| Piłka ręczna

Kobiety ze Związku Piłki Ręcznej w Polsce przerywają milczenie ws. mobbingu i molestowania. Oto ich historie

a
Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Zbigniew Meissner)

Osiem kobiet – byłych i obecnych pracownic Związku Piłki Ręcznej w Polsce – złożyło pod koniec grudnia zawiadomienia o zachowaniach mogących nosić znamiona mobbingu i molestowania ze strony członka zarządu ZPRP i dyrektora komitetu organizacyjnego MŚ 2023 piłkarzy ręcznych Grzegorza Gutkowskiego. Wszystkie postanowiły podzielić się swoimi przeżyciami na TVPSPORT.PL. Oto ich historie.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

• "Byłam sparaliżowana. Nie mogłam uwierzyć, że na coś takiego sobie pozwolił"

• Zgłoszenia sięgały wielu miesięcy wstecz. Nie przyniosło to jednak żadnych skutków

• "Gdyby nie nagranie, to żadna ze skarg nie zostałaby uznana za prawdziwą"

• "Nigdy tego nie doświadczyłam. Sfera prywatna była przez niego deptana"

• "W każdej firmie pan Grzegorz zostałby zwolniony dyscyplinarnie. Ale nie w ZPRP"

• "Starałyśmy się go unikać, a część z nas rozważała zwolnienie się z pracy"

Zgłoszenia mobbingu i molestowania w Związku Piłki Ręcznej w Polsce

Czytaj też

Grzegorz Gutkowski (fot. PAP /

Zgłoszenia mobbingu i molestowania w Związku Piłki Ręcznej w Polsce

TVPSPORT.PL informowało o sprawie jako pierwsze już 12 stycznia. W opublikowanym wówczas tekście pisaliśmy o serii skarg na Gutkowskiego dotyczących zachowań mogących nosić znamiona mobbingu lub dyskryminacji ze względu na płeć, wniesionych przez osiem kobiet współpracujących z nim w Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Zawiadomienia poprzedziło wydarzenie z pracowniczej wigilii, w trakcie której Gutkowski uderzył w pośladek jedną z nich. Zdarzenie zarejestrował monitoring.

Pozostałe zawiadomienia dotyczą spraw sięgających wielu miesięcy wstecz. Część z nich była już wcześniej zgłaszana – czy to przez wspomniane pracownice, czy ich przełożonych – do prezesa ZPRP Henryka Szczepańskiego oraz I wiceprezesa Bogdana Sojkina. Nie przyniosło to jednak żadnych skutków.

Był nieuprzejmy i ordynarny, okazywał wyższość i brak szacunku, reagował agresywnie, podnosił głos, podważał autorytet i kompetencje, z premedytacją poniżał i upokarzał w obecności innych osób, naruszał przestrzeń osobistą, komentował dobór bielizny czy wygląd, używał zwrotów o podtekstach seksualnych, a wydarzenie z pracowniczej wigilii nazwał "żartem". Starałyśmy się go unikać, a część z nas poważnie rozważała zwolnienie się z pracy – tak o Gutkowskim mówią kobiety, z którymi rozmawiało TVPSPORT.PL.

Oto ich historie.

***

Imiona bohaterek tekstu zostały zmienione przez autora.

Zgłoszenia mobbingu i molestowania w Związku Piłki Ręcznej w Polsce

Czytaj też

Grzegorz Gutkowski (fot. PAP /

Zgłoszenia mobbingu i molestowania w Związku Piłki Ręcznej w Polsce

***

Iza

Jestem postrzegana jako dość pozytywna osoba – taka z dobrą energią. Od wigilii minął jednak już miesiąc, a ja wciąż to przeżywam. To był i nadal jest dla mnie trudny moment. Siedzi mi to w głowie.

Do wszystkiego doszło po obiedzie. W biurze było wtedy tłoczno. Na wigilię przyjechali nie tylko pracownicy, ale też wiele osób spoza ZPRP. Akurat w tamtym momencie stałam przy drukarce. Nie chciała drukować, a ja miałam coś do załatwienia i próbowałam ją naprawić. Pochylałam się nad nią. Trochę dalej, przy sekretariacie, stało dwóch moich kolegów. W tym wszystkim zjawił się pan Grzegorz. Przechodząc korytarzem, jak gdyby nigdy nic, nagle klepnął mnie trzymanym w ręce folderem w pośladek.

Zamarłam. Wyprostowałam się odruchowo, złapałam za pośladek i wydobyłam z siebie tylko przeciągłe: "Serio?" – na tyle było mnie stać. Byłam w szoku. Nie wiedziałam, kto to zrobił, ale pan Grzegorz ruszył korytarzem i powtarzał: "To nie ja, to nie ja”. Zrozumiałam, że to był on.

Stałam jak zamurowana. Koledzy, którzy stali nieco dalej, również byli w szoku. Stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie wrócić na chwilę do pokoju i poukładać sobie w głowie to, co się przed chwilą wydarzyło. Zwłaszcza, że zaraz po tym incydencie na korytarzu pojawiło się sporo innych osób.

– Wróciłam więc do pokoju. Gdy opanowałam emocje, stwierdziłam, że to za wiele. Musiałam coś z tym zrobić. Pan Grzegorz nie przyszedł, by wyjaśnić sprawę i mnie przeprosić. Zresztą wiedziałam, że sama rozmowa z nim nic nie wniesie. Postanowiłam podzielić się historią z dyrektorem Biura ZPRP. Ze mną poszli wspomniani koledzy, którzy byli świadkami zdarzenia. Od pana dyrektora dowiedziałam się, że na tego typu sytuacje są konkretne procedury i mogę się nimi posłużyć. Godzinę później spisałam swój formularz i zgłosiłam incydent. Koledzy zrobili to samo.

– Tego samego dnia pan Grzegorz przyszedł do mnie do pokoju. Zaraz po incydencie gdzieś pojechał, a potem próbował skontaktować się ze mną telefonicznie, ale ja nie odbierałam. Nie chciałam z nim rozmawiać. Stwierdził, że to, co zrobił, to głupi wybryk, a miał być żart. Dodał, że chciałby, by sprawa została tylko między nami i nikt się o niej nie dowiedział, a najlepiej żebym w ogóle o wszystkim zapomniała. Myślę, że już wtedy zdawał sobie sprawę, co zrobił.

Grzegorz Gutkowski (fot.
Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Zbigniew Meissner)

Nie powiedziałam mu, że wysłałam już wtedy formularz. Odpowiedziałam jedynie, że nie dam mu żadnej gwarancji. Stwierdził, że przeprasza.

Dzień później zadzwonił do mnie i zapytał jak mógłby mi zadośćuczynić i zrekompensować ten czyn. Zatkało mnie. Powiedziałam mu, że nie odpowiem na takie pytanie. On na to stwierdził, żebym dobrze to przemyślała i zadzwoniła, kiedy będę gotowa. Nie wiem, co chciał osiągnąć, ale każdy sam może sobie odpowiedzieć, z czym kojarzą się takie sugestie. Ja byłam zaskoczona.

Po świętach zwołana została komisja. Nie ukrywam – płakałam w trakcie mojego spotkania. To było i nadal jest dla mnie bardzo emocjonalne doświadczenie.

Dostałam tam pytanie, czy pan Grzegorz mnie przeprosił. Tak, przeprosił mnie. Zapytałam jednak, czy jeżeli gwałciciel lub zabójca przeprasza, to też mu się wybacza? Odpowiedziano mi, że nie można porównać takich zdarzeń. A według mnie przeprosiny to jedno, a czyn to zupełnie coś innego.

Pan Grzegorz nazwał ten wybryk żartem. Nie zgadzam się na tego typu bagatelizowanie tej sytuacji i zamiatanie jej pod dywan. Nie jesteśmy w szkole podstawowej, na stopie koleżeńskiej czy na weselu w trakcie oczepin. Byliśmy pracownikami Związku Piłki Ręcznej w Polsce, to nasze wspólne miejsce pracy i wymagany jest wzajemny szacunek. Pan Grzegorz był też członkiem zarządu. Swoim zachowaniem powinien wyznaczać pewne standardy. On natomiast poniżył mnie w oczach innych osób.

To wszystko – moją historię, ale też historie moich koleżanek – trzeba nazwać po imieniu: to molestowanie lub mobbing. I nie można bać się tych określeń. 

Sylwia

Mam takie poczucie, że gdyby nie dowód w postaci nagrania z wigilii, to żadna z naszych skarg nie zostałaby uznana za prawdziwą.

