prawdopodobnie już na początku XX wieku od chorych szympansów. W 1984 roku udało się wyizolować wirus w Stanach Zjednoczonych. Kilka miesięcy później pojawiły się pierwsze testy, a świadomość społeczna powoli rosła, z roku na rok.
Szybko stało się jasne, że zakażenie wirusem HIV często prowadzi do AIDS, co jest uważane za kolejne stadium choroby. To zespół nabytego niedoboru odporności – może prowadzić nawet do śmierci. Wirus potrafi powoli niszczyć układ odpornościowy nie dając właściwie żadnych charakterystycznych objawów – dlatego może się łatwo rozprzestrzeniać między kolejnymi zakażonymi.
Lekarze dość szybko zdołali wskazać dwie główne drogi przenoszenia. Jako najważniejszą wskazano kontakty seksualne bez zabezpieczenia – ze szczególnym uwzględnieniem stosunków homoseksualnych mężczyzn. Wirus siał spustoszenie również w środowiskach narkomanów, którzy nie przywiązywali wielkiej wagi do czystości igieł i strzykawek.
Temat HIV i AIDS szybko stał się istotny w sporcie i dotyczył też kultury popularnej. Przełom przyszedł w listopadzie 1991 roku, gdy w odstępie kilkunastu dni walkę z chorobą ogłosili Freddie Mercury i Magic Johnson. "Uważałem za właściwe utrzymać tę informację w tajemnicy, by chronić prywatność. Teraz nadszedł jednak czas, by powiedzieć prawdę. Mam nadzieję, że lekarze i wszyscy ludzie dobrej woli na całym świecie dołączą do mnie w walce z tą straszną chorobą" – poinformował 23 listopada lider grupy Queen w komunikacie prasowym. Dzień później światem wstrząsnęła informacja o jego śmierci.
32-letni Earvin "Magic" Johnson miał więcej szczęścia. Diagnozę poznał latem 1991 roku, ale oficjalnie ogłosił ją 7 listopada. Jeden z najlepszych graczy w historii NBA zniknął z dnia na dzień z parkietów, ale wkrótce na nie wrócił. Jego powrót wzbudził jednak spore kontrowersje – nie brakowało protestów innych graczy, którzy obawiali się nieznanego dobrze zagrożenia. Mimo to "Magic" został członkiem legendarnego "Dream Teamu", który w 1992 roku sięgnął po olimpijskie złoto. A potem chory wrócił także do NBA.
– Gdybym wtedy wiedział to, co wiem teraz, to nie zakończyłbym kariery – zdradził wiele lat później. To kluczowe słowa w kontekście świadomości związanej z HIV i AIDS. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych informacja o zakażeniu wirusem była często traktowana jak największa tajemnica, a jej upublicznienie było postrzegane jako symboliczny koniec świata dla kolejnych celebrytów. Zwłaszcza w sporcie, bo do infekcji mogło dojść przez kontakt zakażonej krwi z uszkodzoną skórą zdrowej osoby. A taką sytuację chyba najłatwiej wyobrazić sobie w sportach walki...
W boksie sytuacja zmieniała się powoli. Pierwszy przełom był pod koniec lat osiemdziesiątych. Duża w tym zasługa Roberto Durana (85-7) – latynoskiej legendy, która znów znalazła się na ustach bokserskiego świata. Na tym etapie zwany "Kamiennymi pięściami" wyglądał na takiego, który nie powinien już raczej wychodzić do ringu z najlepszymi. Miał 37 lat i mocno rozważał zakończenie kariery. Kilka razy zdążył nawet ogłosić taką decyzję, ale za każdym razem wracał, bo nie potrafił się odnaleźć bez boksu.
W lutym 1989 roku weteran dostał prezent od losu. Promotor Bob Arum uznał, że będzie idealnym rywalem Irana Barkleya (25-4) – nowego czempiona federacji WBC w kategorii średniej. 28-letni mistrz był zdecydowanym faworytem bukmacherów i ekspertów, bo wyrwał tytuł nawet z rąk Tommy'ego Hearnsa (45-2), który wcześniej jako jedyny zafundował Duranowi brutalny nokaut.
