| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W krakowskim ekstraklasowiczu doszło do zmian na wielu płaszczyznach. Mówi się o #CracoviiOdNowa, bo właśnie to hasło przyświeca nowemu rozdaniu w klubie. – Cracovia ma się stać klubem Małopolski, nie tylko miasta Krakowa – powiedział nam prezes Mateusz Dróżdż.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – #CracoviaOdNowa – tak nazywane jest nowe rozdanie w klubie. Jest pan zadowolony z tego, co udało się zmienić przez dwa miesiące?
Mateusz Dróżdż, prezes Cracovii: – Generalnie jestem zadowolony. Przyjęliśmy schematy, które chcemy rozwijać. Ten proces wymaga czasu, ale pozytywnie patrzę na to, co udało się nam zrobić.
– Nowy rzecznik prasowy, nowy dyrektor marketingu, nowe struktury akademii. Długo mógłbym wymieniać. Wszystko dzieje się bardzo szybko…
– Chcieliśmy, żeby zmiany były szybko widoczne, ale akurat w piłce tempo nie zawsze jest dobrym wyznacznikiem. Cieszę się, że udaje się nam wprowadzać kolejne nowe rzeczy.
– Są nimi na przykład nowe krzesła w sali konferencyjnej, ławki rezerwowych. Detale na końcu robią różnice?
– Piłka nożna to gra o detale. Również w zarządzaniu klubem odgrywają one kluczową rolę. Staramy się dbać o szczegóły, ale przed nami jeszcze wiele pracy, szczególnie jeśli chodzi o małe rzeczy. One są wizytówką klubu na zewnątrz.
– Cracovii wciąż potrzeba rewolucji czy już teraz bardziej kosmetycznych zmian?
– Czasami rewolucje są nieuniknione. Ważne, aby było ich jak najmniej. Chciałbym, aby nastąpiła ewolucja. Wiem, że sytuacje kryzysowe będą się zdarzać i w niektórych sytuacjach musi dojść do gwałtownych ruchów.
– Czego najbardziej brakowało panu w tym klubie tuż po objęciu funkcji prezesa?
– Czasu i mojej rodziny na miejscu.
– Udało się już coś z tym zrobić?
– Tak. Niestety ciężko jest kupić czas, ale na szczęście rodzina jest już ze mną na miejscu.
– Co z pańskich schematów znanych z pracy w poprzednich klubach chce pan przenieść do Krakowa?
– Stale to już robimy. Bazuję na zdobytym doświadczeniu i korzystam z rzeczy, które dobrze funkcjonowały w Zagłębiu i Widzewie. Obecne staramy się ulepszać. Tak samo było w Widzewie. Strukturalnie, administracyjnie i formalnie było tam podobnie, jak w Lubinie.
– Gdzie można szukać podobieństw Zagłębia i Widzewa?
– W kwestiach proceduralnych, strukturach klubu. Wiele rzeczy, które działy się w Widzewie, były kopią tego, co robiłem wcześniej w Lubinie. Jeżeli coś funkcjonowało dobrze, to nie warto zmieniać na siłę.
– Klubów raczej nie można porównać pod względem frekwencji, sprzedaży karnetów, marketingu, sponsorów…
– To całkowicie inny temat. Każdy klub jest wyjątkowy. Bardziej chodzi o kwestie schematów i procedur, które można wprowadzać niezależnie od lokalnego uwarunkowania.
– Frekwencja przy Kałuży nie imponowała od lat. W blisko 800-tysięcznym mieście ponad 10 tysięcy osób na trybunach powinno być chyba obowiązkiem.
– Uważam, że nasze działania muszą być konkretne i dobre. Myślę, że dziesięć tysięcy osób na naszym stadionie powinno być czymś, co będzie normą, a nie wyjątkiem.
– Ostatnio widzieliśmy namiastkę tego, jak może wyglądać dzień meczowy. Kibice w najbliższym czasie mogą spodziewać się jeszcze większego zabiegania o ich względy?
– Oczywiście. Tylko tak jesteśmy w stanie zaoferować produkt, który będzie atrakcyjny dla kibiców. Z jednej strony to prosta rzecz, ale trzeba przekonać konsumenta, że przyjście na stadion i uczestnictwo w dniu meczowym jest wartością dodaną.
– Dla pana też to nowość i wyzwanie, bo na Widzewie stadion był wyprzedany już na początku sezonu.
– Mierzyłem się z tym w Lubinie. Marketing i komunikacja muszą mocno ze sobą współpracować. Wtedy będziemy w stanie znacząco poprawiać frekwencję przy Kałuży.
