W marcu Kacper Tomasiak wygrał pierwsze w karierze zawody FIS Cup. Ma za sobą bardzo dobre występy w mistrzostwach świata juniorów. Kibice od razu nazwali go następcą Adama Małysza i aktualnych liderów kadry biało-czerwonych. Szesnastolatek nie zamierza popadać w samozachwyt. Wie, że przed nim jeszcze dużo pracy, by na stałe zagościć w światowej czołówce. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział o życiu młodego skoczka i... sukcesach w edukacji.
Wysoka dyspozycja szesnastolatka była zaskoczeniem dla narciarskiego środowiska. Wystrzał formy w kluczowym momencie nie był jednak przypadkowy. Polak oprócz udanych startów w MŚJ w Kanadzie brylował jeszcze w Zakopanem, gdzie wygrał zawody FIS Cup i w Planicy, przeskakując normalną skocznię w trakcie jednego ze zgrupowań w ubiegłym roku. Polskie skoki mają kolejny "diament", który wymaga obróbki. Kluczowe będzie spokojne podejście do tematu. Nie warto marnować takiego potencjału...
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Masz dość, gdy ktoś pyta cię o to, ile masz lat?
Kacper Tomasiak: – Trochę tak, ale przyzwyczaiłem się do takiej sytuacji.
– Trudno dziwić się pytającym, bo jesteś 16-latkiem, który zapadł w pamięć kibicom. Indywidualnie 4. miejsce w mistrzostwach świata juniorów i srebro w drużynie robią wrażenie. Kiedy – na poważnie – sport pojawił się w twoim życiu?
– W przeszłości tata biegał na nartach. Był trenerem kombinatorów norweskich. Od najmłodszych lat śledziłem skoki w telewizji. Udawałem, że jestem na obiektach i oddawałem próby w domu. Nie byłem w stanie wysiedzieć w miejscu. Naturalną koleją rzeczy było pojawienie się na treningach. Zacząłem, gdy miałem 6-7 lat. Pojawiłem się wtedy po raz pierwszy na skoczni i już tak zostało.
– Jak reagujesz na nagłówki typu: "Kacper to największy talent polskich skoków!", "Mamy następcę polskich mistrzów!"?
– Wpada jednym uchem. Wypada drugim. Wolę nie przeglądać wieści na swój temat. Nie przejmuję się artykułami i komentarzami. Wiem, że coś się pojawia, ale nie zagłębiam się w temat. Wolę w spokoju przygotowywać dyspozycję.
– Kolejne MŚJ zostaną rozegrane w 2024 roku (5-11 lutego) w Planicy. Czujesz, że stać cię na jeszcze lepsze wyniki niż w tym roku?
– Indywidualnie mierzę w podium. Muszę popracować nad techniką w locie. Nadal mam lekkie problemy. Poza tym jestem dobrze przygotowany. Powinienem powalczyć o medal.
– Czy coś zmieniło się w twoim podejściu do rywalizacji po poprzednim sezonie?
– Zwiększyłem cele na kolejne miesiące. Nie nakręcam się. Spokojnie podchodzę do rywalizacji. W juniorach mogę skakać jeszcze przez cztery lata. Jestem lepiej przygotowany na ewentualne kolejne dobre starty. W Kanadzie, w trakcie MŚJ, wszystko było nowe. Wygrałem też zawody FIS Cup w Zakopanem. Zasiadałem na belce jako ostatni. To było cenne doświadczenie.
– Skoki to sport ekstremalny. Nadal czujesz niepewność, gdy zasiadasz na belce?
– Niewielka dezorientacja wkrada się, gdy jest się po raz pierwszy na nowej skoczni. Szczególnie jeśli to duży obiekt. Najczęściej, po drugiej próbie, wszystko wraca do normy. Czuję, że jestem opanowany na skoczniach. Nie ma kłopotów z aklimatyzacją.
– Niektórzy łapali się za głowę, gdy widzieli, co wyczyniałeś na skoczni w Whistler...
– Bardzo podpasowała mi ta kanadyjska skocznia. Będę czuł lekką presję, by ponownie sprostać wyzwaniom.
– Jak sobie z nią radzisz?
– Staram się nie przejmować rywalizacją. Stres od razu maleje.
– Korzystasz z pomocy psychologa?
– Na tę chwilę nie czuję potrzeby. Nie mówię jednak nie. Może w przyszłości przyda się kontakt ze specjalistą.
– Na kim się wzorujesz?
– Jeśli chodzi o styl, stawiam na Stefana Krafta. Chodzi przede wszystkim o sylwetkę w locie. Trudno go naśladować. Gdybym miał wybierać kogoś z Polaków, to postawiłbym na Dawida Kubackiego. Trochę go naśladuję. Podobają mi się jego próby.
– Z kim teraz współpracujesz na co dzień?
– Od tego sezonu zmienił się system szkolenia juniorów. Współpracuję z dwoma trenerami: Sławomirem Hankusem i Robertem Mateją.
– Mieliście już styczność z liderami pierwszej kadry?
– W lipcu pojawiliśmy się w Oberhofie. Na tej samej skoczni trenowała kadra A. Mogliśmy podpatrzeć, jak zachowują się na obiekcie. Przez chwilę udało się mi porozmawiać z Kubackim, ale nie było dużo czasu. I tak fajnie, że była taka możliwość.
– Wizualizujesz sobie własne występy w kadrze A?
– Nie. Szczytem marzeń nie byłoby dotarcie do pierwszej reprezentacji. Chciałbym tam zostać dłuższy czas.
– Trener Thomas Thurnbichler już się odzywał?
– Jeszcze nie. Mam jeszcze czas na rozwój.
– Co ci się marzy w kolejnych miesiącach?
– Chciałbym zachować powtarzalność. Na razie wychodziły mi pojedyncze zawody. W styczniu skończę 17 lat i niby mógłbym spróbować jeszcze innych sportów, ale na 99 procent zostanę w skokach. Czerpię radość z tego, co robię.
– W mediach społecznościowych Polskiego Związku Narciarskiego pojawiła się ostatnio wzmianka na twój temat. Chodziło o sukcesy w edukacji. Otrzymałeś stypendium Ministra Edukacji oraz stypendium Premiera. Pozostaje pogratulować!
– Dziękuję. Przyswajanie nowych rzeczy dobrze mi wchodzi. Nie mam problemów w szkole. Nie potrzebuję poświęcać tak dużo czasu na naukę, jak inni. Dzięki temu udało się odnieść kilka sukcesów.
– Masz ulubiony przedmiot w szkole?
– Chyba matematyka. Nie lubię teorii. Wolę praktykę i liczenie. Poza sezonem – od kwietnia – zaczyna się robić swobodniej. Wtedy można skupić się mocniej na nauce.
– Wnioskuję, że jesteś umysłem ścisłym. Wiedza matematyczna i fizyczna przydaje się od czasu do czasu na skoczniach?
– Momentami aż za bardzo analizuję skoki. Wtedy trener mówi, żebym się nie przejmował. Staram się stosować do tych rad.
– Masz czas, by żyć jak nastolatek?
– Po sezonie jest sporo przerw. Wtedy można odetchnąć i pomyśleć o sobie.
– Jest hobby, które cię pochłania?
– Nie mam jednego zainteresowania. Próbuję wielu rzeczy.