Pod koniec maja w Rzeszowie Łukasz Różański (15-1, 14 KO) stracił tytuł WBC wagi bridger na rzecz Lawrence'a Okoliego (20-1, 15 KO). Rzeszowianin po porażce nie udzielał się medialnie, bo postanowił poświęcić się wyłącznie rodzinie, szczególnie, że tuż przed walką na świat przyszedł jego syn. Po nieco ponad miesiącu były mistrz w rozmowie z TVPSPORT.PL po raz pierwszy opowiedział o walce z Brytyjczykiem.
Mateusz Fudala, TVPSPORT.PL: – Minął miesiąc od twojej walki z Okolie'em. Czas leczy rany, czy nadal boli?
Łukasz Różański, były mistrz świata WBC: – Nie ukrywam, że to bardzo trudna sytuacja w moim życiu. Pierwsza porażka, utrata pasa. Z drugiej strony największa radość, bo pojawiło się dziecko. Stasiu łagodzi ten ból po utracie pasa. Na nim się w tej chwili skupiam.
– Trenujesz?
– Nie. Odpoczywam od boksu. W ogóle nie trenowałem. Nie chciało mi się nawet myśleć o treningach, bo obóz przygotowawczy do ostatniego pojedynku był wyjątkowo długi i męczący.
– Początkowo przygotowywałeś się do walki ze Szwedem Badou Jackiem. Walka była kilka razy przekładana, finalnie do niej nie doszło.
– Terminów walki z Badou Jackiem było chyba z pięć. Ostatnia wersja była taka, że pojedynek miał się odbyć w lutym lub marcu. Do tej walki nie doszło, ja cały czas trenowałem, trzymałem wagę. Potem wyszła walka z Okolie'em, która miała się odbyć przed przyjściem Stasia na świat. Znowu się poprzesuwało i doszło do niej po narodzinach, myślę że to też miało duży wpływ na mnie.
– Z jednej strony ogromna radość w życiu, z drugiej - trudno w takim momencie skupić tylko na pojedynku.
– Narodziny dziecka to najważniejszy moment w życiu. Nie ma niczego ważniejszego. Ale gdy zbiegają się te dwie sprawy: ciężkie treningi i narodziny pierworodnego, to trudno jest w pełni skupić się wyłącznie na przygotowaniach. Trenujesz 10 miesięcy do walki, której termin ciągle się przesuwa. Później zmienił się rywal. W drodze masz dziecko, któremu chcesz zapewnić byt, martwisz się o żonę, czy wszystko u niej w porządku. To wpływa na psychikę, byłem już tym umęczony. Czytałem różne artykuły przed i po walce i słuchałem opinii ekspertów. Wiele osób mówiło, że trudno będzie mi się skupić na pojedynku przy dziecku. Narodziny syna to najważniejsza w życiu sprawa. Walka, pas, gaża - to wszystko nie ma znaczenia w takim momencie. Dziś, wiem o czym mówili.
– Zmiany daty walki, rywala to dla ciebie nie pierwszyzna.
– Niby tak, ale tutaj byłem byłem mega zdeterminowany do walki z Badou Jackiem. Od lipca do października miałem bardzo mocny obóz przygotowawczy. Podczas jednego treningu traciłem 4 kg. To były mocne przygotowania i... znowu zmieniła się data. Nie wiadomo było: trenować, czy nie trenować? Dobra, skoro się przesunęło to trzeba poluzować śrubę, ale gdy pojawiała się kolejna data to znów ją dokręcaliśmy. I tak przez 10 miesięcy! Nie szukam usprawiedliwień, nie chciałbym żeby ktokolwiek w ten sposób to potraktował. Mówię, jak było. Nie mam takiego doświadczenia, by przez tyle czasu utrzymywać się w doskonałej formie.
– Jak bardzo podczas tych przygotowań brakowało ci trenera Mariana Basiaka (szkoleniowiec, z którym Różański był związany od początku kariery w boksie odszedł w listopadzie 2023 roku w wieku 83 lat. Łukasz do walki z Okolie'em przygotowywał się z trenerem Krzysztofem Przepiórą, z którym również pracuje od samego początku – red.).