– Do kogo przede wszystkim powinna docierać Cracovia? W tym momencie jesteście jedynym ekstraklasowym klubem w mieście, to powinna być wasza przewaga?
– To jest w jakimś stopniu przewaga, ale pamiętajmy, że rozbrat Wisły z Ekstraklasą jest zbyt krótki, żeby to systemowo przyciągało kibiców. Ma to jakiś wpływ, ale powinniśmy trafiać do młodych widzów. Naszym zadaniem jest wyjście poza Kraków. Samo miasto jest podzielone, ale w regionie jest wiele do zrobienia. Chcemy znaleźć nowych kibiców.
– Ostatnio organizowaliście m.in. akcję Krakowiacy i Górale. To pokazuje, w jakim kierunku chce iść klub?
– Tak. Chcemy iść w niezaludnioną kibicowsko stronę regionu. Szczególnie na południu widzimy duży potencjał. Cracovia ma się stać klubem Małopolski, nie tylko miasta Krakowa.
– Ma pan za sobą rozmowy z najważniejszymi osobami w mieście? Murawa na stadionie nie była wymieniana przez siedem lat, a obecnie grają na niej dwie ekstraklasowe drużyny.
– Toczą się rozmowy w tym temacie. Zdajemy sobie sprawę, jak duży jest to problem. Murawa musi być wymieniona. Rzadkością jest, aby w innych klubach drużyny siedem lat grały na jednej płycie.
– Pana zdaniem Cracovia i Wisła są w podobny sposób wspierane przez miasto?
– Jestem tu za krótko, aby to ocenić. Na razie moje rozmowy z przedstawicielami miasta bądź spółek miejskich są dobre lub nawet bardzo dobre.
– Co można poprawić we współpracy z miastem, na jakie działania pan liczy?
– Potrzebowałbym pomocy w dwóch aspektach: infrastrukturze i przy pracy z młodzieżą. To generuje największe koszty. Mamy lodowisko, stadion i musimy szukać możliwości współpracy na każdej płaszczyźnie. Sam klub nie może być tym obciążony. Sami radzimy sobie z zarządzaniem i koordynacją drużyny hokeja i piłki nożnej, ale reszta jest wspólnym interesem do tego, żeby znaleźć złoty środek.
– W ostatnich latach do Pasów przylgnęła łatka średniaka Ekstraklasy. Cracovię stać na walkę o najwyższe cele?
– Zależy co rozumiemy pod pojęciem najbliższego czasu.
– Okres trzech lat?
– Myślę, że w ciągu trzech lat jesteśmy w stanie to zrobić, ale w sposób zrównoważony. Wiem, ile czeka nas pracy. Gdyby spytał mnie pan, czy będzie to miało miejsce w przyszłym roku, to nie umiałbym odpowiedzieć.
– Przez lata głównym sponsorem była firma Comarch, która niemalże w całości finansowała klub. Teraz zamierzacie mocniej powalczyć o kolejnych partnerów? Ogłosiliście współpracę z Foodcare, mówi się też o firmie InPost…
– Ma nastąpić dywersyfikacja przychodów. To jeden z celów, jaki sobie założyliśmy. Cieszymy się, że pierwsze umowy za nami. Udało się pozyskać partnerów dla akademii. Mamy jeszcze wiele pracy, aby funkcjonowało to na poziomie, który nas zadowoli.
– Jaki poziom was zadowoli?
– Tak naprawdę mamy teraz wszystko do sprzedaży. Koszulkę, spodenki, nazwę stadionu, nazwę ośrodka. Nośników jest wiele. Będę zadowolony, gdy uda się nam sprzedać połowę tego, co oferujemy.
– W kwestii nowej nazwy stadionu już teraz jest coś na rzeczy?
– Coś się dzieje, ale rozmowy są całkowicie objęte tajemnicą. Toczą się negocjacje, ale są na początkowym etapie. Myślę, że potrzebujemy tu jeszcze trochę czasu.
– W wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej" powiedział pan, że w klubowej akademii jest kilku zawodników wartych miliony euro. Jaki klub ma na nich plan?
– Zmieniliśmy koncepcję działania akademii. Kładziemy duży nacisk na indywidualne treningi, które mają być wprowadzone dla najlepszych graczy. Chcemy, żeby każdy z nich poczuł się dostrzeżony i odpowiednio "zaopiekowany". Zmieniamy nawet kwestie przygotowania motorycznego, pracujemy nad innym zabezpieczeniem medycznym. Pojawia się też dużo formalnych rzeczy. Najlepsi będą objęci innym podejściem formalnym, również w kwestii umów. Przygotujemy specjalne wzory umów, które będziemy stosować w akademii. Mamy tam mnóstwo pracy, która powinna rzutować na jak najlepsze wychowywanie, a później sprzedaż zawodników.
