{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Goncalo Feio: Nie wierzę w pocałunek śmierci, to mit! Legia ma zdobyć mistrzostwo Polski i grać w pucharach [WYWIAD]
Piotr Kamieniecki /
Legia Warszawa ma jasny cel: mistrzostwo Polski i przejście eliminacji europejskich pucharów. Planujemy kolejne wzmocnienia, ale zależy nam też na graczach z akademii, bo to moje oczko w głowie. Transfery nie będą moim alibi. Już teraz wiem, że Ruben Vinagre ma nieprawdopodobny potencjał – zapowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Goncalo Feio, szkoleniowiec Legii.
Transfer upadł na ostatniej prostej? Szokujące wieści w sprawie piłkarza Legii!
- Legia Warszawa ma jasny cel przed startem nowego sezonu, a wskazuje go trener Goncalo Feio. "Chcemy zdobyć mistrzostwo i awansować do fazy ligowej europejskich pucharów"
- Legia Warszawa pozyskała już latem siedmiu piłkarzy, ale wciąż planuje kolejne transfery. O kogo chodzi?
- Nawet Messi nie miałby zagwarantowanych minut w Legii – przekonuje portugalski szkoleniowiec stołecznego klubu.
- Feio podkreśla rolę akademii Legii przed startem nowych rozgrywek. Portugalczyk nazywa szkółkę i młodzieżowców "oczkiem w głowie"
- Najświeższe informacje o Legii Warszawa i polskim futbolu na TVPSPORT.PL.
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Na jakim etapie jest proces budowy Legii Warszawa?
Goncalo Feio: – To proces, który trwa i się nie kończy. Misją trenera jest praca na żywym organizmie. Zawsze będę chciał więcej. Budowa zespołu nigdy nie będzie zakończona i nie będzie momentu, w którym będę w pełni zadowolony. Jednocześnie przez ostatnie tygodnie zrobiliśmy wiele rzeczy, które trzeba pielęgnować. Nigdy nie jest tak, że nad czymś będzie pracowało się raz i to na zawsze pozostanie. Trzeba o to zadbać. Bardzo ważna jest dla mnie sfera mentalna i w tym aspekcie już sporo jest za nami. Do tego dochodzi kwestia intensywności, odpowiedniej mowy ciała oraz komunikacji. Trzeba też dbać o właściwe podejście do zawodników mających trudniejsze momenty czy kontuzje.
Czytaj też:

Legia Warszawa testuje system... antydronowy. Technologiczna bitwa w PKO BP Ekstraklasie?
Ustaliliśmy pewne podstawowe zasady, które dotyczą drużyny, sztabu i całego klubu. Z każdym piłkarzem pracujemy tak samo i to niezależnie od stanu zdrowia. Gracz z urazem także ma analizę dotyczącą jego pozycji, choć po prostu dzieje się to na przykładzie zawodnika, który pojawił się na boisku. Zawsze możemy jednak pokazać zasady dotyczące naszej gry. Staramy się kompleksowo patrzeć na sytuację, choć kluczowe jest to, by w każdym widzieć najpierw człowieka. Cały sztab uczestniczy w pracy indywidualnej. Trenerzy zostali przydzieleni do konkretnych pozycji.
– Kto za co odpowiada?
– Środkowi obrońcy pracują z Inakim Astizem. Za zawodników występujących w bocznych sektorach odpowiada Maciej Krzymień, za środkowych pomocników Emanuel Ribeiro, a napastnikami zajmuje się Grzegorz Mokry. To będzie się jednak zmieniało, niedługo dokonamy rotacji zadań szkoleniowców. Działamy kompleksowo i chcemy ustalać jasny kierunek komunikacji. Chcemy pozwolić ludziom zrozumieć wizję, na którą stawiamy. Nie tylko chodzi o zrozumienie modelu gry. Patrzymy i chcemy zrozumieć piłkarzy najpierw jako ludzi. To tak samo dotyczy tego, by zawodnik zrozumiał na przykład swoje uczestnictwo w akcji marketingowej, by znał plan na siebie. Tak samo jest w przypadku urazu, kiedy gracz powinien dokładnie znać zamysł na jego leczenie oraz rehabilitację. To wszystko przedstawić może sztab medyczny wraz z Bartoszem Bibrowiczem, szefem działu przygotowania motorycznego.
