Po rosyjskiej inwazji granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 12,5 mln uchodźców. Nieco ponad milion zostało w Polsce. Promil z nich gra w piłkę. — To nie jest kwestia "czy" tylko kwestia "kiedy" Ukrainiec zagra w reprezentacji Polski — mówi dr hab. Przemysław Nosal, socjolog na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na razie Ukraińcy – w przeciwieństwie do biało-czerwonych – mają szansę bezpośredniego awansu na Euro. Muszą wygrać z Włochami. Transmisja spotkania od 20:10 w TVP Sport.
"Spadają rakiety, zniszczyli moje boisko"
Dawid Didiajew, Ihnat Puszkuca, Hlib Polaszenko oraz Andrij Werebickij. Młodzieżowcy Metalista 1925 Charków jeszcze kilka godzin temu walczyli na boisku. Teraz siedzą w ciemnym bunkrze. Przyjechali do Winnicy, żeby wziąć udział w towarzyskim turnieju. Nie drżą o wynik, drżą o jutro. Jest 24 lutego 2022. Wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę.
– Spadają rakiety… Jedna z nich wbiła się w ulicę raptem 200 metrów od mojego domu. Dobrze, że żona i dziecko nie byli w pobliżu. Sytuacja jest bardzo trudna. Nie wiemy, co będzie dalej. Wiem, że Rosjanie weszli do Charkowa, idą dalej na Kijów. Jest gorąco – mówił Serhij Pilipczuk, trener Metalista w rozmowie z TVP Sport z drugiego dnia wojny.
– Nie mogę powiedzieć, że jestem bezpieczny. Jestem trenerem w akademii piłkarskiej Metalista Charków. Przyjechaliśmy do Winnicy na turniej. Razem ze mną jest dziewiętnastu młodych zawodników. Siedzimy teraz w bunkrze. Czasami wychodzimy, ale kiedy pojawia się sygnał, znów trzeba się ukrywać. I tak codziennie – dodawał Pilipczuk. Drugi dzień wojny, 25 lutego.
Charków pod ciągłym ostrzałem. Miasto jest bombardowane i ściany budynków cywilnych żłobią rosyjskie pociski. – Na początku były bomby. Potem sporadyczne strzały, ale z każdym dniem robiło się coraz gorzej. Najpierw strzelali na obrzeżach miasta. Potem ich celami były domy i miejsca, gdzie są cywile. Zniszczyli boisko. Moje boisko, na którym trenowałam przez 8 lat – opowiadała Olga Szalimowa, piłkarka FK Minaj, urodzona w Charkowie.
Polscy kibice mogą kojarzyć Serhija Pilipczuka m.in. z gry w Koronie Kielce. Młodzi piłkarze Metalista, zamiast wracać do pogrążonego w wojnie Charkowa, trafili do stolicy województwa świętokrzyskiego. – Jesteśmy w kontakcie z Serhijem Pilipczukiem. Korona i nasz sponsor Suzuki Motor Poland starają się jak najlepiej zaopiekować uchodźcami z Ukrainy. U nas będzie łącznie 20 młodych zawodników klubu Metalista 1925 Charków, siedem mam, bo niektóre zostały walczyć na wojnie. Dwie mamy są jeszcze z córeczkami – jedna ma 13 lat, a druga 6. – Daria Wollenberg, rzeczniczka prasowa Korony na łamach “Echa Dnia”.
Kielczanie zaopiekowali się piłkarzami z Ukrainy. Didiajew, Puszkuca i Polaszenko zostali na Ziemi Świętokrzyskiej, gdzie do dziś reprezentują Koronę w Centralnej Lidze Juniorów do lat 19. W młodszej drużynie jest też Danił Pilipczuk, syn Serhija. A bryluje Ihnat Puszkuca, który strzela zarówno w CLJ jak i okręgowym Pucharze Polski.
