| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
PZPN powinien opublikować nagranie współpracy sędziów VAR i rozmowy sędziego Damiana Kosa z sędzią wideo Danielem Stefańskim. To podstawowy dowód w sprawie skandalicznej decyzji wypaczającej wynik meczu Wisła Kraków – Widzew Łódź. Nagranie pozwoliłoby wyjaśnić, kto co powiedział: czy winny jest któryś z czterech sędziów albo sędziowie, czy winne jest Kolegium Sędziów, co sugerują inni arbitrzy. Ukrywanie nagrania rzuca cień na wszystkich.
FIFA, UEFA i The IFAB pozwalają na upublicznianie nagrań rozmów sędziów boiskowych z sędziami wideo odpowiedzialnymi za wsparcie ze strony systemu VAR. Nie ma żadnych formalnych ani prawnych przeszkód, aby opublikować nagranie z Krakowa, podobnie jak publikowane powinny być rozmowy sędziów z innych meczów, w których decyzje sędziowskie były błędne, kontrowersyjne lub niejasne i niezrozumiałe.
Władze Kolegium Sędziów PZPN doskonale o tym wszystkim wiedzą. Same zgodziły się przecież na wykorzystanie nagrań rozmów sędziów z VAR z niektórych meczów, dzięki czemu zostały one wykorzystane między innymi w serialu „Sędziowie”. Różne jego odcinki dowodzą, że komunikacja sędziów z sędziami wideo czasami daleko wykracza poza ramy opisane w „Protokole VAR”. FIFA, UEFA ani The IFAB nie interweniują, ponieważ podobnie jest nawet w turniejach FIFA, prestiżowych meczach UEFA i innych spotkaniach w Polsce.
Wiedzą o tym wszyscy dobrze zorientowani w realiach sędziowskich. Międzynarodowe władze piłkarskie oczywiście też mają tego świadomość, ale po cichu i nieoficjalnie to tolerują, bo jeśli taka współpraca sędziów z VAR jest płynna, nie powoduje opóźnienia wznowienia gry i przyczynia się do dobrych lub lepszych decyzji sędziów pracujących na boisku – to dla piłki nożnej bardzo dobrze. To przejaw zdrowego rozsądku. Oficjalnej zgody na szersze wykorzystywanie systemu VAR nie ma – ale to już jest osobna i dłuższa historia na inną okazję.
Władze Kolegium Sędziów PZPN wiedzą też, że nagrania współpracy systemu VAR z sędzią głównym są publikowane między innymi w Anglii, Hiszpanii, we Włoszech i coraz częściej również na innych kontynentach. Dzięki temu opinia publiczna może dowiedzieć się, jakie są przyczyny błędu sędziowskiego albo dzięki komu i czemu decyzja sędziowska została zmieniona.
W Hiszpanii do niedawna publikowane były tylko niektóre nagrania, które miały przedstawiać sędziów w korzystniejszym świetle, ale w ostatnich miesiącach zaczęły wyciekać do mediów również inne nagrania rozmów sędziów z VAR, które świadczą o nich znacznie gorzej. W Chorwacji nagrania z VAR też wyciekły nieoficjalnie. Ujawnione w ten sposób szczegóły współpracy sędziów wywołały głośne i publiczne protesty zorganizowanych grup kibiców i medialną burzę. Szef tamtejszych sędziów Bruno Marić zaczął otrzymywać pogróżki i w środę sam podał się do dymisji.
Transparentność w sprawach sędziowskich jest potrzebna, czasem konieczna. Światowe władze piłkarskie i inne związki narodowe rozumieją to, idą coraz dalej i ujawniają coraz więcej. Powoli, ale i tak w tempie szybszym niż PZPN. The IFAB na prośbę FIFA zgodził się, żeby w turniejach FIFA rozgrywanych w roku 2023 sędziowie w ramach testów mogli ogłaszać publiczności, dlaczego po analizie VAR pierwotna decyzja arbitra została zmieniona albo dlaczego została utrzymana. Testy wypadły tak dobrze, że zadowolone są i FIFA, i The IFAB i różne związki narodowe, które już wystąpiły o zgodę na prowadzenie takich testów również w swoich rozgrywkach narodowych.