Początkowo miałam z Grzegorzem dobre relacje. Wtedy jeszcze nie robił nic konkretnego w ZPRP. Można było odnieść wrażenie, że… nudzi się w pracy. Gdy go widywałam, to najczęściej czytał gazetę albo oglądał film. Nawet jedna z koleżanek poszła w tej sprawie na skargę do prezesa, że nie życzy sobie, żeby Grzegorz siedział i czytał gazetę, kiedy ona musi pracować. Ale nic to nie zmieniło.

Po pewnym czasie przeszłam do innego działu i nasz kontakt stał się rzadszy. Rozmawialiśmy jednak ze sobą, głównie o pracy i naszych oczekiwaniach. Grzegorz zastanawiał się wtedy, czy nie szukać sobie nowej pracy, bo czuł się niewykorzystany i niedoceniony.

Nasze ścieżki zawodowe inaczej się wtedy potoczyły, a wraz z tym zaczęła się zmieniać nasza relacja. Zaczęłam odnosić wrażenie, że Grzegorz zaczął traktować mnie na dystans. Może to była kwestia poczucia bycia niedocenionym? Trudno powiedzieć. W każdym razie zmieniał się. Niekiedy… był wręcz agresywny. Gdy mu się coś nie podobało, mówił podniesionym głosem. Nawet na mnie potrafił krzyknąć – i to mimo tak długiej znajomości. Byłam tym zszokowana, bo mam zupełnie inny pogląd na współpracę z ludźmi. Później mnie przepraszał, ale niesmak związany z takimi sytuacjami stawał się coraz większy.

Grzegorz Gutkowski (fot. PAP /
Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Łukasz Gągulski)

– Kiedy został członkiem zarządu i dyrektorem mistrzostw świata, nasze relacje całkowicie się pogorszyły. Awansował i miałam wrażenie, że przy każdej okazji chce zaakcentować, że jest najważniejszy. Można było to odczytać jako wywyższanie się i okazywanie braku szacunku. Z tego powodu coraz więcej osób w kuluarach deklarowało, że jeśli nie musi, to nie chce z nim współpracować.

Ja starałam się traktować go, jak każdą inną osobę. Mam taki charakter, że nawet jeśli ktoś nie jest wobec mnie fair, to staram się podchodzić do niego z szacunkiem i uśmiechem. I tak robiłam. Ale Grzegorz zachowywał się inaczej. Potrafił podważać mój autorytet w grupie, mówiąc: "Kim ona jest, żeby o czymkolwiek tu decydować?"…

Często podkreślał, że jest członkiem zarządu i z tego powodu nie będzie wchodził z nikim w żadne gadki i ma być tak, jak on chce. "Jestem członkiem zarządu" – mieliśmy dość tego zwrotu, bo to zamykało z nim każdą dyskusję, bez względu na argumenty. A tak nie da się pracować.

Czasem myślałam o tym, żeby się zwolnić. To była przyjemna myśl – byłam przekonana, że wtedy w końcu będę miała święty spokój. Powiedziałam o tym nawet bliskim współpracownikom i napisałam wypowiedzenie, bo nie chciałam pracować w takich warunkach. Oni jednak uspakajali mnie. Przysięgam, gdyby nie oni, to już dawno bym tu nie pracowała. Jest dużo życzliwych osób, które maja jednoznaczny pogląd na te sytuacje.

Pod koniec 2022 roku, tuż przed mistrzostwami świata, byłam w sprawie Grzegorza u prezesa. Był nieprzyjemny, powiedział wtedy, że nie będzie z nami rozmawiał, ale dodał, że może porozmawiamy po mistrzostwach. Tyle, że do takiej rozmowy już nigdy nie doszło.

W połowie 2023 roku na jednym ze spotkań omawialiśmy natomiast dokument, który miał chronić dzieci przed molestowaniem. Padło tam pytanie: "Dlaczego mówimy tylko o dzieciach, a o kobietach już nie? Jak nazwać zachowanie, gdy mężczyzna klepnie kobietę w pupę?". Grzegorz odpowiedział na to: "Jak to jak? To motywacja". To był wyjątkowo niesmaczny żart, ale i tak nikt z nas nie przypuszczał wtedy, że będzie to coś więcej niż tylko żart…

Z tego, co mi wiadomo, Grzegorz za ten komentarz nie otrzymał nawet reprymendy.

Po mistrzostwach sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Po tym, jak zdarzenie z wigilii nagrało się na monitoring, urosła we mnie nadzieja, że może coś się w końcu zmieni. Ale potem była komisja, po której miałam poczucie, że te wszystkie nasze zgłoszenia nie miały sensu…

Emilia

Od dłuższego czasu starałam się unikać pana Grzegorza i nie być z nim sam na sam. Tak było przez sytuację z jego gabinetu.

Zjawiłam się tam z dokumentami do podpisu. Pan Grzegorz kazał usiąść naprzeciw siebie przy biurku. Myślałam, że po prostu weźmie dokumenty i je podpisze, ale on wstał, nachylił się nade mną i… złapał mnie za udo w okolicy kolana.

Jestem osobą, która bardzo pilnuje swojej przestrzeni osobistej, ale w tamtym momencie byłam sparaliżowana. To był szok. Nie mogłam uwierzyć, że na coś takiego sobie pozwolił. W ogóle nie wierzyłam, że coś takiego się wydarzyło. 

Czułam do niego obrzydzenie. Nie mieściło mi się w głowie, że coś takiego mi zrobił. Byłam dla niego zupełnie obcym człowiekiem, nigdy nawet nie byliśmy na stopie koleżeńskiej. Nie miał prawa naruszać mojej przestrzeni intymnej, nie mówiąc już o dotyku.

Wstałam i bez słowa wyszłam. Roztrzęsiona pobiegłam do koleżanki, z którą pracuję biurko w biurko. Powtarzałam: "Jezu, co tu się dzieje, co tu się właśnie stało…". Wtedy jeszcze myślałam, że jestem jedyną osobą, której coś takiego się zdarzyło. Ale nie byłam.

I wiceprezes ZPRP Bogdan Sojkin, Przemysław Zawadzki z Deloitte i Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Grzegorz Momot)
I wiceprezes ZPRP Bogdan Sojkin, Przemysław Zawadzki z Deloitte i Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Grzegorz Momot)

Niewiele później byłam świadkiem, gdy pan Grzegorz w nieodpowiedni sposób potraktował jedną z naszych koleżanek ze Związku. W Gdańsku, przy okazji mistrzostw świata, doszło do spotkania wszystkich osób pracujących przy organizacji imprezy. Przyjechali ludzie z Krakowa, Katowic i Płocka. Siedzieliśmy, śmialiśmy się – po prostu miło spędzaliśmy czas. Nagle jeden ze związkowych oficjeli pokazał palcem na naszą koleżankę i zapytał: "A co ona tu robi? Przecież ona nie pracowała przy mistrzostwach". Na to pan Grzegorz podbiegł do niej i przy wszystkich kazał jej opuścić salę. Myślałyśmy, że to żart. On jednak powtarzał, że nie pracowała przy organizacji i ma wyjść. Byłyśmy w szoku.

Było mi jej strasznie żal. Upokorzył ją przy wszystkich. Wychodząc, z trudem powstrzymywała łzy, a potem, w drodze do hotelu, zupełnie się rozkleiła. Pomogłam jej zorganizować transport. Wiem, że w kolejnych dniach bardzo to przeżywała. Ale to nie był koniec.

Miesiąc później prezes i wspomniany związkowy oficjel wręczyli jej wielki obraz z podziękowaniem za owocną współpracę przy organizacji mistrzostw. Najpierw wyrzucili ją z sali, a potem jej podziękowali. Chyba do dziś nie mają świadomości, co zrobili. 

Kinga

Pan Gutkowski od początku dał się poznać jako osoba ordynarna i nieuprzejma. Wywyższał się. To wszystko były jednak zachowania, na które można było jeszcze przymknąć oko i puścić mimo uszu.

Sytuacja zmieniła się w momencie, gdy zaczęła się organizacja mistrzostw, za którą został odpowiedzialny, a następnie przyjęto go do zarządu ZPRP. Obrósł wtedy w piórka, a jego ego jeszcze bardziej urosło. Zaczął informować wszystkich wokół, z kim będą mieli teraz zaszczyt obcować. Coraz częściej demonstrował swoją pozycję i władzę.

Moje relacje z nim nazwałabym jako profesjonalne i chłodne. Może nie miałam tyle nieciekawych sytuacji jak inne dziewczyny, ale bardzo często spotykałam się z jego chamstwem i brakiem kultury.

