Kasper Hamalainen to jeden z najlepszych obcokrajowców w historii Ekstraklasy. Niedawno zakończył karierę, jednak życia bez piłki sobie nie wyobraża. Byłego zawodnika m.in. Lecha Poznań i Legii Warszawa zapytaliśmy o przygotowania do “kariery po karierze”, zalety i wady perfekcjonizmu, kontakty w Polsce, pomysł na rozwój piłki w Finlandii, baraż z Walią i… inspirację Pogonią Siedlce.
Polscy kibice szczególe pamiętają Kaspra Hamalainena z transferu z Lecha Poznań do Legii Warszawa. W naszym kraju spędził sześć i pół roku. W tym czasie zdobył m.in. cztery mistrzostwa i dwa Puchary Polski. 63 razy zagrał dla reprezentacji Finlandii. Kilka miesięcy temu zakończył karierę. Zrobił to w swoim rodzimym klubie TPS. Teraz zaczął odnajdywać się w nowej roli – dyrektora sportowego. Jak twierdzi, chce pomóc drużynie wrócić do szczyt. Przygotowywał się do tej pracy jeszcze w czasie kariery piłkarskiej. Jego droga, to dobry przykład dla wielu piłkarzy, jak odnaleźć się po zawieszeniu butów na kołku. I właśnie o tej ścieżce rozwoju postanowił nam opowiedzieć.
***
Dominik Pasternak, TVPSPORT.PL: – Niedawno zakończyłeś karierę. Dziś możesz patrzeć na piłkę nożną z innej perspektywy. Jak zapamiętasz Kaspra Hamalainena w roli piłkarza?
Kasper Hamalainen (były piłkarz m.in. Lecha Poznań i Legii Warszawa): – Powiedziałbym, że byłem dość szybki, szczególnie na początku mojej kariery. Do tego określiłbym się jako piłkarza trudnego do przewidzenia. Przeciwnicy mieli problemy z tym, żeby określić, co zrobię na boisku.
– Dużo czasu zajęło ci podjęcie tej decyzji?
– Zacząłem o tym myśleć jeszcze zanim wróciłem do Finlandii, dwa lata temu. Kalkulowałem, że podpiszę dwuletni kontrakt z moim macierzystym klubem i na tym zakończę. Taki był plan i tak się stało. Rok temu zacząłem czuć, że to będzie mój ostatni sezon. Trzymałem się tego. Była to więc decyzja jak najbardziej przemyślana.
– Ostatni mecz był najtrudniejszy w karierze?
– Pod wieloma względami tak. Było śnieżnie, wietrznie, deszczowo. Na termometrze minus 1. Typowa pogoda dla Finlandii na tamten okres. Po meczu nie docierało do mnie, że to już koniec. Trudno było mi to sobie zobrazować. Przecież grałem w piłkę regularnie od wielu lat. Nagle to miało się zakończyć. Myślę, że dopiero po dwóch tygodniach zacząłem zdawać sobie sprawę, że to już koniec.
– Możesz uznać, że wyciągnąłeś z kariery "maksa"? Czy mogłeś jednak coś zrobić inaczej?
– Myślałem o tym i doszedłem do wniosku, że mogłem dać z siebie trochę więcej. Było kilka takich momentów. Gdy grasz w wyższych ligach, to najmniejsze szczegóły robią różnice. Więc przy odrobinie szczęścia mogłem osiągnąć trochę więcej, ale patrząc teraz na to z perspektywy czasu, to gdyby ktoś mi kilkanaście lat powiedział, że będę miał taką karierę, to wziąłbym to w ciemno. Nigdy jednak nie wiadomo, czy miałbym trochę więcej szczęścia. W pewnym sensie jestem perfekcjonistą, więc zawsze chcę robić wszystko jak najlepiej.
– Perfekcjonizm jest przydatną cechą u piłkarza?
– Czasami tak. Kiedy trenujesz i chcesz być najlepszą wersją siebie, to perfekcjonizm pomaga. Taką mentalność miałem przez cały czas. I oczywiście ma ona wiele plusów. Ale z drugiej strony można być dla siebie zbyt wymagającym, co może wpłynąć na grę i zdrowie psychiczne. Jeśli zaczynasz być zbyt surowy i samokrytyczny, to też nie jest dobrze. Trzeba więc znaleźć między tym równowagę. Myślę, że znalazłem ją dopiero pod koniec mojej kariery. Zajęło to trochę czasu.
– W trudnych momentach perfekcjonizm był dla ciebie problemem?