– Od początku wokół Legii słychać słowa o wypracowaniu odpowiedniego etosu pracy. Jak to dokładnie interpretować?
– Jeśli chce się wygrywać mecze, to trzeba też chcieć zwycięstw na treningach. Od początku przygotowań prowadzimy tabele goli i asyst w trakcie zajęć. Pracujemy na bardzo dużej intensywności. Rywalizacja ma być ciągła i na niej opieramy treningi. Żeby to miało sens, liczymy wszystkie zwycięstwa i porażki w trakcie ćwiczeń. To ma sprawić, by piłkarz grał też mądrze, nie dostawał niepotrzebnych kartek, ale jednocześnie bronił kolegi, gdy przeciwnik go atakuje w trakcie meczu.
Sfera mentalna podlega treningowi i wpływa na jakość. Czasem w lepszych klubach pojawia się myśl, że mamy tyle jakości, że nie trzeba wszystkiego robić na sto procent. Niektórym może się wydawać, że nie stanie się nic, jak raz ktoś nie ruszy do pressingu albo nie odbuduje pozycji. To jednak de facto brak wykonania swojej pracy, bo jest tyle jakości, że ona i tak się obroni. Dlatego trzeba mieć pokorę. Mam dla niej swoją definicję. Chodzi o to, że trzeba wykonać swoje obowiązki, niezależnie od sytuacji i wyniku. Trzeba tak samo przygotowywać się do meczu o dużą stawkę, jak i do sparingu. To dla mnie ciężka praca i wierzę, że w tym aspekcie wiele już zostało zbudowane.
Mocno pracujemy nad DNA drużyny. To buduje relacje i charakter zespołu. Wyjątkowe sezony tworzą wyjątkowe drużyny. Jeżeli w Bayerze Leverkusen nie byłoby wyjątkowych relacji, to na pewno ten zespół nie miałby za sobą takich miesięcy. Trzeba dbać o detale, także pod względem taktyczno-technicznym. W sparingu z Jagiellonią w pełni kontrolowaliśmy przebieg spotkania. Przegraliśmy z Universitateą Craiova czy Pafos, ale rywale praktycznie nie mieli dostępu do naszego pola karnego. W tej chwili Legia ma dwa systemy w obronie i stosuje je bez problemów. Potrafimy wytrzymywać intensywność przez 90 minut.
– Wiele w Legii zależy aktualnie od treningu, ale nadchodzi czas, kiedy drużyna będzie występowała co trzy dni. Czasu na pracę praktycznie nie będzie.
Jesteście na to gotowi?
– Mówi się wówczas o intensywności i o tym, że trudno wszystko łączyć, ale uważam, że to mity. To nie istnieje. Puchary pocałunkiem śmierci? Nie, nie sądzę tak. To utrudnienie dla drużyn, które lubią przygotować się pod każdego przeciwnika. Brakuje objętości treningowej, by to robić. Waga działań taktycznych, praca poza treningiem, jest więc dużo większa. I dlatego długość i rodzaj odpraw oraz sposób, w jaki przygotujemy drużynę na konkretny sparing, też jest specyficzny.
Już w trakcie obozu postawiliśmy na taki rytm meczów, by przypominał nadchodzące tygodnie z grą co trzy dni. Przygotowujemy się do sezonu, który dzielimy na okresy pomiędzy przerwami na zgrupowania kadr. Kluczowe jest zrozumienie każdego zawodnika. Mamy w składzie graczy, którzy są w stanie grać dwa razy w tygodniu i nie obniżać jakości. Ale z naszych danych wynika, że czwarte spotkanie z rzędu zwykle oznacza zjazd – fizyczny lub czysto piłkarski.
– Jak temu zaradzić?
– Są też zawodnicy, u których ten czwarty mecz z rzędu zwiększa ryzyko kontuzji lub u którego gra co trzy dni podwyższa możliwość urazu o 60 procent. Czyli ci piłkarze nie są w stanie wystąpić w każdym meczu po 90 minut, ale mogą już w zestawach po 70, 30 i 90 minut. Jest też grupa zawodników, którzy mogą grać wszystko od deski do deski. I teraz chodzi o to, że wybiegając na murawę co do trzy dni, nie można bazować na przygotowaniu zespołu w mickrocyklu treningowym, bo go nie ma. Grając co trzy dni, trzeba postawić większy akcent na indywidualny rytm piłkarza.
