W weekend odbył się finał Diamentowej Ligi i de facto koniec sezonu 2023 w lekkoatletyce. Pomimo dwóch medali mistrzostw świata i kilku innych pozytywnych wyników, Polakom to lato wyszło blado. Gwiazdy dotknęły kontuzje i kryzysy, kiepsko radziły sobie też reprezentacje młodzieżowe. Do igrzysk olimpijskich w Paryżu został rok. Ale może nie tam powinniśmy szukać celu na 2024?
» WARTO PRZECZYTAĆ: CIĘŻARNA SUŁEK OSTRO TRENUJE. TRENER: BIORĘ ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Jedynym Polakiem, który zakończył sezon jako lider list światowych, jest młociarz Wojciech Nowicki. W sumie rezultaty na miarę globalnego TOP10 biało-czerwoni osiągnęli dziesięciokrotnie, ale trzy z nich to wyniki sztafet. Indywidualnie zatem zostaje siedem. Na mistrzostwach świata w Budapeszcie Polaka w ósemce po finałach oglądaliśmy osiem razy. To „tylko” osiem. Bo chociaż wcześniej w Eugene było dziewięć, to jednak stamtąd kadra wywiozła cztery medale i łącznie 49 punktów (suma za miejsca 1-8). A teraz krążki były dwa, w dodatku oczek jedynie 31 – najmniej na MŚ od 1995 roku.
Atlanta 1996, czyli igrzyska rok po tamtej edycji czempionatu, skończyły się dla nas dwoma miejscami na podium. Wszyscy obawiają się, czy w Paryżu nie czeka nas powtórka.
Sezon 2023 w polskiej lekkoatletyce – najsłabszy od lat. Natalia Kaczmarek jako kontrast
Obawiają, bo od takiego poziomu ogólnego lekkoatletów zdążyliśmy się odzwyczaić. Ostatnia dekada ekipy PZLA to marsz od chwały do chwały i promocyjne prężenie muskułów. I punktów było więcej, i przede wszystkim medali. IO 2021 w Tokio – z dziewięcioma krążkami, gdzie wyszło nam niemal wszystko – były tego marszu apogeum. Ale nagle coś się skończyło. A może nie nagle, bo pierwsze symptomy zjazdu można było już dostrzec przed rokiem, tylko mało kto chciał sobie psuć humor.
Dorobek z Tokio, ta słynna dziewiątka, przykro kontrastuje z 12 minimami olimpijskimi, jakie po pierwszej części okresu kwalifikacyjnego udało się naszym zdobyć na Paryż. Tylko tyle od lipca uzbierał „Wunderteam 2.0”. Wunderteam, który tak szybko, jak się objawił, tak szybko zniknął.
Oczywiście, obserwując ten rok startów od początku, trudno było nastawiać się przed MŚ na żniwa. Stamtąd wywieźliśmy mniej więcej tyle, ile ostrożnie przewidywano plus kilka miłych akcentów. To lato miało twarz Natalii Kaczmarek, której występy i sportowa jakość odejmowały mowę. Miało też srebrny kolor medalu Nowickiego, który choć przegrał finał z żółtodziobem z Kanady, znów wzbogacił CV o „blachę”. Już dziesiątą w karierze, w 10 występach w dużych imprezach reprezentacyjnych. Nie, to lato nie było wyłącznie złe. W końcu Ewa Swoboda pierwszy raz w życiu zeszła poniżej 11 sekund na 100 metrów i była szósta w finale. Najwyżej z Europejek. W końcu krótka sztafeta pań finiszowała piąta, a u panów rozpędził się Dominik Kopeć. W końcu na 5,87 m wzbił się znów obiecujący Piotr Lisek. W końcu Norbert Kobielski dorównał światowej czołówce skoku wzwyż i osiągnął "życiówkę", 2.33 metra w trakcie finału Diamentowej Ligi w Eugene. W końcu rozwija się chodziarka Olga Chojecka (w MŚ ósma na 35 km), a solidny poziom mimo kontuzji prezentowała płotkarka Pia Skrzyszowska. W końcu w górę pnie się Alicja Konieczek w biegach przeszkodowych, a 34-letni Paweł Fajdek znów rzucił młotem 80 metrów, chociaż – jak przyznał w lipcu – długo nie mógł trenować. Brak medalu MŚ to z pewnością policzek, ale może taki, który przekuje w coś dobrego później. Idąc w tej wyliczance dalej, w Budapeszcie solidnie bez swoich filarów pobiegły 400-metrówki w sztafecie, gdzie błysnęła debiutantko-weteranka Marika Popowicz-Drapała. I gdzie wróciła po przejściach Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka. Świetne wrażenie zostawił po sobie na Węgrzech Mateusz Borkowski na 800 m, przyzwoite też Dawid Wegner w oszczepie. Ostatnio objawił się na długich dystansach 23-letni Michał Groberski.
Wśród młodszych cieszy, w jakim stylu medale ME do 20 lat wyrwał sprinter Marek Zakrzewski albo jak harmonijnie rozwija się biegaczko-skoczkini Nikola Horowska, już mistrzyni kraju w skoku w dal. Dużo uwagi skupili też na sobie juniorzy na 400 m, a także młodziutcy Anastazja Kuś (400 m) czy oszczepnik Roch Krukowski.
Ale niemal wszędzie jest jakieś „ale”.
Rok nieobecności. Trenerskie zmiany wpół do igrzysk olimpijskich
Bo 2023 był rokiem kontuzji i nieobecności. Lista tych, których zabrakło na stadionach w kluczowych momentach, jest za długa, aby ją tutaj publikować.
– Kulminacja przeciążeń – ocenił na łamach Interii lekarz kadry Jarosław Krzywański i zapowiedział, że jesienią PZLA zwoła masowe zgrupowanie lecznicze w Zakopanem. Obecność – zaznaczył – będzie obowiązkowa.