– Oczywiście. Byłem dla siebie surowy i dużo od siebie wymagałem. Często nie dawało mi to spokoju w kryzysie. Czasami trzeba po prostu odpuścić i skoncentrować się na następnym meczu. Miałem z tym problem, ale nie powiedziałbym, że bardzo utrudniało mi to życie.
– A próbowałeś to w sobie zmienić?
– Jak już mówiłem, pod koniec mojej kariery zacząłem odkrywać sposób radzenia sobie z tym. A kiedy ma się więcej lat i więcej perspektywy, człowiek staje się nieco spokojniejszy. Więc w ten sposób to zrozumiałem.
– Potrafisz wymienić jedną, najważniejszą rzecz, której nauczyła cię piłka?
– Ciężko wskazać tylko jedną. Ale powiedziałbym, że to nauka, jak obcować z innymi ludźmi i kulturami. Jak złapać wspólny język z grupą 25 osób i osiągnąć sukces. To ma duże znaczenie nie tylko w piłce nożnej, ale także w życiu biznesowym. To rodzaj sportu zespołowego w każdym biznesie. Był to więc dobry trening również dla mnie. I oczywiście nauka o sobie, jak radzić sobie z presją lub wychodzić z kryzysów. Wiele się o sobie dowiedziałem.
– Słyszałem, że kiedy byłeś jeszcze aktywnym piłkarzem, przygotowywałeś się do kariery po karierze. Czy mógłbyś powiedzieć więcej o tym, jak to wyglądało?
– Cóż, w pewnym momencie zacząłem myśleć o tym, co powinienem robić po zakończeniu kariery. Starałem się być na to przygotowany. Zacząłem interesować się zarządzaniem w sporcie i tym, jak prowadzi się kluby. Poszedłem na uniwersytet w Danii, aby studiować kierunek związany z tym. Zrobiłem to w czasie, kiedy byłem w Warszawie. Skończyłem je po trzech i pół roku. Mam licencjat z zarządzania w sporcie. Z perspektywy czasu uważam, że była to dobra decyzja. Korzystam z tej wiedzy w nowej pracy.
– Nie jest to więc typowe podejście dla piłkarza. Niektórzy często doznają szoku, gdy kończy się dla nich kariera. Inni odnajdują się w roli eksperta telewizyjnego, podczas gdy reszta po prostu nie wie, co robić.
– Tak. I to jest naprawdę normalne, że nie od razu wiesz, co robić. Przez 20 lat swojego życia funkcjonowałeś według harmonogramu. W dodatku nie ty go przygotowywałeś. Wszystko robiono za ciebie. Ktoś ci wypożyczył auto, wynajął mieszkanie, ustalił trening. Wykonywałeś wcześniej ustalone polecenia. Wszystko zostało ci powiedziane i nagle to się kończy, a ty masz przed sobą wiele lat życia. Dla niektórych to uczucie, jakby urodzili się na nowo. Bardzo chciałem tego uniknąć. Zdobyłem "papier", czyli licencjat. Dało to większy spokój mentalny, że nie zostanę z niczym. Myślę, że wielu piłkarzy zapomina, żeby w czasie kariery robić coś poza graniem w piłkę. Wiele rzeczy przekłada na później i nagle przychodzi czas, gdy kończy się karierę i nie ma się perspektyw.
– Dlaczego tak się dzieje?
– Dobre pytanie. Jest duży procent piłkarzy, którzy mają problemy po zakończeniu kariery. Może jest tak, że nie wiedzą, co ich interesuje w danym momencie. A wtedy trzeba po prostu to znaleźć, a wcześniej lepiej poznać siebie. Nie można zamykać się tylko na piłkę i żyć w tej bańce. Nawet wiążąc plany po karierze z tym sportem, trzeba patrzeć szerzej.
– Gdybyś zarządzał klubem, zmieniłbyś podejście do piłkarzy?
– Nie można nikogo do niczego zmusić, ale można zasugerować. W Finlandii jest to całkowicie normalne, ponieważ pensje są o wiele niższe niż np. w Polsce. Musisz myśleć nad czymś poza piłką, żeby się utrzymać. Wielu piłkarzy studiuje w trakcie kariery. Przyjęło się to u nas i jest to czymś naturalnym. Moja rada jest taka, żeby uświadamiać zawodników, by mądrze inwestowali pieniądze lub wskazywać im określoną ścieżkę życia po karierze.
– Czyli miałeś trochę łatwiej przez to, że zaczynałeś w Finlandii, gdzie nie było na start dużych pieniędzy?
– Wyjechałem z Finlandii, gdy miałem 21 lat. Byłem już w pełni skoncentrowany na piłce. Różnica polega na tym, że u nas dużą wagę przykłada się do edukacji. Wiedziałem to przez całe życie. Stąd też łatwiej było mi zdecydować się na studia i zaplanować karierę po karierze.
