Gdy Andreas Goldberger zwrócił na niego uwagę, wydawało się, że już niebawem stanie się ważnym uczestnikiem Pucharu Świata. Minionej zimy ani razu nie wystąpił jednak na poziomie elity. – Co z tego, że ktoś ma mocne odbicie, skoro wykorzystuje z niego 10-20 procent mocy? – pyta Kacper Juroszek w długiej rozmowie z TVPSPORT.PL. To gorzkie podsumowanie zimy 2023/24, w trakcie której kadra B trenowała z Davidem Jiroutkiem.
MICHAŁ CHMIELEWSKI I MATEUSZ LELEŃ, TVPSPORT.PL: – Wasz sezon już się skończył. Jaki był, każdy widział. Ale spróbujmy przewrotnie. Jakie widzisz plusy minionej zimy?
KACPER JUROSZEK: – Nie było kontuzji. Wynikowo plusów brak.
– Nie było nawet jednego skoku, po którym pomyślałeś: "może to ruszy"?
– Może niedawno na zgrupowaniu Eisenerz, gdzie pojechałem trenować z Wojciechem Toporem. Tam faktycznie zaczynałem mieć lepsze czucie w pozycji najazdowej. To dało jakiś promyk nadziei.
– Promyk na co?
– Na tamtą chwilę. I na przyszłość.
– Ilu trenerów doradzało ci tej zimy?
– Z asystentami?
– Okej. Bez asystentów.
– To lista będzie krótsza. Przez całe lato w kadrze A, bo tam je spędziłem, był to Thomas Thurnbichler. Potem zimą był w kadrze B David Jiroutek, a w trakcie niedawnego zgrupowania Wojtek Topór. Czyli trzech.
– Od wszystkich dostawałeś podobne rady? To była jedna wizja, jedna myśl szkoleniowa?
– Zimą tak naprawdę słyszałem jeden komunikat przez bardzo długi czas. Chodziło o balans. Później się to zmieniło, poszło w stronę pokazywania błędów. Potrzebowałem jednak konkretnych uwag, jak je wyeliminować. Te może jakieś się pojawiały, ale to nie funkcjonowało. Jak widać po wynikach, nie wystarczało.
– A jak właściwie było z tym pożegnaniem z kadrą A pod koniec jesieni? Czy już wtedy wiedziałeś, że jest was sześciu, a na zimę zostanie o jednego mniej?
– Tak, to było jasno powiedziane. Wiedziałem, że jeśli na Puchar Świata będzie pięć miejsc, to najsłabszy odpadnie. Zdawałem sobie sprawę, że w tamtym momencie jestem najsłabszy. Całe lato się męczyłem. Trochę lepiej zacząłem skakać na mistrzostwach Polski, ale po nich trafiłem do kadry B.
– To był dopiero październik.
– Właśnie. Późno.
– Szukajmy plusów. Na przykład takiego, że ominął cię skrytykowany później – i wskazany jako błąd w tym terminie przez samego Thomasa – wyjazd na Cypr.
– Ale ja dostałem propozycję, aby tam lecieć!
– I zrezygnowałeś?
– Powiedziałem, że wolę pojechać do Garmisch-Partenkirchen i zaadaptować się w grupie, skoro ją zmieniłem. Chciałem poznać nowego trenera, jego metody. To w tamtym momencie wydało mi się właściwsze.
– A co było potem, zimą? Czy później trenowałeś jeszcze w ogóle z Thurnbichlerem?
– Nie było takiej okazji.
– A rozmawialiście?
– To trenerzy byli raczej ze sobą w kontakcie. Jednak to jest w porządku, miałem poczucie, że Thomas się mną interesuje. Kiedy byliśmy na skoczni w jednym czasie, rozmawialiśmy. Mniej, więcej, ale rozmawialiśmy.
– Jak wyglądały wasze treningi latem? Były faktycznie tak mocne, jak w pewnym momencie było to przedstawiane? Głos, że ta praca ma wystarczyć do końca zimy, był słyszalny zwłaszcza przy finale Letniego Grand Prix.
– Tu trzeba trochę rozgraniczyć mnie i chłopaków. Ze względu na zeszłoroczną kontuzję pleców nie podnosiłem na przykład w siłowni takich ciężarów. Nie wiem dokładnie, jakie podnosili oni, więc nie chcę oceniać całości grupy. Mogę mówić za siebie. U mnie wyniki na platformie dynamometrycznej cały czas były top of the top.
– A z ciekawości: kto najwięcej w kadrze dźwiga? Na przykład w przysiadzie?
– Chyba Piotrek.
– Jakie to są liczby?