– Za pana kadencji akademia ma być jeszcze ważniejszym filarem funkcjonowania klubu i działania pierwszego zespołu?
– Pewnie, że tak. W każdym klubie, w którym pracowałem, właśnie tak było.
– Ważne są dla pana proporcje Polacy/obcokrajowcy w pierwszym zespole?
– Najważniejsze są umiejętności, ale dobrze by było, aby mieli je też Polacy. Może i mają, bo nie chcę obrażać zawodników i mówić, że brakuje nam zdolnych krajowych piłkarzy. Jestem daleki od tego stwierdzenia. Każdy prezes by chciał, aby w klubie widać było jak najwięcej jakości ze strony rodzimych piłkarzy. Wiemy jednak jaka jest sytuacja na rynku. Nie jest łatwo pozyskać dobrego krajowego gracza.
– Duże nazwiska mogą zrobić robotę, czy nie jest pan ich wyznawcą? Yewhen Konoplanka niezbyt sprawdził się przy Kałuży.
– Jestem zwolennikiem mniejszych nazwisk, ale zawodników, którzy regularnie grają w swoich klubach przed przyjściem do Cracovii. Mają w jakiś sposób się wyróżniać, a nasz skauting poprzez analizę i obserwację jest w stanie to zauważyć. Duże nazwiska często nie sprawdzają się w Ekstraklasie. Nie powiem, że nie chcę gwiazd, ale czasami lepiej zaryzykować i pójść w nieoczywistych zawodników, których można potem rozwijać.
– Kibice mogą spodziewać się fajerwerków, jeżeli chodzi o przyszłoroczne transfery? Jeżeli klub chce walczyć o coś więcej, potrzeba jakości. Ghita, Rapa, Bochnak, Knap, Rozga, Kolec, Doba, Bzdyl, Hrosso – tak wyglądała wasza ławka rezerwowych w meczu z Koroną. Trener Zieliński nie ma kim straszyć…
– Mamy w tym momencie wielu zawodników kontuzjowanych. Było to widać w meczu z Koroną. Chcielibyśmy jakości, ale trzeba sobie zadać pytanie, co oznaczają fajerwerki? Chciałbym, aby w przyszłym sezonie zespół był jeszcze mocniejszy.
– Będzie pan w stanie mocno nagiąć budżet płacowy na ewentualne gwiazdy, czy na pierwszym miejscu zawsze będzie finansowa stabilizacja?
– Finansowa stabilizacja, ale nigdy nie jest tak, że nie można czegoś przesunąć, aby znalazły się środki na dany cel. Na pewno jednak nie będziemy szaleć.
– Pozyskanie dyrektora skautingu i analizy ma sprawić, że Cracovia będzie w stanie z lepszym skutkiem szukać zawodników skrojonych pod naszą ligę?
– Tak i ma to też doprowadzić do tego, że będziemy jeszcze lepiej rozwijać naszych obecnych zawodników.
– Dlaczego nie jest pan zwolennikiem modelu z tradycyjnym dyrektorem sportowym? Lepiej jest, kiedy odpowiedzialność transferową rozkłada się na kilka osób?
– Chciałbym, aby wiele osób pracowało nad transferami. Wtedy margines błędu będzie jeszcze mniejszy. Nie jestem prezesem, który decyduje o jakości sportowej i nigdy nie będę tego robił. Byłaby to droga donikąd. Mam dbać o finanse, kontrolować pion sportowy, ale on ma prowadzić swoje działania. Jeżeli uznamy, że będzie potrzebna rola dyrektora sportowego, to taka decyzja zostanie podjęta. Uważam, że najistotniejsze jest to, aby grupa ludzi dążyła do jednego celu i próbowała podejmować jak najlepsze decyzje.
– Kontrakt Kamila Glika wygasa w czerwcu 2025 roku. Ostatnio doświadczony obrońca miał mnóstwo problemów zdrowotnych. Wierzy pan, że Glik może być jeszcze liderem tego zespołu?
– Myślę, że tak. Jestem z Kamilem w stałym kontakcie, rozmawiamy o wielu sprawach. Mam nadzieję, że jak najszybciej wróci do zespołu. Jest w szatni na każdym meczu, był w Gliwicach na wyjeździe. Oglądałem z nim mecz i też mogłem się czegoś nauczyć o piłce nożnej. Jest bardzo ważną osobą w Cracovii.
– Jak duże jest pana zaufanie wobec trenera Zielińskiego?