– Serhija Pilipczuka wciąż wiele łączy z Koroną i Kielcami. Chłopcy z Metalista trafili do nas dzięki niemu. Ci najzdolniejsi zostali w strukturach klubu, a reszta jest w innych zespołach w regionie – tłumaczy Przemysław Ryński, trener Korony Kielce U-19. – Ukraińcy są lepiej wyszkoleni technicznie, ale taktycznie nie tak, jak Polacy. Niebawem będą grali w rezerwach. Największe możliwości ma Ihnat Puszkuca – charakteryzuje Ryński.
Przed lutym 2022 ukraińscy piłkarze w polskich zespołach raczej nikogo nie dziwili. Było ich sporo. Grali na każdym szczeblu. Część, jak Serhij Krykun, Artem Putiwcew i Nazar Penkowec otrzymało polskie obywatelstwo. Liczba imigrantów zza Buga zawsze była znacząca w statystykach. W 2015 roku powstał we Wrocławiu nawet klub złożony z samych Ukraińców. — Już przed eskalacją konfliktu zbrojnego w Ukrainie w lutym 2022 r. Ukraińcy byli zdecydowanie najliczniejszą grupą wśród mieszkających we Wrocławiu obcokrajowców. Tylko z braku odpowiednich badań bardziej precyzyjna ich liczba nie została ustalona. Sporządzane według różnych metod szacunki wskazują, że ukraińska mniejszość liczyła w 2021 r. co najmniej 100 tys. — wyliczał prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. O wrocławskiej dzielnicy Krzyki mówi się "Mały Kijów".
Dynamo Wrocław okazało się efemerydą. W telegraficznym skrócie: sezon 2016/17 zakończył się awansem, ale z przyczyn legislacyjnych klub nie mógł grać już na poziomie B klasy. W kadrze było… za dużo obcokrajowców. – Są przepisy, których trzeba przestrzegać – ucinał Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej cytowany przez "WP Sportowe Fakty".
Wybuch wojny w Ukrainie spowodował falę migracji uchodźców zza wschodniej granicy. Z raportu MSWiA wynika, że od 24 lutego 2022 roku do 2 lipca 2023 roku granicę ukraińsko-polską przekroczyło prawie 12,5 miliona obywateli Ukrainy. Numer PESEL otrzymało blisko milion z nich. Najwięcej w województwie mazowieckim. Potem są śląskie i dolnośląskie.
Decyzją prezydenta Wołodymyra Żeleńskiego mężczyźni nie mogli przekraczać granicy. Zostali zmobilizowani do walki z Rosją. Wśród uchodźców przeważały kobiety i dzieci. Przyrost liczby Ukraińców widać w zespołach młodzieżowych. – Nie znam dokładnych statystyk, ale obecność chłopców zza Buga jest zauważalna gołym okiem. Szczególnie w piłce dziewięcioosobowej – mówi trener Przemysław Ryński. – Jest bardzo duży ruch ze wschodu. Większość to chłopcy z Ukrainy, ale nie tylko. Dobrym przykładem jest Białorusin, Gleb Kuczko, który gra w Wiśle Płock – dodaje menedżer Kamil Olszewski z Eyes Football Agency.
W zespołach występujących w Centralnych Ligach Juniorów znajdziemy takie nazwiska jak Timur Karpienko, Mykoła Motycz, Iwan Łotysz, Stanisław Kuzmarow, Władysław Kowalskij, Semen Hołowko, Taras Kostewskij oraz Wołodymyr Wereszczak.
– Ukraińskie diaspory są tak liczne nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach Europy np. w Niemczech – tłumaczy Piotr Słonka, ekspert w sprawach futbolu na Ukrainie. – Bardzo dobrym przykładem jest Erik Shuranov, napastnik Hapoelu Tel Awiw. Grał w młodzieżowych reprezentacjach Ukrainy, ale zmienił kadrę, gdy pojawiła się szansa gry dla Niemiec. Teraz występuje w reprezentacji tego kraju do lat 21. To państwo, w którym się urodził i wychował.