Istotną kwestią jest też świeżość umysłu. Myślę tu o centralnym systemie nerwowym. Ilość emocji czy zmęczenie fizyczne może być z tym związane, a to z kolei ma szansę mieć wpływ na obniżkę poziomu jakości. I to jest wyzwanie. Mając wiele danych o zawodnikach, mamy różne strategie, żeby tym zarządzać choćby poprzez rotacje w składzie. Ważne będzie zarządzaniem stylu gry zespołu. W moim idealnym świecie byłoby to 90 minut pressingu, ale tak nie będzie. Oczywiście nie chodzi o to, że mając odpowiedni wynik, będziemy go tylko bronić. Kluczem jest rozłożenie sił. Jeśli więc prowadzimy 2:0 jak z Jagiellonią i wiemy, że w obronie niskiej pola karnego czujemy się mocni, mamy z tego kontrataki, to czemu z tego nie korzystać? Jeżeli to jest sposób , który oszczędza siły, to czemu tak nie grać? Oczywiście to tylko jeden z przygotowanych wariantów, bo mamy wiele innych. Też potrafimy bronić się z piłką przy nodze. To sposób pozwalający oszczędzać siły fizyczne i mentalne. Jedno to zarządzanie ludźmi, a drugie to zarządzaniem stylem gry z konkretnym scenariuszem.
– Intensywność to klucz do gry Legii Warszawa? Na jakie obroty może wskoczyć stołeczny klub?
– Każda zmiana metodologii sprawia, że pojawia się kwestia adaptacji organizmów zawodników do tego wysiłku. Zawsze pierwszy okres zwiększa możliwość kontuzji. Jest inna intensywność, są też inne bodźce. To są sprawy, które wpływają też na układ nerwowy i mięśnie. Na samym początku mojej pracy stan kadrowy był trudny, a do tego drużyna miała za sobą około 45 meczów. To nie był moment na całkowitą zmianę metod treningowych. Jednocześnie nie jest tak, że wszystko jest całkowicie inne od początku okresu przygotowawczego. To był proces, który zaczął się także w poprzednim sezonie.
Jest czas adaptacji, ale potem nie spodziewamy się wielu kontuzji. Wiem też, że podnosimy intensywność gry Legii. To wynika z naszych danych. Nasz mózg po prostu musi przyzwyczaić się do wykonywania pewnych ruchów, ilości biegania. Każdy ma swój sufit, ale rzadko kiedy piłkarze do niego docierają. Trzeba mieć wyjątkową mentalność, by przebić tę ścianę. Wyjątkowi trenerzy sprawiają, że pomagają graczom, a niektórym po prostu nie przeszkadzają. Wybitni szkoleniowcy sprawiają, że sufit jest przebijany pod kątem taktyki, fizyczności, a także ludzkich zachowań. Boisko ma 105 metrów na 68. Na średnim poziomie gra się na obszarze 60x50 metrów. Na lepszym to już 20x25. Im mniej, tym lepiej. To realny obszar gry fizycznej i taktyczno-technicznej. Chcemy zwiększać jakość i sprawiać, by nie było przeświadczenia, że w Polsce nie da się tego robić.
Trzeba też zauważać, że trwa pewien proces, w którym polska piłka idzie w lepszym kierunku. Nie wierzę, że 40-milionowy kraj w sercu Europy nie ma piłkarzy o możliwościach motoryczno-fizycznych, by grać lepiej. Musimy podwyższyć kulturę piłkarską. Nie płacimy przecież małych pieniędzy. Uważam, że w Polsce są środki, z których można stworzyć dobre projekty. Poziom rywalizacji w PKO BP Ekstraklasie jest wyrównany. Nie ma tu mocarzy jak w lidze greckiej, tureckiej czy czeskiej. Najwięksi i tak muszą walczyć, by wygrać.
– Jak zmieniła się struktura drużyny po odejściu Josue, z którym nie przedłużono kontraktu?