– Trener ma moje pełne zaufanie. Chciałbym bardzo, aby ono się nie zmniejszało. Tak jak ja mam postawione zadania przez Radę Nadzorczą, tak i trener ma zadania postawione przez zarząd.
– Portal "WP Sportowe Fakty" poinformował, że głównym kandydatem na nowego trenera jest Dawid Szulczek. Padło też nazwisko m.in. Mariusza Misiury i Marka Papszuna. Jak się pan do tego odniesie?
– Trenerem Cracovii jest Jacek Zieliński i robię wszystko, co mogę, aby pomóc mu i drużynie w tym, aby określone cele zrealizować. W piłce nożnej zawsze trzeba mieć plan B, C itd., ale koncentruję się teraz przede wszystkim na tym, aby poprawić wyniki Cracovii. Jakiekolwiek decyzje z mojej strony będą najpierw zakomunikowane trenerowi, a ich nie otrzymał, więc póki co są to bardziej spostrzeżenia dziennikarzy niż potwierdzone informacje.
– Utrzymanie się w lidze będzie gwarantem nowego kontraktu dla trenera Zielińskiego, czy już w tym sezonie oczekujecie znacznie więcej?
– Oczekujemy, żeby drużyna się rozwijała. Zależy nam też na rozwoju młodych zawodników. Nie mogę powiedzieć, że oczekujemy wiele więcej, bo wiadomo, w jakiej jesteśmy sytuacji. Przed trenerem zostały postawione pewne cele, z których będziemy się rozliczać.
– Jakie to cele?
– Zespół ma się utrzymać, rozwijać sportowo i ma rozwijać młodych zawodników.
– Utrzymanie jest celem mierzalnym, ale jak po sezonie chcecie zweryfikować pozostałe dwa?
– Piłka nożna jest na takim etapie, że rozwój sportowy drużyny da się sprawdzić, jeżeli przyjmuje się pewne wartości, które się sprawdza. Na przykład takie dotyczące sposobu gry, jaki sobie przyjęliśmy, czy też różnych danych, jakie są mi przedstawiane. Mieliśmy zebranie pionu sportowego i analizowaliśmy liczby. Moim zdaniem wszystkie te kryteria da się ocenić.
– Dopytuję dlatego, że wyższe pozycje wiążą się ze znacznie większą bonifikatą finansową od ligi, a budżet będzie odgrywać ważną rolę też w kolejnym sezonie…
– Walczymy o jak najwyższe miejsce, ale w Cracovii jest to mocno powiązane, że zdobycie nawet lepszej pozycji nie jest równoznaczne z tym, że do klubu wpłynie cała kwota od ligi. Nie jest tak, że premia nagle trafi do budżetu transferowego. Każde miejsce wyżej jest istotne, ale ono nie zawsze zapewni nam dużo większych środków do dysponowania przez klub.
– Największym krakowskim marzeniem jest łódzka frekwencja i sprzedaż karnetów?
– Pewnie, że tak, ale chyba nie tylko moje ale 95 procent klubów w Polsce. Znam też mankamenty Widzewa, wiem, jakie błędy były tam popełniane i teraz staram się analizować ruchy tego klubu. Chciałbym, aby Cracovia się rozwijała. Liczę, że będzie w stanie wyciągać najlepsze rzeczy od Legii czy Lecha. Nie boję się tego powiedzieć, że ostatnio wybrałem się do sklepu Wisły Kraków, aby zobaczyć ich asortyment. Chcemy analizować to, co robią inne kluby, żebyśmy potem wiedzieli, co możemy wprowadzić, aby być jeszcze lepszymi.
– Co się panu podoba w Legii i Lechu?
– W Lechu akademia, w Legii kwestie biznesowe oraz organizacja dnia meczowego. W Cracovii będziemy dążyć do poprawy tych aspektów, a w wymienionych klubach wygląda to po prostu najlepiej.
– Prześcignięcie w tabeli Widzewa jest dla pana jednym z mniejszych sportowych celów na ten sezon?
– Nie. Mam olbrzymi sentyment do Widzewa. Nie chcę być, ale proszę nie odbierać tego jako zemsta czy inna forma niezdrowej rywalizacji, koniecznie przed Widzewem. Bardzo chciałem z nimi wygrać w bezpośrednim meczu. Niestety się nie udało. Jeżeli chodzi o tabelę, to chciałbym, aby Cracovia była pierwsza, Widzew z Zagłębiem niech będą ex-aequo na drugim miejscu.
– A cel na kolejny sezon?
– Gra w górnej połowie tabeli i dalsza profesjonalizacja klubu.