Przykładem niech będzie tu sytuacja z klapkami. Jako Związek zaczęliśmy współpracę z firmą Kubota. Zbierałam rozmiary obuwia wśród pracowników, bo każdy otrzymywał parę klapek. W tej sprawie przyszłam też m.in. do Grzegorza. Weszłam do jego gabinetu i mówię: "Cześć Grzegorz, czy mógłbyś podać mi rozmiary stopy, ponieważ robimy klapki". Na co on wyciągnął na biurko stopy i powiedział: "Zmierz sobie". To znakomicie obrazuje jego podejście do kobiet i podwładnych.

Były też drobne sytuacje, pokazujące z kim pan Grzegorz się liczył. Gdy siedziałam w pokoju z kolegą, to tylko jemu mówił cześć i zwracał się po imieniu, a mnie pomijał i traktował jak powietrze. Zupełnie jakby mnie nie widział.

Wielokrotnie byłam świadkiem, jak moje koleżanki płakały przez niego, były zdenerwowane, wymagały wsparcia i pocieszenia. Szczególnie nasiliło się to podczas organizacji mistrzostw. Wiele koleżanek poważnie myślało wtedy o zwolnieniu z pracy.

Niestety, te zachowania pana Grzegorza były akceptowane w ZPRP. Można było wyczuć, że jeśli się ktoś wychyli lub sprzeciwi, to będzie to miało negatywne skutki. Lepiej było więc siedzieć cicho. Człowiek był po prostu przekonany, że w tej firmie należy tak pracować i być uległym względem tych wysoko postawionych. To też mogłyśmy zaobserwować u wyższych stażem pracowników, którzy obierali taką metodę pracy. Lepiej być potulnym i wszystko robić tak, jak tego ode mnie oczekują, niż gdziekolwiek wyrażać swoje zdanie – tak to odbierałam.

- I tak to trwało. Aż do Wigilii, gdy w końcu coś zostało zarejestrowane na kamerze.

Siedziba ZPRP przy ulicy Puławskiej w Warszawie (fot. TVPSPORT.PL / Damian Pechman)
Siedziba ZPRP przy ulicy Puławskiej w Warszawie (fot. TVPSPORT.PL / Damian Pechman)

Beata

Po wydarzeniach z wigilii stwierdziłam, że mam dość, bo pan Grzegorz pozwalał sobie na coraz więcej. Zaczęłam się martwić o swoją przyszłość. Nadużywał wobec nas władzy i swojej pozycji, a w kuluarach wprost zaczęto mówić, że jest mocnym kandydatem na prezesa w nadchodzących wyborach. To wzbudzało we mnie strach.

Gdy zaczęłam pracę w Związku, moje relacje z panem Grzegorzem miały typowy dla początku znajomości dystans. To, co jednak mnie zdziwiło, to że spośród grupy ponad 10 przyjętych osób, pan Grzegorz powiedział mi, że będzie moim bezpośrednim przełożonym i mam mu pomagać w jego pracy. Traktowałam to czysto zawodowo, ale zdziwiło mnie, że wyznaczył sobie mnie – zupełnie nowego pracownika – na osobistą asystentkę. Nie w tym celu byłam zatrudniana.

Zawsze wywoływał we mnie dziwne emocje i dystans przez sposób, w jaki się do mnie odnosił. Odczuwałam dyskomfort. W głowie szczególnie utkwiła mi jedna sytuacja.

Mniej więcej w czerwcu 2023 pan Grzegorz przyszedł do mnie i sam z siebie zaczął opowiadać o swojej rozmowie z prezesem. I tam, choć prezes nie powiedział mu tego wprost, to on wyczuł, że prezes "chciałby być bardziej dopieszczany" przeze mnie. Zasugerował, żebym kupowała mu upominki, ciasto, ale też dbała o jego komfort i interesowała się nim.

Cenię sobie wszelkie porady w pracy, zwłaszcza jeśli ktoś bardziej doświadczony jest mi coś w stanie podpowiedzieć, ale w tym przypadku sposób wypowiedzi i przykłady były dla mnie dwuznaczne. Brzmiały absurdalnie. Czułam się upokorzona. Zatkało mnie.

Odpowiedziałam tylko, że wykonuję swoją pracę starannie i sumiennie i jeśli pan prezes ma jakieś uwagi, to na pewno by mi o tym powiedział. Tym bardziej, że zazwyczaj tak było – jeśli miał jakieś sugestie, to mówił mi o tym wprost.

Zapytałam jeszcze pana Grzegorza, czy kiedykolwiek prezes prosił go żeby mi przekazał takie rzeczy? Odpowiedział, że nie, ale on "to czuje i wie, że właśnie tak powinno być".

Wszystko to skwitował, mówiąc, że to "przyjacielska pomoc" z jego strony. Trudno żebym tak to odebrała. Nigdy się nie przyjaźniliśmy, ani nie kolegowaliśmy, a to tłumaczenie było nie tylko sztuczne, ale i żenujące. Wyobraźmy to sobie: członek zarządu i dyrektor przychodzi i "przyjacielsko" sugeruje mi, bym dopieszczała prezesa… Przecież to absurd!

Siłą rzeczy każdy kolejny kontakt z panem Grzegorzem budził już we mnie wewnętrzną awersję i dystans, choć starałam się tego nie okazywać.

Po tej sytuacji popłakałam się. Czułam się całkowicie bezbronna. Bo jak zgłosić skargę na takie zachowanie, gdy wiem, że pan Grzegorz ma dobre relacje z prezesem? A jeżeli prezes faktycznie miał takie oczekiwania? Byłam w potrzasku. To był trudny temat, delikatny, a ja nie miałam pewności, że zostanę wysłuchana. Obawiałam się, że sytuacja będzie bagatelizowana i… miałam rację. W trakcie prac komisji ds. etyki, która rozpatrywała nasze skargi, tak właśnie potraktowano mnie i moje koleżanki.

Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Tomasz Wiktor)
Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Tomasz Wiktor)

Aneta

Mogłabym mówić wiele, ale ze względu na rozwojowy charakter sprawy opowiem tylko o sytuacjach, którym towarzyszyli świadkowie i które w przypadku procesu sądowego będą do udowodnienia. Mam poczucie, że w Związku słowo członka zarządu nadal jest dużo poważniej traktowane niż nasze zeznania i dlatego nie odważę się opowiedzieć całej prawdy. Ale może kiedyś przyjdzie na to czas.

Dobro polskiej piłki ręcznej zawsze było dla mnie najważniejsze. I to na długo, zanim zaczęłam pracę w ZPRP. Nadal zresztą jest. To główny powód, dla którego dzisiaj zabieram głos. Robię to z ogromnym smutkiem, bo uważam, że każdy komu zależy na tej dyscyplinie, nie chce, by o tego typu sprawach było głośno.

Każda z nas jest innej konstrukcji psychicznej, ma inną wrażliwość. Ja jestem twarda. W tych wszystkich niestosownych sytuacjach w pierwszej kolejności myślałam o tym, na ile zaszkodzi to wizerunkowi dyscypliny i naruszy wizerunek ZPRP. Było mi szkoda koleżanek, które wielokrotnie z bezsilności płakały w pracy. Nie do końca miałam też świadomość, do jakiej kategorii naruszeń można zakwalifikować poszczególne sytuacje. Dziś, po konsultacji, wiem już, jak duże były to nieprawidłowości.

Pierwsza sytuacja miała miejsce w 2020 roku. W Szwecji trwały wtedy mistrzostwa Europy mężczyzn, a Polska starała się o organizację ME kobiet. Ogólnie przyjęte jest, że dzień przed wyborem gospodarza tego typu imprez odbywa się bankiet dla delegatów Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej – oczywiście na koszt federacji ubiegających się o organizację turnieju. Następnego dnia delegaci decydują, który kraj i która oferta zwyciężają w konkursie.

W trakcie tego bankietu pan Grzegorz podszedł do mnie i powiedział: "Idź, zabawiaj delegatów". Mocno się wtedy oburzyłam, bo poczułam się jakbym była panią do towarzystwa. Ale znowu: najważniejsze było dla mnie, żeby nasza oferta zwyciężyła. Bardzo chciałam, żeby tak ważna dla kobiecego szczypiorniaka impreza miała miejsce w Polsce. Nie zareagowałam.

Inaczej zachowałam się przy drugiej takiej sytuacji. Ta miała miejsce podczas mistrzostw świata. W Spodku, niedaleko boiska, mieliśmy pomieszczenie, w którym pracował cały sztab organizacyjny. Jednego dnia do pomieszczenia wszedł dyrektor Gutkowski. Robiłam sobie wtedy kawę i stałam do niego tyłem. Nagle, w obecności wszystkich osób, które tam były, głośno skomentował mój tyłek. Po jego słowach obróciłam się, a on dość zdziwiony stwierdził: "O, to twój tyłek. Nie wiedziałem, że taki masz".