– Bardzo. To była zmiana wszystkiego. Trener Basiak był ze mną do walki z Alenem Babiciem (w kwietniu ub. roku Różański znokautował Chorwata w 1. rundzie i wywalczył pas WBC wagi bridger – red.). Później borykał się z problemami zdrowotnymi i nie był tak aktywny na sali. Ale był. Zawsze można było zadzwonić, porozmawiać czy spotkać się na kawę. Jak już odszedł, to dalej kroczyliśmy ścieżką, którą trener nam wyznaczył. Wiadomo, Krzysiek Przepióra przejął jego obowiązki, jest przecież ze mną od początku.
– Wielu to wie, ale myślę że warto, byś jeszcze raz to wytłumaczył. Jak wyglądał u was podział obowiązków w ostatnich latach życia trenera Basiaka?
– Krzysiek Przepióra wykonywał najcięższą robotę, czyli praca w ringu, tarczowanie itd. Trener Basiak patrzył z dystansu i dawał nam wskazówki z zewnątrz. Miał w sobie szósty zmysł, zawsze gdy coś podpowiedział, to działało. Jak to było codziennością, to człowiek sobie nie zdawał z tego sprawy tak na co dzień, nie odczuwał. Dopiero jak trener odszedł to boleśnie odczułem jego brak...
– Bardziej odczułeś brak trenera, niż sądziłeś, że odczujesz?
– Tak, bez dwóch zdań. Nie mówię o samej pracy na sali, bo Krzysiek robi to doskonale. Mam na myśli bardziej takie rzeczy dookoła, trudno to nawet opisać. Trener Basiak zawsze wiedział co i jak przekazać. Kiedy trzeba było pochwalić, pochwalił. Kiedy trzeba było opierniczyć, robił to. Wiedział jak zmotywować. Kiedy był, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Teraz tego strasznie brakuje.
– Tuż po walce powiedziałeś: "chyba odczuwałem trochę tremę". Kwestia mentalna w tej walce z Okolie'em odegrała kluczową rolę?
– Trudno mi wrócić pamięcią do tych słów, bo mówiłem to w emocjach. Zgaduję, że mówiąc to, prawdopodobnie miałem na myśli fakt, że w momencie gdy wychodziłem do ringu dopadła mnie trema. Po wyjściu z szatni wszystko było super, ale jak pojawiłem się na sali, to było już inaczej.
– Stres?
– Od walki minął ponad miesiąc, rozmawiałem z kilkudziesięcioma osobami na temat tego pojedynku. Wszyscy co mnie znają, mówili że spojrzeli w moje oczy i od razu wiedzieli, że to nie jestem ja. Zarówno ci, co siedzieli pod ringiem, jak i ci, co oglądali to w telewizji. Nie byłem sobą w tym ringu.
– Zgadzasz się z tymi opiniami?
– Trudno mi się odnieść, bo tylko raz oglądałem tę walkę. Nie chcę jej oglądać na razie.
– Dobrze rozumiem, że gdy zobaczyłeś kibiców wychodząc do ringu, to wtedy pojawił się ten stres?
– Tak. Po prostu mnie "spięło" jak zobaczyłem tych wszystkich ludzi. Przed walką z Babiciem było zupełnie odwrotnie.
– Czułeś coś podobnego wcześniej przed jakąkolwiek walką?
– Przed pierwszą zawodową walką w Rzeszowie.
– Debiutowałeś w październiku 2015 roku w Wieliczce, gdzie znokautowałeś w 1. rundzie Mateusza Zielińskiego. Miesiąc później w drugim zawodowym pojedynku w hali na Podpromiu w Rzeszowie wygrałeś na punkty z Białorusiem Artjomem Czerniakiewiczem. Masz na myśli tę drugą walkę?
– Tak. Walka skończyła się na punkty, a ja do końca jej nie pamiętam. Ze stresu. Zupełnie tak samo czułem się przy wyjściu do walki z Okolie'em. To odebrało moją pewność siebie. Analizując to na chłodno, błędem było to, że nie zaatakowałem. Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłem, skoro w ringu do tej pory to ja zawsze jestem tym atakującym. Tu tego nie było. Nie było agresji.