– Nie ma się czym chwalić. Ale o tyle głównie, bo my tam zwykle nie idziemy na maksa. Bardziej chodzi o technikę, dynamikę. Żadni z nas ciężarowcy.
– A jak wysokie płotki przeskakujecie?
– W tym sezonie... nie skakaliśmy płotków. Przynajmniej ja takiego treningu nie praktykowałem.
– Reszta też nie?
– Tego nie wiem.
– Spędziłeś prawie pół roku w kadrze A, a potem kolejne pół w kadrze B. Jak bardzo różni się twoje funkcjonowanie w tych grupach?
– Wiadomo, że trochę inaczej się zachowuję, gdy są obok Kamil, Dawid czy Piotrek. Tam faktycznie mam poczucie, żeby się pilnować, staram się nie palnąć jakiejś głupoty. Okazuję im pełen szacunek. W kadrze B znam dłużej chłopaków, są w podobnym wieku, więc naturalnie jest tam luźniej. Ale ceniłem sobie przebywanie z tymi doświadczonymi. Można zobaczyć jak się skupiają na skoku. Można zobaczyć, co robią po zawodach, jak to wygląda w hotelu. Wiadomo, że nie chodzę im po pokojach, ale mogę coś zaobserwować, mogę spytać o radę.
– A jak potem jest z ich wprowadzaniem w życie?
– Jedne wnioski pasują, inne mniej. Ale to normalne. Wszyscy jesteśmy inni.
– Ale pewnie po słabszym skoku nie pozwalasz sobie na okazanie złości przy nich tak, jak robisz to między rówieśnikami?
– Ja chyba generalnie mało uzewnętrzniam swoje porażki. Jestem raczej typem człowieka, który nie okazuje złości publicznie.
– A nie masz poczucia, że się w tym dusisz?
– Wiem, że tak się właśnie dzieje, ale trzeba to po prostu przemóc. Przez lato współpracowałem z psychologiem Danielem Krokoszem, ale w tym sezonie się z nim nie kontaktowałem. Funkcjonuję to tak, że gdy mam potrzebę, mogę do niego zadzwonić o każdej godzinie dnia i nocy. To dobry układ. Bez presji.
– Teraz będzie quiz. Kojarzysz, która legenda austriackich skoków chwaliła twoje odbicie?
– Andreas Goldberer.
– Zdane. To miłe, kiedy ktoś taki chwali, czy raczej obciążające? Wiesz, ludzie potem o tym dużo mówili.
– Zrobiło mi się bardzo miło, ale siła odbicia to też nie wszystko. Ona czasem może wręcz przeszkodzić.
– W jaki sposób?
– Mając mocne odbicie, błędy kosztują dużo więcej. To broń obosieczna. Jeśli jesteś słaby technicznie i próbujesz dodać moc, to płacisz dwukrotnie. Jest masa zawodników, która nie imponuje motorycznie, ale dzięki dobrej technice potrafi sporo wyciągnąć ze swojego odbicia. Co z tego, że masz moc na progu, jeżeli bierzesz z niej 10-20 procent.
– A ty ile teraz bierzesz?
– Właśnie te 10-20 procent.
– Czy to nie jest jakaś generalna przypadłość polskiej szkoły? Okej, raz ogłoszono nastanie polskiego Morgensterna, bo akurat ładnie latał. A tak? Moc na progu naszą potęgą! Umówmy się, niejeden Polak się nią wykazywał. Właśnie w naszej rozmowie upada mit, że to gwarantuje sukces.
– No tak, tylko w zasadzie, każda nacja ma swój system. U nas zawsze było nim odbicie, u Słoweńców lot. A u Austriaków... Hmm... Oni chyba mają obie te rzeczy. Ale na przykład Niemcy to też raczej odbicie, zawsze latali wysoko. Choć uważam, że przed tym sezonem ich technika trochę się rozbiła.
– A jak poprawić twój lot?
– Praktyka. Nic nie nauczy lepiej niż sam lot. Tunel, do którego jeździmy do Sztokholmu, pomaga. Tylko że tam jest stały, duży opór powietrza. Nie ma też fazy odbicia i przejścia. Gdy narty zapracują na skoczni, to czuć je zaraz za progiem. Jeśli tam coś nie zagra, to stają się martwe i tracimy prędkość. W tunelu warunki są sterylne. Ten szlif, którego mi brakuje, wciąż jest do zrobienia na skoczni. Właśnie w tym przejściu z odbicia do lotu.
– Polska ma jeszcze inny atrybut szkoleniowy.
– Jaki?
– Zachowawczość i ostrożność. Trenowanie z raczej niskich belek. To znamienne, że gdy nie szło Stochowi, Granerud radził mu aby pojechał z "lasu". Może tej asekuracji jest za dużo, a za mało czystego funu na początkowym etapie?