Z raportu MSWiA, który został opublikowany na stronie RMF FM wynika, że z 12,5 milionów uchodźców z Polski wyjechało ponad 10,5 miliona. – W pierwszych tygodniach wojny rzeczywiście były obawy o odpływ ukraińskich talentów – mówi Słonka, który jest znany na portalu X (dawniej Twitter) jako Buckaroo Banzai. – Pojawił się wątek "drugiej Chorwacji". Martwiono się, że po eskalacji konfliktu wyjedzie tyle piłkarskich talentów, że po wojnie będzie trzeba szukać po całej Europie. Jako przykład dawano Ivana Rakitica, który zaczynał w szwajcarskich młodzieżówkach.
– Polskie kluby mają sprawdzonych chłopców, którzy trafili tu w trakcie wojny i… najbardziej utalentowani wrócili na Ukrainę. Byli też tacy jak Bohdan Manujłow, który został odrzucony przez nasze kluby, w tym Widzew Łódź. Z tego co wiem dziś gra w Hiszpanii – tłumaczy Słonka.
W Polsce został tylko procent z Ukraińców, którzy trafili tu po rosyjskiej inwazji. Zaledwie promil z nich gra w piłkę. Ofiarna postawa Polaków i stanowcze działania rządu, szczególnie w pierwszych miesiącach wojny, sprawiły, że jako naród możemy wychować sobie nie tylko liczne grono polonofili, ale także piłkarzy.
– Skauting PZPN nie analizuje zawodników, którzy są w naszym systemie rozgrywek. To rola trenerów-koordynatorów. My skupiamy się na piłkarzach za granicą. Ci, którzy grają w Polsce, będą weryfikowani – ucina Maciej Chorążyk, szef skautingu PZPN. – Jako ciekawostkę mogę podać, że nie mieliśmy zgłoszeń ze ściany wschodniej, co trochę zaskakuje, bo przecież jest tam liczna Polonia – mówi.
Czy wobec tego możemy szybko doczekać się reprezentanta Polski urodzonego za Bugiem? – Prędzej czy później ktoś z tych chłopców zagra z orzełkiem. Nie powiem, że tak będzie na sto procent, ale to wydaje się bardzo prawdopodobne. To światowy trend. Wystarczy spojrzeć na reprezentację Francji – tłumaczy Michał Libich, koordynator ds. szkolenia dzieci i młodzieży w PZPN.
W podobnym tonie wypowiada się także dr hab. Przemysław Nosal, socjolog na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz badacz kultury kibiców. – "Piłkarskie" skutki migracji będziemy mogli ocenić dopiero za 8-10 lat – przekonuje. – Po 24 lutego 2022 przybywało lawinowo Ukraińców w Polsce. A co za tym idzie nawet statystycznie znacznie zwiększyła się szansa, że kiedyś doczekamy się kolejnego, po Tarasie Romańczuku, reprezentanta Polski urodzonego w Ukrainie. 2 marca 2018 wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski wręczył Tarasowi Romańczukowi akt nadania obywatelstwa. Dwadzieścia cztery dni potem urodzony w Kowlu na Ukrainie pomocnik zadebiutował w reprezentacji Polski. To był jego pierwszy i zarazem ostatni występ z orzełkiem.
18 grudnia 1921 roku reprezentacja Polski rozegrała pierwszy mecz w historii. W składzie był Wacław Kuchar, a mecz z Węgrami obejrzał z perspektywy ławki rezerwowych Mieczysław Batsch. Obaj byli piłkarzami Pogoni Lwów – klubu, który na stałe zapisał się w polskich kronikach futbolu. Lwowiacy byli czterokrotnymi mistrzami przedwojennej Polski, a Kuchar, Józef Grabień i Michał Matyas zostawali królami strzelców.
