Nadchodzi koniec "polskiej ery" w rzucie młotem? Do głosu doszedł genialny 22-letni Ethan Katzberg. Według Joanny Fiodorow, trenerki Wojciecha Nowickiego, biało-czerwoni nadal będą w stanie włączyć się do walki o czołowe lokaty w trakcie rywalizacji w Paryżu.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Za polskimi młociarzami pierwszy start w sezonie. Jak go ocenisz?
Joanna Fiodorow: – Widzę, że Wojtek jest dobrze przygotowany. W kwietniu kończymy cykl przed pierwszym okresem startowym. Premierowy wynik jest zadowalający, ale jak wiadomo – zawsze chce się więcej. W trakcie obozu w Spale pojawiły się drobne kłopoty techniczne. Dobrze z nich wyszliśmy. Koniec końców jest sympatycznie. Nasz duet interesuje tylko jeden start w tym roku, czyli igrzyska. To, co będzie działo się po drodze traktujemy jako rozgrzewkę. Fajnie, że Wojtek rywalizuje z najlepszymi młociarzami świata. Widać, że nikt nie przespał zimy.
– Występy przed zmaganiami w Paryżu naprawdę nie mają znaczenia?
– Naprawdę. Nie zwracam uwagi na "sprawdziany". Co będzie, to będzie. Paryż jest kluczowy, ale nie można olać innych występów. Warto pojawiać się w kole. Obyć się z nim. Należy poczuć adrenalinę przed letnim sezonem. U nas nie ma mowy o startach w hali.
– A mistrzostwa Europy?
– Jedziemy. Bierzemy to, co los da. To kolejny przystanek przed Francją. Koniec pierwszego okresu startowego. Potem będą już bezpośrednie przygotowania do igrzysk.
– Co mi powiesz na temat Ethana Katzberga? Od 16 lat nikt nie rzucał tak daleko jak on...
– Zaskoczenie. Wynik TOP. Dawno nie było takich rezultatów. Ostatnio w 2015 roku Paweł Fajdek rzucał 83,93 metra. Ethan ma flow. Ma to coś.
– "Coś", czyli?
– Luz. Wewnętrzny spokój. Wchodzi do koła. Wrzuca młot na lewo i szybko kręci nogami. Ma "dźwignię". Potem kula leci jak szalona. Śmiejemy się w kuluarach, że Katzberg to połączenie Fajdka i... Anity Włodarczyk. Kanadyjczyk wchodzi do koła o robi swoje. Nie rozmyśla, nie denerwuje się. Pierwszym rzutem potrafi rozstrzygnąć rywalizację. Zrobił kosmiczny progres i rezultat. Pożyjemy i zobaczymy, co będzie dalej. Konkurs w Paryżu będzie bardzo, bardzo mocny.
– Kanadyjczyka i Polaków dzieli 13 lat. To inny sportowy świat?
– Zdecydowanie. To powiew świeżości. W ostatnich latach dominowali biało-czerwoni. Paweł i Wojtek na zmianę zdobywali złote medale. Przyzwyczailiśmy się do takiego stanu rzeczy. Przyszedł młody zawodnik. Żądny krwi. Chce pokazać naszym, gdzie ich miejsce.
– To dobry scenariusz dla biało-czerwonych?
– Paradoksalnie tak. Będzie mówiło się jeszcze więcej o rzucie młotem. Widać rozwój. Uciekamy od stagnacji. Nie dominuje już tylko i wyłącznie jedna nacja.
– Polskich młociarzy stać na olimpijskie medale?
– Każdego z czołówki stać. Będą Polacy, Mychajło Kochan, Ethan, Bence Halasz, Eivind Henriksen, Quentin Bigot. Nic nie odpuści. Wszyscy zaczną konkurs z jednym celem – zdobyć medal. Wspólnie z Wojtkiem wierzymy w medal. Konkurs olimpijski ma własne prawa. Jeśli uda mi się go dobrze przygotować i będzie miał swój dzień może powalczyć. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet rzuty na rekord życiowy mogą dać czwartą lokatę.
– Przedstawiciele World Athletics przekazali, że każdy złoty medalista może liczyć na 50 tysięcy dolarów. Szok?
– Burzliwa kwestia. Do tej pory World Athletics milczało w tej kwestii. Z perspektywy czasu trochę żałuję, że nie jestem jak Anita i nie rzucam z taką łatwością przez tyle lat. Takie nagrody tworzą presję w głowie. Poza tym PKOl też mocno nagrodzi medalistów. Niesamowity przeskok, w porównaniu do poprzednich lat. Miło, że sportowcy są w końcu doceniani. Żeby wywalczyć medali igrzysk trzeba harować latami. W zawodowym sporcie nie da się być na szczycie po kilku miesiącach trenowania.