– Nie wiem, czy to polski atrybut, ale na pewno zgadzam się z Granerudem. Rozmawiałem nawet o tym niedawno z Jaśkiem Habdasem i zgodziliśmy się, że lepiej iść pięć belek wyżej, skoczyć 140 metrów, niż 120 z pięciu niżej. Dalszy skok to zawsze frajda. Jak jest radość, to można potem pracować dalej.
– Nie masz wrażenia, że czasami u nas się o tym zapomina?
– Myślę, że tak. Ale to niekoniecznie wina trenerów. Może czasami też nas samych.
– Ale patrz. Słoweńcy nie boją się wysłać juniora na obiekt do lotów. A ty masz 23 lata i jeszcze nigdy tego nie zasmakowałeś.
– Większa skocznia, więcej powietrza, dużo łatwiej ponapinać się w locie. Jeśli zawodnik jest pewny, nie zegnie nogi, nie wykręci salta, to moim zdaniem może dostawać szansę. Słoweńcy mają wielką sposobność skoków w Planicy. Wystawiają ich tam jako przedskoczków. Prawie wyłącznie ich. Niewielu skoczków tego doświadczyło. Pewnie, że też chciałbym spróbować.
– Bałbyś się?
– Tylko głupi się nie boi. Ale skoczyłbym.
– Który z twoich skoków był najbardziej ekstremalny?
– Pamiętam dwa. 147 metrów z Wielkiej Krokwi. Leciałem wysoko, nie chciało mnie puścić i lądowałem z wysoka, ale ustałem tę próbę. A druga miała miejsce, jeszcze gdy chodziłem do SMS w Szczyrku. Nie było wymalowanych linii na śniegu. Zrobiona była tylko jedna – bodaj na 100. metrze. Wyszedł mi fajny skok, lecę w pełnej V-ce, mijam linię i myślałem, że spokojnie skoczę sobie z jakieś 106 m. Nie miałem pojęcia, że ona nie była na punkcie K, tylko o tyle dalej! Lądowałem, sprasowało mnie, wgniotło porządnie. Nie miałem pojęcia, że wyszło mi jakieś 113 metrów.
– Blisko rekordu Krzyśka Lei!
– Chyba każdy chciałby zobaczyć wideo z tego skoku.
– Teraz będzie bardzo szczera sprawa. Nie masz poczucia, że trochę czas ci zaczął uciekać?
– Ucieka i to niemiłosiernie. W tym roku 23 lata. W innych kadrach zawodnicy w tym wieku osiągali już sukcesy. Ja jedyne punkty PŚ zrobiłem rok temu, w słabo obsadzonych zawodach w Rasnovie. Są czasem takie momenty, że frustracja rozwala od środka. I tak, jestem wściekły na ten sezon. Moim najlepszym startem było 13. miejsce w drugiej lidze. Totalny brak formy.
– To twoja wina?
– ... (milczenie)
– Kuba Wolny w styczniu w Wiśle miał trochę racji?
– ... (milczenie)
– Okej, to inaczej. Gdzie usłyszałeś jego wypowiedź?
– Byliśmy wtedy po konkursie CoC w Innsbrucku i pojawił się artykuł z jego wypowiedziami spisanymi z tego, co mówił w telewizji. Rozmawialiśmy o tym potem we własnym gronie, wiadomo.
– Potem brałeś udział w tych rozmowach z PZN. Wyszliście wtedy zadowoleni?
– Wyszliśmy... z pewną nadzieją.
– Zmieniło się coś po nich?
– Zmieniło się. Było lepiej.
– Dużo lepiej?
– ... (milczenie)
– Jedno jest pewne. Kara dyscyplinarna dla Kuby skutecznie skłoniła was do powściągliwości.
– Wiecie co, ja się generalnie zgadzam, że niektóre rzeczy powinny zostać w grupie. Powinny być rozwiązywane w mniejszym gronie. Między nami, nie publicznie.
– Jasne, szanujemy to. Choć jeśli pozwolisz, jeszcze ostatnia kwestia. Czy tej zimy dostatecznie dużo rozmawialiście z trenerem Jiroutkiem? Pytamy, bo słyszeliśmy różne opinie.
– Tak, rozmawialiśmy z trenerem. Często o różnych rzeczach, o życiu. Natomiast ciężko nam się było dogadać, gdy mówiliśmy o samych skokach.
– Jiroutek to może nie jest Kojonkoski, ale też trudno powiedzieć, że to słaby trener – miał udane sezony. Dlaczego w Polsce nie zatrybiło?
– Na pewno będziemy to wszystko analizować. Na tę chwilę nie wiem, co mam powiedzieć. Każdy czeka na informację, co będzie dalej.
