| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Podwójnie kontrowersyjna była sytuacja w meczu Stal Mielec – Zagłębie Lubin, po której sędzia Marcin Kochanek pokazał Michałowi Nalepie drugą żółtą kartkę i w efekcie czerwoną. To było zdarzenie krytyczne dla meczu, gdyż z wyniku 1:1 po czerwonej kartce zrobiło się 4:2. Powtórki telewizyjne świadczą o tym, że decyzja arbitra była znakomita.
Sytuacja miała miejsce w 28. minucie. Prowadzący piłkę Maciej Domański ze Stali dostrzegł biegnącego ze środka w kierunku prawego skrzydła Kokiego Hinokio i zagrał piłkę pomiędzy obrońcami Zagłębia – Michałem Nalepą i Mikkelem Kirkesowem – na wolne pole w taki sposób, aby zbliżający się Japończyk mógł ją przejąć.
Domańskiego, gdy jeszcze prowadził piłkę i tuż po jej zagraniu, cały czas uważnie obserwował Nalepa, który jednocześnie cofał się w kierunku własnej bramki. Nie spodziewał się, że może na kogoś wpaść, z kimś się zderzyć czy komuś podstawić nogę, ponieważ chwilę wcześniej nikogo z drużyny przeciwnej w jego pobliżu ani za nim nie było.
Nalepa odwrócił głowę dopiero wtedy, gdy tuż za plecami minął go Hinokio, który przewrócił się ułamek sekundy później i parę metrów dalej. Pewne było, że zahaczył swoją prawą stopą o swoją lewą łydkę – nie było jednak jasne, czy stało się tak w wyniku ewentualnego potrącenia przez Nalepę, czy może w wyniku ewentualnej symulacji faulu i próby wymuszenia na arbitrze rzutu wolnego oraz drugiej żółtej kartki i w efekcie czerwonej kartki dla obrońcy Zagłębia.
Kontrowersja była więc podwójna. Po pierwsze: czy Nalepa w ogóle dotknął Hinokio i czy ewentualne dotknięcie mogło spowodować lub spowodowało upadek. Po drugie: czy winnym jest Nalepa, który biegł naturalnie w kierunku własnej bramki i nawet nie widział szybko biegnącego w jego kierunku rywala, czy może jednak winnym jest Hinokio, który sam szybko zbliżył się do Nalepy i wbiegł mu pod nogi.
Gdyby Hinokio wpadł na Nalepę od tyłu lub ewentualnie zderzył się z nim lub ich nogi zderzyły się, a doszłoby do tego w wyniku nieostrożności lub nierozważności Hinokio, wtedy rzut wolny należałby się Zagłębiu, a Hinokio w przypadku nierozważności mógłby zostać ukarany żółtą kartką. Jednak powtórki telewizyjne dowodzą, że było inaczej.
Hinokio błyskawicznie zbliżył się do Nalepy, co mogło go całkowicie zaskoczyć, obrońca Zagłębia zapewne nie wiedział, że rywal jest tuż za plecami. Jednak Japończyk minął Polaka nie dotykając go – przebiegł za jego plecami, już się od niego oddalał i dobiegłby do piłki, gdyby zaskoczony Nalepa nie zrobił następnego kroku i niechcący nie zahaczył o nogę rywala. To właśnie sprawiło, że Hinokio stracił rytm biegu, potrącony zaczepił swoją prawą nogą o swoją lewą nogę i się przewrócił. Sędzia Marcin Kochanek ocenił tę sytuację bezbłędnie. Gwizdnął, podyktował rzut wolny, pokazał Nalepie żółtą kartkę, a po chwili także czerwoną. Inaczej nie mógł, gdyż po stwierdzeniu takiego faulu decyzje miał już "w pakiecie obowiązkowym".
Wprawdzie Nalepa najwyraźniej nie zamierzał ani nie próbował sfaulować rywala, to jednak miał pecha i to zrobił. Niechcący, bez żadnej intencji, bez żadnej nierozważności, ale niestety nie dochował należytej ostrożności (przypuszczalnie wielu innych zawodników zachowałoby się w tej sytuacji podobnie) i przypadkowo popełnił przewinienie. A skoro tak, to za niezgodne z przepisami przerwanie akcji korzystnej należy się żółta kartka, nawet jeśli faul był popełniony całkowicie niechcący, nawet jeśli faul był delikatny – oceniamy skutek, czyli przerwanie akcji w sposób niedozwolony. Tak się złożyło, że była to już druga żółta kartka dla Nalepy w tym meczu. Pierwszą, też słusznie, zobaczył w 18. minucie za złapanie Ilji Szkurina.