PZPN też mógłby wprowadzić takie rozwiązanie, gdyby tylko chciał. Oczywiście w ramach testów, ale jakże pożytecznych. Za zgodą The IFAB takie testy już mogły zacząć się w Ekstraklasie i Pucharze Polski, mogłyby zacząć się niezwłocznie, nawet jeszcze w marcu. Ta zmiana nie ma żadnego wpływu na przebieg gry, więc nie trzeba z nią czekać do następnego sezonu. Ale PZPN się waha, bo jedni sędziowie chcą w czasie meczów mówić do publiczności, gdyż nie chcą być publicznie niesłusznie krytykowani, a inni sędziowie są przeciwko, bo jako mówcy nie czują się tak dobrze jak w roli arbitrów. Jeszcze inni być może mają inne powody.
Jak taka komunikacja wygląda czy może wyglądać w praktyce? Pokazały to kolejne turnieje FIFA, w których sędziowie międzynarodowi z różnych krajów mówili do publiczności lepszym albo gorszym angielskim. Ale w Ekstraklasie powinno być dużo łatwiej i dużo lepiej, bo wszyscy sędziowie są Polakami, a komunikaty mogłyby być przekazywane po polsku.
Komunikat sędziego głównego przekazywany publiczności, tej na stadionie i tej przed telewizorami, jest zwykle krótki albo bardzo krótki, ale przecież w Krakowie też potrzebny byłby krótki albo bardzo krótki, na przykład taki: „Gol jest anulowany, ponieważ zawodnik numer 26 był spalony”, albo ewentualnie: „Gol jest anulowany, ponieważ zawodnik numer 26 był spalony i sfaulował zawodnika numer 4 popychając go”.
CZYTAJ TEŻ: Skandal w Pucharze Polski. Bulwersujący błąd sędziowski dał awans Wiśle
Gdyby natomiast komunikat brzmiał: „Gol jest uznany, ponieważ nie było faulu”, czyli pomijałby kwestię spalonego, wszyscy mogliby być przekonani lub nawet pewni, że sędzia Damian Kos jest całkowicie niewinny uznania gola ze spalonego. Dlaczego? Sam nie mógł dostrzec spalonego ze środka boiska, bo od tego był odpowiednio ustawiony sędzia asystent Bartosz Kaszyński, a nie mając sygnału od VAR o potencjalnym spalonym, Kos nie mógł wiedzieć, że był spalony, ani sprawdzić, czy był. Sędzia główny był w tej sytuacji skazany na sędziego asystenta z chorągiewką i ewentualnie na sugestie sędziów wideo. Jeśli nikt Kosa o spalonym nie powiadomił, nie można go winić za uznanie gola ze spalonego. To proste, logiczne i już nie powinno być podważane, bo merytorycznie sprawa jest prosta in oczywista. W tym przypadku winnymi błędu byliby sędzia asystent i sędziowie wideo Daniel Stefański i Marcin Borkowski.
Jeżeli jednak komunikat brzmiałby: „Gol jest uznany, ponieważ nie było spalonego” albo „Gol jest uznany, ponieważ nie było spalonego i nie było faulu”, byłoby to dowodem za tym, że sędziowie w Polsce są szkoleni nieprawidłowo i że narzucane są im interpretacje spalonego sprzeczne z „Przepisami gry” obowiązującymi na całym świecie. W tych dwóch przypadkach można krytykować sędziów za błędną ocenę faulu, ale odpowiedzialność za zignorowanie spalonego obciąża tylko PZPN.