– A tak ogółem patrząc, twoim okiem. Jakie cechy powinien mieć trener idealny?
– Powinien być zorganizowany, konsekwentny, konkretny, wzbudzający zaufanie i szacunek. Musi też umieć zawalczyć o zawodnika.
– Który z twoich trenerów był najbliżej ideału?
– Długo trenowałem z Maćkiem Maciusiakiem, z którym na pewno dobrze mi się układało. Ktoś powie: wszyscy go chwalimy, a z wynikami bywało różnie. Też dużo myśleliśmy, dlaczego za czasów Maćka nie było aż tak wybitnych wyników. I sądzę, że to nie była tylko wina trenera. Do tego przeskok z FIS Cup czy Pucharu Kontynentalnego do Pucharu Świata, to dla wielu naprawdę ciężka sprawa. Poległo na tym już wielu zawodników.
– Kiedy byłeś w najlepszej formie, żeby ten przeskok móc zaliczyć płynnie i bez rozczarowań?
– Zeszłego lata fajnie się prezentowałem. Potem była inauguracja PŚ, skakałem z kontuzją, zacisnąłem zęby, byłem 31. Niewiele brakowało do punktów. Potem już nie dałem rady startować. Dobre jest to, że na dziś jest wszystko w porządku. To była rwa kulszowa, kontuzja, którą leczy się dość długo. Na dziś muszę po prostu bardziej uważać.
– Mówisz, że przeskok jest trudny. Ale właściwie dlaczego? Jesteście pierwszym takim pokoleniem. Pierwszym, w którym skoczkowie stali się tak długowieczni, a wymiana pokoleniowa następuje tak mozolnie. Co oni takiego mają, że z wami wygrywają?
– Powtarzalność. Starsi mają wypracowane pewne schematy. Potrafią skoczyć więcej takich samych skoków, z których można coś dalej poprawić.
– Podziwiasz dziś jakiegoś zagranicznego skoczka?
– Stefan Kraft to sztandar w locie. On jest na zupełnie innym poziomie. Dwa levele wyżej od innych. Może popełnić jakiś błąd, a dalej jest w stanie wygrać. A taki Ryoyu, aby go pokonać, musi jednak mieć swój skok na poziomie tip-top. To jest ta różnica.
– Czyli oglądasz Puchary Świata, gdy na nie jeździsz? Wiemy, że to nie jest takie powszechne wśród zawodników.
– Oglądam, choć w tym sezonie zdarza się tak, że jak nasi już skoczą, to oko mi leci.
– A kiedy skacze Nicole?
– To zawsze, o ile tylko nie jestem na skoczni. Żeński PŚ się rozwija, dziewczyny skaczą coraz lepiej, coraz bardziej stylem męskim. Już nie tylko dzida do przodu. To ciekawe nie tylko ze względu na prywatne sympatie.
– Kochasz jeszcze skoki?
– Pewnie, że tak.
– Woleliśmy dopytać.
– Gdybym nie kochał, to bym nie skakał. Uwielbiam ten sport, choć potrafi dać w kość. Potrafi rozwalić od środka. Czasem jest bardzo frustrujący.
– Czego nauczyłeś się tej zimy?
– Cierpliwości i samodyscypliny. Nawet jeśli jest lipa totalna, to trzeba spiąć tyłek i walczyć dalej.
– Jesteś przygotowany na duży sukces?
– Mam duże plany, mam marzenia. Zapierdzielam po to, aby je spełnić.
1
1749.3
2
1720.2
3
1707.2
4
1680.6
5
1673.1
6
1484.1
7
1458.0
8
1350.9
9
561.6
10
551.6
459.1
454.8
444.1
443.6
433.5
430.1
418.3
418.2
417.7
10
409.4
11
409.1
12
408.7
13
404.1
14
401.1
398.4
16
397.7
17
397.5
394.5
19
392.7
20
389.6
21
389.4
22
387.7
386.4
24
386.2
381.5
26
377.7
374.0
372.6
29
365.0
30
363.6
231.1
228.9
226.0
225.7
225.5
225.3
225.0
218.2
214.6
212.4
212.0
12
211.6
13
211.0
14
210.0
15
209.1
208.5
205.8
18
205.3
19
202.9
20
202.5
21
202.1
22
201.2
23
197.0
196.7
25
196.4
195.0
27
193.6
193.4
193.2
191.5
1
813.4
2
809.3
3
802.5
4
762.1
5
699.9
6
681.3
7
667.2
8
601.6
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
1
543.5
2
539.5
3
535.4
4
507.2
5
471.2
6
453.5
7
445.8
8
412.2
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
13
178.5
14
163.0
15
153.6