To było bezczelne. Odpowiedziałam jedynie: "Wyobraź sobie, że jednak mam".

Chcę zwrócić tu uwagę na jedną kwestię. Nie uważam, żeby to zdanie wybitnie krzywdząco wpłynęło na moją psychikę. Mówiłam już – jestem twarda. Każdemu, kto jednak pomyśli w tym momencie: "Pfff... Wielkie mi co", polecam postawić na moim miejscu swoją żonę, córkę lub wnuczkę. I zadajcie sobie pytanie czy chcielibyście, żeby jakikolwiek mężczyzna w podobny sposób traktował wasze bliskie kobiety w pracy lub przez ten pryzmat oceniał ich przydatność do zawodu? Jak byście się z tym czuli? 

Prezes ZPRP Henryk Szczepański (fot. PAP / Leszek Szymański)
Prezes ZPRP Henryk Szczepański (fot. PAP / Zbigniew Meissner)

Wielokrotnie byłam stawiana w ZPRP w sytuacjach wybitnie niekomfortowych. Wychodzę z założenia, że prywatnie nie wszyscy musimy się kochać, ale będąc w pracy obowiązuje nas profesjonalizm. Jakakolwiek antypatia do danej osoby nie powinna prowadzić do nadużyć. Przez niektórych ta zasada była jednak bardzo często pomijana.

Doprowadzało to niektóre z nas do granic wytrzymałości. Z jedną z koleżanek poszłyśmy w sprawie pana Gutkowskiego do prezesa. Ale tam zderzyłyśmy się ze ścianą. Miałam wrażenie, że prezes nie chciał nas słuchać. Przerywał nam, negował to, co mówiłyśmy. Na słowa koleżanki, że ta nie ma już siły funkcjonować w takim środowisku i jest jej po prostu przykro z tego jak jest traktowana przez pana Grzegorza, prezes odpowiedział: "Jak nie masz siły, to się zwolnij". To było poniżej pasa. Na koniec usłyszałyśmy, że jako kobiety jesteśmy zbyt wrażliwe i przez to nie da się z nami pracować. Po tych słowach koleżanka wyszła.

Daria

W żadnej innej relacji zawodowej nie doświadczyłam tego, co w relacji z Grzegorzem. Sfera prywatna była przez niego po prostu deptana.

Pracowałam z Grzegorzem w departamencie, który organizował mistrzostwa świata. Wiadomo – on był jego dyrektorem, my jako zespół mieliśmy swoje zadania. Nasze kontakty były wtedy dosyć częste i intensywne. Regularnie mieliśmy spotkania – czy to zespołowo, czy indywidualnie. Nieraz byłam świadkiem, gdy Grzegorz zachowywał się w sposób, który mógł być odebrany jako okazywanie wyższości wobec współpracowników, a nawet ich poniżanie. I mam wrażenie, że robił to z premedytacją.

Jedna z koleżanek usłyszała od niego, że stanik, który ma założony, nie pasuje jej do bluzki. Nie wiem, co to miało na celu. Grzegorz chyba sądził, że to coś śmiesznego i że może pozwolić sobie na takie komentarze.

Odnosiłam wrażenie, że w relacji pracownik – dyrektor, pozwalał sobie po prostu na zbyt wiele. Spoufalał się, regularnie naruszał przestrzeń osobistą. Przy podpisywaniu dokumentów stawał lub siadał bardzo blisko, wręcz ocierał się ramieniem lub ręką, a i zdarzało się, że ta ręka niby zupełnie przypadkowo lądowała na udzie. Nie sądzę, że działo się to przypadkowo.

W tym kontakcie z nim czułam się… dziwnie. On po prostu był za blisko i to było zupełnie nieuzasadnione. W zwykłej, koleżeńskiej relacji może to być niekomfortowe, ale tu mówimy o relacji służbowej z człowiekiem, który jest twoim przełożonym! To nie tylko niedopuszczalne, ale i niesmaczne. Czułam z tego powodu lęk.

Ula

Pan Grzegorz był moim bezpośrednim przełożonym. Nie starałam się wchodzić z nim w żadne relacje, bo nie przepadaliśmy za sobą. W wielu kwestiach się nie zgadzaliśmy. Nie jestem osobą, która wiedząc, że coś jest nieodpowiednie, zrobi to tylko dlatego, że przełożony tego wymaga.

Na początku wszystko było jednak okej. Pan Grzegorz był bardzo wymagający, ale prosił mnie, żebym mówiła mu swoje zdanie na właściwie każdy temat związany z pracą. Tyle, że kiedy już je mówiłam, to bardzo często się z nim nie zgadzał. A jeśli przy tym wychodziło potem na moje – a w wielu sytuacjach miałam rację – to strasznie go to denerwowało.

Podczas rozmów pan Grzegorz nie zachowywał odpowiedniego dystansu. Było wiele sytuacji, w których podchodził do mnie zdecydowanie za blisko. Każdy ma swoją strefę, której naruszenie powoduje dyskomfort. Za każdym razem kiedy on robił krok do przodu, ja robiłam krok do tyłu…

Co dwa tygodnie, a bliżej mistrzostw nawet co tydzień, mieliśmy spotkania statusowe. Podczas większości z nich pan Grzegorz odzywał się do mnie w sposób upokarzający mnie przed resztą pracowników. Ludzie dzwonili do mnie potem i pytali: "Ula, co ty mu takiego zrobiłaś, że traktuje cię w ten sposób?!". A ja nie byłam im w stanie nic odpowiedzieć, bo po prostu nie wiedziałam. Wobec innych osób zachowywał się zupełnie inaczej.

Tego było tak dużo… Po każdym takim spotkaniu starałam się zapomnieć, co do mnie mówił. W ten sposób czyściłam głowę i starałam sobie z tym radzić. Ale nie było łatwo. 

Grzegorz Gutkowski (fot. ZPRP)
Grzegorz Gutkowski (fot. ZPRP)

Utrudniało mi to codzienną pracę. Nie było tygodnia, żebym nie płakała z jego powodu. Jeśli ktoś ciągle stoi nad tobą i mówi, że coś jest zrobione nie tak jak powinno, a ty siedzisz w pracy od 8 do 20, przy wielkiej presji czasu i z batem nad głową, to nie może być łatwo.

Paraliżowała mnie myśl o powrocie do biura. Szczególnie było tak pod koniec 2022 roku. Październik, listopad, grudzień – to był najgorszy czas w moim życiu. Ogromna presja. Było ciężko.

Kluczowa sprawa dotyczyła oferty konkursowej na branding podczas mistrzostw. Wielokrotnie prosiłam pana Grzegorza żeby wysłał mi jak wyglądały wcześniejsze oferty konkursowe, bo nie miałam w tym względzie dużego doświadczenia. Przesłał mi je, ale z dużym opóźnieniem. Przez to mój konkurs odbył się bardzo późno, właściwie pod koniec 2022 roku. To były stresujące miesiące. A gdy przyszło co do czego, to pan Grzegorz zarzucił mi, że zasugerowałam wybór firmy, którą rzekomo wcześniej znałam. To nieprawda. Przed pracą w związku nigdy z nimi nie współpracowałam.

Dużo stresu kosztowała mnie też sprawa z wyborem tkaniny do obicia studiów telewizyjnych. Zgodnie z przepisami bezpieczeństwa, taka tkanina musiała posiadać atesty o trudnopalności. To było kluczowe. Wiedzieliśmy też, że choćby w Gdańsku strażacy przykładają dużą uwagę do wszelkiej dokumentacji i właśnie kwestii atestów. Pan Grzegorz zasugerował natomiast, żeby kupić taką tkaninę, która tych atestów nie ma, ale jest za to tańsza. Odmówiłam. Powiedziałam, że nie podpiszę się pod tym swoim nazwiskiem i jeżeli nalega, to niech sam złoży zamówienie. Usłyszałam, że chyba oszalałam i żebym robiła to, co mi każe.

Szczęśliwie, sprawa skończyła się dobrze. Zamiast tkanin kupiliśmy bannery, które na szczęście miały wszystkie atesty i były przy tym dużo tańsze. Strażacy rzeczywiście sprawdzili ich dokumentację. Nie chciałam mieć problemów, nie chciałam też, by miał je Związek. Ale kosztowało mnie to mnóstwo zdrowia.

