{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Tenis. Polski tenisista pełnił rolę sparingpartnera na Wimbledonie. Grał ze Świątek, Jabeur czy Alcarazem
Michał Pochopień /
W trakcie tegorocznej edycji Wimbledonu w boksie zajmowanym przez sztab szkoleniowy Igi Świątek można było dostrzec nową osobę. Był nią Michał Kamiński, który od dwóch lat pełni rolę sparingpartnera podczas londyńskiej imprezy wielkoszlemowej. Polak w rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o kulisach współpracy z liderką rankingu WTA oraz o tym, jak został częścią jednego z najbardziej prestiżowych turniejów w sezonie. – To była przyjemność, wszyscy w jej sztabie są bardzo mili. Na wspólne granie umawialiśmy się dzień wcześniej. Z Igą znamy się już dłużej, bo po raz pierwszy trenowałem z nią w 2019 roku – zdradził.
Zobacz także: Rosjanka nie zagra w turnieju w Warszawie. Zatrzymano ją na lotnisku
Michał Pochopień, TVPSPORT.PL: – Na początek prosiłbym cię o kilka słów o sobie. Nie ukrywam, że trudno dowiedzieć się o tobie coś więcej poza tym, że do 16. roku życia pełnoetatowo grałeś w tenisa, a następnie podjąłeś studia na Cambridge.
Michał Kamiński: – Tak, to się zgadza. Grałem do 16. roku życia, a później miałem przerwę przez około pięć lat. Ponownie więcej zacząłem grać już na studiach – najpierw na Politechnice Wrocławskiej, gdzie uczyłem się na kierunku mechaniki i budowy maszyn. Potem wyjechałem do Wielkiej Brytanii, na Uniwersytecie w Cambridge robiłem magistrat oraz doktorat. Na Wyspach wróciłem do regularniejszej relacji z tenisem – brałem udział w uczelnianych rozgrywkach, grałem w ligach dla lokalnych klubów. Dużo pomógł mi Nick Brown, który przez kilka lat był kapitanem reprezentacji Polski w Pucharze Davisa, a teraz pełni rolę trenera pierwszej drużyny na Cambridge.
Od zeszłego roku jestem sparingpartnerem na Wimbledonie i tutaj od razu wyjaśnię – nie trenuję tylko z Igą Świątek, ale tak naprawdę z wszystkimi, którzy biorą udział w turnieju i potrzebują pomocy.
– Przy tym wątku się zatrzymajmy. Jak dostać pracę jako sparingpartner na Wimbledonie?
– Mam znajomego, który jest członkiem Wimbledonu. On zapytał w All England Lawn Tennis and Croquet Club – bo to klub jest organizatorem turnieju – czy nie potrzeba sparingpartnera i mnie przyjęli.
– Domyślam się, że sparingpartnerów, którzy pracowali przy turnieju było więcej. Co więc spowodowało, że zdecydowano się skorzystać z twoich usług? Dlaczego ty miałeś przyjemność trenować z Igą Świątek?
– W trakcie całego Wimbledonu pracowało pięciu sparingpartnerów. Z Igą grałem głównie dlatego, że też jestem Polakiem, więc dużo łatwiej było nam się porozumiewać. Trzeba byłoby jej zapytać, dlaczego jej się dobrze ze mną trenowało! (śmiech)
– Jak układała się wam ta współpraca? Mecze Igi oglądałeś w najbliższym otoczeniu jej sztabu szkoleniowego, a nie od dzisiaj wiadomo, że rzadko pojawiają się tam nowe twarze.
– To była przyjemność, wszyscy są bardzo mili. Na wspólne granie umawialiśmy się dzień wcześniej. Znamy się już dłużej, bo po raz pierwszy trenowałem z nią w 2019 roku. Wtedy pomagał jej wspomniany Nick Brown, był kimś w rodzaju konsultanta, gdy jej trenerem był Piotr Sierzputowski. Oni przyjechali wtedy do nas do Cambridge na kilka dni. A przed Wimbledonem w 2022 roku trener Tomasz Wiktorowski zadzwonił do Browna, który powiedział mu, że ja będę tam jako sparingpartner.