"Zgoda na walkę z Barkleyem – naprawdę mocno bijącym pięściarzem – będzie przestępstwem ze strony doradców Durana. (...) Trzeba to powiedzieć jasno – Roberto jest już skończony" – oceniono brutalnie w "Chicago Tribune" zaledwie kilka miesięcy wcześniej, gdy weteran z olbrzymim trudem wygrał niejednogłośnie na punkty z anonimowym Jeffem Lanasem (16-3).
Dlaczego zatem 37-latek dostał mistrzowską szansę? Bo był... Roberto Duranem – narodowym bohaterem Panamy, który przez lata wypracował sobie w Stanach Zjednoczonych niezwykłą renomę. Nazywano go "Charlesem Mansonem boksu", bo zachowywał się czasami jak nieokrzesany. Nigdy nie nauczył się angielskiego, ale nie przeszkodziło mu to w zrobieniu kariery. Rywali lżył na konferencjach prasowych, ale także w ringu. Miał jednak wyjątkową charyzmę i nieprawdopodobne umiejętności. Nie bez przyczyny nazywano go również najbardziej "naturalnym" pięściarzem swojej epoki.
Duran zadebiutował wśród zawodowców jako zaledwie 16-latek. Był biedny, głodny i niezwykle utalentowany. Z sali treningowej trzeba było go wyganiać, bo nie bał się długich sparingów z większymi i silniejszymi od siebie. – Boks dał mi wszystko. Poznałem bogatych i sławnych. Frank Sinatra, Bob Hope, Sylvester Stallone, Robert De Niro, Diego Maradona… Zwiedziłem cały świat. Nowy Jork, Las Vegas, Atlantic City, Montreal, Londyn, Chiny. Największą zapłatą jest jednak miłość Panamczyków – opowiadał po latach.
W 1972 roku – zaledwie cztery lata po zawodowym debiucie – został mistrzem świata kategorii lekkiej (limit – 61,2 kg). Tuż po tym zdobyciu tytułu na jego drodze stanął Esteban De Jesus (32-1). Obaj byli niemal rówieśnikami, którzy wbrew okolicznościom gonili "American dream" na obcej ziemi. Za De Jesusem stały tłumy Portorykańczyków. Pojedynek w legendarnej hali Madison Square Garden obejrzało blisko 10 tysięcy widzów, choć tytuł mistrzowski wcale nie znalazł się w puli nagród.
Dlaczego? Cóż – takie były realia epoki. Duran nie dogadał się z generałem Omarem Torrijosem – autorytarnym przywódcą Panamy, który chciał zorganizować pierwszą walkę rodaka w obronie tytułu w ojczyźnie, ale na własnych warunkach. Inna sprawa, że najlepsi pięściarze walczyli wówczas po prostu częściej, dbając tym samym o rozpoznawalność w całej Ameryce. Jednocześnie nie zawsze byli zmuszeni ryzykować wszystko, dlatego walki mistrzowskie miały większą rangę.
17 listopada 1972 roku chyba nikt nie mógł się spodziewać, że starcie Durana (32-0) z De Jesusem (32-1) da początek wyjątkowej rywalizacji. Zaczęło się od trzęsienia ringu – Roberto już w pierwszej rundzie znalazł się na deskach, co nie przytrafiło mu się wcześniej. Wstał i podjął rywalizację, ale po dziesięciu rundach przegrał zdaniem trzech sędziów i zdecydowanej większości obserwatorów.
Porażkę tłumaczył wypadkiem samochodowym – świętując tytuł w ojczyźnie miał kraksę, w której mocno stłukł łokieć i szczękę. Do walki został zmuszony przez menedżera, a po porażce całą noc płakał. Potem po raz pierwszy i wcale nie ostatni w karierze musiał się zmierzyć z zarzutami o imprezowy styl życia, który nie przystoi wielkiemu sportowcowi.
Do rewanżu doszło 15 miesięcy później. Duran po drodze odniósł 10 zwycięstw, ale tym razem wyszedł do ringu, by bronić mistrzowskiego tytułu. Pojedynek udało się zorganizować w Panamie. To było wielkie święto, które przyciągnęło tłumy, a mistrzowi pozwoliło zarobić 125 tysięcy dolarów – najwięcej w dotychczasowej karierze.