Miałam wrażenie, że pan Grzegorz czasem robił nam po prostu na złość. Przed ćwierćfinałowymi meczami w Gdańsku, tymi rozegranymi 25 stycznia, mieliśmy końcową odprawę. Hala była już gotowa na mecz, w pełni udekorowana, zgodnie z zatwierdzoną wcześniej przez pana Grzegorza koncepcją. Na tym spotkaniu stwierdził jednak, że nie podoba mu się wygląd hali i wszystkie bannery mamy przewiesić na drugą stronę obiektu. Powiedział to w sali konferencyjnej pełnej osób. Tak jakby chciał pokazać, że jest najmądrzejszy i zawsze ma rację. Potem do późnych godzin nocnych siedzieliśmy i przewieszaliśmy te banery, żeby było tak, jak sobie zażyczył...

Do długiej listy moich obowiązków pan Grzegorz dorzucił też zamawianie gadżetów. Już wtedy pracowałam po 12-13 godzin dziennie, choć zatrudniona byłam na osiem. Nie miałam ani czasu, ani siły, ani ochoty na dodatkowe zadania. Powiedziałam o tym panu Grzegorzowi. Mimo wszystko nakazał mi to zrobić, więc robiłam.

Podsuwałam mu pod nos propozycje różnych gadżetów. Na każde mówił, że za tanie lub za drogie, że się mu nie podobają albo są bez sensu. I tak to trwało – ja chodziłam do niego z tymi propozycjami, a on je odrzucał.

Pod koniec mistrzostw, już podczas etapu w Krakowie, nagle poprosił mnie o przygotowanie "super pakietu VIP" dla wiceprezesa międzynarodowej federacji lub kogoś równie ważnego. Odpowiedziałam, że dobrze, ale będę rzeźbić z tego, co mamy, bo nie pozwolił mi zamówić takich gadżetów, które mogą być potraktowane jako gadżety vipowskie. Przygotowałam torebeczkę, kosztowało mnie to mnóstwo stresu i nerwów, a na to wszystko pan Grzegorz dodatkowo mnie pospieszał.

Po mistrzostwach nasze kontakty nie były już, dzięki Bogu, tak intensywne. Chyba nie dałabym rady dłużej pracować w takich warunkach.

Współpracę przy mistrzostwach kończyliśmy etapem rozliczeń i raportów. To też był trudny czas... Pan Grzegorz nie chciał przyjmować moich faktur za branding. Twierdził, że są za wysokie i że nie uzgadniałam ich z nim wcześniej. Owszem, w trakcie turnieju i przygotowań wychodziły różne rzeczy, który trzeba było zrobić dodatkowo i o których nie wiedziałam wcześniej, ale były one konieczne, bo wymagały tego zasady IHF. Związek miał wprowadzone przez zarząd wnioski wydatkowe, które mówiły, że mogliśmy przekroczyć daną fakturę o 20 procent i było to akceptowane. Moje faktury mieściły się w tym zakresie, to nie było 20 procent, tylko sporo mniej. Pan Grzegorz twierdził natomiast, że wykorzystuję ten przepis, bo chcę czerpać z tego korzyści i dlatego będę pokrywać te faktury z własnej kieszeni. Nigdy nie przeprosił mnie za te bezpodstawne zarzuty.

Nie wiem, dlaczego tak się zachowywał. Jeżeli sam sobie nie radził ze stresem związanym z realizacją budżetu, to nie miał prawa się za to wyżywać na mnie.

I wiceprezes ZPRP Bogdan Sojkin (fot. PAP / Tomasz Wiktor)
I wiceprezes ZPRP Bogdan Sojkin (fot. PAP / Tomasz Wiktor)

W jego sprawie byłam u wiceprezesa Sojkina. Nie zgłaszałam mu wszystkiego, ale bardzo bolało mnie zachowanie pana Grzegorza podczas konkursu ofertowego. Popłakałam się i opisałam o co chodzi od początku do końca. Wiceprezes nic mi nie powiedział, tylko stwierdził, żebym otarła łzy, by nie było widać, że płakałam, bo ludzie pomyślą, że to on mnie mobbinguje, a nie pan Grzegorz.

Całą sytuację widziały koleżanki z sekretariatu. Byłam bezsilna. Moim bezpośrednim przełożonym był pan Grzegorz. Jedyna droga, jaka mi pozostawała, to pójść do prezesa. Ale nie poszłam, bo wiedziałam, że pan Grzegorz był jego prawą ręką. Poza tym kilka razy była u niego jedna z koleżanek i zarzuty podnoszone wobec pana Grzegorza były zbywane. Nie mogłam nic zrobić. Aż do wigilii.

***

Zawiadomienia wszystkich ośmiu trafiły do Pełnomocnika ds. etyczno-obyczajowych. To stanowisko utworzono w ZPRP w czerwcu 2023, wraz z ustanowieniem polityki dotyczącej standardów i zasad etyczno-obyczajowych. Nieoficjalnie doszło do tego po naciskach ministerstwa sportu i turystyki.

Na podstawie raportów powołana została komisja, mająca wyjaśnić sprawę. W jej skład weszli Katarzyna Polak – członkini zarządu ZPRP ds. piłki ręcznej kobiet i przewodnicząca komisji, Robert Czaplicki – radca prawny, Pełnomocnik ds. etyczno-obyczajowych oraz Ryszard Krawczyk – radca prawny, przewodniczący Komisji Odwoławczej ZPRP.

W związkowych kuluarach o Czaplickim i Krawczyku mówi się, że są ludźmi prezesa Szczepańskiego. Drugi z nich był zresztą wcześniej zatrudniony w ZPRP jako doradca prawny.

Do spotkań komisji z kobietami doszło między Świętami Bożego Narodzenia a Sylwestrem. Później wezwano Gutkowskiego.

Do prac komisji i zachowania jednego z jej członków, część kobiet ma spore zastrzeżenia.

Ula:Domyślamy się, że przed spotkaniem z komisją pan Grzegorz uzyskał dostęp do naszych raportów. Był przygotowany, co widać z treści protokołów komisji. Jedna z naszych koleżanek widziała też, jak w dniu swojego spotkania z komisją drukował sobie odpowiedzi. A jak już przyszło co do czego, to nie odniósł się w ogóle do rzeczy, które dopowiedziałyśmy na komisji, a których nie było w raportach.

Sylwia:Trudno jest mi zrozumieć to, co się tam działo. Niektóre zachowania jednego z członków komisji odbierałam jako świadectwo braku taktu. Koleżanki mówiły potem, że czuły się wyśmiewane i wyszydzane. O sprawach, które wydarzyły się przed wigilią można było usłyszeć: "Czemu nie zgłosiłaś tego wtedy? Teraz to jest już nieważne". 

Siedziba ZPRP przy ulicy Puławskiej w Warszawie (fot. PAP / Bartłomiej Zborowski)
Siedziba ZPRP przy ulicy Puławskiej w Warszawie (fot. PAP / Bartłomiej Zborowski)

Ula: Na spotkaniu z komisją jedna z obecnych tam osób stwierdziła, że moje zgłoszenie to efekt braku rozmowy i braku odpowiedniego kontaktu między pracownikiem a przełożonym. Brak rozmowy? Brak kontaktu? Na jednym ze spotkań, już przy okazji organizacji mistrzostw Grzegorz uderzył pięścią w stół i wykrzyczał, że on jest członkiem zarządu i nie zgadza się na pewne sprawy. To był jego sposób komunikacji.

Sylwia: Odniosłam wrażenie, że celem działania komisji jest wykazanie braku podstaw naszych zarzutów, a nie ich wyjaśnienie.

Daria: Komisja nie dała nam żadnego wsparcia. Odniosłam wrażenie, że było to działanie "pro forma" – tak, by pokazać, że coś robimy, ale nie zmierzamy do szczegółowego wyjaśnienia sprawy.

Ula: Smutne jest również to, że z naszych wypowiedzi zaprotokołowano niewiele informacji, a wyjaśnienia pana Grzegorza protokołowano bardziej szczegółowo.

Sylwia: Choć sprawa była w toku, w międzyczasie zwołano prezydium zarządu i tam komentowano nasze skargi. Jeden z wiceprezesów miał powiedzieć, że "to wszystko oszczerstwa i spisek, że ktoś tym steruje i że umówiłyśmy się na taką akcję, bo za pół roku są wybory". Takie stwierdzenia są oburzające. Uważam, że w ten sposób nas oczerniono i wszystko wrzucono do jednego wora pod nazwą "wybory" – zupełnie jakby chciano nadać sprawie inny wymiar i całkowicie zdyskredytować nasze zarzuty.

