Na nic się nie napalam – mówił w piątek w Klingenthal Andrzej Stękała, dowołany na Puchar Świata z kadry B. – Przede wszystkim robić swoje – wtórował mu Maciej Kot. Niestety, choć obaj prezentują wysoką formę, to tę pokazywali w treningach. Milczący w sobotę w Eurosporcie Piotr Żyła wycedził: – Dwóch skoków brakuje, jest jeden. Tutaj, jak się wydaje, są teraz największe rezerwy w polskich skokach.
Rusza Puchar Kontynentalny w skokach. Zawody w cieniu, anonimowe, zostawione same sobie
Sobota na Vogtland Arenie w Klingenthal była kolejnym spektaklem skoków narciarskich. I w końcu przełamaniem passy Stefana Krafta, którego pokonał Karl Geiger. Niemiec wygrał w tym mieście dopiero pierwszy raz, więc w niedzielę na trybuny być może przyjdzie jeszcze więcej kibiców. Jury – o dziwo – znów pozwoliło daleko latać.
Wkład polskich skoczków w to show zawarł się w świetnym pierwszym skoku Piotra Żyły, po którym był siódmy. Dawid Kubacki zajmował 12. miejsce, ale obaj nie obronili swoich pozycji w finale. To jednak i tak najlepszy występ biało-czerwonych w tej edycji PŚ.
Niestety, w gronie pięciu naszych reprezentantów tylko Żyła i Kubacki zdołali w ogóle wystąpić w drugiej serii. Z naszej perspektywy to było więc znów raczej skromne widowisko.
Maciej Kot i Andrzej Stękała bez punktów w Klingenthal. A mieli się nie napalać
Miny, które robił w gnieździe Thomas Thurnbichler, doskonale oddawały nastrój w ekipie. Obiegają teraz Internet, bo reakcje były dość emocjonalne. Po pozytywnym dniu znów przyszedł sztabowi dzień – nazwijmy to – taki sobie.
Po Pawle Wąsku na razie nie mogliśmy robić sobie wielkich obietnic, bo chociaż 24-latek zmienił przed weekendem narty, to nadal boryka się z trudnościami w ogarnięciu techniki. Walczy. Ale już po Andrzeju Stękale i Macieju Kocie – jak najbardziej widać, że drzemie w nich potencjał. Dowołani z kadry B i bazowej rezerwowi od początku weekendu w Saksonii pokazują, że ich maksymalny poziom obecnie spokojnie powinien wystarczać do punktowania. W treningach, nawet jeżeli z nieco wyższych belek, regularnie i wyraźnie przeskakiwali punkt K. Kot w piątek był nawet w jednym siódmy – najlepszy z Polaków. Stękała w sobotę też mógł się tym pochwalić, bo seria próbna wyszła mu na 134 m i 15. lokatę.
A potem, już w 1. serii, Stękała w konkursie spadł na 113,5 m i bił głową o narty. Kotowi (również solidnemu w próbnej) zmierzono jeszcze mniej – 109 m. To był smutny obrazek w kontekście tego, co pokazali wcześniej.
– To skutek presji, którą poczuli, na pewno. Gdy się spinasz i starasz kontrolować, to źle, skoki dobre wynikają właśnie z luzu. Belka była ustawiona dla nich nisko, a warunki były takie sobie. Natomiast to wciąż są pozytywne sygnały, które idą. Widać to po skokach treningowych. Potrzeba nam stabilizacji i pewności siebie, takiej, jaką teraz mają inni. To podejście holistyczne, będziemy na tym pracować. Zbliżamy się – skomentował po konkursie Thurnbichler w rozmowie z Eurosportem.
Treningi na luzie, konkurs w spięciu. To jedyna sensowna diagnoza. Nie tylko Polaków
Podsumowując zatem fakt, że i w piątek, i w sobotę Kot i Stękała zaliczyli najgorsze próby w seriach ocenianych, widać niepokojący trend. Mają w nogach moc, ale nie dowożą jej na kluczowe momenty. A dokładnie tego chcieli, krygując się w piątek, że im w Klingenthal przede wszystkim zależy na skokach. A nie na wynikach.
– Plan miałem jasno nakreślony, ale wyszło inaczej. Szkoda, że przychodzą zawody i jest słabiej. Po kwalifikacjach analizowałem, że bardziej kontrolowałem to, co się dzieje, zwłaszcza na rozbiegu. Byłem bardziej spięty. Wyciągnąłem wnioski, w sobotę mniej kontrolowałem i być może przesadziłem w drugą stronę. Może było przed progiem zbyt agresywnie, na fantazji. Gdzieś jest złoty środek. Łatwo się mówi, żeby skakać tak jak na treningach. Sytuacja się zmienia, kiedy przychodzą zawody. Najlepsi jednak to znajdują. Ja też chcę to znaleźć – analizował Kot w trakcie transmisji.
Polacy nie są jedynymi, którzy borykają się z takim kłopotem. Władimir Zografski, o czym wspomina jego sztab, ostatnio ze stresu nie może spać po nocach. Na razie jego wyniki zimą odstają od tego, czego sam oczekuje od siebie po udanym Letnim Grand Prix.
Psycholog kadry czeka na kontakt. Ale takie zmiany nie dzieją się za dotknięciem różdżki
Kwestię, z którą mierzą się nasi skoczkowie, już dawno prostym językiem opisywał Adam Małysz – uosobienie spokoju, którym niekiedy na skoczniach wyprowadzał z równowagi konkurentów.
– Może cię boleć noga, tyłek, ręka i to nic, bo z takimi dolegliwościami możesz dalej skakać. Jednak gdy przychodzi ból głowy, w sensie mentalnym, to już nie skoczysz. Jest po tobie – powtarzał.
Oczywiście, biało-czerwoni mogą w każdej chwili skonsultować się z Danielem Krokoszem, psychologiem naszej kadry. Sami współpracują też indywidualnie ze specjalistami, choć efekty takich rozmów nie przychodzą zwykle nagle. Należy brać poprawkę na to, w jakich okolicznościach Stękała i Kot trafili do PŚ. Jak dużą mieli w elicie przerwę. I jednak wciąż na to, że solidną formę już na Vogtland Arenie udowodnili.
Niedzielne zawody są dopiero po południu, do tej pory można wiele przeanalizować. To nowe otwarcie. Dobre kwalifikacje w ich wykonaniu mogą wlać nową nadzieję, że te lepsze skoki można przenieść również na konkurs.
Thurnbichler ma rację, zauważając, że coś drgnęło. Brakuje po prostu stabilizacji.