Wisła Kraków wygrała z Pogonią Szczecin (2:1) i zdobyła Fortuna Puchar Polski. To wielkie rozczarowanie dla Portowców, którzy byli zdecydowanym faworytem starcia na Stadionie Narodowym. – Wydaje mi się jednak, że oczekiwania urosły do tak olbrzymich rozmiarów, że to przytłoczyło zespół – powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL Maciej Stolarczyk, były zawodnik i trener obu klubów, a obecnie ekspert Polsatu.
👉 Wisła wypływa do Europy. Pierwsi rywale w zasięgu!
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Jakie są pana wrażenia po finale Pucharu Polski?
Maciej Stolarczyk: – Jestem pod wielkim wrażeniem gry Wisły. Biała Gwiazda zaprezentowała się z bardzo dobrej strony, zwłaszcza w pierwszej połowie. Postawiła się rywalowi grającemu klasę wyżej. Finał był bardzo atrakcyjnym widowiskiem dla kibiców. Oba zespoły chciały grać ofensywnie, to nie był zamknięty mecz. To sprawiło, że obejrzeliśmy emocjonujące widowisko.
– Kogo w drużynie Wisły wyróżniłby pan w szczególności?
– Drużyna z Krakowa świetnie prezentowała się jako zespół. Znowu błysnął Angel Rodado, z dobrej strony pokazali się też Kacper Duda, Alan Uryga i Anton Chichkan… Wisła miała wiele mocnych punktów.
– Ten sukces pomoże Wiśle w końcówce ligowego sezonu i sprawi, że zespół wróci do Ekstraklasy? Czy może doprowadzić do rozprężenia piłkarzy?
– Wydaje mi się, że zawodnicy dobrze spożytkują tę wielką, pozytywną energię. Lechia Gdańsk i Arka Gdynia są już poza zasięgiem, dlatego celem będzie awans poprzez baraże. Drużynę będą czekać więc jeszcze dwa finały takie jak ten rozegrany na Stadionie Narodowym. Sam jestem ciekaw, jak Biała Gwiazda spisze się na finiszu.
– Albert Rude to trener, który zostanie w Krakowie na dłużej?
– Życzę mu tego, bo oznaczałoby to, że wykonuje bardzo dobrą pracę. Wierzę, że władze klubu przy zatrudnianiu szkoleniowca liczyły się z tym, że trzeba dać mu kredyt zaufania. Każdy powinien zdawać sobie sprawę, że drużyna może mieć trudniejsze momenty, ale potrzebna będzie cierpliwość. Rude już osiągnął wielki sukces w postaci zdobycia trofeum. To jednak nie koniec sezonu, który można spuentować powrotem do Ekstraklasy.
– Dlaczego Wisła tak dobrze zaprezentowała się w Pucharze Polski, a tak często zawodziła w meczach ligowych?
– Przychyliłbym się do słów Alana Urygi, który mówił ostatnio, że gra w lidze, a w Pucharze Polski to dwa różne światy. Wiślacy w meczach z Widzewem Łódź, Piastem Gliwice czy Pogonią nie byli faworytem, co oznaczało też, że mieli inne obciążenie psychiczne. W spotkaniach ligowych wygląda to inaczej, bo to na graczach z Krakowa ciąży presja. Nie bez znaczenia jest również fakt, że Biała Gwiazda na wyjazdach gra bez swoich kibiców. Finał Pucharu Polski pokazał, jak duże znaczenie dla Wisły ma obecność kibiców na trybunach.
– Przejdźmy do Pogoni. Uważa pan, że szczecinianie nie poradzili sobie z rolą faworyta?
– Wszyscy upatrywali kandydata do zwycięstwa w Pogoni. Za Portowcami przemawiała gra na wyższym poziomie rozgrywkowym, a także duża liczba doświadczonych piłkarzy. Wydaje mi się jednak, że te oczekiwania urosły do tak olbrzymich rozmiarów, że to przytłoczyło zespół Pogoni.
– Czego zabrakło Pogoni do tego, by pokonać Wisłę?
– Niesprawiedliwością byłoby obecnie mówienie o mankamentach Portowców po takim występie ich przeciwników. Wskazałbym tutaj przede wszystkim na bardzo dobrą postawę drużyny z Krakowa. Wiślacy zagrali świetne spotkanie jako drużyna i zneutralizowali największe atuty rywali.
– Nie odnosił pan wrażenia, że w zespole Pogoni znów zbyt wiele zależało od Kamila Grosickiego?
– To, że wobec Kamila są duże oczekiwania, jest czymś naturalnym. Wystarczy spojrzeć na jego liczby i grę w tym sezonie. Nie jest jednak tak, że kluczem do pokonania Pogoni jest wyłączenie z gry Grosickiego, bo Portowcy mają z przodu kilku innych jakościowych zawodników. W czwartek to jednak nie był zespół, który w ofensywie wielokrotnie pokazywał się ze znakomitej strony w Ekstraklasie.
– Pogoń zmarnowała szansę na to, by włączyć się do walki o mistrzostwo, a teraz przegrała w finale Pucharu Polski. Dlaczego Portowcy nie dali rady w decydujących momentach?
– Coś w tym jest. W paru meczach pojawił się paraliż, który doprowadził do tego, że zespół nie liczy się w wyścigu o tytuł. Niedawno Pogoni zdarzyły się wpadki z Zagłębiem Lubin i Piastem Gliwice, które wpłynęły na sytuację w tabeli. W Szczecinie muszą teraz skupić się na pozytywach i takich spotkaniach, jak te z Ruchem Chorzów, Radomiakiem czy jesienią z Lechem Poznań, gdy Portowcy wygrywali w kapitalnym stylu.
– Wierzy pan, że w ostatnich kolejkach zespół Jensa Gustafssona odrobi jeszcze straty i skończy sezon na podium?
– Nie przekreślałbym Pogoni, ten zespół na to stać. Ważne, by przekuć sportową złość na najbliższe mecze i zrobić wszystko, by znaleźć się w pierwszej trójce. Słabsze momenty mają prawo się zdarzyć, ale najważniejsze jest to, by jak najszybciej się po nich podnieść.
– Przed nami ostatnie tygodnie rywalizacji w Ekstraklasie. Kto zostanie mistrzem?
– Myślę, że Jagiellonia Białystok nie straci już pierwszego miejsca. Cztery punkty to na tym etapie sezonu solidna zaliczka. Tym bardziej, że zespół z Białegostoku prezentuje się naprawdę dobrze, gra ciekawą, ofensywną piłkę. Jeśli jednak chodzi o grupę pościgową i to, kto skończy sezon na pozostałych stopniach podium, to nie podejmę się dzisiaj typowania. Różnice punktowe są tam bardzo małe i może zdarzyć się absolutnie wszystko.
14:00
Ruch Chorzow/Legia Warszawa