– Do tej pory walczyłeś w hali na Podpromiu trzy razy. Z tego co mówisz, dwa razy w tej hali - w walkach z Czerniakiewiczem i Okolie'em - odczuwałeś stres.
– A w trzeciej walce - z Arturem Szpilką - leżałem na deskach (w maju 2021 roku Różański kilkadziesiąt sekund po nokdaunie znokautował Szpilkę w 1. rundzie – red.). Jak przed walką z Babiciem pojawiłem się w G2A Arenie, wszedłem do środka, witałem się z kibicami. Zawsze to robię, to mi pomaga oswoić się z halą. Przed walką z Okolie'em było to za krótko. Nie wiem, tak mi się wydaje z perspektywy czasu. Oczywiście, to nie jest tak, że szukam usprawiedliwienia. Na nic nie zrzucam, bo wygrał ze mną lepszy zawodnik. Ale czasem zastanawiam się nad tymi detalami.
– Będziesz unikał Podpromia w następnych walkach?
– Nie... Myślę, że to był wypadek przy pracy i nie można zrzucać na Podpromie! Mam nadzieję, że wrócę w Rzeszowie.
– Można było zrobić coś inaczej w trakcie przygotowań?
– Przygotowania były bardzo dobre. Patrząc wyłącznie na parametry, współczynniki i cyferki, to wyglądałem lepiej, niż przed walką z Arturem Szpilką. Z wiekiem te parametry spadają, a u mnie się podniosło. Cały obóz przygotowawczy przebiegł dobrze. Sparingi były dobre. Chociaż teraz, z perspektywy czasu być może zrobiłbym coś inaczej.
– To znaczy?
– Nie wiedziałem, że Okolie będzie tak wyglądał w dniu walki. Nastawiałem się na zawodnika ważącego około 100 kg. Nie więcej. Patrząc na historię, zawodnicy którzy przechodzili do wyższej wagi zazwyczaj po nabraniu kilogramów byli ociężali i wolniejsi. U niego to było zupełnie odwrotnie. Był bardziej agresywny, pewny siebie i lepiej czuł się w tej wadze, niż kategorii do 90,7 kg. Ponadto być może źle go oceniłem. Wydawało mi się, że skoro jest po porażce, walczy pierwszy raz poza Wielką Brytanią, to odbierze mu pewność siebie. Niestety. Był lepszy, niż myślałem.
– Podczas ceremonii ważenia Okolie wniósł na wagę 101,4 kg. W dniu walki pojawiła się informacja, że jest 10 kilogramów cięższy. Sparowałeś z zawodnikami o zbliżonych parametrach do Okoliego, jaki finalnie pojawił się w ringu?
– Nawet o tym nie myślałem, że może być cięższy aż o tyle kilogramów. To było trudne do przewidzenia. Wydaje mi się, że takie wypuszczenie informacji w dniu walki to też nie jest przypadkowe. To może wpłynąć na psychikę rywala.
– Myślisz, że Brytyjczycy wypuścili taką informację tuż przed walką, by cię zdeprymować?
– Być może.
– Miałeś jakieś fizyczne objawy tego stresu przed tą walką?
– W piątek tydzień przed walką zachorowałem. Sobotę i niedzielę przeleżałem cały dzień. To było mocne przeziębienie. Nie miałem gorączki, miałem raczej niższą temperaturę, to było osłabienie. Pierwszy raz w życiu miałem coś takiego. Zdarzały się wcześniej kontuzje itd. ale nigdy nie było czegoś takiego, że pojawiła się choroba, która mnie totalnie rozwaliła.
– 10 miesięcy przygotowań, to może organizm nie wytrzymał?
– Pewnie tak. Plus "robienie" wagi. Zawsze trzymałem wagę około 104 kg, potem zbijałem te ostatnie kilogramy i zawsze było ok. Tym razem nie było.
– Długo cię trzymała ta choroba?