– Josue, ale też Ribeiro, Zyba czy Gil Dias byli zawodnikami, którzy lubili trenować, rywalizować i dostosowali się do wymagań wobec zespołu. Wierzyli w to, co wspólnie robiliśmy. Taktycznie zmieniła się teraz charakterystyka Legii w środku pola. Luquinhas nie zastąpi Josue, ale zdobywaliśmy przestrzeń podaniami, a teraz mamy też możliwość polepszenia gry kombinacyjnej i przedostawania się bliżej bramki rywali poprzez drybling czy prowadzenie piłki.
Możemy wspominać podania Josue z konkretnych meczów. Tak samo jest z zagraniami, które stwarzały sytuacje innymi zawodnikom. Musimy się jednak dostosować i kreować okazje w inny sposób. To swego rodzaju wyzwanie, które jest połączone z dyscypliną taktyczną. Jest sporo nowych twarzy – nie mówię tylko o nowych zawodnikach, ale również rekordowo dużej liczbie młodych piłkarzy z akademii. Wierzę, że wszyscy będą połączeni naszymi wartościami. Chcę, by drużyna miała poczucie, że wpływa też na kierunek, w którym kroczymy. To było też powiązane z zaproponowaniem radzie drużyny, by to wszyscy wybrali kapitana. Mogłem to zrobić ja, ale jednogłośnie zgodzono się na demokratyczne głosowanie. W wyborach uczestniczyli piłkarze i członkowie sztabu.
– Artur Jędrzejczyk został nowym kapitanem, ale kto jeszcze znalazł się w radzie drużyny?
– Kapitanem jest Jędrzejczyk, a w rolę jego zastępców wcielają się Kapustka oraz Augustyniak. Do tego dochodzą Tomas Pekhart czy Paweł Wszołek, który był tuż za podium i można go śmiało uznawać za jednego z kapitanów. Opaska to jedno, ale kluczem jest też to, by być liderem. Dodatkowo w radzie są także Pekhart, Gual, Elitim, Pankow. Najprawdopodobniej będzie też reprezentant grupy francuskojęzycznej, tak by wszyscy zawodnicy mieli swojego reprezentanta.
Rozmawiałem o wyborze kapitana z wieloma zawodnikami. Wszyscy mówili, że ten powinien być Polakiem lub przynajmniej w pełni porozumiewać się w naszym języku. Do tego dochodziła kwestia doświadczenia i statusu w drużynie. Pamiętajmy, że obecnie tylko zawodnik z opaską może rozmawiać z sędzią.
– Jakie są cele Legii na rynku transferowym? Jest siedmiu nowych zawodników, ale wiele wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec. Sytuacja kadrowa jest zadowalająca?
– Gdybyśmy mieli grać w PKO BP Ekstraklasie i Pucharze Polski, to obecna kadra oraz posiłki z akademii byłyby wystarczające. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że chcemy też zrobić coś w Europie. To sprawia, że potrzeba jeszcze kogoś. Potem kluczowe będą mądre decyzje dotyczące zawodników. Jeszcze kilka dni temu powiedziałbym, że mamy trzy formacje i do każdej mógłby się pojawić nowy gracz. Ostatnio dołączył do nas jednak Sergio Barcia, więc defensywę mamy już skompletowaną.
– Jak wygląda pana rola w procesie decyzyjnym przy transferach?
– Jestem w ciągłym kontakcie z Jackiem Zielińskim i Radosławem Mozyrko. Bywa, że sam zaproponuję jakiegoś piłkarza, ale zależy mi wtedy na opiniach i analizie skautingu czy dyrektora sportowego. Chcę jednogłośności w kwestii nowych zawodników. Jeżeli ktoś byłby przeciw to taki gracz raczej nie pojawiłby się w Legii. Mamy do siebie zaufanie i doceniam pracę w kwestii sprawdzania charakterystyki i wyobrażenia, jak dany piłkarz może zostać wkomponowany do drużyny.
Bywa tak, że piłkarz ma wielki potencjał, ale w danym systemie trudno go wkomponować. To byłoby tym większe wyzwanie w momencie, kiedy mało się trenuje, a gra co trzy dni. Na pewno transfery nie będą moją wymówką, bo mam wszystkie narzędzia do pracy.
– Który z dotychczasowych nabytków był zaproponowany przez pana?