***

Związek reaguje na nasz tekst. Prezes wydał oświadczenie

Czytaj też

Grzegorz Gutkowski i Henryk

Związek reaguje na nasz tekst. Prezes wydał oświadczenie

Na podstawie raportu złożonego przez komisję oraz po konsultacjach z zewnętrzną kancelarią, prezes Szczepański zdecydował o wypowiedzeniu umowy o pracę Gutkowskiemu. To wersja oficjalna, którą wyczytać można z oświadczenia prezesa opublikowanego 13 stycznia – w odpowiedzi na nasz tekst, w którym opisaliśmy całą historię.

Nim jednak oświadczenie prezesa zostało opublikowane, ze Związku napływały nieco inne informacje. Szczepański miał początkowo rozważać ukaranie Gutkowskiego naganą, by dopiero po sugestii zewnętrznej kancelarii zmienić zdanie.

Prezes spotkał się z Gutkowskim 3 stycznia w miejscu zamieszkania tego drugiego. To wtedy przekazał mu informację o wypowiedzeniu. Gutkowski wystąpił natomiast z wnioskiem o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. I o takiej wersji zakończenia pracy – rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron – było powszechnie wiadomo i mówiło się na związkowych korytarzach aż do dnia publikacji tekstu przez TVPSPORT.PL. Dzień później prezes wydał oświadczenie, w którym informował o wypowiedzeniu umowy Gutkowskiemu z dniem 3 stycznia.

Związek reaguje na nasz tekst. Prezes wydał oświadczenie

Czytaj też

Grzegorz Gutkowski i Henryk

Związek reaguje na nasz tekst. Prezes wydał oświadczenie

Prezes ZPRP Henryk Szczepański i Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Zbigniew Meissner)
Prezes ZPRP Henryk Szczepański i Grzegorz Gutkowski (fot. PAP / Zbigniew Meissner)

4 stycznia prezes Szczepański spotkał się z kobietami, które złożyły zawiadomienia. Wcześniej – od Świąt i momentu wpłynięcia zawiadomień – nie rozmawiał z żadną z nich. Poinformował je o swojej decyzji i spotkaniu z Gutkowskim.

W międzyczasie do wszystkich ośmiu kobiet dotarło TVPSPORT.PL. Między 5 a 10 stycznia odbyliśmy komplet rozmów. Ich pierwszym efektem był opublikowany 12 stycznia tekst o mobbingu i molestowaniu w ZPRP.

10 stycznia w Duesseldorfie rozpoczęły się mistrzostwa Europy piłkarzy ręcznych. Na meczu otwarcia obecni w oficjalnej delegacji ZPRP byli prezes Szczepański, I wiceprezes Bogdan Sojkin oraz prezes honorowy Andrzej Kraśnicki. Był tam też Gutkowski – mimo, że oficjalnie przebywał na urlopie, a kilka dni wcześniej wypowiedziano mu umowę w ZPRP. Jak sam podkreślił, do Niemiec pojechał na zaproszenie Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej (EHF) oraz niemieckiej federacji. Inną wersję przedstawiał prezes Szczepański – według niej Gutkowskiego miał zaprosić Patric Strub z Międzynarodowej Federacji Piłki Ręcznej (IHF). Nieoficjalnie Szczepański, Sojkin i Gutkowski podróżowali wspólnie tym samym samochodem.

Oficjalny fotograf EHF, Uros Hocevar, uchwycił Gutkowskiego, Kraśnickiego i Szczepańskiego wspólnie na trybunie podczas meczu otwarcia mistrzostw (zdjęcie widoczne w poniższym tweecie).

Daria:Mam poczucie, że prezes potraktował nas niewłaściwie. Że ważniejsze od wyjaśnienia sprawy było to, by zachować wszystko w tajemnicy. Czułam się tam jak "małolat". Z jednej strony my, z drugiej – prezes. "Co wy wszystkie możecie wiedzieć? Wy razem wiecie dużo mniej niż ja jeden z moim doświadczeniem i wiekiem" – tak to odbierałam.

Ula:Podczas spotkania z nami prezes był bardzo zdenerwowany. Trzęsły mu się ręce i głos. Faktem jest, że na koniec nas przeprosił, ale powiedział też, że spotkał się z panem Grzegorzem poza firmą i wręczył mu wypowiedzenie umowy, a pan Grzegorz miał przygotowany wniosek o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Prezes powiedział też, że ma nadzieję, że pan Grzegorz przemyśli sprawę i sam zrezygnuje z pełnienia funkcji członka zarządu, bo zwoływanie walnego zgromadzenia żeby usunąć go z zarządu nie ma w tej sytuacji sensu.

Daria:Nie potrafiłyśmy odpowiednio zareagować na to, co działo się podczas tego spotkania. Mimo że sama nie miałam przecież jakichś drastycznych sytuacji z Grzegorzem, to emocjonalnie i psychicznie kosztowało mnie to bardzo dużo. Już samo zgłoszenie skargi było dużym wysiłkiem, bo było to trochę jak pokazanie własnego bólu i emocji. Każda z nas jeszcze raz musiała zmierzyć się z sytuacjami, w których czuła się upokorzona. A przecież chciałyśmy od tego uciec i o tym zapomnieć, a nie przeżywać jeszcze raz…

Kinga: Spotkanie z panem prezesem było ciężkie, dość emocjonalne. W pierwszej chwili można było mieć nadzieję, że może coś do pana prezesa dotarło, że naprawdę to wszystko zrozumiał, bo zaczął mówić, że zapoznał się z nagraniem z wigilii i zachowanie dyrektora Gutkowskiego było karygodne. Ale na tym się skończyło. 

Kinga:Odebrałyśmy to w ten sposób, że potępienie zachowania z wigilii to miał być taki "teatr" na otarcie łez. Każda kolejna sprawa była już negowana. Tutaj – nie, tamto – nie, to – też nie. Gdy mówiłyśmy, że Grzegorz nie poniósł żadnych konsekwencji swojego zachowania, to usłyszałyśmy: "A co wy się chcecie mścić? Zależy wam na zemście? Nie niszczmy człowiekowi życia. On i tak już stracił wszystko. On jak brał wypowiedzenie, to nawet nie próbował walczyć".

Gutkowski, Sojkin i Szczepański (fot. PAP /
Gutkowski, Sojkin i Szczepański (fot. PAP / Leszek Szymański)

Kinga:Nie rozumiałam tego. Nie czułam, by prezes zachował się w porządku wobec nas i nie rozumiałam, dlaczego broni Grzegorza. Przecież za chwilę kończy kadencję. Dlaczego chce brać odpowiedzialność za czyny takiego człowieka?

Sylwia:Każda z nas liczyła, że gdy prezes zobaczy nagranie z monitoringu na własne oczy, to zmieni podejście i rozmowy w sprawie Grzegorza nabiorą innej wagi. Że jednoznacznie potępi jego zachowanie i odetnie się od niego. Ale on nigdy nic takiego nie zrobił.

Kinga:Na koniec prezes zaczął nam mówić jak ważny i istotny jest wizerunek Związku. Oczywiście nie dodał, że chodzi mu o to, żebyśmy nie rozpowszechniały naszych historii, ale powiedział to w taki sposób, że dało się to mocno odczuć. To była mocno ukryta sugestia, że od tego, jaki będzie wizerunek naszej firmy, zależy nasza praca.

Ula:Nie, to nie była zemsta. Nie chciałyśmy tego. Chciałyśmy być za to normalnie traktowane i pracować w przyjaznym środowisku. W każdej firmie strzegącej wartości już tylko za to, co zostało nagrane na monitoring, pan Grzegorz zostałby zwolniony dyscyplinarnie. Ale nie w ZPRP.

***

Mobbing i molestowanie w ZPRP? Dyrektor odpowiada na nasz tekst

Czytaj też

Grzegorz Gutkowski (fot. PAP /

Mobbing i molestowanie w ZPRP? Dyrektor odpowiada na nasz tekst

Po publikacji naszego tekstu swoje oświadczenie wydał również Gutkowski. W przesłanym do mediów 17 stycznia dokumencie zaprzeczył podawanym w mediach informacjom, wskazując, że nad jego osobą odbywa się "sąd kapturowy", a sprawa ma drugie dno związane z nadchodzącymi wyborami do władz ZPRP.

Nieoficjalnie Gutkowski miał być kandydatem na prezesa ZPRP. Jako protegowany ustępującego ze stanowiska prezesa Szczepańskiego, mógł liczyć na jego poparcie, a co za tym idzie głosy części delegatów.

