To drugi sezon, w którym Karol Angielski nie występuje na boiskach PKO BP Ekstraklasy. Latem minionego roku napastnik przeniósł się z Sivassporu do Atromitosu Ateny. W rozmowie z TVPSPORT.PL piłkarz stwierdził też, że wcześniej, w bardzo dobrym momencie opuścił Radomiaka. – To była idealna pora na transfer. Mam tam jeszcze kilku znajomych, którzy mówią, że tamten klimat już nie wróci. Między mną, a klubem, pewne kwestie nadal nie są rozwiązane – wyznał nam 27-latek.
👉 Koszmarna porażka Santosa. Jego drużyna rozbita przez słabeusza
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Po pół roku w Atenach możesz powiedzieć, że opuszczenie Sivassporu było dobrą decyzją?
Karol Angielski: – Decydowały kwestie rodzinne. Gdy byliśmy w Turcji, moja partnerka zaszła w ciążę i podjęliśmy decyzję o zmianie klubu, mimo że wciąż miałem ważny kontrakt. Sivas to miasto muzułmańskie, zupełnie inne kulturowo. Za najlepszy przykład niech posłuży to, że gdy wybraliśmy się tam na USG, to lekarz rozmawiał tylko ze mną, nawet nie spojrzał na moją narzeczoną. W Atenach trafiliśmy nawet na polskich lekarzy, dlatego było zdecydowanie łatwiej. Chciałem zmienić klub także dlatego, by regularnie grać. W Sivassporze usłyszałem, że zamierzają sprowadzić trzech napastników i to oni będą ważniejsi dla trenera. Nie chciałem zostać w klubie po to, by tylko trenować i dostawać pensje. Liczyłem na regularną grę.
– Nie było możliwości powrotu do Ekstraklasy?
– Pojawiały się jakieś sygnały, ale nie było żadnych konkretów. Gdy otrzymałem ofertę z Atromitosu, przyjąłem ją. Mam tutaj dobre warunki zarówno do życia, jak i do rozwoju sportowego.
– Jak oceniasz to, co na razie udało ci się osiągnąć w Atromitosie?
– Chciałbym grać więcej. Jest dość dziwnie, bo ostatnio po dwóch strzelonych golach, następny mecz zacząłem na ławce. Czasami gdy zdobędę bramkę, myślę, że w następnym spotkaniu trener da mi szansę od początku, a dzieje się inaczej.
– Trener Sasa Ilić stara ci się wyjaśnić swoje decyzje?
– Nie, nie ma takich rozmów. Pod tym względem każdy jest tutaj zdany sam na siebie. Trochę inaczej wyglądały relacje z trenerem Chrisem Colemanem, który sprowadzał mnie do Atromitosu. Użalanie nie ma jednak sensu, trzeba dalej pracować.
– Ostatnio doznaliście bolesnej porażki z AEK. Przegrana 0:5 zakończyła serię meczów bez porażki.
– Rywale sprowadzili nas na ziemię. Widać, że AEK to bardzo wysoki poziom, do którego nam trochę brakuje. Można było zauważyć to chociażby po zachowaniu ich zawodników po stracie piłki. Natychmiast starali się ją nam odebrać. Niestety dla nas, to się im udawało.
– Gdyby przeanalizować wasze wyniki, można zauważyć, że wysoko przegrywacie właśnie z czołówką. Różnica między klubami pokroju Atromitosu, a Panathinaikosem, Olympiakosem czy AEK faktycznie jest tak duża?
– Tak, ta dysproporcja jest wyraźna. Porównałbym to do Turcji, gdzie Panathinaikos czy AEK byłyby zespołami takimi jak Besiktas czy Fenerbahce. Przewyższają resztę klubów pod każdym względem, a przede wszystkim tym finansowym, co pozwala na zatrudnianie klasowych piłkarzy. Panathinaikos czy AEK można pokonać tylko wtedy, gdy mają słabszy dzień.
– Który z czołowych zespołów zrobił na tobie największe wrażenie?
– Myślę, że właśnie AEK. Każda z tych drużyn ma mocną kadrę, ale gdybym miał dzisiaj wskazywać, kto zdobędzie mistrzostwo, to wybór padłby na AEK.
– Jaka jest różnica między polską ekstraklasą, a ligami zagranicznymi, w których grałeś?
– Przeskok jest przede wszystkim w szybkości gry, reagowaniu. Dało się to odczuć przede wszystkim w Turcji, gdzie chyba każda drużyna na skrzydłach miała niezwykle szybkich graczy. W Grecji trzeba grać bardzo mądrze w meczach ze ścisłą czołówką. Gdy szybko stracisz gola i się otworzysz, skończy się źle. Co do Grecji, to drużyny z miejsce 8-14 to poziom środka tabeli Ekstraklasy. Ekstraklasa jest bardziej fizyczna niż liga grecka.