– Kiedy pojawiłem się w Legii, rozmowy z Luquinhasem były na zaawansowanym poziomie. Claude Goncalves miał już za to podpisany kontrakt. Chodyna? To była propozycja sztabu, za którą był też Jacek Zieliński. Zależy nam na odpowiedniej liczbie Polaków w drużynie. Walory finansowe były na tyle przystępne, że mogliśmy przeprowadzić ten transfer. To pracowity zawodnik, który pasuje też do naszej szatni.
Nsame to piłkarz, którym Legia interesowała się już w przeszłości, ale dopiero teraz – przy dużym wysiłku wszystkich stron – był dostępny i możliwy do sprowadzenia. Vinagre wyszedł nieco ode mnie, jednak cały proces negocjacyjny prowadzili potem Radem i Jacek. Moim pomysłem nie był Mendes Dudziński, ale kontaktowali się ze mną przedstawiciele Benfiki i pytali, jaki mamy na niego plan. Każdy piłkarz trafiający do Legii odbywa ze mną rozmowę. Tak samo było z wypożyczonymi Strzałkiem czy Majchrzakiem. To ważne, bo można jasno komunikować oczekiwania. Piłkarze też mogą je mieć. Dzięki temu da się potem wprost powiedzieć, że zgodziliśmy się na określone rzeczy. Piłkarz jest najważniejszy dla klubu piłkarskiego, zawsze muszę mieć dla niego czas.
– Duże zainteresowanie budzi transfer Rubena Vinagre. Ile czasu może zająć doprowadzenie go do optymalnej dyspozycji?
– Nie martwię się o jego aspekty fizyczne. Kluczowe jest odpowiednie wprowadzanie zawodnika. Nie rozpoczął treningów ze Sportingiem, bo był już w podróży. Pracował indywidualnie, ale mimo wszystko to trochę inny sport. To piłkarz, który ma nieprawdopodobny potencjał. Nie jestem fanem słowa "szczęście", ale trochę mu go brakowało. W piłce czasami pojawiają się trudne scenariusze, a Vinagre znalazł się w Lizbonie, kiedy nagle z akademii wyskoczył Nuno Mendes. Jego jakość dało się zobaczyć w trakcie Euro.
Przed meczem z Jagiellonią prosiłem Rubena, by grał spokojnie, pozycyjnie. Mimo wszystko i tak kilka razy decydował się na zrywy. On inaczej nie potrafi! To gracz znający wysoką intensywność i to od razu widać. Na pierwszym treningu "zrobił" rekord w zakresie HRS-u, biegów z wysoką prędkością. Wystarcza mu jedna odprawa i... praktycznie wszystko wie. Vinagre doskonale zna system z trzema stoperami, bo w Sportingu pracował z Rubenem Amorimem, a to najlepszy trener w kraju, jeśli chodzi o to ustawienie. Grał też pod wodzą Nuno Espirito Santo w Wolverhampton i tam było tak samo. Dopytuje tylko o konkretne możliwości i zadania, ale doskonale wie, co ma robić.
– Mimo wszystko pojawia się pytanie, jaki może być haczyk, że piłkarz z takim życiorysem wybrał Polskę. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich ruchów.
– Trafił do Legii, bo bardzo chciał grać w tym klubie. Zrezygnował z większych pieniędzy, by występować w Warszawie. Uwierzył w nasz projekt. Zainteresowanie wykazywał szereg klubów, była opcja gry w Serie A czy Panathinaikosie, ale jednak chciał zagrać w Legii. Ma motywację oraz chęci do pracy i rozwoju. Dodatkowo ostatnio został ojcem.
Zawsze pojawiają się rzeczy, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni. Dochodzi jednak do zmian, klub się rozwija. A czy wszyscy są przyzwyczajeni do szybkiego kompletowania transferów i jedenastu adeptów akademii na treningach? Młodzi w dodatku nie byli z boku, a czynnie brali udział w treningach i meczach. Czasami finanse nie są naszą największą przewagą, ale Legia ma też inne atuty. Rozwój zawodników i sposób ich traktowania, uczciwość – to wszystko też ma znaczenie dla piłkarzy.
– Porozmawiajmy o konkretnych zawodnikach. Kacper Tobiasz to piłkarz, który potrzebował swego rodzaju odbudowy?