– Słyszałem, że nie byłeś typowym przykładem piłkarza. Kiedy twoi koledzy chodzili w drogich ubraniach, jeździli ekskluzywnymi samochodami, ty wolałeś nosić eleganckie ubrania, ale nie afiszując się marką. Raczej też nie było wokół ciebie skandali. Jesteś na co dzień spokojną osobą?
– Lubię być cichy. Staram się zachować spokój w wielu sytuacjach. Futbol to jedna strona mnie, ta bardziej nerwowa, a prywatna strona to ta spokojniejsza. Nie muszę kupować wszystkiego, co jest popularne. Rozumiem, że ludzie lubią nabywać drogie rzeczy, aby sprawić sobie szczęście. Ale dla mnie to nie jest takie ważne. Miałem inne priorytety.
– Czułeś się czasami obcy w niektórych szatniach?
– W każdym miejscu czułem się naprawdę dobrze. Potrafię i lubię dogadywać się z ludźmi. Znajduję sposób lub temat do rozmowy. Nie jest to dla mnie problem, że ktoś jest inny ode mnie. To naturalne w piłce nożnej. Umiejętność przystosowanie się do panujących warunków ułatwia pracę. Tym też kieruję się w nowej roli.
– W trakcie swojej kariery grałeś ponad 10 lat za granicą. Czy zawsze podejmowałeś decyzje, które były najlepsze dla twojej rodziny?
– Kiedy wyjechałem do Szwecji, nie miałem dużej rodziny. Oczywiście była wtedy moja żona, ale głównym powodem wyjazdu była piłka nożna. Miałem marzenia i chciałem je realizować, zobaczyć coś zupełnie innego. Potrzebowałem nowego startu. I to był dobry sposób, aby poznać nową kulturę i zacząć uczyć się, jak być w kraju, w którym nic nie rozumiem i o którym nic nie wiem. Taka szkoła życia. To był dla mnie naprawdę dobry test.
– Spora część kariery to gra w Polsce. Co cię tu trzymało? Tak dobre miejsce do życia, czy nie miałeś innych ofert?
– Czułem, że wszyscy byli bardzo gościnni. Spędziłem w Polsce naprawdę dobre sześć i pół roku. Zarówno w piłce nożnej, jak i w życiu prywatnym. Było naprawdę miło. Nie miałem czegoś takiego, że za wszelką cenę chciałem tu zostać, ale tak po prostu wyszło. Nie żałuję, bo w końcu zdobyłem cztery mistrzostwa Polski i dwa Puchary Polski. Mam z tym mnóstwo dobrych wspomnień.
– Polska piłka jest o wiele bardziej rozwinięta niż fińska?
– Powiedziałbym, że nie jest może o wiele bardziej rozwinięta, a po prostu do Polski jest ściągana większa liczba graczy z lepszymi umiejętnościami. Wpływa na to m.in. zaplecze finansowe. Finlandia jest młodym narodem pod względem piłkarskim. Dopiero uczymy się wielu rzeczy. W tej chwili jesteśmy na fali wznoszącej. Zrobił się "boom" na futbol. Mam nadzieję, że podniesie to również poziom ligi.
– Twoje najbliższe plany związane są z klubem TPS, do którego wróciłeś?
– Myślę, że tak. W tej chwili jestem bez umowy. Dlatego też szukam różnych opcji. Chciałbym pomóc temu klubowi, ale nie mogę tego jeszcze potwierdzić. Wiem jedno, że mamy dużo do zrobienia.
– Widzisz siebie jako prezesa czy dyrektora sportowego?
– Praca dyrektora sportowego byłaby dla mnie odpowiednia. Jednak nie zawsze tak było. Kiedy nie miałem dzieci, chciałem być trenerem. Kiedy pojawiły się, zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie, bo zajmuje to za dużo czasu. Swoje plany jednak kieruje w stronę zarządzania.
– Praca w klubie jest bardziej wymagająca od bycia piłkarzem?
– Powiedziałbym, że praca trenera jest bardziej wymagająca. Kiedy jesteś trenerem, musisz wszystko analizować i przygotowywać. Gdy jesteś piłkarzem, nie masz wielkiej odpowiedzialności. Musisz tylko wykonywać zadania. U trenera jest wręcz przeciwnie, dlatego zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie.
– Możesz coś więcej powiedzieć o strategii klubu?