Drugie starcie rozpoczęło się... identycznie jak pierwsza walka. Duran (42-1) już w pierwszej rundzie był na deskach. Mało tego – zaskoczył go bardzo podobny cios sierpowy. Na tym jednak podobieństwa się skończyły, bo tym razem kolejne minuty stały pod znakiem dominacji gospodarza. W siódmej rundzie De Jesus (41-1) był liczony, a w jedenastej po kolejnej szybkiej kombinacji stracił resztki ochoty do walki i przegrał przed czasem.
Finał trylogii rozegrał się 21 stycznia 1978 roku. Duran (62-1) wciąż był na fali – od pierwszej porażki odniósł dokładnie 20 kolejnych zwycięstw. A za sobą miał także 11 udanych obron mistrzowskiego tytułu federacji WBA. De Jesus (51-3) wywalczył równie cenne trofeum organizacji WBC. Walka miała zatem wyjątkową wymowę – wcześniej wygrali po razie, a tym razem zwycięzca miał zostać niekwestionowanym mistrzem kategorii lekkiej.
Przez 11 rund walczyli niemal cios za cios, choć na kartach punktowych nieznacznie prowadził Duran. W dwunastej rundzie De Jesus popełnił błąd – zbyt nisko opuścił lewą rękę, co skończyło się złą w skutkach kontrą. – Nie mogłem wykreślić tej bolesnej porażki sprzed lat, ale tego wieczora przekreśliłem De Jesusa i czułem się z tym wspaniale – zdradził zwycięzca.
Duran znów wygrał przed czasem, a potem jako niekwestionowany mistrz (jeden z trzech – obok Muhammada Alego i Rodrigo Valdeza) ruszył w poszukiwaniu kolejnych wyzwań. Kariery rywali potoczyły się innymi torami. W 1980 roku Roberto pobił wielkiego Sugara Raya Leonarda (27-0) i znów mówił o nim cały świat. Potem toczył legendarne pojedynki z Haglerem i Hearnsem. Sięgnął po kolejne tytuły – tym razem w kategorii junior średniej (69,8 kg) i średniej (72,6 kg). Ten ostatni wyrwał w 1989 roku w spektakularnym stylu z rąk faworyzowanego Barkleya.
Zaledwie kilka tygodni po sensacyjnym triumfie Durana nad Leonardem swój ostatni pojedynek stoczył Esteban De Jesus. Po kolejnej porażce w mistrzowskiej walce trafił na dno. Nie poradził sobie z narkotykowym nałogiem – pod wpływem kokainy spowodował wypadek samochodowy, a następnie zastrzelił kierującego drugim pojazdem 17-latka. Nie potrafił powiedzieć dlaczego – działał w narkotykowym szale i po wszystkim nie pamiętał incydentu. Głośny w Portoryko proces zakończył się dożywociem dla gwiazdy boksu.
Były mistrz nadspodziewanie dobrze odnalazł się w zamknięciu. Nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych i poddał się resocjalizacji. Nawrócił się i został gwiazdą więziennej ligi baseballa. W 1985 roku dowiedział się o śmierci brata na AIDS. Esteban doskonale pamiętał, że kilka lat wcześniej zażywali narkotyki korzystając z tych samych brudnych igieł...
Testy potwierdziły najgorsze obawy, a choroba miała agresywny przebieg. Na początku 1989 roku osłabiony De Jesus w niczym nie przypominał już mistrza sprzed lat. Fatalny stan zdrowia sprawił, że został zwolniony z więzienia. Wymagał jednak stałej opieki w punkcie ambulatoryjnym, gdzie w kwietniu odwiedził go Roberto Duran.
– Po naszej trzeciej walce w 1978 roku Esteban wpadł w depresję. Zaczął palić marihuanę, wciągać kokainę i wstrzykiwać sobie "speedballa" – mieszankę kokainy z heroiną. (...) Gdy zobaczyłem go ponad dziesięć lat później, poczułem się przybity i bardzo mu współczułem. Był tak wychudzony, że mógł nie ważyć nawet 45 kilogramów. To był szok, bo gdy widzieliśmy się poprzednio to przypominał kulturystę. Był silnym i muskularnym facetem – wspominał Duran.
