Sofia Prosvirnova była jedną z najbardziej utalentowanych reprezentantek Rosji w short tracku. W ostatnich latach zmieniło się u niej... niemal wszystko. Wyszła za mąż za panczenistę Viktora Thorupa. Niedawno zadebiutowała w Pucharze Świata w łyżwiarstwie szybkim, jako reprezentantka Danii. O zmianie dyscypliny, barw i poczuciu przynależności narodowej porozmawialiśmy podczas Pucharu Świata w Tomaszowie Mazowieckim.
Jest Rosjanką, jeździ dla Danii. "Igrzyska? Nie sądzę, żebym wzięła udział"
Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL: W ubiegłych latach sporo zmieniło się w twoim życiu. Między innymi dyscyplina, którą trenujesz. Dlaczego łyżwiarstwo szybkie, a nie short track?
Sofia Prosvirnova: Z uwagi na męża (śmiech). Po prostu przyszedł czas na spróbowanie czegoś nowego. Po igrzyskach olimpijskich znalazłam się w złym miejscu, jeśli chodzi o short track. Zastanawiałam się, czy powinnam to ciągnąć, czy zakończyć karierę. Chciałam kontynuować, ale potrzebowałam pewnego odświeżenia. Znalazłam bardzo fajny team ze wspierającymi ludźmi. Jestem wdzięczna, że mam takiego trenera i takich kolegów z drużyny. Bardzo dobrze czuję się w tym gronie i w tej dyscyplinie. Poza tym z moich barków spadło sporo presji. Jestem tu nowa. Nie ma wobec mnie oczekiwań takich, jakie były w short tracku.
– Jaka jest największa różnica między short trackiem a długim torem?
– Jazda na długim torze jest trochę jak bieganie, tylko że na łyżwach. No i mam jeden bieg dziennie, po którym mogę wrócić do domu i się zrelaksować. W short tracku trzeba jeździć wielokrotnie.
– Zmieniłaś też narodowość. Z jakiego powodu?
– Sportową narodowość. Tak, jakiś czas temu wyjechałam do Danii. To decyzja, o której myślałam długi czas. Gdybym została w Rosji, nie mogłabym za często podróżować, a to ograniczyłoby mi możliwości widywania się z mężem. Musiałabym trenować w kraju. Stwierdziliśmy więc, że dla naszego związku będzie lepiej, jeśli zamieszkamy razem.
– Ale mogłabyś przecież pozostać Rosjanką i mieszkać w Danii.
– Wciąż jestem Rosjanką, mam rosyjskie obywatelstwo. Ale jeśli jest się częścią reprezentacji Rosji, pobiera wynagrodzenie, nie można trenować za granicą. Więc nie było takiej możliwości. Podjęliśmy decyzję najlepszą dla nas.
– To nie tak, że uciekłaś z Rosji, żeby mieć możliwość uczestniczenia w zawodach?
– Nie, naprawdę to nie był powód. Zresztą zmieniłam też dyscyplinę, więc...
– Dziś czujesz się bardziej Rosjanką czy Dunką?
– To trudne pytanie. Pochodzę z Rosji i jestem Rosjanką. Ale żyję w Danii i reprezentuję Danię. Chyba mogę powiedzieć, że pół na pół?
– Zawsze wydawało mi się, że w Rosji są lepsze warunki do trenowania łyżwiarstwa niż w Danii. Jak to wygląda u was?
– Mamy świetną grupę, która nazywa się "fast team" – dlatego, że trenujemy na szybkim lodzie w Salt Lake City. Nasz team zrzesza zawodników z wielu krajów. Należymy do niego i ja, i mój mąż.
– Więc całe lato spędzacie w Stanach Zjednoczonych?
– W większości. Później wracamy do Danii. A wiosną albo w okresie przed sezonem robimy sobie małe wakacje.
– Nie masz duńskiego obywatelstwa?
– Nie, jestem tylko rezydentką ("residency" to zaświadczenie o zarejestrowaniu pobytu na czas nieokreślony - przyp. red.). W przyszłości planuję przenieść się do Danii i mam nadzieję, że otrzymam również obywatelstwo.
– Myślisz o igrzyskach olimpijskich w Mediolanie?
– Nie sądzę, żebym mogła wziąć w nich udział. Proces ubiegania się o duńskie obywatelstwo trwa wiele lat. Więc skupiam się póki co na Pucharach Świata. W nich mogę brać udział bez przeszkód.
– W takim razie Francja 2030?
– Zobaczymy (śmiech).
– Jaki dystans jest twoim ulubionym?
– Wydaje mi się, że 1000 albo 1500 metrów.
– Podobnie jak w short tracku.
– Tam zdecydowanie wolałam 1000.
– A jeśli zapytam o cel na ten sezon i najbliższy czas?
– Odpowiem, że trudno mi go określić. To dopiero mój drugi występ w międzynarodowych zawodach na długim torze. Wciąż się uczę, więc nie mam żadnego konkretnego celu. Na razie próbuję po prostu poprawiać się na tyle, na ile to możliwe. Pozwolić sobie na rozwój i stawanie się coraz lepszą.