– Uważam, że to chłopak, którego kibice Legii wręcz kochają. Jest z Warszawy i kiedy mieliśmy ostatnio spotkanie z kibicami, to jego nazwisko było głośno skandowane. Miał za sobą bardzo dobry pierwszy sezon i musiał zmierzyć się z pewnymi nowymi wyzwaniami. Sądzę, że nauczył się też tym zarządzać. To bramkarz, który obecnie dobrze wygląda na boisku i potwierdził to choćby w sparingu z Jagiellonią.
Czytaj też:
Legia Warszawa zmienia swoje oblicze. Wojskowi będą jak reprezentacja Austrii na Euro 2024?
Za mojej kadencji wrócił do składu przy okazji spotkania z Lechem i nie można mieć do niego pretensji od tamtego czasu. Uznałem wtedy, że potrzebujemy zmiany, a mieliśmy bramkarza, który pokazywał gotowość i dobrą formę. Fakt jest też taki, że Dominik czuł dyskomfort, grając z poturbowanymi żebrami. Znając mentalność Kacpra, uznałem, że będzie dobrym wyborem, by wystąpił przy Bułgarskiej, na gorącym terenie. Na pewno ma też potencjał sprzedażowy, można w jego kontekście myśleć o przyszłości klubu.
– Grupa bramkarzy jest duża. Stawiam, że Tobiasz zacznie sezon jako pierwszy bramkarz. Odejść ma za to Dominik Hładun. Jakie jest pana spojrzenie na wszystkich golkiperów?
– To taka pozycja, na której można wystawić tylko jednego piłkarza i zawsze obowiązuje hierarchiczność. Chcieliśmy każdemu zawodnikowi dać tyle samo czasu, by mógł się zaprezentować i żeby wszyscy byli traktowani sprawiedliwie. To grupa ambitnych graczy, wszyscy chcieliby grać. Do końca przygotowań trwała rywalizacja. Każdy z nich ma potencjał. Doszedł też Marcel Mendes-Dudziński. To, co pokazywał na treningach czy w sparingach jest optymistyczne.
Mówiłem już, a przecież Gabriel Kobylak prezentował się naprawdę dobrze. Dodatkowo pamiętam o tym, że mamy też innych bramkarzy z dużym potencjałem. W tym gronie są przecież Banasik czy Zieliński, a wypożyczony jest Kikolski. Dominik Hładun odejdzie, ponieważ chce grać – szanuję taką postawę, to świetny chłopak. Jestem zadowolony z poziomu bramkarzy, mamy duży potencjał. Nie tylko na tu i teraz, ale również sprzedażowy i przyszłościowy.
– Igor Strzałek jest określany jako piłkarz z potencjałem, teraz dostanie kolejną szansę? Ostatnią rundę spędził na wypożyczeniu w Stali Mielec.
– To bardzo utalentowany zawodnik. Nikt nie ma co do tego wątpliwości. Kluczowa jest intensywność, trafianie w odpowiedni moment. Musi dobrze gospodarować siłami, biegać na wysokiej intensywności właśnie wtedy, kiedy trzeba. Dużo od niego oczekuję, bo ma rezerwy, które będziemy wydobywali. Trzeba go nieco wyciągnąć ze strefy komfortu i to staram się robić, ponieważ wierzę w niego. Świetnie gra z piłką na małej przestrzeni. Pracujemy, aby stał się bardziej kompletnym zawodnikiem, mogącym stanowić siłę zespołu w trakcie różnych scenariuszy gry. Intensywność pojedynków to kwestia, która tyczy się całych drużyn.
– Od dłuższego czasu wiele dyskusji wśród kibiców budzi Maciej Rosołek. Jak pan patrzy na jego przyszłość?
– Rosołek jest napastnikiem i potrzebuje goli. Na pewno pomógł mu gol z rzutu karnego w Mielcu, kiedy Josue oddał mu piłkę. Maciek jest piłkarzem, który ma nieprawdopodobną umiejętność rywalizowania. Nie jest ważne czy gra, czy nie, ale zawsze tak samo pracuje. Dobrze atakuje przestrzeń, potrafi chronić piłkę i jest niezły w polu karnym.