W środowisku odbierany był jako jego bardzo bliski współpracownik.

Daria:Wyglądało to tak, jakby wszystko z nim konsultował. Jeździł z prezesem po całej Polsce i wszędzie był przedstawiany jako świetny kierownik i menedżer, a przy tym osoba dobrze zarządzająca zespołem ludzkim. Zresztą poprzedni rok w Związku oficjalnie został zakończony w glorii i chwale sukcesu organizacyjnego mistrzostw świata, a Grzegorz był dyrektorem tego projektu.

Daria:Obaj żyli w bardzo dobrej komitywie. Narracja prezesa podczas spotkania z nami była taka, że przez nas międzynarodowa kariera Grzegorza została zakończona.

Tydzień po wydaniu przez Gutkowskiego oświadczenia, w środę 24 stycznia, w siedzibie ZPRP przy ul. Puławskiej w Warszawie odbyło się specjalne posiedzenie zarządu ZPRP. Gutkowski brał w nim udział i w jego trakcie złożył za namową prezesa Szczepańskiego i prezesa honorowego Kraśnickiego rezygnację z funkcji członka zarządu.

Mobbing i molestowanie w ZPRP? Dyrektor odpowiada na nasz tekst

Czytaj też

Grzegorz Gutkowski (fot. PAP /

Mobbing i molestowanie w ZPRP? Dyrektor odpowiada na nasz tekst

Oskarżony o mobbing i molestowanie dyrektor zniknął już z zarządu ZPRP

Czytaj też

Grzegorz Gutkowski (fot. PAP /

Oskarżony o mobbing i molestowanie dyrektor zniknął już z zarządu ZPRP

Dzień później ZPRP opublikowało w tej sprawie informację na swojej stronie internetowej, dziękując Gutkowskiemu "za przygotowanie, nadzór i realizację Mistrzostw Świata w Piłce Ręcznej Mężczyzn w 2023 roku – jednego z najważniejszych projektów ostatnich lat oraz ponad 10-letnią pracę w ZPRP".

Według informacji TVPSPORT.PL, w trakcie posiedzenia zarządu sprawa zawiadomień złożonych przez osiem kobiet została nazwana przez niektórych członków "kłamstwami i oszczerstwami". Od początku sprawy z kobietami rozmawiał wyłącznie prezes ZPRP (podczas spotkania 4 stycznia) oraz dwóch innych członków zarządu.

Gutkowski wciąż jest prezesem Warszawsko-Mazowieckiego Związku Piłki Ręcznej. Cytowane przez TVPSPORT.PL pracownice ZPRP obawiają się, że mimo opowiedzenia swych historii, Gutkowski powróci do pracy w federacji, a następnie wystartuje w nadchodzących wyborach i będzie się na nich mścił. Oburza je też to, że nie został zwolniony dyscyplinarnie.

Emilia:Mam gdzieś z tyłu głowy obawę, że to nie koniec. Że takie zakończenie współpracy z panem Grzegorzem miało być dla niego jakąś furtką. W każdym innym środowisku za samo klepnięcie pracownicy byłby dyscyplinarnie zwolniony, a kierownictwo firmy wyraźnie odcięłoby się od niego i takiego zachowania, jeszcze głośno je potępiając. A tu? Przecież to klepnięcie to nie jedyny zarzut! Nie dość, że uniknął "dyscyplinarki", to jeszcze pokazuje się z innymi członkami zarządu na mistrzostwach Europy. Nadal jest przedstawicielem związku, być może kandydatem na prezesa, a my nie dostałyśmy żadnych oficjalnych wyjaśnień i przeprosin. Jak to wszystko rozumieć? 

Oskarżony o mobbing i molestowanie dyrektor zniknął już z zarządu ZPRP

Czytaj też

Grzegorz Gutkowski (fot. PAP /

Oskarżony o mobbing i molestowanie dyrektor zniknął już z zarządu ZPRP

Grzegorz Gutkowski (fot. ZPRP / Paweł Skraba)
Grzegorz Gutkowski (fot. ZPRP / Paweł Skraba)

Kinga:Liczyłam, że sprawa zostanie rozwiązana w sposób jednoznaczny i bezkompromisowy, ale tak się nie stało. Obawiam się, że pan Gutkowski będzie się mścił. Praca to nie tylko moje źródło utrzymania – ja po prostu lubię to, co robię i nie chciałabym rezygnować z tego tylko dlatego, że ktoś sam nie potrafi się odnaleźć na stanowisku, które zajmuje. Kiedy pan Grzegorz był na niższych szczeblach, to relacja zawodowa nie była łatwa, ale znośna. Jak zaczął się wspinać wyżej i wyżej, to tym bardziej wykorzystywał swą pozycję.

Aneta:Wszystkiemu można było zapobiec. Wystarczyło podjąć przyzwoitą dla zaistniałych wydarzeń decyzję. Taka moim zdaniem nie zapadła. Mało przyjemne historie ośmiu kobiet ważyły w opinii prezesa mniej niż kariera dyrektora i członka zarządu. Rozwiązanie umowy poprzez wypowiedzenie z taką osobą i pozostawienie jej w zarządzie ZPRP to drwienie z tego, co nas spotkało. I to jest bardzo przykre. 

Sylwia:Jest we mnie obawa, że wszystko zostanie jeszcze zamiecione pod dywan. Że zaraz ktoś oficjalnie ogłosi przedwyborczy spisek, a osoba z nagrania zostanie oskarżona o prowokację. Nie zdziwię się temu.

Daria:Nie mam poczucia, że sprawa została załatwiona prawidłowo. Czy obawiam się o swój los? Co będzie, to będzie. Musiałyśmy zareagować, bo zabrnęło to za daleko.

Iza:Wydarzenie z wigilii było iskrą, która spowodowała, że pozostałe dziewczyny też zdecydowały się wypełnić swoje formularze. Wbrew nieprzychylnym nam komentarzom to jednak nie tak, że zebrałyśmy się i stwierdziłyśmy: "Dobra, to załóżmy taką sprawę!". To nieprawda. Każda z nas to indywidualny przypadek. Każda z nas odczuwa to też na swój sposób. Każda z nas jest inna, ma swoją wrażliwość i przez to musi być traktowana indywidualnie. Nie miałyśmy żadnych planów, by się skrzyknąć i "zrobić komuś źle". Te wydarzenia miały miejsce w różnych momentach i na przestrzeni kilku lat.

Aneta:Ta sprawa kompletnie nie ma charakteru politycznego. Nie interesują mnie rozgrywki w ZPRP. Dorabianie tej sprawie łatki politycznych szachów jest niczym innym jak wygodnym argumentem.

Iza:Nie rozumiem, dlaczego Związek oficjalnie nie potępił zachowania pana Grzegorza i w sposób wyraźny i jednoznaczny nie odciął się od niego i tego typu zachowań. Ja nie czuję się już komfortowo w jego obecności. Myślę, że pozwolił sobie wobec mnie na niedopuszczalne zachowanie. Obawiam się go, ale jednocześnie nie walczę z nim. Chcę jedynie pracować w miejscu, w którym będę czuła się komfortowo i nie będę musiała się zastanawiać, czy kiedy się schylę, ktoś nie klepnie mnie w pośladek.

Kinga:Prezes stwierdził, że pan Gutkowski jest bardzo skruszony. Ale jego zachowanie na to nie wskazuje. Dotarła do nas informacja, że pan dyrektor rozpowszechnia o nas nieprawdziwe informacje. Że na początku stycznia zwołał posiedzenie zarządu Mazowieckiego ZPR, na którym miał odczytać treść złożonych przez nas skarg. A te przecież miały być poufne…

Kinga: Nie dość, że nasze zeznania zostały przeczytane już podczas prezydium ZPRP – a nasze wypowiedzi były tam wyśmiewane – to teraz jeszcze podczas zarządu MZPR zostały odczytane przez pana Grzegorza. Po raz kolejny zostałyśmy posądzone o oszczerstwa i kłamstwa.

Prezes ZPRP Henryk Szczepański (fot. PAP / Zbigniew Meissner)
Prezes ZPRP Henryk Szczepański (fot. PAP / Zbigniew Meissner)

Kinga: Najgorsze jest to, że nasze poufne formularze zostały przedstawione już tylu osobom, że gdziekolwiek nie pojawi się jakaś wzmianka, to i tak ludzie domyślą się: o, to ona. Tej zrobił to, a tej tamto. Po raz kolejnym odarto mnie i moje koleżanki z pewnej intymności. To bardzo przykre. Człowiek zgłasza coś poufnie zgłasza, w zaufaniu... No bo załóżmy: ktoś zostanie zgwałcony. I co? To też będzie omawiane na forum?