W odwiedzinach towarzyszyła mu 14-letnia córka Jovanna, która była przerażona, że zarazi się wirusem HIV. Pewne obawy miały nawet pielęgniarki opiekujące się pięściarzem. A Roberto bał się tylko mocniej objąć dawnego rywala ze względu na jego stan – nie chciał zrobić mu krzywdy. Nachylił się nad nim i wyszeptał mu do ucha: "zawsze będziesz moim mistrzem". Poruszający moment uchwycił na zdjęciu Jose Torres – inny były mistrz świata.
– Jovanna stała ciągle w drzwiach, bo bała się kontaktu z Estebanem. Taki był wtedy stan wiedzy o tej chorobie. (...) Po kilku chwilach De Jesus odzyskał świadomość. Choć był ledwo przytomny to poznał mnie i chwilę porozmawialiśmy. Potem pożegnałem go ze świadomością, że widzimy się po raz ostatni. (...) Po wszystkim zyskałem uznanie w oczach Portorykańczyków, ale nie dlatego to zrobiłem. Chciałem uszanować rywala sprzed lat i pomóc mu w spokojnym odejściu. Niech odpoczywa w pokoju – relacjonował Duran.
Symboliczny gest legendy boksu zrobił dużo dla świadomości na temat HIV i AIDS w świecie boksu. Esteban De Jesus był jedną z pierwszych ofiar, ale nie ostatnią. Krwawe żniwa przyszły w kolejnej dekadzie, gdy upowszechniły się testy. W lutym 1990 roku tuż przed walką z młodym Lennoksem Lewisem zdiagnozowano zakażenie HIV u Prouda Kilimanjaro (32-6, 28 KO). Pochodzący z Zimbabwe pięściarz nigdy nie stoczył już pojedynku i zmarł cztery lata później.
W październiku 1995 roku Lennox walczył za to z Tommym Morrisonem (45-2-1). Wygrał przed czasem po krwawym widowisku, które nabrało drugiego dna. Niespełna pół roku później u Morrisona wykryto HIV. Badaniu na obecność wirusa poddał się Mills Lane – sędzia ringowy pojedynku z Lewisem. – Szanse zakażenia są minimalne, ale boks to naprawdę chyba jedyny sport, w którym testy HIV powinny być obowiązkowe – ocenił doktor Peter Hawley. – Nawet jeśli szanse są niewielkie to muszę przebadać się dla mojej rodziny – tłumaczył sędzia Lane. U niego wynik był na szczęście negatywny.
Kariera Morrisona wkrótce dobiegła końca. Choć początkowo pogodził się z diagnozą i chciał nawet zostać ambasadorem walki z AIDS jak Magic Johnson, to potem zmienił zdanie. Przekonywał, że pozytywny wynik testu to spisek, a on tak naprawdę nigdy nie był zakażony HIV. Nie podjął leczenia – zmarł w 2013 roku w wieku 44 lat. W ocenie matki w ostatnich tygodniach zmagał się z w pełni rozwiniętym AIDS.
Inny los spotkał pięściarzy, którzy wybrali leczenie. Lamar Parks (27-1, 21 KO) w 1994 roku przygotowywał się do walki o mistrzostwo świata w kategorii średniej. Oficjalnie wycofał się z powodu kontuzji, ale po pewnym czasie stało się jasne, że powód jest inny. Rozwój choroby udało się zahamować, a Parks żyje z HIV już ponad ćwierć wieku. Podobnie jak Paul Banke (21-9, 11 KO) – były mistrz kategorii superkoguciej, który jest najdłużej żyjącym pięściarzem z AIDS.
A Duran? O jego życiu powstał film, w którym jedną z głównych ról zagrał Robert De Niro – prywatnie przyjaciel. Ostatnią walkę w ringu stoczył już w XXI wieku – grubo po 50. urodzinach. Jego niezwykła kariera zaprzecza właściwie wszystkiemu co wiemy o boksie. W historii zapisał się jako mistrz czterech kategorii i jeden z dwóch pięściarzy, którzy boksowali w aż pięciu dekadach. A sam zainteresowany przekonuje, że boksowałby dłużej i chętnie sprawdziłby się nawet z Floydem Mayweatherem, gdyby nie kolejny poważny wypadek samochodowy. Ostatnią zwycięską batalię stoczył całkiem niedawno poza ringiem – pokonał COVID-19.