– Lwów to stolica Galicji, a Galicja to część zaboru austriackiego. Tego biednego, ale i najbardziej liberalnego. Tego, który dopuszczał język polski, dawał możliwość zrzeszania się. W futbolu było podobnie. Kluby należały do Austriackiego Związku Piłki Nożnej. Tworzyły też swoje, narodowe federacje. Ale aż się wierzyć nie chce, że ten nasz futbol zaczął rozwijać się tak późno. Pierwsze rodzime kluby to rok 1903, a przecież w ramach tego samego państwa wcześniej rozkwitało piłkarstwo czeskie i węgierskie – mówi w rozmowie z Tomaszem Sową Paweł Gaszyński, autor książek “Zanim powstała liga”.
Za Tarasem Romanczukiem stało silne historyczne zaplecze. – Jego babcia pochodziła z Polski, ale później z rodziną została przesiedlona. Nie jest więc to modelowy przykład migracji, o której teraz rozmawiamy – tłumaczy dr hab. Przemysław Nosal. Przed II Wojną Światową dziadkowie piłkarza mieszkali we Włodawie, a wskutek wojennych zawirowań osiedlili się na Wołyniu. Romanczuk od lat grał w Polsce, co pomogło mu dostać polski paszport. Zanim stał się liderem Jagiellonii Białystok występował w Legionovii. – Pierwsze wrażenie Taras zrobił takie, że gdybyśmy nie byli tak biedną drużyną, to nawet byśmy go nie rozważali – mówił Marek Papszun, ówczesny trener zespołu z Legionowa.
– W przypadku Ukraińców przyczyny migracyjne są dość typowe. Mamy dwie fale migracji: powojenną i wcześniejszą, skupioną na poszukiwaniu lepszego życia, dobrej pracy. Ukraińcy dobrze się integrują i z czasem - wielu z nich i ich dzieci - będzie miało bliżej do Polski niż do kraju pochodzenia. Dobrym przykładem podobnego mechanizmu są Turcy w Niemczech – opisuje dr hab. Przemysław Nosal. – W szerszym, sportowym ujęciu będziemy zatem mieli trend odwrotny do obecnego, bo dziś to my szukamy dzieci polskich imigrantów, np. w akademiach angielskich klubów, gotowych do gry w naszych kadrach młodzieżowych, jak choćby Juniora Nsangou i Maximilliana Oyedele. Wkrótce to nasza reprezentacja może stać się drużyną, w której występują dzieci ukraińskich emigrantów.
– Ukraińcy i Polacy to jeden krąg kulturowy. Mielibyśmy większy problem z socjalizacją w szatni, gdyby to byli uchodźcy z Afryki, ponieważ są z innego systemu wartości – mówi trener Michał Libich. – Bliskość granicy jak i kultury sprawia, że Ukraińcy szybko się aklimatyzują. Ten proces jest ułatwiony ze względów, brzydko mówiąc, rasowych. Bariery językowe, kulturowe oraz wizualne, czyli kwestie koloru skóry są niewielkie i szybko się zacierają – mówi dr Nosal.
Zabużanie w reprezentacji Polski to dźwięki historii – występy tych ze Lwowa, ostatnie brzmienie Tarasa Romanczuka, ale też melodia przyszłości. Na reprezentanta Polski z Ukrainy możemy czekać krócej niż 8-10 lat. W szerokim kręgu zainteresowań drużyny narodowej do lat 17 prowadzonej przez Marcina Włodarskiego jest Nikita Wasin. Dziś piłkarz Polonii Warszawa, wypożyczony do Unii Skierniewice.
– Urodziłem się w Padwie we Włoszech, gdzie mieszka babcia od strony mamy – zaczyna. – Jako dziecko grałem w Barsie Sumy, ale mało z tego pamiętam. Chciałbym móc po wojnie odwiedzić Ukrainę i zobaczyć to miasto. Bardzo przeżyliśmy tę wojnę. Do dziś jest tam mój brat cioteczny. To nie jest tak, że do Polski trafiłem przypadkiem. Moja rodzina ma polskie korzenie, a Polska nigdy nie była mi obojętna. Babcia od strony taty pochodzi z miejscowości Krzywa pod Legnicą. Nie znam dokładnie drzewa genealogicznego, ale od prababci mamy związki z Polską – tłumaczy Wasin.