– Często się mówi, że tenis kobiecy i tenis męski, to zupełnie inne dyscypliny. Czy jednak, gdy wychodzi się na kort z najlepszą zawodniczką świata, to jej gra robi duże wrażenie na mężczyźnie?
– Zależy, o czym dokładnie rozmawiamy. Nie ma wątpliwości co do tego, że Iga jest lepsza ode mnie, tylko ja jestem od niej praktycznie dwa razy większy.
– Jak ty postrzegasz rozwój Igi Świątek na kortach trawiastych?
– W tym roku widać było duży progres. Dużo lepiej czytała grę, była w stanie lepiej przygotowywać się do odbić piłeczki. Z roku na rok radzi sobie lepiej. Trawa jest specyficzna, bo sezon trwa kilka tygodni i trudno się skupiać na przystosowaniu się do tej nawierzchni. To widać także na przykładzie innych tenisistów. Przecież Novak Djoković i Roger Federer też potrzebowali czasu zanim zaczęli wygrywać Wimbledon. Nie każdy jest Borisem Beckerem, który od razu się zaprzyjaźnił z trawą.
– Czy podczas treningów z Igą zauważyłeś, aby nacisk był kładziony na aspekty, które pomogłoby jej w szybszym nauczeniu się obcowania z kortami trawiastymi?
– W trakcie turnieju trudno się już czegoś nauczyć, bo często trening trwa jedną godzinę, a rozgrzewka przed meczem to 30 minut.
– Co w grze Igi zrobiło na tobie największe wrażenie?
– Chyba to, jak się porusza na korcie.
– A to ciekawe, bo właśnie jej poruszanie się na nawierzchni trawiastej uznawano za jeden z większych mankamentów.
– Zależy, na czym się skupimy. Ustawianie się do piłek, szybkość dobiegania do uderzeń, granie z otwartej pozycji – mało kobiet jest w stanie to robić, w dodatku często z doślizgiem.
– Poza Igą Świątek, z kim jeszcze miałeś okazję trenować?
– Grałem z Matteo Berrettinim, Davidem Goffinem, Alexem de Minaurem, Alexandrem Bublikiem, Benem Sheltonem czy Ons Jabeur. Gralem tez z innymi polskimi zawodnikami Hubertem Hurkaczem, Magdaleną Fręch czy jednym z juniorów Tomaszem Berkietą. Było tego dużo. W zeszłym roku trenowałem też z Carlosem Alcarazem.
– To chyba swego rodzaju spełnienie marzeń dla osoby, która kiedyś na pewno marzyła o zostaniu profesjonalnym tenisistą. A teraz byłeś częścią Wimbledonu i na wyciągnięcie ręki miałeś wielkie gwiazdy.
– Zgadza się. Nie ma nic lepszego. Granie na kortach Wimbledonu jest czymś wyjątkowym, nie każdy może tego doświadczyć. Dlatego, jak tylko pojawiła się taka możliwość, to długo się nie zastanawiałem i skorzystałem.
– Szczególnie, że na ten moment tenis nie jest twoim sposobem na życie, prawda?
– Tak, pracuję w tradingu dla polskiej firmy. Aby być sparingpartnerem na Wimbledonie, musiałem wziąć dwa tygodnie urlopu.
– Jest coś, co zwróciło twoją szczególną uwagę w kontakcie z najlepszymi tenisistkami i tenisistami świata?
– Przede wszystkim to, że są bardzo mili. To nie tak, że wywyższają się przez to, że są w światowej czołówce. Można z nimi porozmawiać o wszystkim – o pogodzie, o poprzednim czy następnym meczu. Atmosfera jest bardzo przyjemna.
– A dużo uczestników turnieju korzysta z indywidualnych sparingpartnerów, którzy są częścią ich sztabu?
– To zależy od preferencji. Duża liczba zawodników trenuje ze sobą nawzajem, a nieliczni mają sparingpartnerów którzy są częścią ich sztabów. Czasem też ktoś ma młodego trenera, który wcześniej sam był tenisistą i nadal gra na odpowiednim poziomie.
– Na kortach trawiastych znaczenie może mieć również to, że miejscowi zdecydowanie lepiej czują korty trawiaste?