Sylwia: Myślę o tym pod kątem przyszłości. A co jeśli córka którejś z nas trafi do placówki, gdzie ktoś będzie ją traktował w ten sposób? Ma milczeć? Trzeba pokazać, że to, co robił Grzegorz, a co niektórzy tolerowali lub na co nie chcieli zwracać uwagi, jest po prostu czystym złem.

***

Grzegorz Gutkowski w rozmowie telefonicznej z TVPSPORT.PL poprosił o przesłanie pytań drogą mailową. Uczyniliśmy to 11 stycznia. Do dziś nie odpowiedział na nie.

Prezes ZPRP Henryk Szczepański zaprosił autora tekstu na rozmowę do siedziby Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Do spotkania dojdzie w lutym.

***

Więcej informacji nt. mobbingu, dyskryminacji i praw pracownika znajdziesz na portalu biznes.gov.pl. Nie obawiaj się zgłosić nadużyć!
Mobbing w miejscu pracy
Dyskryminacja i równe prawa pracowników
Dyskryminacja i równe traktowanie innych osób niż pracownicy

***

Z autorem można skontaktować się poprzez adres mailowy: maciej.wojs@tvp.pl.

Zobacz też
Sprawa przesądzona. Zarząd podjął decyzję ws. selekcjonerów
Marcin Lijewski (fot. Getty)

Sprawa przesądzona. Zarząd podjął decyzję ws. selekcjonerów

| Piłka ręczna 
Zmiana w ZPRP. Wiceprezes podał się do dymisji
Tomasz Lewtak (na zdjęciu z lewej) zrezygnował z miejsca w zarządzie ZPRP (fot. ZPRP / Paweł Bejnarowicz)

Zmiana w ZPRP. Wiceprezes podał się do dymisji

| Piłka ręczna 
Afery wokół kadry. "Jestem zaskoczona, ze takie rzeczy wyciekają" [WIDEO]
Kinga Achruk (fot. TVP)

Afery wokół kadry. "Jestem zaskoczona, ze takie rzeczy wyciekają" [WIDEO]

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Polska piłka ręczna na zakręcie po MŚ. "To trudny czas"
fot. TVP Sport

Polska piłka ręczna na zakręcie po MŚ. "To trudny czas"

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
Marcin Lijewski odpowiedział dziennikarce TVP Sport: nie stać nas na stratę Syprzaka
Marcin Lijewski, selekcjoner reprezentacji Polski (fot. TVP Sport / Paweł Bejnarowicz / ZPRP)

Marcin Lijewski odpowiedział dziennikarce TVP Sport: nie stać nas na stratę Syprzaka

| Piłka ręczna / Reprezentacja mężczyzn 
wyniki
terminarz
Wyniki
28 marca 2025
Piłka ręczna
27 marca 2025
Piłka ręczna

Orlen Wisła Płock

HBC Nantes

OTP Bank-Pick Szeged

Paris Saint-Germain HB

26 marca 2025
Piłka ręczna

Industria Kielce

Fuechse Berlin

Dinamo Bukareszt

SC Magdeburg

KGHM MKS Zagłębie Lubin

Energa Start Elbląg

25 marca 2025
Piłka ręczna

Sport Lisboa e Benfica

GOG

FC Porto

Fenix Toulouse

HC Kriens-Luzern

Limoges Handball

VfL Gummersbach

MT Melsungen

24 marca 2025
Piłka ręczna

WKS Śląsk Wrocław

Zepter KPR Legionowo

23 marca 2025
Piłka ręczna

Consevas Orbe Zendal BM Porrino

Hazena Kynżwart

MSK IUVENTA Michalovce

Valur

KPR Ruch Chorzów

Sośnica Gliwice

Super Amara Bera Bera

HC Blomberg-Lippe

JDA Bourgogne Dijon

HSG Bensheim/Auerbach

Ikast Haandbold

HC Dunarea Braila

CS Minaur Baia Mare

HC Alkaloid

Olympiacos SFP

Runar Sandefjord

Piotrcovia Piotrków Tryb.

KGHM MKS Zagłębie Lubin

Storhamar Handball Elite

Odense Haandbold

HB Ludwigsburg

Krim Mercator Lublana

22 marca 2025
Piłka ręczna

Energa Szczypiorno Kalisz

Młyny Stoisław Koszalin

AEK Ateny

RK Partizan AdmiralBet

Haukar

HC Izvidac

CS Rapid Bukareszt

CSM Bukareszt

Terminarz
dzisiaj
Piłka ręczna

Orlen Wisła Płock

15:00

WKS Śląsk Wrocław

HSG Bensheim/Auerbach

15:00

JDA Bourgogne Dijon

HC Dunarea Braila

17:00

Ikast Haandbold

CSM Bukareszt

15:00

CS Rapid Bukareszt

Brest Bretagne HB

17:00

HC Podravka Vegeta

Hazena Kynżwart

15:00

Consevas Orbe Zendal BM Porrino

Młyny Stoisław Koszalin

15:00

KPR Ruch Chorzów

Piotrcovia Piotrków Tryb.

17:00

PGE MKS FunFloor Lublin

KPR Gminy Kobierzyce

17:00

MKS PR URBIS Gniezno

HC Izvidac

19:00

Haukar

jutro
Piłka ręczna

Zepter KPR Legionowo

16:00

P. Piotrków Tryb.

SCM Ramnicu Valcea

12:00

Thueringer HC

HC Blomberg-Lippe

14:00

Super Amara Bera Bera

Krim Mercator Lublana

12:00

HB Ludwigsburg

Odense Haandbold

14:00

Storhamar Handball Elite

Sośnica Gliwice

14:00

Energa Szczypiorno Kalisz

Runar Sandefjord

15:00

Olympiacos SFP

RK Partizan AdmiralBet

16:00

AEK Ateny

HC Alkaloid

17:00

CS Minaur Baia Mare

Valur

17:30

MSK IUVENTA Michalovce

31 marca 2025
Piłka ręczna

Górnik Zabrze

18:30

Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wlkp.

01 kwietnia 2025
Piłka ręczna

Limoges Handball

16:45

HC Kriens-Luzern

GOG

16:45

Sport Lisboa e Benfica

MT Melsungen

18:45

VfL Gummersbach

Fenix Toulouse

18:45

FC Porto

02 kwietnia 2025
Piłka ręczna

Fuechse Berlin

16:45

Industria Kielce

HBC Nantes

18:45

Orlen Wisła Płock

Najnowsze
Kontuzja gwiazdy Wisły. Nie zagra w Superpucharze [WIDEO]
Kontuzja gwiazdy Wisły. Nie zagra w Superpucharze [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Angel Rodado (fot. Getty Images)
Nie żyje Stefan Hula senior. Był medalistą MŚ
Stefan Hula senior (fot. Instagram)
pilne
Nie żyje Stefan Hula senior. Był medalistą MŚ
| Skoki narciarskie 
Wisła Kraków osłabiona! Angel Rodado doznał urazu [WIDEO]
Kontuzja najlepszego strzelca Wisły Kraków! Angel Rodado doznał urazu [WIDEO] (fot. TVP SPORT)
Wisła Kraków osłabiona! Angel Rodado doznał urazu [WIDEO]
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Trudno uwierzyć, że Kulesza drugi raz przyzna się do błędu [KOMENTARZ]
Michał Probierz i Cezary Kulesza (fot. PAP)
polecamy
Trudno uwierzyć, że Kulesza drugi raz przyzna się do błędu [KOMENTARZ]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Napastnik Lecha Poznań: Rodri to jeden z moich najlepszych przyjaciół
Mario Gonzalez (fot. Getty Images)
Napastnik Lecha Poznań: Rodri to jeden z moich najlepszych przyjaciół
Radosław Laudański
Radosław Laudański
18 lat różnicy w finale w Miami. Legenda kontra wielki talent [WIDEO]
Jakub Mensik (fot. Getty Images)
18 lat różnicy w finale w Miami. Legenda kontra wielki talent [WIDEO]
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
Zamiast skrzypiec wybrał rękawice bramkarskie. Niesamowita historia Abramowicza [WYWIAD]
Bramkarz Jagiellonii Białystok Sławomir Abramowicz (Fot. 400 mm.pl, IG Sławomira Abramowicza)
Zamiast skrzypiec wybrał rękawice bramkarskie. Niesamowita historia Abramowicza [WYWIAD]
Robert Bońkowski
Robert Bońkowski
Do góry