Czytaj też:
Kacper Chodyna będzie przyszłym reprezentantem Polski? "Transfer do Legii to ruch w kierunku kadry" [WYWIAD]
To nie jest przypadek, że stawiają na niego kolejni trenerzy. Istotny jest też fakt, że jest praktycznie zawsze dostępny. Nie ma kontuzji, jest gotowy do rywalizacji. Zobaczymy, jak potoczy się jego przyszłość. Gra przy Łazienkowskiej zawsze oferuje coś ekstra – jak walka o mistrzostwo Polski czy europejskie puchary. On mimo krytyki chce być piłkarzem Legii i to jest coś pięknego. Obowiązkiem trenera bywa, żeby pomagać zawodnikom wybierać najlepszą ścieżkę kariery i dzięki szczerej komunikacji z Rosołkiem, myślę, że mu w tym pomogę.
– Jakie szanse na grę ma młodzież? Na zgrupowaniu było jedenastu adeptów stołecznej akademii. To grupa z potencjałem na występy w pierwszym zespole już w rundzie jesiennej?
– Sam się wywodzę z akademii i przyznaję, że to swego rodzaju oczko w mojej głowie. To projekt, w którym musimy uczestniczyć wszyscy. Także ja, jako pierwszy trener, ale też klub, drużyna i inni zawodnicy. Chcę wspomagać rozwój juniorów. Dla nas wszystkich zwycięstwem i powodem do dumy będzie regularna gra tych młodzieżowców. Nie będzie jednak tak, że z góry coś obiecamy.
Nawet gdyby Messi miał pojawić się w Legii, to też nie miałby zagwarantowanych minut na boisku. Nie będziemy tego obiecywali i nie ma od tego odstępstw. Będziesz lepszy, wtedy będziesz grał. To moja filozofia. Mogę za to zapewnić, że mamy listę graczy, na której są nawet piłkarze z rocznika 2008. To grono, które chcemy rozwijać i patrzeć na nie w kontekście pierwszej drużyny. Zależy mi, żeby akademia była jak najbliżej nas. Cieszę się, że ci młodzi zawodnicy chcą tu być.
– Stałe fragmenty gry staną się bronią Legii w przyszłym sezonie?
– Mam taką nadzieję. W meczach kontrolnych zdobyliśmy w ten sposób pięć bramek. Tworzymy różne scenariusze dotyczące rzutów wolnych z różnych dystansów, rzutów rożnych, ale także wrzutów z autu, a nawet "piątek". Na pewno poświęcamy na to sporo czasu. Znam te elementy gry, bo zajmowałem się nimi w Wiśle, Grecji i Rakowie. W Motorze sam je robiłem. W przeszłości zawsze byliśmy najlepszą drużyną w tym aspekcie i chciałbym, by tak samo było z Legią.
Za defensywne stałe fragmenty odpowiadał i nadal odpowiada Astiz. To wszystko było niezłe. Dodaliśmy kilka zasad, lekko zmieniliśmy ustawienie, by była gotowość zdobycia drugiej piłki. W ataku postawiliśmy na reguły, które mogą zwiększać szanse na gola. To ważna faza gry.
– Obserwując okres przygotowawczy, trudno było nie zauważyć, że trwa praca nad mentalnością zawodników. Nawet w sparingach, gdy Legia prowadziła, gracze mogli usłyszeć uwagi, że przegrali pojedynek czy stracili piłkę. Można mieć wrażenie, że to celowe nakładanie dodatkowej presji.
– Na początku pracy w Legii spytałem, jak długo muszę tu być, by zostać trenerem z najdłuższym stażem. Muszę wygrywać, to recepta na takie osiągnięcie. Nie boję się odpowiedzialności, za to żyję z przekonaniem, że każdego dnia muszę wyciągać maksimum. Chcę wygrywać. Doprowadzałem już do sukcesów i byłem ich częścią w sztabach w przeszłości. Dla mnie cel jest prosty: mamy zostać mistrzami Polski i awansować do fazy ligowej w europejskich pucharach. Musimy skorzystać z faktu, że będziemy rozstawieni we wszystkich rundach. Chciałbym też, by na początku przyszłego roku Ekstraklasa nie była naszym jedynym zmartwieniem, ale wszystko trzeba robić krok po kroku. Wierzę, że to może być dla nas wyjątkowy sezon. Wszyscy się poświęcają, bo chcą razem z zespołem zdobyć tytuł. To widać u wszystkich w klubie, od pracownika po zarząd.