– TPS to naprawdę duży klub. W zeszłym roku mieliśmy 100-lecie. Jesteśmy w tej chwili w drugiej lidze. Staramy się to jak najszybciej naprawić, by wrócić na szczyt. Nie można tego jednak zrobić w kilka tygodni. Rozpoczęliśmy więc realizację projektu, który wystartował wraz z podpisaniem kontraktu przez nowego trenera. Chciałbym, by w tym klubie grali piłkarze identyfikujący się z jego DNA. Chodzi mi o młodych, głodnych gry zawodników. Nie jest to łatwe, ale staramy się to realizować. To dla mnie duży wyzwanie i cieszę się, że mogę je realizować.
– Inspirujecie się kimś?
– Inspiruję się m.in Bodo Glimt, Lechem Poznań i… Pogonią Siedlce. Mam tam bardzo dobrego kolegę – Grzegorza Koprukowiaka. Dużo ze sobą rozmawiamy. Pomagał mi przy pisaniu pracy magisterskiej, której tematem było zarządzanie klubem i identyfikacja talentów. Poza tym wymieniamy dużo spostrzeżeń dotyczących działań w TPS. Jego wizja jest zgodna z moją. To zdrowa relacja.
– Czyli kontakty w Polsce nadal są.
– Tak, myślę, że z Grzegorzem rozmawiamy najwięcej, ale mam też innych znajomych. Jestem w kontakcie z Guilherme, który już co prawda w Polsce nie gra, ale znamy się z czasów wspólnych występów. Dobre relacje mam z Barrym Douglasem z Lecha Poznań. Zerkam też na fińskich piłkarzy w Polsce. Ostatnio trafił do Stali Mielec Kai Meriluoto, młodzieżowy reprezentant Finlandii. Kibicuję mu, żeby sobie poradził. Wcześniej polecałem m.in. Richardowi Jensenowi transfer do Polski.
– Wskazałbyś jakiegoś piłkarza z Finlandii, który może zrobić dużą karierę w najbliższych latach?
– Mamy coraz więcej zawodników grających w mocnych ligach europejskich. To dobry trend, bo czerpię z tego kadra. Gdybym miał wskazać jednego, to byłby to Matti Peltola z HJK Helsinki. Grał już w reprezentacji i europejskich pucharach. Ma naprawdę duży potencjał.
– Nie brakuje ci w adrenaliny w nowej pracy? W Legii czy Lechu miałeś na sobie presję, bo grałeś o najwyższe cele.
– Tu też tak jest. Co sezon ludzie naciskają, żebyśmy walczyli o awans. Nikomu nie podoba się gra w 2. lidze. Postanowiliśmy w tym roku zwolnić i postawić solidne podstawy do zbudowania czegoś stabilnego. Chcemy mieć pewność, że będziemy gotowi na awans na najwyższy szczebel. Jest wiele elementów wymagających naprawy, a to mnie motywuje, bo staje przed wyzwaniem.
– Gdyby pojawiła się oferta z Polski, zastanowiłbyś się nad nią?
– Oczywiście, nie zamykam się tylko na Finlandię.
– Zbliża się czas barażów o awans na Euro 2024. Polska w finale może zagrać z Finlandią. Czuć napięcie w kraju w związku z tymi wydarzeniami?
– Tak, jak mówiłem wcześniej, jest "boom" na piłkę nożną. Coraz więcej mądrych ludzi pojawia się w piłce i idą za tym wyniki. Mamy coraz silniejszą kadrę, która osiągnęła dobre wyniki w Lidze Narodów. To pozwoliło zagrać w barażach. Zanim mecz z Polską lub Estonią, trzeba wygrać z Walią. To będzie bardzo trudne, bo to niezwykle mocny zespół na swoim terenie. Wierzę, że to się uda, a potem… Pamiętam mój mecz przeciwko wam z 5-6 lat temu na stadionie Śląska Wrocław. Przegraliśmy 0:5. Całkowita dominacja Polaków. Teraz nie byłoby tak samo. W tej chwili mamy wyrównany zespół, który jest budowany od wielu lat przez tego samego trenera.
– Najmocniejsza broń to stabilność?
– Zdecydowanie. Ta drużyna to kolektyw. Potrafimy dobrze bronić, ale i grać atakiem pozycyjnym.
– Co musi się stać, żeby Finlandia wygrała z Walią?
– Musimy zagrać idealny mecz. W zasadzie to dwa takie spotkania, bo z Polską wcale nie będzie łatwiej.
– Helsinki nie zaskoczą pogodą przy ewentualnym finale?
– Powinno w marcu być około pięć stopni na plusie. U nas też zachodzą zmiany klimatyczne. Myślę, że pogoda nie będzie problemem.