Masowe rezygnacje ze startów, a wcześniej odejście ze sportu kilku wartościowych nazwisk, miało ogromny wpływ na obraz, który namalował się w 2023 roku. Ale to również choroby (m.in. koronawirus u Katarzyny Zdziebło czy Sofii Ennaoui) albo przerwy macierzyńskie, w tym ta najbardziej zaskakująca – Adrianny Sułek, potencjalnej kandydatki do medalu w Paryżu. Niestety wyniki Liska, choć dobre, coraz rzadziej wystarczają na rywali. Słabszy rok zanotował m.in. Michał Rozmys na 1500 m czy Anita Włodarczyk, zresztą do spółki z resztą młociarek. Złe wrażenie zostawiły w Budapeszcie specjalistki od 800 m. Stanęły męski dysk i kula, w której więcej jest teraz kontuzji i optymizmu. Jak by tego było mało, w tym roku enigmatycznie zniknęli np. Patryk Dobek i oszczepnicy – Marcin Krukowski i Maria Andrejczyk. Słychać pogłoski, że ta szuka nowego trenera. Jeśli to prawda, oby wicemistrzyni olimpijska dokonała wyboru lepiej niż chodziarze, których konflikt z dopiero zatrudnionym Robertem Korzeniowskim skończył się kompromitującą medialną szermierką na słowa.
Zadyszka w seniorach, historycznie kiepsko u młodzieży. Tyczka nam wyginęła
– Musimy pamiętać, że każdy z nas, sportowców, jest wyłącznie człowiekiem. Za każdym wzlotem i upadkiem kryje się jakaś indywidualna historia i w sumie nigdy nie ma jednego powodu, że reprezentacja startuje dobrze lub źle. To naturalne – przypominała na antenie TVP Sport Anna Kiełbasińska, również nieobecna w MŚ. – Patrzymy na kadrę jako całość, ale lekkoatletyka to indywidualny sport. Nigdy nie jest miło, gdy nie idzie, zresztą sama tego doświadczyłam tego lata. Ale fakt, że ten rok nie był obfity w sukcesy, nie przekreśla przyszłości. Jeszcze może być znów pięknie – podsumowywała Angelika Cichocka, która zawody w Budapeszcie oglądała jako ekspertka w naszym studio.
Gorzej, że na zwolnione przez gwiazdy miejsca w drużynie narodowej słabo naciska młodzież. Przykładowo, odkąd wybuchł fenomen Aniołków, przerobiono tuzin 400-metrówek, które lada dzień – według optymistów – miały wyprzeć starsze koleżanki. Jedyną, która faktycznie to osiągnęła, okazała się Kaczmarek. Tego typu przykłady można mnożyć. Niestety, poziom ogólny nowego pokolenia nie zachwyca w wielu konkurencjach. Dość powiedzieć, że z ME do 23 lat Polacy przywieźli ledwie dwa medale – najmniej w historii. Z ME do 20 lat (kategoria junior) – pięć, czyli najgorzej od dwóch dekad. To jednak nie bierze się znikąd. Trenerzy w regionach coraz głośniej mówią o kryzysie naboru dzieci. Dość powiedzieć, że w rozegranych na początku września mistrzostwach makroregionów U16 w ponad połowie w ogóle nie odbył się skok o tyczce – nasza flagowa konkurencja. Okazuje się, że młodzików zabrakło nawet w Warszawie. Skutki przyjdą później, tak samo jak braki z poprzednich pokoleń obnażane są teraz.
Paryż czeka. Ale jak poważnie potraktujemy mistrzostwa Europy?
Tak czy inaczej, nasza lekkoatletyka jakoś będzie trwać. Możliwe zresztą, że znów przyjdą lepsze dni, tyle że raczej nie z potęgi masowego szkolenia, tylko genialnych jednostek, którymi akurat zaopiekuje się racjonalny trener.
Ale czekanie na nowych mistrzów potrwa dłużej niż na kolejne mistrzostwa. A te w sezonie 2024 są podwójne, bo oprócz igrzysk zaplanowano też ME w Rzymie. Zdumiewa ich wczesny termin – 7-12 czerwca, czyli okres, w którym zwykle gwiazdy dopiero zaczynają występy w mityngach. PZLA ustali skład na tę imprezę bez pomocy wyników z mistrzostw Polski, bo te mają się odbyć dopiero przed wylotem do Francji.
Nie wiadomo, jak silną reprezentację uda się posklejać na Rzym.
O ile dla weteranów kadry, którzy być może w Paryżu planują finisz karier, udział w ME może nie być tym razem atrakcją. Jednak dla młodszych (lub tych z półki niżej niż np. Kaczmarek) to największa szansa na sukces w 2024 roku. Na kontynencie konkurencja jest mniejsza, a ew. osiągnięcia i tak odbiją się medialnym echem. Z perspektywy promocji i stabilnych finansów (także stypendiów zawodniczych) nasuwa się pytanie, czy w aktualnej sytuacji to nie na Rzym właśnie należy postawić nacisk. Chodzi o PR, na którego kontynuacji na pewno zależy działaczom. Jeśli z ME lekkoatleci wrócą z medalami, łatwiej będzie machnąć sponsorom ręką na ew. mniejszy dorobek olimpijski. Co równie istotne, na dziś nikt nie wie, jakie scenariusze dla sportu napiszą nadchodzące wybory parlamentarne. Do tego po igrzyskach są kolejne – te wewnątrz PZLA, w których na pewno dojdzie do zmiany prezesa. Kampania pomału się zaczyna. Wyliczanki medalowe z ostatnich lat też zapewne będą jej częścią.