Ojciec piłkarza przeprowadził się do Polski i zajmuje się budowlanką. Mały Nikita bawił się piłką na boisku, gdzie wpadł w oko trenerowi KS-u Łomianki. Po trzech miesiącach przeniósł się do akademii Polonii Warszawa. – Gdy rocznik 2005 zaczął grać w CLJ trener cofnął mnie do zespołu 2006, bo tam miałem pewniejsze miejsce. W drużynie CLJ U-17 pierwsze pół roku siedziałem na ławce, a dopiero potem grałem od dechy do dechy. Przyjechałem na trzy dni do pierwszej drużyny. Zagrałem sparing z Wichrem Kobyłka. Trener Smalec mi zaufał i dostałem kontrakt – mówi Wasin.
– Trener Rafał Smalec i dyrektor Piotr Kosiorowski byli przekonani, że chcą Nikitę w pierwszym zespole. Zadebiutował z Wisłą Puławy. Po awansie do I Ligi Polonia się wzmocniła, a on został wypożyczony do Unii Skierniewice, by mieć więcej minut gry – tłumaczy Kamil Olszewski, menedżer piłkarza.
11 kwietnia 2022 Polonia Warszawa przegrała 0:3 z KKS-em Kalisz. – Mniej więcej w tym czasie doszły nas słuchy, że Niki jest rozpatrywany przez trenera Włodarskiego. Mieliśmy nawet obawy, że powołanie może przejść bokiem, bo sztab nie będzie wiedział, że ma polski paszport – mówi Olszewski. – Nie ma co się oszukiwać reprezentacja U-17 to jest bardzo mocna drużyna, a na pozycji Nikity grają tacy jak Krzysztof Kolanko z Górnika Zabrze i Karol Borys ze Śląska Wrocław – dodaje. – To jest przeambitny chłopak, którego trzeba często "gasić". Palił się, gdy usłyszał, że jest zainteresowanie w kontekście reprezentacji Polski. ME U-17 na Węgrzech były celem Nikity.
A jedyna reprezentacja, do jakiej Wasin był do tej pory powoływany to kadra Mazowsza. – Reprezentacja Polski? Oczywiście, że przyjąłbym powołanie. To byłby powód do dumy. Urodziłem się we Włoszech, dzieciństwo spędziłem w Sumach na Ukrainie, gdzie wciąż jest część rodziny, ale wychowałem się w Polsce i jestem za to wdzięczny. Czuję się Polakiem, ale nie odcinam się od przeszłości – zastrzega piłkarz Polonii Warszawa.
Michał Libich, który dziś jest koordynatorem szkolenia dzieci i młodzieży w PZPN pracował wcześniej w Polonii. To on polecił Wasina sztabowi Marcina Włodarskiego. – Teraz ogrywa się trzeciej lidze, w Unii Skierniewice, w piłce seniorskiej. Oczywiście ma talent, ale to nie wszystko. Trzeba jeszcze to wszystko podeprzeć ciężką pracę i liczyć na łut szczęścia – mówi.
Co ciekawe, w młodzieżowej reprezentacji, stosunkowo niedawno, grał piłkarz urodzony za Bugiem. Leonid Otczenaszenko przyszedł na świat w Łucku na Ukrainie. Polskie obywatelstwo otrzymał w czerwcu 2015, a już rok potem Rafał Janas powołał go do reprezentacji U-19, w której rozegrał dwa mecze.
Ofiarna postawa Polaków zapisze się w pamięci wielu Ukraińców. – Rosyjska inwazja stała się przyczynkiem do budowania mostów i gestów przyjaźni między narodami. Uchodźcy zza Buga doceniają zaangażowanie i chęć pomocy ze strony Polaków. To będzie rezonowało – przynajmniej na poziomie symbolicznym – przez lata – twierdzi socjolog Przemysław Nosal.