– Do wtorku. W poniedziałek byłem na jakimś rozruchu, ale nie czułem się dobrze. W środę mieliśmy pierwszy trening medialny. Robiłem wszystko, żeby po mnie nie było widać.
– Jak walka wyglądała z twojej perspektywy? We wspomnianym wywiadzie tuż po pojedynku mówiłeś o ciosie w tył głowy.
– Taka jest prawda, że dostałem cios w tył głowy. Bez dwóch zdań. Ale jakbym był na jego miejscu to pewnie też bym tak zrobił i nie można mieć do niego pretensji. Bardziej zastanawiałem się dlaczego sędzia nie zareagował i dlaczego tak szybko liczył.
– We wtorek przejdziesz operację ręki. Możesz powiedzieć coś więcej?
– Mam problem z kością, a uraz sprawia, że nie mogę w pełni zgiąć tej ręki. Jeśli to robię, to mnie boli, a jak mam jeszcze wracać do boksu, to muszę być sprawny. Szpital Pro-Familia zapewnił mi odpowiednią opiekę medyczną i dobrego specjalistę od artroskopii łokcia, który zoperuje mnie w następny wtorek.
– Kiedy ewentualny powrót do ringu?
– W związku z zabiegiem czeka mnie około dwa miesiące przerwy od treningów bokserskich. Oczywiście będę się ruszał, ale ta ręka musi dojść do pełnej sprawności. Jestem po krótkiej rozmowie z promotorem, umówiliśmy się na spotkanie w Warszawie i na razie ustaliliśmy, że powrót będzie zależał od tego, jak będę czuł się po zabiegu. Mam nadzieję, że uda się wrócić w listopadzie lub grudniu.
– W wadze bridger czy ciężkiej?
– Zobaczymy jakie będą propozycje. Jeśli będzie coś fajnego w wadze bridger to pokuszę się o to.
– Po porażce z Okolie'em dużo osób się od ciebie odwróciło?
– Szczerze mówiąc, nie zauważyłem, by ta porażka jakoś wpłynęła na to. Wszyscy, którzy byli, są ze mną nadal. To pokazuje, że są na dobre i na złe.
– To nie jest częsty obrazek, gdy na gali w Polsce kibice zostają w hali, by podziękować zawodnikowi, który przegrał. Zazwyczaj tuż po nokaucie ludzie wychodzą i 5 minut później hala jest pusta. W twoim przypadku było inaczej.
– Tuż po walce spojrzałem ilu ludzi zostało na trybunach i wokół ringu. Jasne, byłem wściekły, bo przegrałem najważniejszy pojedynek w życiu. Ale nie wyobrażałem sobie, by tak po prostu uciec do szatni. Musiałem im podziękować za wsparcie. Znasz kulisy, jak nie ma kibiców, to nie ma walk. To dla mnie ogromna motywacja, by móc im to wynagrodzić. Życzę każdemu zawodnikowi, by miał taką rzeszę kibiców i dobrych ludzi wokół.
– Po walce dużo usłyszałeś głosów, że powinieneś rozważyć zakończenie kariery?
– Wiesz co... doradzali mi to rodzice.
– Rodzice?
– Tak. Mówili: daj sobie spokój, co miałeś zrobić, zrobiłeś.
– Rozważałeś to?
– Miałem różne przemyślenia. Czy boksować, czy dać sobie spokój? Posiedziałem chwilę w domu i nie wyobrażam sobie tego, by już natychmiast kończyć. Poza tym, nie chciałbym kończyć w taki sposób, po porażce. Wiele razy mówiłem, że zamierzam zajmować się boksem na poważnie do 40-stki.
– A później?
– Później może będę toczyć jeszcze jakieś pojedynki, ale założyłem sobie do 40-stki będą najpoważniejsze wyzwania.
– Na jakie wyzwania liczysz?
– Byłem mistrzem świata, tego tytułu już nikt nie wymaże z historii. Idealnie byłoby jeszcze raz zaatakować. Może inną federację? WBA już sankcjonuje pojedynki w wadze bridger, może będą kolejne federacje. Mam nadzieję, że do końca roku się wszystko wyjaśni, wrócę i po nowym roku wydarzy się coś ciekawego.