– To poniekąd prawda, ale z drugiej strony trawa na Wimbledonie, w porównaniu do innych kortów z tą nawierzchnią w Anglii, jest bardzo specyficzna. Pokuszę się nawet o tezę, że są one bardzo podobne do kortów twardych.
– Anglia, oczywiście z powodu Wimbledonu, kojarzy nam się z kortami trawiastymi. A jak to wygląda na miejscu? Na co dzień dużo gra się na tej nawierzchni?
– W Anglii korty trawiaste są bardziej popularne niż w innych częściach świata, jednakże utrzymanie kortów trawiastych jest bardzo czasochłonne. W większości klubów, nawet jak są jakieś pojedyncze korty z trawą, to są one w kiepskim stanie. Oczywiście są też kluby, które słyną z takowych obiektów, jak chociażby ten w Nottingham czy na Queen’s Club w Londynie, gdzie poza turniejami ATP oraz WTA, odbywają się także mniej prestiżowe imprezy.
– Czy będąc sparingpartnerem można się poniekąd poczuć jak pełnoprawny uczestnik Wimbledonu?
– Jest coś w tym. Dużo czasu spędzamy w gronie tenisistów i tenisistek, jesteśmy jakby częścią tego turnieju. Dlatego też wziąłem wspomniany urlop i z tego korzystałem.
– Zdarzały ci się sytuacje, że wzięto cię za uczestnika Wimbledonu i poproszono o zdjęcie czy autograf?
– Tak, zdarzyło się to kilka razy. Głównie to były dzieci. Grzecznie wtedy mówiłem, że nie jestem zawodnikiem, oczywiście mogę im coś podpisać, ale raczej nie tego szukają.
– Bycie sparingpartnerem na Wimbledonie to też praca?
– Jakieś pieniądze za to dostajemy, ale ja nie robię tego w celach zarobkowych. Kocham grać w tenisa i postanowiłem w taki sposób spędzić czas wolny.
– Czyli w ciemno mogę zakładać, w jakim terminie wykorzystasz dwa tygodnie urlopu w przyszłym roku?
– Taki jest plan. Wszystko jednak zależy od tego, czy przez ten rok będę w stanie na tyle dużo grać w tenisa, aby utrzymać odpowiedni poziom.
– Właśnie. Powiedziałeś, że podczas turnieju pracowało pięciu sparingpartnerów. Czy wcześniej wasze umiejętności były w jakiś sposób sprawdzane?
– Trafiliśmy tam z polecenia, ale poziom gry musi być odpowiedni. Poza mną, wszyscy pozostali zawodnicy nadal próbują częściej bądź rzadziej grać w Challengerach i ITF. Ja byłem jedynym, który ma zupełnie inną pracę.
– Gdy jesteś na korcie, czym wyróżniają się tenisiści i tenisistki, z którymi trenujesz?
– Na treningach nie widać wielkich różnic, bo nie gramy całych meczów. Czasem rozegramy jakiegoś tie-breaka, ale zazwyczaj jako sparingpartnerzy mamy ustalone zadania i ich się trzymamy.
– Czy twoim zadaniem było wcielanie się w rolę kolejnego rywala tenisisty czy tenisistki, z którym trenowałeś?
– Po prostu zawodnik czy zawodniczka mieli ten komfort, że mogli sobie wybrać kogoś z naszej piątki. Jeśli mieli grać z kimś leworęcznym, to brali leworęcznego sparingpartnera. Podobnie w przypadku mocnego serwisu, czy innych uderzeń, które były czymś wyróżniającym. Owszem, zdarzały się sytuacje, gdy proszono nas to, abyśmy grali płasko albo wyżej nad siatką.
– Czuć stres wychodząc na kort z najlepszymi na świecie? Nawet, jeśli to tylko trening?
– Stres zawsze towarzyszy, ale to przechodzi po jakimś czasie. Szczególnie, że dziennie grałem po pięć czy sześć godzin, więc po kilku dniach po prostu brałem rakietę i wychodziłem na kort.
– Jędrzej Myszkowski ustanowił rekord Guinnessa. "Przez chwilę poczułem się jak Carlos Alcaraz po wygraniu US Open"
– Kamil Majchrzak: to pokazało, że otaczam się świetnymi ludźmi. Stanęli za mną murem [WYWIAD]