– Jeśli coś nie pójdzie, to szybko może pojawić się hasło, że w Legii są syte koty.
– W Legii piłkarze są głodni sukcesów i tytułów. Klub czeka na to trzy lata. Jest chęć poświęcenia się naszej idei. To wyzwanie, by ciągle wyzwalać w zawodnikach chęci i sprawiać, że nikt nie schowa się w trudnym momencie. To nie jest tenis, MMA czy inny sport indywidualny, gdzie wszystko zależy od jednego zawodnika. Zespołowość sprawia, że szkoleniowiec ma wyzwanie i musi wytworzyć środowisko wysokiej jakości.
W sportach zespołowych trzeba wszystko dostosować – technikę, mentalność, fizyczność, szybkość. Do tego dochodzi kwestia całościowego złożenia. To jest dużym wyzwaniem, bo musisz wychować i inspirować ludzi. Jestem perfekcjonistą, to czasem bywa trudne. Zwracam uwagę na rzeczy, których inni nawet nie zauważą. Najważniejsze jednak, by wytwarzać zawodnikom środowisko, w którym zawsze dostaną pomoc. Dużo wymagam, ale też ze swojej strony chce dać każdej osobie, z którą pracuję, maksymalne wsparcie, może ona liczyć na moją pomoc.
Piłkarz w Legii otrzymuje wielkie wsparcie. Nikt nie czeka na fizjoterapeutę, bo w dni regeneracyjne tych jest nawet jedenastu. Gdzie tak jest w innym miejscu? Każdy w klubie poświęca się w stu procentach. Wsparcie taktyczne w naszym przypadku to niemal uniwersytet futbolu. W Legii potrzebny jest wysoki poziom. Wymagania są każdego dnia, łączę to z rywalizacją, która jest dla mnie kluczowa. Musimy wiedzieć, że to jest Legia i dać jej odpowiednią jakość.
– A może zbyt wysokie wymagania wpędzały pana w kłopoty?
– Wiem, że to też nawiązanie do czasów Motoru Lublin, ale pewnie bez tego perfekcjonizmu nie byłoby awansu do PKO BP Ekstraklasy. Nie potrzebowałem na to wielu sezonów, nie musiałem wymienić kadry zespołu. Robiłem to z tymi samymi ludźmi, tylko dodając do nich nowych piłkarzy, bo jestem trenerem, a nie selekcjonerem. Wyniosłem Motor na wyższy poziom i teraz wierzę, że zrobię to w Legii. Na razie idziemy w dobrym kierunku. Jednocześnie przede wszystkim służę klubowi, w którym pracuję. Skupiam się na rozwoju zawodników. Wierzę, że potrafię wprowadzać drużyny i graczy na wyższy poziom. Przede wszystkim zależy mi na tym, żeby każdy, kto ze mną pracował – piłkarz, członek sztabu, dziennikarz – czuł się nieco lepszym, niż wcześniej.
– Goncalo Feio jest pracoholikiem?
– To pytanie najlepiej zadać ludziom, którzy ze mną współpracują. Oni najlepiej ze wszystkich wiedzą, jakim jestem człowiekiem. Pracoholizm? Trochę na pewno, ale też pasjonat. Jak możesz robić w życiu to, co lubisz, stajesz się szczęściarzem. Nigdy nie wiesz, jak długo będziesz miał tę szansę. Jak kiedyś się obudzę i nie będę miał już pragnienia bycia najlepszym trenerem, to dam sobie spokój.
Czytaj więcej o przygotowaniach Legii Warszawa:
– Zarabiał, zbierając... kasztany. Zdecydował się na transfer, by trafić do reprezentacji Polski
– Kadrowicz zmieni klub? Zapadła decyzja w sprawie przyszłości
– "Nigdy nie będę zadowolony". Mocne słowa w obozie Legii Warszawa
– Zaskakujący transfer z Portugalii. To piłkarz z wielkiego klubu!
– Portugalczyk z Legii znalazł klub. Zaskakująca decyzja!