– W szerokim kontekście Polacy będą przyjaciółmi Ukraińców. Oni zyskali dach nad głową i wsparcie w momencie, gdy na ich domy spadały bomby, ale my też jesteśmy beneficjentami tej przyjaźni, o czym często się zapomina – mówi dr hab. Nosal. – Zyskuje nasz rynek pracy. Ukraińcy obsadzają wiele stanowisk, w których zaczynało brakować rąk do pracy, przede wszystkim tych wymagających mniejszych kwalifikacji, jak opieka nad starszymi i gastronomia, ale w coraz większym wymiarze dotyczy to branży IT oraz medycyny.
– Moim zdaniem prędzej lub później w reprezentacji Polski zagra Ukrainiec. Wielu zawdzięcza bardzo dużo Polakom i będzie chciało się odwdzięczyć. Tu znaleźli dom i są szczęśliwi. Ważne, i to jest taki mój apel, żeby PZPN ich nie omijał ze względu na pochodzenie. Ukrainiec w reprezentacji Polski? Byli już piłkarze innych narodowości np. Olisadebe – przypomina Nikita Wasin.
– Nie wiem, czy jesteśmy gotowi na kolejnego Olisadebe. Nie mieliśmy w seniorskiej reprezentacji Polski czarnoskórego piłkarza już od 20 lat. Socjologicznie to fascynujące – zastanawia się Przemysław Nosal. – Chciałbym wierzyć, że pojawienie się takiego gracza zostanie odebrane zupełnie naturalnie, bo świat jest dziś bardziej zglobalizowany niż na początku XXI w. Polska, w przeciwieństwie do Francji, Anglii i Niemiec, jest jednak wciąż społeczeństwem bardzo homogenicznym. Obcokrajowiec w reprezentacji zawsze będzie budził zaciekawienie. To pokolenie dzieci ukraińskich migrantów, zarówno wojennych uchodźców, jak i zarobkowej emigracji, dopiero będzie wchodzić w dorosłość i minie trochę czasu, zanim osiągną wiek pozwalający im grać w reprezentacji – tłumaczy socjolog z poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
– Jest jeszcze jedna rzecz, o której mało się mówi. Profesjonalna piłka nożna, to spore koszty. Dla uchodźców i emigrantów to są często przeszkody nie do przeskoczenia. Buty, ochraniacze, paliwo, dojazdy na treningi – wszystko kosztuje. Nie każdy migrant zza wschodniej granicy będzie w stanie pokonać tę barierę – mówi dr hab. Nosal.
Między Emanuelem Olisadebe a Tarasem Romanczukiem było wielu piłkarzy urodzonych poza Polską. – Dobrze pamiętamy EURO 2012 i "farbowane lisy" Franciszka Smudy. Nie było wyników, a Polanski, Boenisch oraz Perquis, umówmy się, nie zostali ciepło przyjęci przez kibiców. W ich przypadku granice kulturowe i kwestie językowe nie zostały pokonane – tłumaczy socjolog.
Dziś w reprezentacji jest tylko jeden z takich piłkarzy. – Temat Matty’ego Casha to sinusoida. Najpierw były sceptyczne głosy. "Nie ma szans na grę dla Anglii, więc wybrał Polskę". Potem dzięki dobrej grze był ulubieńcem kibiców. Dużą rolę odegrała aparycja, to że jest ciągle uśmiechnięty. Natomiast po słabszym meczu z Wyspami Owczymi znów pojawiły się głosy krytyki – zauważa Kamil Olszewski z Eyes Football Agency.
Ukrainiec z orzełkiem będzie miał trudniej, bo za polsko-ukraińskimi relacjami ciągnie się długa i mroczna historia. Rany po bestialskich mordach na kresach nigdy nie zostały zabliźnione, a co jakiś czas różne opcje polityczne rozdrapują je i posypują solą. Od 1943 roku minęło wiele lat, ale nie da się zapomnieć o około 60 tysiącach Polaków zamordowanych przez członków Ukraińskiej Powstańczej Armii. Stanowisko naszych kibiców wobec rzezi jest jasne i stanowcze.