CZYTAJ TEŻ: Sędzia Damian Kos jest niewinny! Odkrywamy kulisy sędziowskiego skandalu
Skandaliczną decyzję o uznaniu gola na 1:1 dla Wisły Kraków opisały i omówiły liczne środki masowego przekazu, kibice protestują, Widzew Łódź protestuje i domaga się powtórzenia meczu, a PZPN dotychczas nie wydał żadnego komunikatu w tej sprawie.
Gdyby uznanie tego gola było tylko winą sędziego asystenta Bartosza Kaszyńskiego i sędziego głównego Damiana Kosa, to obaj powinni zostać zawieszeni na dłuższy czas, ponieważ to był błąd wyraźny, zdumiewający i bulwersujący, gdyż popełniony po konsultacji z VAR.
Fakty są jednak takie, że Kaszyński został wyznaczony na sobotni mecz I ligi Bruk-Bet Termalica Nieciecza – Wisła Plock, a Kos w niedzielę ma być sędzią wideo spotkania Polonia Warszawa – Chrobry Głogów. To może wskazywać, że najbardziej skandaliczna decyzja sędziowska w tym roku, która wypaczyła wynik meczu i w efekcie wypaczyła też rozgrywki Pucharu Polski, według władz Kolegium Sędziów PZPN nie była błędem, albo przynajmniej nie była błędem tak poważnym, aby wyciągać wobec sędziów poważne konsekwencje. Wyznaczenie sędziów Ekstraklasy na mecz I ligi nie jest bowiem degradacją ani żadną karą, lecz kolejną nominacją – przyznaną tym sędziom zamiast innym, którzy są w lepszej formie lub po prostu czekają na kolejny mecz w I lidze albo na debiut.
W takim razie, skoro według PZPN Kaszyński i Kos zasłużyli na kolejny mecz ligowy już 3-4 dni po skandalu w Krakowie, to tym bardziej można byłoby przypuszczać, że według PZPN błędu w Krakowie nie popełnili również Daniel Stefański i Marcin Borkowski, którzy byli tam sędziami wideo (VAR i AVAR) i wezwali sędziego Kosa do monitora. Stefański został wyznaczony w tej samej roli na sobotni mecz Śląsk Wrocław – Widzew Łódź i jako sędzia główny na niedzielne spotkanie Zagłębie Lubin – Korona Kielce. Dzięki temu w ciągu pięciu dni będzie pracował w trzech meczach. Borkowski będzie sędzią wideo (AVAR) w sobotnim spotkaniu Legia Warszawa – Pogoń Szczecin.
Wynika z tego, że według PZPN nikt nie jest odpowiedzialny za to, że Widzew został pokrzywdzony golem sprzecznym z „Przepisami gry” i w rezultacie odpadł z Pucharu Polski.
W piątek od czynnego sędziego szczebla centralnego dowiedzieliśmy się, że w czasie szkoleń sędziowie słyszeli stwierdzenia, że „jest trend, żeby takie gole uznawać”. Potwierdzili nam to również inni sędziowie i jeden były arbiter, obecnie działacz.
Po publikacji artykułu pt. "Sędzia Damian Kos jest niewinny! Odkrywamy kulisy sędziowskiego skandalu” napisał do nas jeden z piłkarzy Widzewa Łódź: "(…) nam mówili, że VAR mówił, żeby anulować gola” i "główny chyba po swojemu zadecydował lub chcą zrzucić winę na młodego".
Tym "młodym" jest sędzia główny Damian Kos. Ci, którzy rzekomo mieliby próbować zrzucić na niego winę, to rzekomo VAR Daniel Stefański i AVAR Marcin Borkowski. Jeżeli PZPN nie opublikuje nagrania rozmów sędziowskich z tego meczu, nie dowiemy się, kto i w jakim stopniu za co odpowiada. Chyba że ktoś opublikuje nagrania bez zgody związku, tak jak stało się w Hiszpanii czy Chorwacji.