– Jak porównałbyś warunki w Turcji i Grecji, do tych, które miałeś grając w Polsce?
– Jeśli chodzi o Sivasspor, to jest to absolutnie europejski poziom. Wszystko mieliśmy przygotowane i podstawione "pod nos". Musieliśmy skupiać się tylko na treningach i meczach. Podobnie jest w Atromitosie, chociaż tutaj zdecydowanie gorzej prezentuje się stadion. Trudno porównywać to do Radomiaka, w którym ostatnio grałem w Polsce. Wówczas w Radomiu nie było takiego obiektu i warunków jak obecnie.
– Skoro już jesteśmy przy temacie stadionów. Ostatnio w Grecji gracie przy pustych trybunach, a to z powodu decyzji tamtejszego rządu. Był jakiś mecz, podczas którego czułeś się niebezpiecznie?
– Nie, podczas naszych spotkań nie było takich incydentów. Jeśli chodzi o atmosferę, to mecze na stadionach Panathinaikosu czy Olympiakosu wspominam znakomicie. Nie brakowało jednak niebezpiecznych wydarzeń. Czarę goryczy przelało zajście przed grudniowym meczem siatkówki pomiędzy Olympiakosem i Panathinaikosem, gdy rzucono petardą w policjanta. Co do Atromitosu, to greccy piłkarze po serii słabych wyników powiedzieli nam tylko, żebyśmy wzięli się w garść, bo kibice zaczynają się denerwować i może zrobić się nieprzyjemnie. Ostatecznie, nic negatywnego się nie wydarzyło.
– Gdy grałeś w Sivassporze, mówiłeś, że tam zawodnicy praktycznie nie utrzymywali ze sobą relacji poza szatnią. A jak wygląda to w Grecji?
– W Turcji rzeczywiście wszyscy byli zamknięci, nie było żadnego towarzyskiego życia. W Atromitosie kolację zarządził trener. Doszło do tego po wygranym listopadowym spotkaniu z Arisem. Można powiedzieć, że integracja pomogła, bo porażka z AEK była naszą pierwszą od dziesięciu meczów. Na pewno jest tutaj lepiej pod względem atmosfery. Celem jest miejsce w pierwszej szóstce. Klub będzie w tym roku świętował stulecie i prezes zapowiedział, że nie wyobraża sobie innego scenariusza niż TOP6.
– Twój kontrakt z Atromitosem wygasa po sezonie. Uważasz, że zostanie przedłużony?
– Na razie trudno spekulować. Cały czas coś się dzieje, nawet teraz pojawiają się jakieś sygnały. W tej chwili koncentruję się jednak na Atromitosie i na tym, by w najbliższych miesiącach strzelić jak najwięcej goli. W ten sposób mogę zwrócić na siebie uwagę innych klubów. Obecnie bilans bramkowy jest niezły, gdy policzymy, ile minut rozegramy. Stać mnie jednak na więcej.
– Myślisz, że jest szansa na to, by wrócić do Polski i zagrać w mocniejszym klubie niż Radomiak?
– Kluczowe będzie to, jaki będzie mój status w zagranicznym klubie. Jeśli nie będę grał regularnie i strzelał, to wątpię, by zainteresował się mną czołowy polski klub.
– Od momentu, w którym odszedłeś z Radomiaka, zmieniło się tam wiele. Drużyna gra na nowym, ładniejszym obiekcie, ale doszło też do potężnych zmian kadrowych. Zdecydowana większość graczy to obcokrajowcy. Opuściłeś klub w odpowiednim momencie?
– To była idealna pora na transfer. Mam tam jeszcze kilku znajomych, którzy mówią, że tamten klimat już nie wróci. Obecna polityka nie do końca pasuje części ludzi, ale muszą to zaakceptować. Pomimo, że między mną, a klubem, pewne kwestie nadal nie są rozwiązane, to życzę Radomiakowi oraz kibicom jak najlepiej.
– To sprawy finansowe?
– Tak, finansowe i na razie nie chce rozwijać tego tematu szerzej. Mam nadzieję, że sprawa szybko zakończy się pozytywnie.
– Jesteś zadowolony z tego, że latem 2022 roku zdecydowałeś się na zagraniczny wyjazd?
– Absolutnie tego nie żałuję. To niezwykle cenne doświadczenie. Zobaczyłem od wewnątrz, jak wygląda piłka w innych ligach, miałem okazję trenować u boku reprezentantów różnych krajów… Oczywiście, zarówno w Sivassporze jak i w Atromitosie mogłem grać więcej i liczę na to, że tak właśnie będzie w Grecji. Co do oceny zagranicznej przygody, to zawsze mogło być lepiej, ale ogólnie postrzegam ją pozytywnie.