16 lutego 2019 podczas meczu Wisły Płock z Jagiellonią Białystok doszło do kłótni pomiędzy Tarasem Romanczukiem a Dominikiem Furmanem. – Gramy przeciwko rasizmowi, a on dzisiaj wyzywa mnie od Bandery. Trudno opanować emocje, znając historię mojej rodziny, która została zamordowana również przez Banderę. A on mnie tak nazywa. To brak szacunku. Myślę, że to ostatni raz, kiedy podałem mu rękę – powiedział po meczu Romanczuk.
Stepan Bandera to przywódca Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, współwinny rzezi wołyńskiej. Żołnierze pod jego dowództwem obnosili się z czerwono-czarną flagą. W takich barwach grali też piłkarze Dynama Wrocław. – Pierwszy sparing – wychodzimy na czerwono-biało, a na nas krzyczą: "Bandera, Bandera!". A przecież spodenki mieliśmy białe. Ale po paru meczach nie mogliśmy ich doprać, więc zdecydowaliśmy się na czarne. Bo pasują i do czerwonych koszulek i do rezerwowych, fioletowych – tłumaczył się w portalu “Weszło” Dmitrij Dzierżyńskij.
Od banderowców był wyzwany także 17-letni Nikita Wasin. – Tak, słyszałem to wiele razy. To się działo nawet, jak byłem mały i wychodziłem na orlik. Przykre. Chciałbym, żeby wszyscy mieli do siebie szacunek niezależnie od pochodzenia. Mam ukraińskie korzenie, czuje się Polakiem i nie wymaże przeszłości – mówi Wasin.
– Banderowiec? Takie gadanie pojawia się bardzo często. Najczęściej słyszy to ojciec Nikity, który zawsze jest na jego meczach. Chociażby ostatnio na tym Unii Skierniewice z Pelikanem Łowicz kibice mówili: "To jest ten Ukrainiec z Polonii? A co on nie na wojnie?". To się powtarza – mówi Kamil Olszewski, menedżer piłkarza. – Tak jest zawsze do momentu, gdy “Niki” pokaże pełnię umiejętności. Wtedy dopiero ludzie zachwycają się jego grą i tak też było w meczu z Pelikanem – tłumaczy.
– Jak będzie odbierany reprezentant Polski urodzony na Ukrainie? Trudno wyrokować. Nie dam sobie ręki uciąć, że środowiska kibiców nie będą się odwoływać do Stepana Bandery i rzezi wołyńskiej. Z drugiej strony, jeśli będzie to osoba długo związana z Polską, to zostanie potraktowana jak lokals, a nie ktoś z zewnątrz – mówi Przemysław Nosal z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
– Dobrym przykładem jest Michael Ameyaw z Piasta Gliwice. To chłopak o ciemnym kolorze skóry, który urodził się i wychowywał w Polsce, a wcześniej grał m.in. w Widzewie Łódź – zaczyna Nosal. Ameyaw podobnie jak Nikita Wasin występował w młodzieżowych drużynach Polonii Warszawa. – Przypadek Ameyawa, a więc chłopaka, który dorósł w Polsce i naszym systemie piłkarskim, to droga, którą może pójść wielu Ukraińców. Dzięki temu, że Ameyaw dorastał w takim lokalnym środowisku, to kibice traktują go jako swojego, mimo koloru skóry i obco brzmiącego nazwiska. Długotrwałe oswajanie się kibiców z zawodnikiem staje się takim gamechangerem naturalizacyjnym.
– Koniec końców zawsze będą grupy niezadowolonych kibiców, ale dobra gra w reprezentacji Polski będzie bronić każdego kadrowicza zza Buga. "Oli", nigdy nie byłby "naszym Olim", gdyby nie grał tak dobrze w reprezentacji – kończy dr hab. Przemysław Nosal.